icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Wiśniewski: Definicja prosumenta jest przedmiotem manimulacji i dezinformacji

KOMENTARZ

Grzegorz Wiśniewski

Prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej

Ani w Prawie energetycznym ani w uchwalonej w Sejmie i zmienionej w Senacie ustawie o odnawialnych źródłach energii nie ma definicji prosumenta. Fakt ten służy przeciwnikom prosumeryzmu do forsowania definicji na własny użytek i dzielenia prosumentów na tych „dobrych” (powolnych monopolowi energetycznemu) i tych „złych” (zgodnie z powszechną definicją – aktywnych konsumentów poszukujących miejsca na rynku energii).

W debacie o ustawie o OZE w negatywnemu znakowaniu („labeling”) i wartościowaniu prosumentów wg tylko sobie znanych kryteriów przewodzi od dwu lat pan poseł Andrzej Czerwiński – Przewodniczący Komisji Nadzwyczajnej ds. Energetyki i Surowców Energetycznych. Prosumentom odmawia się prawa do sprawiedliwej zapłaty za energię sprzedawaną do sieci, zachęcając do jałmużny na rzecz państwa i monopolu energetycznego. Jeszcze dalej idzie największy krajowy lobbysta energetyki korporacyjnej – Polski Komitet Energii Elektrycznej (PKEE), który dzieli prosumentów na „prawdziwych”, dobrych, tzn. takich którzy są pożyteczni dla korporacji i na tych pozostałych, którzy – jak miał mawiać jeden z amerykańskich generałów o Indianach – są dobrzy tylko wtedy gdy są martwi, czyli wtedy gdy ich nie ma. W przesłanym wczoraj do wszystkich posłów apelu, już bez ogródek, a tym bardziej próby uzasadnienia zmanipulowanej definicji prosumenta, PKEE zwalcza rodzący się zarodek konkurencji na rynku energii pisząc tak:

Polski Komitet Energii Elektrycznej (PKEE) apeluje do Posłów na Sejm RP o przyjęcie senackich poprawek dotyczących wsparcia prosumentów.
W dniu 7 lutego 2015 r. Senat przyjął poprawki do ustawy o odnawialnych źródłach energii dotyczące wprowadzenia cen gwarantowanych dla wytwórców energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii (OZE) o mocy zainstalowanej do 10 kW (art. 41 projektu ustawy).
Sejm ma się do nich odnieść podczas posiedzenia w dniu 19 lutego.
PKEE apeluje o przyjęcie poprawek Senatu*, które pozwalają m.in. na:
– Wsparcie prawdziwych prosumentów, czyli osób produkujących energię elektryczną na własne potrzeby, a nie dla zysku kosztem innych odbiorców energii
– Obniżenie kosztów dla wszystkich odbiorców energii – poprzez zmniejszenie wysokości dopłat, które są przenoszone w całości na wszystkich odbiorców końcowych energii elektrycznej
– Racjonalizację poziomu dopłat do poziomu przysługującemu wszystkim innym technologiom odnawialnym – poprzez ich obniżenie do ok. 400 zł/MWh (w stosunku do proponowanych przez mniejszość sejmową 750 zł/MWh)
– Faktyczne wsparcie dla małych prosumentów – poprzez ograniczenie dostępności taryfy gwarantowanych tylko dla instalacji przyłączonych do sieci najniższych napięć, czyli rzeczywiście tam, gdzie są prawdziwi prosumenci – odbiorcy
– Racjonalizację wydatkowania funduszy publicznych – poprzez zakaz łączenia wsparcia inwestycyjnego z operacyjnym
*poprawki nr 3, 5, 6, 8, 11, 13, 51, 85, 90 z druku sejmowego nr 3137

Powyższe tezy są wygłaszane w duchu szczególnej troski o pasywnego jedynie i posłusznego systemowi konsumenta energii (co samo w sobie jest zaprzeczeniem idei prosumenta), a w istocie służą dezinformacji posłów w oparciu o zawłaszczoną i zniekształconą definicją prosumenta oraz służą jako manipulacja opinią publiczną i konsumentami energii w celu ich przekonania do tego aby albo nie inwestowali w mikroinstalacje OZE, albo inwestowali tak, aby potem być zmuszonymi dopłacać i wykonywać pracę, za którą nie otrzymają wynagrodzenia. A wszystko to tylko po to aby wytworzona przez gospodarstwa domowe wartość dodana trafiła do korporacji energetycznych. Nie oznacza to bynajmniej, że dzięki ekonomicznemu wykorzystywaniu prosumentów i ich rodzin w efekcie obniżenia kosztów dostawy energii w całym systemie, korporacje obniżają cenę na energię elektryczną. Mechanizm tworzenia łatwego i jednocześnie ukrytego przed opinią publiczną zysku warto opisać na przykładach.

Ustawa o OZE miast kreować aktywnego konsumenta, czyli prosumenta, uczyniła z niego nieświadomego sponsora swojego dostawcy energii, któremu prosument za bezcen ma oddawać nadwyżki energii oraz podatnika z domiarem. Łatwo tę tezę potwierdzić odwołując się do znowelizowanego w 2013 roku Prawa energetycznego (Pe), które stało się też niestety kanwą prac nad projektem ustawy o OZE. W myśl Pe prosument może sprzedawać energię do sieci po cenie 0,14 zł/kWh (80% ceny hurtowej z roku poprzedniego), która stanowi zaledwie 43% ceny, po jakiej zmuszony jest kupować samą energię (bez kosztów dostawy) z sieci. Różnica (0,19 zł/kWh) jest w 2/3 dofinansowaniem dostawców energii i w 1/3 przychodem budżetu państwa. O rachunek kosztów po stronie prosumenta ustawodawca się nie zamartwił.

Uchwalona przez Senat, pod wpływem argumentacji posła Czerwińskiego oraz prezesa Polskiej Grupy Energetycznej pana Marka Woszczyka, tzw. „senacka poprawka prosumencka”, opiera się na tym samym mechanizmie, jest tylko pozornym ustępstwem wobec opinii publicznej w obliczu rażącej niesprawiedliwości, ale bez naruszania istoty interesów uprzywilejowanej części rynku (korporacyjnych dostawców energii). Poprawka senacka nawiązuje wprost do Pe zarówno od strony przyjętej definicji i „zasady” prosumenta (ma mu się nie opłacać), jak i do mechanizmu ustalania ceny energii z mikroinstalacji w postaci arbitralnie ustalonego mnożnika o wartości 2,1 (210% ceny hurtowej), która także i tym razem, tak jak i definicja prosumenta, nigdy w procesie legislacyjnym nie była uzasadniona.

Powyższy mnożnik o wartości 2.1 oznacza, że prosument sprzeda w 2016 roku energię po cenie ok. 0,4 zł kWh. Jest to stawka która go rujnuje ekonomicznie, ale jest to też ok. 50-60 proc. pełnych kosztów za dostawę energii dla najmniejszych prosumentów. Powstaje pytanie co się dzieje z pozostałą częścią 40-50 proc. kosztów. Znając mechanizm leżący u niejasnych podstaw tworzenia prawa prosumenckiego w Polsce, łatwo się domyśleć że jest tu ukryta nadwyżka dla korporacji. Korporacje (operator sieci i spółka obrotu w jednym) widzą tanią energię prosumencką jako towar gotowy do dostarczenia sąsiedniemu klientowi, od którego pobierze stosowna należność, którego wartość jest pomniejszona co najmniej o koszt różnicy bilansowej, która się nie odłoży na sieci w związku z brakiem przepływu (braku strat energii) oraz odłożenia w czasie inwestycji w podsystem wytwórczy, przesyłowy, a zwłaszcza dystrybucyjny. Prosty rachunek z pozycji korporacji prowadzi do wniosku, że pełny koszt dostarczenia energii do jaj nabywcy na taryfie G11 (taryfa mikroprosumentów) to ok. 0,61-0,62 zł/kWh (bez kosztów podatkowych dostawy energii), ale już z uwzględnieniem unikniętych strat i dodatkowych korzyści dla korporacji, lokalna energia prosumencka jest warta ok. 0,63-0,64 zł/kWh. Oznacza to, że po pierwsze senacka poprawka prosumencka, za której przyjęciem lobbuje PKEE, pozwala na zarobienie na każdej kWh wyprodukowanej w gospodarstwie domowym ponad 0,2-0,25 zł/kWh jako różnicę pomiędzy realną wartością energii prosumenckiej (0,63 zł/kWh) a ceną płaconą „na zaciskach” prosumentowi (ok. 04 zł/kWh).

Za wszystko i tak zapłaci zwykły konsument energii, bo w/w łatwy korporacyjny zarobek nie przełoży się na korektę taryf. Wręcz przeciwnie, mechanizm „opłaty OZE” w ustawie o OZE spowoduje zagarnięcie tej nadwyżki przez korporację z góry, zanim nawet prosument zacznie produkować energię. Różnica pomiędzy poprawka prosumencką Sejmu (autorstwa posła Bramory) i Senatu (argumentacja posła Czerwińskiego i PGE) polega na tym, że przy początkowo tych samych kosztach po stronie konsumenta, wartość dodatnia w ramach poprawki sejmowej trafi do 200 tys. zwykłych polskich rodzin, w szczególności tych biedniejszych i koszt ten dla zwykłego konsumenta będzie szybko spadał, a w ramach poprawki senackiej całość nadwyżki trafi do 4-5 korporacji (ok. 80 tys. stosunkowo dobrze płatnych pracowników, choć zyski niekoniecznie do nich wszystkich trafią), a koszt dla konsumenta będzie rósł w nieskończoność. Poprawka senacka nie ma bowiem wbudowanego mechanizmu obniżenia kosztów poprzez inwestycje prosumenckie. Przyznaje to pośrednio PGE we wczorajszej informacji prasowej (źródło: Gazeta Wyborcza), pisząc, że przyczyną spadku cen na energię w ub. roku w krajach UE był wzrost produkcji energii ze źródeł wiatrowych i fotowoltaicznych, co przy ponownym wzroście średnich cen za energię na rynku krajowym spowodowało, że rodzimy rynek na tle rynków zagranicznych stał się najdroższy. PKEE nie jest z pewnością zainteresowany „obniżeniem kosztów dla wszystkie odbiorców energii” tak jak pisze do posłów

Manipulowanie definicją prosumenta służy forsowaniu i ukryciu łatwych zysków dla korporacji kosztom zwykłych obywateli i całej gospodarki.

KOMENTARZ

Grzegorz Wiśniewski

Prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej

Ani w Prawie energetycznym ani w uchwalonej w Sejmie i zmienionej w Senacie ustawie o odnawialnych źródłach energii nie ma definicji prosumenta. Fakt ten służy przeciwnikom prosumeryzmu do forsowania definicji na własny użytek i dzielenia prosumentów na tych „dobrych” (powolnych monopolowi energetycznemu) i tych „złych” (zgodnie z powszechną definicją – aktywnych konsumentów poszukujących miejsca na rynku energii).

W debacie o ustawie o OZE w negatywnemu znakowaniu („labeling”) i wartościowaniu prosumentów wg tylko sobie znanych kryteriów przewodzi od dwu lat pan poseł Andrzej Czerwiński – Przewodniczący Komisji Nadzwyczajnej ds. Energetyki i Surowców Energetycznych. Prosumentom odmawia się prawa do sprawiedliwej zapłaty za energię sprzedawaną do sieci, zachęcając do jałmużny na rzecz państwa i monopolu energetycznego. Jeszcze dalej idzie największy krajowy lobbysta energetyki korporacyjnej – Polski Komitet Energii Elektrycznej (PKEE), który dzieli prosumentów na „prawdziwych”, dobrych, tzn. takich którzy są pożyteczni dla korporacji i na tych pozostałych, którzy – jak miał mawiać jeden z amerykańskich generałów o Indianach – są dobrzy tylko wtedy gdy są martwi, czyli wtedy gdy ich nie ma. W przesłanym wczoraj do wszystkich posłów apelu, już bez ogródek, a tym bardziej próby uzasadnienia zmanipulowanej definicji prosumenta, PKEE zwalcza rodzący się zarodek konkurencji na rynku energii pisząc tak:

Polski Komitet Energii Elektrycznej (PKEE) apeluje do Posłów na Sejm RP o przyjęcie senackich poprawek dotyczących wsparcia prosumentów.
W dniu 7 lutego 2015 r. Senat przyjął poprawki do ustawy o odnawialnych źródłach energii dotyczące wprowadzenia cen gwarantowanych dla wytwórców energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii (OZE) o mocy zainstalowanej do 10 kW (art. 41 projektu ustawy).
Sejm ma się do nich odnieść podczas posiedzenia w dniu 19 lutego.
PKEE apeluje o przyjęcie poprawek Senatu*, które pozwalają m.in. na:
– Wsparcie prawdziwych prosumentów, czyli osób produkujących energię elektryczną na własne potrzeby, a nie dla zysku kosztem innych odbiorców energii
– Obniżenie kosztów dla wszystkich odbiorców energii – poprzez zmniejszenie wysokości dopłat, które są przenoszone w całości na wszystkich odbiorców końcowych energii elektrycznej
– Racjonalizację poziomu dopłat do poziomu przysługującemu wszystkim innym technologiom odnawialnym – poprzez ich obniżenie do ok. 400 zł/MWh (w stosunku do proponowanych przez mniejszość sejmową 750 zł/MWh)
– Faktyczne wsparcie dla małych prosumentów – poprzez ograniczenie dostępności taryfy gwarantowanych tylko dla instalacji przyłączonych do sieci najniższych napięć, czyli rzeczywiście tam, gdzie są prawdziwi prosumenci – odbiorcy
– Racjonalizację wydatkowania funduszy publicznych – poprzez zakaz łączenia wsparcia inwestycyjnego z operacyjnym
*poprawki nr 3, 5, 6, 8, 11, 13, 51, 85, 90 z druku sejmowego nr 3137

Powyższe tezy są wygłaszane w duchu szczególnej troski o pasywnego jedynie i posłusznego systemowi konsumenta energii (co samo w sobie jest zaprzeczeniem idei prosumenta), a w istocie służą dezinformacji posłów w oparciu o zawłaszczoną i zniekształconą definicją prosumenta oraz służą jako manipulacja opinią publiczną i konsumentami energii w celu ich przekonania do tego aby albo nie inwestowali w mikroinstalacje OZE, albo inwestowali tak, aby potem być zmuszonymi dopłacać i wykonywać pracę, za którą nie otrzymają wynagrodzenia. A wszystko to tylko po to aby wytworzona przez gospodarstwa domowe wartość dodana trafiła do korporacji energetycznych. Nie oznacza to bynajmniej, że dzięki ekonomicznemu wykorzystywaniu prosumentów i ich rodzin w efekcie obniżenia kosztów dostawy energii w całym systemie, korporacje obniżają cenę na energię elektryczną. Mechanizm tworzenia łatwego i jednocześnie ukrytego przed opinią publiczną zysku warto opisać na przykładach.

Ustawa o OZE miast kreować aktywnego konsumenta, czyli prosumenta, uczyniła z niego nieświadomego sponsora swojego dostawcy energii, któremu prosument za bezcen ma oddawać nadwyżki energii oraz podatnika z domiarem. Łatwo tę tezę potwierdzić odwołując się do znowelizowanego w 2013 roku Prawa energetycznego (Pe), które stało się też niestety kanwą prac nad projektem ustawy o OZE. W myśl Pe prosument może sprzedawać energię do sieci po cenie 0,14 zł/kWh (80% ceny hurtowej z roku poprzedniego), która stanowi zaledwie 43% ceny, po jakiej zmuszony jest kupować samą energię (bez kosztów dostawy) z sieci. Różnica (0,19 zł/kWh) jest w 2/3 dofinansowaniem dostawców energii i w 1/3 przychodem budżetu państwa. O rachunek kosztów po stronie prosumenta ustawodawca się nie zamartwił.

Uchwalona przez Senat, pod wpływem argumentacji posła Czerwińskiego oraz prezesa Polskiej Grupy Energetycznej pana Marka Woszczyka, tzw. „senacka poprawka prosumencka”, opiera się na tym samym mechanizmie, jest tylko pozornym ustępstwem wobec opinii publicznej w obliczu rażącej niesprawiedliwości, ale bez naruszania istoty interesów uprzywilejowanej części rynku (korporacyjnych dostawców energii). Poprawka senacka nawiązuje wprost do Pe zarówno od strony przyjętej definicji i „zasady” prosumenta (ma mu się nie opłacać), jak i do mechanizmu ustalania ceny energii z mikroinstalacji w postaci arbitralnie ustalonego mnożnika o wartości 2,1 (210% ceny hurtowej), która także i tym razem, tak jak i definicja prosumenta, nigdy w procesie legislacyjnym nie była uzasadniona.

Powyższy mnożnik o wartości 2.1 oznacza, że prosument sprzeda w 2016 roku energię po cenie ok. 0,4 zł kWh. Jest to stawka która go rujnuje ekonomicznie, ale jest to też ok. 50-60 proc. pełnych kosztów za dostawę energii dla najmniejszych prosumentów. Powstaje pytanie co się dzieje z pozostałą częścią 40-50 proc. kosztów. Znając mechanizm leżący u niejasnych podstaw tworzenia prawa prosumenckiego w Polsce, łatwo się domyśleć że jest tu ukryta nadwyżka dla korporacji. Korporacje (operator sieci i spółka obrotu w jednym) widzą tanią energię prosumencką jako towar gotowy do dostarczenia sąsiedniemu klientowi, od którego pobierze stosowna należność, którego wartość jest pomniejszona co najmniej o koszt różnicy bilansowej, która się nie odłoży na sieci w związku z brakiem przepływu (braku strat energii) oraz odłożenia w czasie inwestycji w podsystem wytwórczy, przesyłowy, a zwłaszcza dystrybucyjny. Prosty rachunek z pozycji korporacji prowadzi do wniosku, że pełny koszt dostarczenia energii do jaj nabywcy na taryfie G11 (taryfa mikroprosumentów) to ok. 0,61-0,62 zł/kWh (bez kosztów podatkowych dostawy energii), ale już z uwzględnieniem unikniętych strat i dodatkowych korzyści dla korporacji, lokalna energia prosumencka jest warta ok. 0,63-0,64 zł/kWh. Oznacza to, że po pierwsze senacka poprawka prosumencka, za której przyjęciem lobbuje PKEE, pozwala na zarobienie na każdej kWh wyprodukowanej w gospodarstwie domowym ponad 0,2-0,25 zł/kWh jako różnicę pomiędzy realną wartością energii prosumenckiej (0,63 zł/kWh) a ceną płaconą „na zaciskach” prosumentowi (ok. 04 zł/kWh).

Za wszystko i tak zapłaci zwykły konsument energii, bo w/w łatwy korporacyjny zarobek nie przełoży się na korektę taryf. Wręcz przeciwnie, mechanizm „opłaty OZE” w ustawie o OZE spowoduje zagarnięcie tej nadwyżki przez korporację z góry, zanim nawet prosument zacznie produkować energię. Różnica pomiędzy poprawka prosumencką Sejmu (autorstwa posła Bramory) i Senatu (argumentacja posła Czerwińskiego i PGE) polega na tym, że przy początkowo tych samych kosztach po stronie konsumenta, wartość dodatnia w ramach poprawki sejmowej trafi do 200 tys. zwykłych polskich rodzin, w szczególności tych biedniejszych i koszt ten dla zwykłego konsumenta będzie szybko spadał, a w ramach poprawki senackiej całość nadwyżki trafi do 4-5 korporacji (ok. 80 tys. stosunkowo dobrze płatnych pracowników, choć zyski niekoniecznie do nich wszystkich trafią), a koszt dla konsumenta będzie rósł w nieskończoność. Poprawka senacka nie ma bowiem wbudowanego mechanizmu obniżenia kosztów poprzez inwestycje prosumenckie. Przyznaje to pośrednio PGE we wczorajszej informacji prasowej (źródło: Gazeta Wyborcza), pisząc, że przyczyną spadku cen na energię w ub. roku w krajach UE był wzrost produkcji energii ze źródeł wiatrowych i fotowoltaicznych, co przy ponownym wzroście średnich cen za energię na rynku krajowym spowodowało, że rodzimy rynek na tle rynków zagranicznych stał się najdroższy. PKEE nie jest z pewnością zainteresowany „obniżeniem kosztów dla wszystkie odbiorców energii” tak jak pisze do posłów

Manipulowanie definicją prosumenta służy forsowaniu i ukryciu łatwych zysków dla korporacji kosztom zwykłych obywateli i całej gospodarki.

Najnowsze artykuły