Harmony Link to nowe połączenie między Polską a Litwą, które wraz z istniejącą linią napowietrzną LitPol Link ma umożliwić synchronizację państw bałtyckich z systemem elektroenergetycznym Europy kontynentalnej. Za jego realizację odpowiadają wspólnie Polskie Sieci Elektroenergetyczne oraz litewski operator Litgrid. Podmorski kabel połączy stacje Żarnowiec i Darbenai. Projekt otrzymał blisko pół miliarda euro dofinansowania ze środków Unii Europejskiej. Przez ostatnie trzy lata toczyły się intensywne prace przygotowawcze, w czasie których przeprowadzono m.in. badania dna morskiego. O ich przebiegu oraz efektach opowiedział Mateusz Małecki z Centralnej Jednostki Inwestycyjnej Polskich Sieci Elektroenergetycznych, który w zespole projektowym Harmony Link odpowiada za tzw. permitting.
BiznesAlert.pl: Słowo „permitting” nie ma dobrego odpowiednika w języku polskim. Na czym polega ten obszar?
Mateusz Małecki: Jest to szeroka dziedzina, obejmująca różne aspekty procesu uzyskiwania wszelkich zgód i pozwoleń. Łączy to kwestie prawne, środowiskowe czy planistyczne. W przypadku projektów międzynarodowych oraz realizowanych na morzu jest to szczególnie ważne, bo wymaga zapewnienia zgodności projektu z różnymi porządkami prawnymi czy podejściem do ochrony środowiska. W przypadku tak dużego i nietypowego projektu jak Harmony Link musimy działać zgodnie z przepisami obowiązującymi w Polsce, na Litwie i w Szwecji, przez której wody będzie przechodził kabel. Kluczowe jest koordynowanie sposobu i terminów uzyskiwania zgód, by nie wywołać efektu kaskady, gdy formalności w jednym kraju wpływają na uzyskanie pozwoleń w innym. Ważna jest przy tym współpraca z Litgridem, dla którego Harmony Link również jest wyjątkowym projektem. Współpraca między nami jest sprawna, a w wielu kwestiach nie tylko się wspomagamy, ale także wzajemnie uzupełniamy.
Kablowe połączenie przebiegać będzie przede wszystkim pod wodą. Jaka jest specyfika inwestycji na morzu?
Nie bez powodu mawia się, że więcej wiemy o kosmosie niż o oceanach. Każdy projekt na morzu jest na swój sposób unikalny i realizacja takiej inwestycji jest zupełnie inna niż w przypadku infrastruktury na lądzie: począwszy od zależności od warunków pogodowych, poprzez znaczenie analizy ryzyk dla powodzenia projektu aż po dostępność materiałów czy specjalistów. Trudno nawet oceniać, czy projekty na morzu są trudniejsze od tych na lądzie, bo wyzwania są zupełnie inne. Przykładowo przy kablu morskim wskazujemy pewien bufor dla przebiegu i przesunięcie go nawet o 20 metrów w jedną czy drugą stronę ma pewien wpływ na kwestie inżynieryjne, ale nie ma aż tak dużego znaczenia np. pod kątem społecznym. W przypadku linii napowietrznych taka zmiana może oznaczać jednak, że linia będzie przebiegać np. zbyt blisko zabudowań. Z drugiej strony przy inwestycjach na morzu nie można się w pełni zabezpieczyć przed pewnymi ryzykami np. niewybuchami czy zatopioną bronią chemiczną. Można jedynie zminimalizować ryzyko natrafienia na nie do akceptowalnego poziomu.
Badania dna morskiego są jednym z kluczowych etapów realizacji inwestycji na morzu. Do czego są one potrzebne?
W przypadku Harmony Link za przeprowadzenie badań odpowiadało polsko-litewskie konsorcjum firm MEWO, Garant Diving i Uniwersytetu Morskiego w Gdyni. Natomiast firma ILF nadzorowała prace na morzu i była naszym doradcą technicznym. Za pomocą przystosowanych do tego statków i specjalistycznych urządzeń sprawdzano geofizyczne i geotechniczne właściwości dna, jego ukształtowanie czy budowę. Jest to niezbędne, by zaplanować sposób układania i ochrony kabla oraz dobrać odpowiednią technologię jego zagłębiania w dnie. Oprócz zbadania struktur geologicznych, weryfikowano także obecność różnych niebezpiecznych obiektów zalegających na dnie. W Bałtyku jest ich całkiem sporo. Są to tzw. UXO (ang. unexploded ordnance), czyli niewybuchy będące pozostałością działań z pierwszej i drugiej wojny światowej, amunicja i środki bojowe zatopione po wojnie, obejmujące także broń chemiczną. Może się wydawać, że Bałtyk jest na tyle dobrze znany, że lokalizacja różnych niebezpiecznych obiektów powinna być dobrze określona. W rzeczywistości jednak znamy tylko obszary, gdzie mogą się one znajdować. Z uwagi na prądy, zmiany w strukturze dna, trałowanie denne czy zrzucanie kotwic obiekty te zmieniają swoje położenie. Podczas badań stwierdzono 234 anomalie magnetyczne, które potencjalnie mogą być UXO. Na szczęście jednak tzw. linia centralna przebiegu wraz z przyległym otoczeniem została przebadana szczegółowo i ryzyko w zakresie UXO stało się akceptowalne. O tym, jak mało wiemy o tajemnicach morza, świadczy przypadkowe odnalezienie w czasie badań wraku drewnianego statku. Musieliśmy z tego powodu nieco zmienić trasę linii centralnej, by go ominąć i umożliwić późniejsze badania archeologiczne, oczywiście wciąż mieszcząc się w buforze określonym w decyzji.
Jakie wyzwania wiążą się z takim badaniem?
Bardzo istotna jest jakość danych, dlatego konieczne było dostosowanie się do warunków pogodowych – im wyższa jest fala, tym mniej stabilny jest statek, a to wpływa na precyzję uzyskiwanych wyników. Często zdarza się tak, że po przetworzeniu danych okazuje się, że badanie trzeba powtórzyć. A żeby to zrobić, trzeba czekać na okienko pogodowe, bo np. akurat jest sztorm lub po prostu zbyt wysoka fala .
Jeżeli mamy wiercenia na lądzie i utknie nam wiertło, to z dużym prawdopodobieństwem mamy zapasowe lub można je dowieźć w ciągu kilku godzin. Na morzu tak to nie wygląda – trzeba mieć zapasowy element, bo nie można łatwo dostarczyć brakującego urządzenia na pokład, a statek ma przecież ograniczenia w zakresie przestrzeni ładunkowej i wyporności. Czasem więc konieczny jest powrót do portu, zainstalowanie na nowo sprzętu i powrót na miejsce badań. A w międzyczasie może się przecież zmienić pogoda. Wykonawcy naszych badań starali się dobrze zabezpieczać na taką ewentualność i często brali „zapas do zapasu”. Tak było m.in. w przypadku sondy temperaturowej TRT wbijanej w dno. Pech chciał, że zepsuło się zarówno podstawowe urządzenie, jak i to zapasowe i… zapas do zapasu. Jest to specjalistyczny sprzęt, którego nie można szybko kupić czy nawet wypożyczyć. Produkuje je tylko kilka firm, a ich ściągnięcia nie ułatwiała pandemia oraz… Brexit. Duża część przemysłu i firm związanych z badaniami morskimi znajduje się w Wielkiej Brytanii, a wyjście tego kraju z UE znacznie utrudniło dostęp do specjalistów czy sprzętu.
Część trasy kabla będzie przechodzić przez wyłączną strefę ekonomiczną Szwecji. Jak wygląda współpraca z tamtejszą administracją?
W Szwecji wiele kwestii oprócz zgodności z przepisami wymaga negocjacji czy uzgodnień – jest to nieco inne podejście niż w Polsce czy na Litwie, gdzie kluczowa jest przede wszystkim zgodność z regulacjami. Dla Szwedów równie ważne było uzgodnienie pewnych kwestii, które nie są wprost wyrażone w przepisach, a wynikają z tzw. dobrej praktyki. Dodatkowo sama Szwecja również realizuje sporo projektów związanych z morzem i administracja jest dość mocno obciążona. To znacznie wydłuża procedury – zamiast pierwotnie zakładanych 9 miesięcy, co i tak było ostrożnym szacunkiem, uzyskanie pozwoleń na badania zajęło 11 i wymagało zaangażowania najwyższych z możliwych władz litewskich.
Ważną częścią każdej inwestycji jest ocena jej oddziaływania na środowisko. Jak to wygląda w przypadku Harmony Link?
Przy inwestycjach realizowanych na morzu kwestie formalne są zupełnie inne niż na lądzie i dotyczy to także aspektu środowiskowego. Formalnie w Polsce badania środowiskowe dla kabla podmorskiego nie są wymagane, gdyż kabel podmorski w przeciwieństwie np. do rurociągów gazowych nie jest wprost wymieniony w polskich przepisach oraz Dyrektywie EIA, czyli dotyczącej inwestycji wymagających przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko. Jednakże przy budowie podmorskich połączeń kablowych zazwyczaj badania takie się przeprowadza, a w Szwecji są niezbędne z uwagi na wcześniej wspomnianą dobrą praktykę. Ponadto na dnie oprócz niespodzianek typu UXO mogą znajdować się także np. chemikalia czy oleje wyciekające ze statków, które wbrew powszechnym wyobrażeniom nie zawsze unoszą się na powierzchni wody, lecz zbrylają się i opadają na dno. Z uwagi na te kwestie oraz m.in. regulacje w zakresie szkód w środowisku czy zasadę przezorności wykonaliśmy badania środowiskowe na całości przebiegu. Obecnie wykonawca prac przygotowuje raport z badań środowiskowych.
Harmony Link to nietypowy projekt zarówno dla PSE, jak i Litgridu. Jakie są główne wyzwania przy jego realizacji?
Polska i Litwa mają po jednym połączeniu podmorskim, oba były realizowane jakiś czas temu. Od tego czasu dużo się zmieniło choćby w kwestii rozwoju technologii stałoprądowych czy dostępu do komponentów. Nasz projekt obejmuje ułożenie około 350 km kabla w trzech krajach, z czego 310 km kabla na dnie morza, 20 km w części lądowej w Polsce i 20 km na Litwie, a także budowę dwóch stacji konwerterowych, w których prąd stały będzie zamieniany w zmienny. Harmony Link jest realizowany w trzech obszarach prawnych, przy różnych normach technicznych, przez podmioty o różnych doświadczeniach oraz przy odmiennych uwarunkowaniach społecznych i kulturowych. Harmony Link jest naprawdę dużym wyzwaniem, zarówno dla operatorów, którzy pełnią rolę inwestorów, ale też dla wykonawców, doradców technicznych i środowiskowych. Chodzi nie tylko o skalę projektu, ale także „dodatkowe” czynniki zewnętrzne, jak np. pandemia. Jednocześnie doświadczenie zdobyte podczas tego projektu będzie unikalne i myślę, że kilka rozwiązań, które z sukcesem udało się wdrożyć w ramach realizacji Harmony Link uda się wykorzystać także przy innych projektach zarówno w PSE jak i w Litgrid. Nie tylko offshore, ale i tych realizowanych na lądzie.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik
Virbickas: Ukończenie Harmony Link do 2025 roku to wyzwanie, ale możliwe do zrealizowania