– Skoro kontrakt jamalski z Gazpromem jest taki wspaniały, to o cóż nam Polakom od kilkudziesięciu lat chodzi? Wystarczy zajrzeć do dokumentów, które być może po raz pierwszy widzą światło dzienne – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Warto zajrzeć do umowy
Trudno porównać cenę dostaw gazu z Rosji z tymi oferowanymi w innych kontraktach bez wglądu w kontrakty objęte tajemnicą handlową. Możemy jedynie posiłkować się punktami odniesienia ujawnionymi przez polityków i menadżerów w toku negocjacji lub po ich zakończeniu. Kontrakt jamalski z 1993 roku to umowa międzyrządowa Polski oraz Federacji Rosyjskiej. Według informacji medialnych umowa między PGNiG a Gazpromem będąca jej konsekwencją ma uwzględniać formułę cenową uzależnioną od ropy naftowej. Z biegiem lat była kilka razy rewidowana ze względu na to, że Polska uznawała ją konsekwentnie za niekorzystną.
Renegocjacja kontraktu z 2010 roku wzbudziła kontrowersje w rządzie polskim, kiedy ministerstwo spraw zagranicznych pod wodzą Radosława Sikorskiego zgłosiło resort gospodarki Waldemara Pawlaka do Komisji Europejskiej za to, że umowa została wynegocjowana w sposób niezgodny z przepisami trzeciego pakietu energetycznego UE, a ten jest podstawą prawną tworzenia wspólnego rynku gazu w Europie. Kontrakt miał być niezgody z zasadą dostępu stron trzecich (third party access). Interwencja Komisji Europejskiej o której pisałem dwanaście lat temu z Kamilem Zającem w Ośrodku Myśli Politycznej pozwoliła zmienić zapisy kontraktu. Ministerstwo gospodarki chciało go zawrzeć do 2037 roku, czyli przedłużyć o 27 lat pomimo wizji pojawienia się rychłej alternatywy w postaci terminalu LNG w Świnoujściu. Mało tego, porozumienie zakładało dalsze ustalenia dostaw po 2037 roku, a zatem z opcją dalszego przedłużania tej niekorzystnej umowy. Docelowo wolumen dostaw miał sięgnąć 11 mld m sześc. rocznie po 2012 roku (kiedy miał już stać gazoport), ale ostatecznie został zmieniony na 10,2 mld m sześc. To elementy porozumień międzyrządowych wynikających z zależności Polski od gazu z Rosji, a nie ustalenia handlowe PGNiG-Gazprom. To dowód, że relacje gazowe z Rosjanami to polityka, także z przyczyn formalnych. W celu poparcia tej tezy publikuję fragmenty projektu protokołu międzyrządowego w tej sprawie z lutego 2010 roku. To nie sama umowa handlowa między firmami, ale właśnie protokoły międzyrządowe pokazują, na czym polega problem z kontraktem jamalskim.
Umowa zawiera klauzulę take or pay ograniczającą możliwość dywersyfikacji przez konieczność opłacenia około 80 procent z zakontraktowanego wolumenu. Kontrakt zmieniony w 2010 roku zakłada ponadto podarowanie długu za przesył gazu rosyjskiego sięgający 848 mln zł (prokuratura postawiła w tej sprawie zarzuty w 2019 roku) oraz ustanowienie przychodów EuRoPol Gaz na maksymalnym poziomie 21 mln zł rocznie, czyli sumę znikomą biorąc pod uwagę, że przykładowo Ukraina zarabia na tym miliardy dolarów. Plus jest taki, że Polska nigdy nie uzależniła się od przychodów z tego tytułu, w przeciwieństwie do naszego wschodniego sąsiada. Ostatecznie po interwencji Komisji kontrakt jamalski obowiązuje do końca 2022 roku. Obecnie Gaz-System jest już operatorem polskiego odcinka Gazociągu Jamalskiego, który do 2027 roku ma zacząć funkcjonować jak każdy element infrastruktury przesyłowej w Polsce. Do rozstrzygnięcia pozostaje los właściciela odcinka Jamału, czyli EuRoPol Gaz z udziałami PGNiG oraz Gazpromu po połowie. Moc Jamału jest tymczasem dostępna na aukcjach, z dostępem do rewersowych dostaw z Niemiec włącznie. To kolejne źródło dywersyfikacji wyszydzane przez media rosyjskie i powtarzających za nimi analityków w Polsce z niewiadomych przyczyn.
Formuła polska nie pisowska
Śledztwo antymonopolowe Komisji Europejskiej potwierdziło w 2017 roku nieprawidłowości w kontrakcie jamalskim dające Gazpromowi nieuprawniony wpływ na tę infrastrukturę. Jednakże Komisja przyznała, że nie ma wpływu na ustalenia międzyrządowe Polski oraz Rosji. Gazprom został zobowiązany do uwolnienia punktów odbioru oraz wycofania zakazu reeksportu ograniczających możliwości PGNiG, jego klienta. Dzięki temu może odbierać gaz gdzie chce i odsprzedawać go dalej w Unii Europejskiej. Po arbitrażu wygranym przez PGNiG w 2020 roku została zbliżona, ale nie przestawiona na zależność od giełdy holenderskiej TTF w zgodzie z kilkudziesięcioletnią polityką polską oraz unijną budowy wspólnego rynku gazu z rolą cenotwórcza. Chodziło o to, aby cena zależała od sytuacji na rynku a nie woli politycznej na Kremlu. Nie jest to „formuła pisowska” jak chcieliby autorzy popularnych lecz niedorzecznych analiz na ten temat, ale polska lub wręcz unijna, zgodna z interesem klientów, którzy w normalnych warunkach czerpią z niej korzyści, o czym pisałem szeroko w innymi miejscu. Polska wnioskuje o drugie śledztwo antymonopolowe przeciwko Gazpromowi, który według Międzynarodowej Agencji Energii celowo ogranicza dostawy gazu do Europy. To oznacza, że ten dostawca nie zrezygnował z praktyk monopolistycznych i nadal istnieje przesłanka do porzucenia zależności od niego.
Obecne warunki sprawiają za to, że kontrakty uzależnione od ceny gazu na giełdzie Henry Hub, a za taki jest uznawany nieoficjalne kontrakt PGNiG-Cheniere na dostawy LNG z USA, są najbardziej atrakcyjne. Witold Gadomski podliczył w grudniu 2021 roku różnicę między ceną na giełdzie amerykańskiej a europejską na giełdzie TTF. Firmy w Europie płacą obecnie za gaz na giełdzie piętnaście razy więcej niż amerykańskie, które nie doświadczają kryzysu energetycznego widocznego na Starym Kontynencie, bo mają dostęp do gazu łupkowego. W obecnych warunkach LNG z USA może być najtańsze na rynku i dlatego biją się o niego klienci z całego świata. Tymczasem umowa PGNiG z szeregiem dostawców amerykańskich, w tym Cheniere, daje do niego pewny dostęp. Jeżeli krytycy PGNiG pokazują cenę na TTF jako dowód winy, powinni chwalić Polaków za podpisywanie kontraktów na LNG. Wolą jednak bronić kontraktu jamalskiego, wpisując się w głosy płynące z Rosji. To nie znaczy, że LNG z USA będzie zawsze tańsze. Dostawy długoterminowe z Norwegii za pomocą Baltic Pipe to kolejny element alternatywy dający możliwość podpisania kontraktu długoterminowego z Equinorem bądź innym dostawcą z szelfu oraz importu ze złóż własnych PGNiG, które mogą być w długim terminie bardziej atrakcyjne.
Wolność wyboru daje najlepszą cenę gazu
Właśnie o to chodzi w procesie dywersyfikacji na rzecz uniezależnienia Polski od kontraktu jamalskiego. Duży portfel umów daje wolność wyboru z najlepszą ceną, bo w zależności od zmian na rynku dana umowa staje się bardziej atrakcyjna wobec pozostałych. Sama umowa jamalska musiała odejść do historii ze względu na powiązane z nią porozumienia polityczne widoczne na dokumentach ujawnionych w tym materiale. Jeżeli Polska będzie jeszcze chciała sprowadzić gaz z Rosji, będzie miała inną pozycję negocjacyjną dzięki wolności wyboru i nie będzie musiała podpisywać protokołów politycznych pojawiających się w relacjach Federacji Rosyjskiej z krajami zależnymi od jej gazu. Jeżeli Polacy będą chcieli, nie podpiszą żadnego kontraktu z Rosjanami i sprowadzą gaz z innych źródeł, a dzięki wolności wyboru otrzymają sumarycznie najlepszą możliwą cenę.