icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Giers: Norwegia, czyli wodór na chłodno

Niewielkie środki finansowe przewidziane w budżecie Królestwa Norwegii na rozwój technologii wodorowych nie są wyrazem sceptycznego, ale realistycznego podejścia Skandynawów. Norwegowie w pierwszej fazie rozwoju gospodarki wodorowej wspomogą ją tym, na czym znają się najlepiej – eksportem gazu ziemnego – pisze Maciej Giers z Esperis.

Na rozwój technologii wodorowych rząd niemiecki w ramach pakietu stymulacyjnego chce przeznaczyć 9 mld euro. W ostatnio opublikowanej strategii wodorowej rząd Hiszpanii szacuje, że jego wydatki na rozwój gospodarki wodorowej w ciągu następnej dekady mogą osiągnąć 8,9 mld euro. Podobne wyliczenia zawiera portugalska strategia wodorowa – blisko miliard euro wsparcia inwestycji w wodór, których poziom ma do 2030 roku osiągnąć 7 mld euro. Na tle tak potężnego zaangażowania finansowego ze strony niektórych państw zaproponowane przez rząd norweski wsparcie dla technologii wodorowych wydaje się niewielkie. W propozycji budżetu na rok 2021 rząd Erny Solberg na rozwój wodoru przewidział… 100 mln koron, czyli niespełna 9,2 miliona euro. Czy Norwegowie nie wierzą więc w „ropę XXI wieku”?

Na czerwcowej konferencji, na której rząd norweski zaprezentował, ponad miesiąc przed Komisją Europejską, swoją strategię wodorową, minister klimatu i środowiska Sveinung Rotevatn wypowiedział znamienne słowa – „ci, którzy oczekiwali konkretnych liczb czy celów, będą zawiedzeni”. Wtórowała mu minister ds. ropy naftowej Tina Bru, która stwierdziła, że wytyczanie konkretnych celów produkcji, czy zainstalowanych mocy nie jest zadaniem rządu. Nie jest przypadkiem, że konferencja rządowa połączona była z wystąpieniami przedstawicieli biznesu. Bo to właśnie w sektorze prywatnym rząd norweski upatruje spiritus movens gospodarki wodorowej. To wolny rynek, przy rządowym wsparciu wybranych przedsięwzięć, ma zweryfikować ile de facto Norwegia będzie produkowała wodoru. Tym samym norweska strategia wodorowa przypomina raczej kronikę, w której zostały opisane dotychczasowe działania i zarysowane możliwości, jakie daje paliwo wodorowe. Bez wywierania presji na eksport, czy zastosowanie w konkretnym sektorze.

Tym samym rola, jaką Norwegia może odegrać w rozwoju gospodarki wodorowej Unii Europejskiej może być inna, niż mogło się początkowo wydawać. Norwegia ze swoimi największymi w Europie złożami gazu oraz rozbudowanym potencjałem odnawialnych źródeł energii mogłaby produkować znaczne ilości zarówno wodoru niebieskiego, jak i zielonego. Obecnie Norwegia produkuje około 225 tys. ton wodoru rocznie, który w większości zużywany jest przez rafinerie i przemysł chemiczny. Według deklaracji rządu zwiększenie produkcji miałoby być możliwe już przy obecnym stopniu rozwoju infrastruktury. Jednak perspektywy eksportu wodoru do Unii Europejskiej wydają się odległe. Equinor bada co prawda możliwość jego transportu istniejącymi i nowymi rurociągami, jak też drogą morską pod postacią amoniaku, jednak rozwiązania te są na tę chwilę nieopłacalne. O wiele bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz,  sugerowany zresztą przez norweskich interesariuszy w sektorze wodoru, w którym Norwegia będzie eksportować gaz ziemny na potrzeby produkcji wodoru w UE, a następnie odbierać i składować dwutlenek węgla powstały w wyniku procesów produkcji.

Obrana przez Norwegów strategia wcale nie jest jednak marnowaniem potencjału, a raczej ostrożnym podejściem do wciąż raczkującego rynku wodoru. Zgodnie z założeniami unijnej strategii wspieranym kolorem wodoru ma być zielony, jednak Komisja Europejska podkreśla też, że w początkowej fazie rozwoju rynku ważną rolę ma do odegrania wodór produkowany z gazu ziemnego. Obecnie 95 procent produkowanego na świecie wodoru pochodzi z przetwarzania paliw kopalnych (gazu ziemnego i węgla) i mimo wyśrubowanych celów energetyczno-klimatycznych ciężko sobie wyobrazić, by proporcja ta miała się radykalnie zmienić w najbliższych latach. Zwłaszcza, że niektóre krytyczne analizy, jak ta dokonana przez The Oxford Institute for Energy Studies, wskazują, że realizowana jest obecnie zbyt mała ilość „zielonych” projektów wodorowych, by osiągnąć chociażby cel zainstalowanych mocy elektrolizerów w 2024 roku. Tym samym Norwegia mogłaby wypracować sobie pozycję znaczącego dostawcy surowca na potrzeby wodorowej rewolucji, potencjalnie zwiększyć rentowność pól gazowych na szelfie, czy nawet wydłużyć okres ich eksploatacji. Biorąc pod uwagę fakt, że połowa bogactwa Norwegii pochodzi z wydobycia węglowodorów, nic dziwnego, że planowane jest jak najdłuższe czerpanie z tego potencjału. Zwłaszcza, że zyski te można następnie mądrze zainwestować w ekologiczne technologie. Nie można też zapominać, że Norwegia jest, nawet w skali Europy, państwem małym, realizującym do tego ambitną politykę klimatyczną. Tym samym potencjał rodzimego „zielonego” rynku jest ograniczony lub w dużej mierze już zagospodarowany przez dotychczasowe działania. Dla przykładu około 60 procent sprzedanych w Norwegii w 2019 roku nowych aut miało napęd elektryczny, a od 2025 roku na mocy obowiązującego prawa wszystkie nowe sprzedawane w tym kraju auta mają być bezemisyjne. Potencjalnie otwiera to pole do rozwoju rynku aut wodorowych; biorąc jednak pod uwagę tempo ekspansji „elektryków” (1 procent rynku w 2014 roku, 10 procent w 2018 roku), mogą one zająć lwią część rynku, nim rynek aut wodorowych na dobre się rozwinie. Tym samym norweska gospodarka najprawdopodobniej skorzysta z paliwa wodorowego w sektorach takich jak transport wodny (znaczne zmniejszenie masy promów), kolejowy (20 procent linii kolejowych w Norwegii jest niezelektryfikowanych) czy do pewnego stopnia transport kołowy.

Chłodne, realistyczne podejście do gospodarki wodorowej w Norwegii pozwala spojrzeć na jej rozwój z innej perspektywy, z dala od wszechobecnego entuzjazmu. Nie jest ono jednak bynajmniej sceptyczne wobec paliwa wodorowego. Wydaje się, że norweska strategia jest wynikiem mierzenia siły na zamiary przez ten kraj na wciąż rozwijającym się rynku.

Niewielkie środki finansowe przewidziane w budżecie Królestwa Norwegii na rozwój technologii wodorowych nie są wyrazem sceptycznego, ale realistycznego podejścia Skandynawów. Norwegowie w pierwszej fazie rozwoju gospodarki wodorowej wspomogą ją tym, na czym znają się najlepiej – eksportem gazu ziemnego – pisze Maciej Giers z Esperis.

Na rozwój technologii wodorowych rząd niemiecki w ramach pakietu stymulacyjnego chce przeznaczyć 9 mld euro. W ostatnio opublikowanej strategii wodorowej rząd Hiszpanii szacuje, że jego wydatki na rozwój gospodarki wodorowej w ciągu następnej dekady mogą osiągnąć 8,9 mld euro. Podobne wyliczenia zawiera portugalska strategia wodorowa – blisko miliard euro wsparcia inwestycji w wodór, których poziom ma do 2030 roku osiągnąć 7 mld euro. Na tle tak potężnego zaangażowania finansowego ze strony niektórych państw zaproponowane przez rząd norweski wsparcie dla technologii wodorowych wydaje się niewielkie. W propozycji budżetu na rok 2021 rząd Erny Solberg na rozwój wodoru przewidział… 100 mln koron, czyli niespełna 9,2 miliona euro. Czy Norwegowie nie wierzą więc w „ropę XXI wieku”?

Na czerwcowej konferencji, na której rząd norweski zaprezentował, ponad miesiąc przed Komisją Europejską, swoją strategię wodorową, minister klimatu i środowiska Sveinung Rotevatn wypowiedział znamienne słowa – „ci, którzy oczekiwali konkretnych liczb czy celów, będą zawiedzeni”. Wtórowała mu minister ds. ropy naftowej Tina Bru, która stwierdziła, że wytyczanie konkretnych celów produkcji, czy zainstalowanych mocy nie jest zadaniem rządu. Nie jest przypadkiem, że konferencja rządowa połączona była z wystąpieniami przedstawicieli biznesu. Bo to właśnie w sektorze prywatnym rząd norweski upatruje spiritus movens gospodarki wodorowej. To wolny rynek, przy rządowym wsparciu wybranych przedsięwzięć, ma zweryfikować ile de facto Norwegia będzie produkowała wodoru. Tym samym norweska strategia wodorowa przypomina raczej kronikę, w której zostały opisane dotychczasowe działania i zarysowane możliwości, jakie daje paliwo wodorowe. Bez wywierania presji na eksport, czy zastosowanie w konkretnym sektorze.

Tym samym rola, jaką Norwegia może odegrać w rozwoju gospodarki wodorowej Unii Europejskiej może być inna, niż mogło się początkowo wydawać. Norwegia ze swoimi największymi w Europie złożami gazu oraz rozbudowanym potencjałem odnawialnych źródeł energii mogłaby produkować znaczne ilości zarówno wodoru niebieskiego, jak i zielonego. Obecnie Norwegia produkuje około 225 tys. ton wodoru rocznie, który w większości zużywany jest przez rafinerie i przemysł chemiczny. Według deklaracji rządu zwiększenie produkcji miałoby być możliwe już przy obecnym stopniu rozwoju infrastruktury. Jednak perspektywy eksportu wodoru do Unii Europejskiej wydają się odległe. Equinor bada co prawda możliwość jego transportu istniejącymi i nowymi rurociągami, jak też drogą morską pod postacią amoniaku, jednak rozwiązania te są na tę chwilę nieopłacalne. O wiele bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz,  sugerowany zresztą przez norweskich interesariuszy w sektorze wodoru, w którym Norwegia będzie eksportować gaz ziemny na potrzeby produkcji wodoru w UE, a następnie odbierać i składować dwutlenek węgla powstały w wyniku procesów produkcji.

Obrana przez Norwegów strategia wcale nie jest jednak marnowaniem potencjału, a raczej ostrożnym podejściem do wciąż raczkującego rynku wodoru. Zgodnie z założeniami unijnej strategii wspieranym kolorem wodoru ma być zielony, jednak Komisja Europejska podkreśla też, że w początkowej fazie rozwoju rynku ważną rolę ma do odegrania wodór produkowany z gazu ziemnego. Obecnie 95 procent produkowanego na świecie wodoru pochodzi z przetwarzania paliw kopalnych (gazu ziemnego i węgla) i mimo wyśrubowanych celów energetyczno-klimatycznych ciężko sobie wyobrazić, by proporcja ta miała się radykalnie zmienić w najbliższych latach. Zwłaszcza, że niektóre krytyczne analizy, jak ta dokonana przez The Oxford Institute for Energy Studies, wskazują, że realizowana jest obecnie zbyt mała ilość „zielonych” projektów wodorowych, by osiągnąć chociażby cel zainstalowanych mocy elektrolizerów w 2024 roku. Tym samym Norwegia mogłaby wypracować sobie pozycję znaczącego dostawcy surowca na potrzeby wodorowej rewolucji, potencjalnie zwiększyć rentowność pól gazowych na szelfie, czy nawet wydłużyć okres ich eksploatacji. Biorąc pod uwagę fakt, że połowa bogactwa Norwegii pochodzi z wydobycia węglowodorów, nic dziwnego, że planowane jest jak najdłuższe czerpanie z tego potencjału. Zwłaszcza, że zyski te można następnie mądrze zainwestować w ekologiczne technologie. Nie można też zapominać, że Norwegia jest, nawet w skali Europy, państwem małym, realizującym do tego ambitną politykę klimatyczną. Tym samym potencjał rodzimego „zielonego” rynku jest ograniczony lub w dużej mierze już zagospodarowany przez dotychczasowe działania. Dla przykładu około 60 procent sprzedanych w Norwegii w 2019 roku nowych aut miało napęd elektryczny, a od 2025 roku na mocy obowiązującego prawa wszystkie nowe sprzedawane w tym kraju auta mają być bezemisyjne. Potencjalnie otwiera to pole do rozwoju rynku aut wodorowych; biorąc jednak pod uwagę tempo ekspansji „elektryków” (1 procent rynku w 2014 roku, 10 procent w 2018 roku), mogą one zająć lwią część rynku, nim rynek aut wodorowych na dobre się rozwinie. Tym samym norweska gospodarka najprawdopodobniej skorzysta z paliwa wodorowego w sektorach takich jak transport wodny (znaczne zmniejszenie masy promów), kolejowy (20 procent linii kolejowych w Norwegii jest niezelektryfikowanych) czy do pewnego stopnia transport kołowy.

Chłodne, realistyczne podejście do gospodarki wodorowej w Norwegii pozwala spojrzeć na jej rozwój z innej perspektywy, z dala od wszechobecnego entuzjazmu. Nie jest ono jednak bynajmniej sceptyczne wobec paliwa wodorowego. Wydaje się, że norweska strategia jest wynikiem mierzenia siły na zamiary przez ten kraj na wciąż rozwijającym się rynku.

Najnowsze artykuły