Działania Federacji Rosyjskiej wobec krajów Europy Środkowo i Wschodniej, realizowane w celu ugruntowania swoich wpływów, mają także wymiar wojskowy, a punktem ciężkości tego rodzaju nacisków pozostaje Ukraina – i to nie zmieni się w najbliższym czasie – pisze dr Dariusz Materniak, współpracownik BiznesAlert.pl.
Armia jako narzędzie dominacji
Siła militarna była i nadal jest istotnym elementem polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej, zwłaszcza wobec krajów tzw. bliskiej zagranicy, ale także państw położonych znacznie dalej. Momentem przełomowym z punktu widzenia rosyjskiej polityki w tym wymiarze była wojna z Gruzją w 2008 roku: choć wygrana, to obnażyła szereg słabości ówczesnej rosyjskiej armii. Konflikt ten stał się jednak impulsem do wprowadzania zmian organizacyjnych w SZ FR: u progu konfliktu zbrojnego z Ukrainą, w 2014 roku, rosyjska armia prezentowała już zupełnie inny, zdecydowanie wyższy poziom sprawności jeśli chodzi o dowodzenie, świadomość sytuacyjną pola walki oraz posiadała znacznie więcej nowoczesnego uzbrojenia i wyposażenia. Te atuty pozwoliły Rosji podjąć działania zbrojne nie tylko na wschodzie Ukrainy, ale także w Syrii, po stronie prezydenta tego kraju, Baszara Asada. Między innymi dzięki temu, po okresie kilkuletniej izolacji, Moskwa odbudowała swoją mocarstwową pozycję, przekonując skutecznie resztę świata, że nie da się rozwiązać kluczowych problemów międzynarodowych bez jej udziału.
Kolejne przedsięwzięcia wojskowe realizowane przez Moskwę, takie jak ćwiczenia Zapad-17, które cyklicznie mają miejsce na Białorusi, były okazją do sprawdzenia w działaniach przez nowo powołanych związków taktycznych i operacyjnych: zarówno nowo powstałych w Południowym i Zachodnim Okręgu Wojskowym dywizji (3, 144 i 150), ale także armii, w tym 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej, reaktywowanej w listopadzie 2014 roku. Ta ostatnia struktura ma charakter wybitnie ofensywny i jest przygotowywana do realizacji zadań zaczepnych na zachodnim kierunku strategicznym: w założeniu, jej celem mogą być działania przeciwko Ukrainie lub krajom NATO.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę także na rolę Białorusi w rosyjskiej strategii wojskowej i politycznej. Choć obecnie stała rosyjska obecność wojskowa na terytorium tego kraju jest symboliczna (realizowane wspólne ćwiczenia mają zwykle stosunkowo niewielką skalę i czas trwania), to ten stan rzeczy może zmienić się i to bardzo szybko w przypadku, gdy Moskwa będzie chciała skokowo zwiększyć swoją obecność militarną w tym państwie. Samodzielność białoruskich władz, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie wojskowe jest coraz bardziej iluzoryczna – i co najmniej od kilku lat należy traktować Białoruś jako wysunięty element rosyjskiego Zachodniego Okręgu Wojskowego, będący potencjalną pozycją do działań ofensywnych przeciwko Ukrainie lub NATO.
Nacisk na Ukrainę
Począwszy od 2014 roku to Ukraina jest głównym celem rosyjskich nacisków militarnych. Operacja realizowana przez rosyjskie służby specjalne w pierwszej połowie 2014 roku pod nazwą „Rosyjska Wiosna” miała za cel faktycznie przejęcie kontroli nad wschodnimi i południowymi obwodami Ukrainy, włącznie z Charkowem, Dniepropietrowskiem, Zaporożem i Odessą. Jak wiadomo, udało się to tylko w przypadku części Donbasu wraz z Donieckiem i Ługańskiem: próby sztucznej implementacji separatyzmu w Charkowie zakończyła operacja ukraińskiej Gwardii Narodowej i sił specjalnych; z kolei w Odessie doszło do krwawych zamieszek, które przekreśliły nadzieje na jakikolwiek prorosyjski zwrot, a w Zaporożu i kilku innych punktach członkowie rosyjskich grup dywersyjnych zostali aresztowani jeszcze przed rozpoczęciem działań. Wobec takiego obrotu spraw Rosja, pomimo dość zaawansowanych na początku kwietnia 2014 roku przygotowań nie zdecydowała się na siłowe wejście na Ukrainę, a jedynie do zaopatrywania „separatystów” w broń oraz wspierania ich poprzez udział własnych sił specjalnych i wywiadowczych. Decyzję o półjawnej interwencji podjęto dopiero w momencie, gdy „rebelia” została niemal doszczętnie rozbita przez siły ukraińskie (koniec sierpnia 2014 roku). Działania te zaowocowały utrzymaniem się odrębności od Kijowa dwóch separatystycznych republik – donieckiej i ługańskiej oraz powstaniem, równolegle z okupacją Krymu, strefy tlącego się cały czas konfliktu na wschodzie Ukrainy.
Pomimo tego, zagrożenie rosyjską interwencją wojskową wobec Ukrainy nie zniknęło całkowicie: jak zostało wskazane wyżej, Rosja niezmiennie dąży do rozwijania własnego ofensywnego potencjału wojskowego, a nowe jednostki szczebla dywizyjnego i armijnego powstają przede wszystkim w pobliżu granic z Ukrainą. Tworzone są przede wszystkim nowe formacje pancerno-zmechanizowane, a także wojsk powietrznodesantowych, a już istniejące są przezbrajane w nowocześniejszy sprzęt (jak choćby jednostki pancerne otrzymują zmodernizowane czołgi, np. T-72B3, a pułki rakietowe – zestawy typu Iskander). Rosja rozbudowuje swój potencjał także na okupowanym Krymie: powstają tam zarówno nowe instalacje wojskowe jak i nowe jednostki (powietrznodesantowe i piechoty morskiej).
Jeśli chodzi o przedsięwzięcia wojskowe niosące ze sobą potencjalne ryzyka o charakterze wojskowym należy wskazać przede wszystkim ćwiczenia Zapad-17. Ich skala, pod względem liczby zaangażowanych jednostek (zwłaszcza tych przybywających z głębi Rosji, w tym z Centralnego Okręgu Wojskowego) była bezprecedensowa. Kolejna tego rodzaju koncentracja sił, choć o mniejszej skali miała miejsce na przełomie marca i kwietnia 2021 roku. Wiązano ją – i słusznie – z ćwiczeniami Zapad-21, choć wbrew opiniom części komentatorów, nie tworzyła ona bezpośredniego zagrożenia działaniami wojskowymi o dużej skali przeciwko Ukrainie. Faktycznie, część jednostek, które dotarły w pobliże granic Ukrainy w tym czasie, wzięła później udział w tych manewrach, które, co warto zauważyć, miały skalę mniejszą od tych z 2017 roku. Podobnie jak miało to miejsce wiosną, nie wszystkie powróciły do miejsc swojej stałej dyslokacji po zakończeniu przedsięwzięć szkoleniowych.
Perspektywa: wzrost napięcia i deeskalacja?
Omawiane działania Rosji – zarówno te z wiosny 2021 roku, jak i te związane z kryzysem migracyjnym, stworzonym sztucznie przez białoruskie władze – a także te, których należy się spodziewać w ciągu najbliższych tygodni i miesięcy, należy rozpatrywać jako część jednej i tej samej całości. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać, że Rosja działa w myśl prostego i wypróbowanego schematu: stworzenia sytuacji kryzysowej i stanu napięcia, a następnie zaproponowania jego rozwiązania i wystąpienia w roli mediatora (Moskwa występuje już w tej roli w ramach procesu negocjacyjnego w Mińsku, który ma służyć rozwiązania konfliktu na Donbasie, który, jak wiadomo, sama wywołała).
Niestety, ale reguły tej „gry” narzuca Moskwa. Także jeśli chodzi o zastosowanie siły wojskowej czy potencjalnej groźby jej użycia. Nie ma innego sposobu na ograniczenie tego ryzyka, jak tylko podjęcie analogicznych działań w odpowiedzi na presję ze strony rosyjskiej. Służą temu instrumenty takie jak stała obecność sił NATO w północno-wschodniej Polsce oraz Litwie, Łotwie i Estonii. W ramach aktualnego kryzysu na granicy polsko-białoruskiej podobną rolę spełniły przedsięwzięcia szkoleniowe, realizowane w Polsce, m.in. przez 12 Dywizję Zmechanizowaną (ćwiczenia na poligonie w Nowej Dębie pod koniec września br.) jak również szybki przerzut sił 10 Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa do Białej Podlaskiej pod koniec października br. (zwłaszcza ten ostatni epizod, jak wynika z obserwacji przekazu informacyjnego, był zaskoczeniem dla strony białoruskiej).
Pytanie o to, czy Rosja podejmie faktycznie ofensywne przeciwko Ukrainie pozostaje jak na razie otwarte. Oczywiście potencjał rosyjski jest kilkukrotnie większy od ukraińskiego, a poza tym Kijów nie może liczyć na pomoc wojskową – nie jest przecież członkiem NATO, ani innego sojuszu wojskowego, a gwarancje takie jak w ramach memorandum z Budapesztu, jak wiadomo, niczego nie gwarantują. Pomimo tego jednak, Siły Zbrojne Ukrainy prezentują znaczący potencjał jeśli chodzi o zdolności do odparcia rosyjskiej inwazji, nawet o dużej skali – a na pewno znacząco większy, niż w pierwszej połowie 2014 roku, gdy, jak pamiętamy, Rosja – pomimo wysokiego stopnia gotowości i dużo korzystniejszego niż aktualnie stosunku sił – nie zdecydowała się na opcję siłową w dużej skali. Na tą chwilę (choć może się to zmienić w ciągu najbliższych kilku-kilkunastu tygodni) najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest budowanie przez Rosję atmosfery nieuchronnego konfliktu tylko po to, by w kluczowym momencie doprowadzić do deeskalacji napięcia w celu uzyskania określonych korzyści. Jaki będzie wynik tej swoistej „wojny nerwów” – to będzie zależało także od tego, jakie będzie stanowisko krajów Unii Europejskiej, zwłaszcza Francji i Niemiec. Jak na razie, zamrożenie procesu certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 wydaje się być pozytywnym sygnałem jeśli chodzi o zbudowanie twardego stanowiska wobec działań Moskwy.
Oby kryzys graniczny skończył się tylko na armatkach wodnych. Spięcie