To Rosji zależy na tym, żeby straszyć Europę katastrofą jądrową i drugim Czarnobylem, ponieważ w dłuższej perspektywie odchodzenie od energetyki jądrowej zwiększy zapotrzebowanie na paliwa kopalne i ich ceny, co oczywiście jest po myśli Federacji Rosyjskiej – mówi ekspert Forum Energii Maciej Zaniewicz komentując zajęcie Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej przez Rosjan w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Rosjanie weszli na teren Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, skąd prowadzą ostrzał artyleryjski na pozycje ukraińskie. Ukraińcy nie mogą uderzyć w obiekt, ponieważ groziłoby to katastrofą elektrowni. Czy w tej sytuacji można powiedzieć, że Rosjanie traktują ten obiekt jako tarczę?
Maciej Zaniewicz: Już od marca, kiedy armia rosyjska zajęła teren Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, widzimy proces militaryzacji obiektu. Na samym początku został on przekształcony w obszar wojskowy, co jest pogwałceniem wszelkich procedur bezpieczeństwa. Nigdy w historii nie mieliśmy do czynienia z takim zachowaniem, jest to absolutny precedens. Niestety, jednym z elementów militaryzacji jest zwożenie sprzętu ciężkiego na ten obiekt i do jego bezpośredniej okolicy. Taka sytuacja jest niezwykle wygodna dla Federacji Rosyjskiej, bo mogą ostrzeliwać sąsiadujący przez Zbiornik Kachowski Nikopol, mając pewność, że nie spotka się to z odpowiedzią Ukraińców. Ukraina w tej sytuacji zachowuje się odpowiedzialnie i nie ostrzeliwuje elektrowni. Z perspektywy bezpieczeństwa jądrowego, nie ma w tym momencie zagrożenia. Niemniej Rosjanie traktują tę odpowiedzialność jako słabość.
Czym dokładnie groziłby hipotetyczny atak ukraiński na te pozycje?
Nie ma tu co gdybać, ponieważ Ukraińcy tego nie zrobią. Mieliśmy do czynienia z precyzyjnymi atakami przeprowadzanymi przez drony na jednostki znajdujące się w bezpiecznej odległości od elektrowni. To Rosji zależy na tym, żeby straszyć Europę katastrofą jądrową i drugim Czarnobylem, ponieważ w dłuższej perspektywie odchodzenie od energetyki jądrowej zwiększy zapotrzebowanie na paliwa kopalne i ich ceny, co oczywiście jest po myśli Federacji Rosyjskiej. Musimy jednak pamiętać, że ryzyko jest bardzo niskie, elektrownie jądrowe są zbudowane tak, osłaniające reaktor obudowy bezpieczeństwa mogły wytrzymać nawet uderzenie samolotu. Dużo większe zagrożenie może wynikać z przemęczenia załogi, która obsługuje reaktor, o czym informowała też Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA).
Jaka w tej sytuacji mogłaby być odpowiedź państw zachodnich?
Niestety, w tej chwili działania państw zachodnich w tej sprawie nie mogą być skuteczne – presja już jest wywierana, również przez MAEA. Organizacja ta od samego początku, kiedy Zaporoska Elektrownia Jądrowa była zajęta, sprzeciwia się takim krokom, krytykuje je, a przede wszystkim domaga się, by pracownicy MAEA uzyskali dostęp do elektrowni, na co nie pozwalają Rosjanie. Nie ma dyplomatycznego sposobu na to, by żołnierze Federacji Rosyjskiej wycofali się z terenu Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.
Czy można się spodziewać, że po opuszczeniu przez Rosjan Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, będzie ona w taki sam sposób zniszczona i zrabowana jak odzyskana przez Ukraińców Elektrownia w Czarnobylu?
Ciężko stwierdzić, trzeba pamiętać, że jest to reaktor w technologii rosyjskiej, dlatego wszelkie awarie rzutowałyby na reputację samego Rosatomu. Uważam, że jest to argument za tym, że tak się raczej nie stanie. Z dużą dozą pewności można stwierdzić, że Zaporoska Elektrownia Jądrowa zostałaby przekazana Ukrainie drogą dyplomacji, a nie militarną. Musiałby być to proces nadzorowany przez MAEA, żeby społeczność międzynarodowa miała kontrolę nad tym, co się tam dzieje. Na pewno nie uda się tego zrobić na poziomie dwustronnym. Z pewnością jednak będzie to bardzo istotny punkt rozmów na temat zakończenia wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą.
Jaką perspektywę ekonomiczną mają przed sobą ukraińskie elektrownie jądrowej, przede wszystkim elektrownia w Chmielnickim, skąd ma płynąć energia do państw Unii Europejskiej?
Rozbudowa połączeń energetycznych pomiędzy Ukrainą a państwami Unii Europejskiej jest kluczowe nie tylko pod kątem elektrowni w Chmielnickim, ale w ogóle z punktu widzenia transformacji i stabilności systemu energetycznego Ukrainy. Od początku wojny zapotrzebowanie na moc elektryczną w Ukrainie spadło z około 18-20 GW do ok. 10 GW. To wpłynęło na konieczność ograniczenia produkcji z energii odnawialnej, z uwagi na nieelastyczność systemu, ale też z atomu. Budowanie połączeń i zwiększanie możliwości eksportu energii elektrycznej z Ukrainy do Europy otworzyłoby możliwość wsparcia Ukrainy nie tylko przez udzielanie kredytów i dotacje, ale poprzez handel produktem, który w Europie jest potrzebny. Energia z Ukrainy jest zrównoważona – 70-80 procent wytwarzane jest w sposób bezemisyjny. Jest ona też tania i dostępna od ręki, czego nam w tej chwili brakuje. Zarówno w krótkiej, jak i długiej perspektywie będzie to obopólna korzyść.
Rozmawiał Michał Perzyński
WSJ: Rosjanie przekształcili elektrownię jądrową w Zaporożu w bazę wojskową