icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Zachmann: Elektrownie jądrowe mają problem, aby konkurować z odnawialnymi źródłami energii (ROZMOWA)

– Elektrownie jądrowe mają poważny problem, aby konkurować z odnawialnymi źródłami energii, tj. od ostatecznej decyzji o podjęciu inwestycji do czasu, kiedy jednostka zacznie zasilać sieć mija 10-15 lat. To jest czas, w którym można wybudować bardzo dużo OZE – ocenia dr Georg Zachmann, senior fellow w Bruegel, brukselskim think tanku zajmującym się badaniem polityki gospodarczej, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Pomówmy o tym co ułatwiła wojna w Ukrainie ograniczając się jedynie do sektora energetyki w Unii Europejskiej.

Dr Georg Zachmann: Przeszliśmy przez kryzys energetyczny o wiele sprawniej niż zakładano: początkowe dyskusje podszyte były strachem, że nie damy sobie rady bez rosyjskiego gazu. Tymczasem, dzięki połączeniu politycznego zjednoczenia z dopuszczeniem efektu rynkowego oraz relatywnie szybkiego procesu decyzyjnego i dużej dozy nieformalnej koordynacji, Europa podołała temu wyzwaniu. Rada Europejska stała się bardziej aktywna. Do pewnego stopnia także i Parlament Europejski.

Na mnie zrobiło największe wrażenie to, że ten ogromny kryzys dał się okiełznać w bardzo dużym stopniu przy pomocy narzędzi rynkowych. Wysokie ceny umożliwiły, żeby gaz w ogóle znalazł się w Niemczech, czy we Francji. Kraje, takie jak Włochy czy Hiszpania musiały zmierzyć się z wysokimi cenami na rynku wewnętrznym, ale z kolei eksport okazał się dla nich bardzo korzystny. Znalazło się też pragmatyczne rozwiązanie, aby kraje członkowskie mogły pomagać swoim obywatelom uporać się ze skokowym wzrostem cen. To pokazało, że udało nam się zbudować siatkę bezpieczeństwa w samej Unii Europejskiej.

Myśli Pan, że my jako Unia Europejska jesteśmy solidarni, jeśli chodzi o stosunek do kupowania gazu z Rosji?

W przeszłości polityka zakupu gazu z Rosji była napędzana narodowym egoizmem poszczególnych krajów członkowskich. Niemieckie umowy na przesył gazu z Rosją są najlepszym przykładem tego, że interesy krajowego przemysłu przedkładane były nad bezpieczeństwo innych państw. Czy to się strukturalnie zmieniło? Jest za wcześnie na to, aby oceniać. Są znaki, które wskazują, że nie.

Co więc zagraża solidarności?

Obecnie można stwierdzić, że unijne mechanizmy rynku gazu i prądu są gwarantem bezpieczeństwa dostaw w Unii Europejskiej. W najbliższych latach z pewnością będą utrzymywać się wysokie ceny gazu, znacznie wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Nie jest to dobra informacja dla europejskiego przemysłu, który w tej sytuacji chętnie sięgnąłby po subwencje. Natomiast, jeśli teraz zaczniemy dopłacać przemysłowi za konsumowanie energii pozostawiając przy tym wysokie ceny dla wszystkich innych konsumentów to tak jakbyśmy mieli ciasto do podziału i jednej grupie dopłacali, aby mogła wziąć z tego ciasta więcej. Jednak to mogłoby poprawić eksport i polityka przemysłowa może być czynnikiem zaburzającym solidarność: bogatsze kraje mogą wydać więcej pieniędzy, bogatsze kraje będą miały pokusę myśleć o swoim interesie i chcieć, aby cała infrastruktura mogła znowu działać. W Unii są dyskutowane mechanizmy, które miałyby umożliwić krajom zadbanie w pierwszej kolejności o zaspokojenie własnego zapotrzebowania.

Czy kraje takie jak Węgry, które mam wrażenie tylko wypatrują okazji jak tu kupić gaz od Rosji, nie są zagrożeniem dla spójności unijnej polityki względem Rosji.

Jednym z największych sukcesów poprzedniego roku jest to, że udało nam się dodatkowo przykręcić śrubę w zakresie sankcji wobec Rosji: mamy sankcje na ropę naftową i produkty jej rafinacji, mamy sankcje na węgiel… został wypracowany kompromis. Naturalnie, będzie obserwowany pewien trend idący w poprzek kompromisowi. Niektóre kraje będą chciały zyskać przewagę nad innymi. Mam jednak wrażenie, że w tym momencie strategicznie idziemy w jednym kierunku.

Jak to będzie wyglądało, kiedy wojna będzie trwała np. 3 lata, kiedy zmienią się polityczne narracje? Ciężko to przewidzieć. Myślę, że będzie to wymagało wielu dyskusji jak podzielić koszty sankcji na kraje tak, aby każdy czuł się wzięty pod uwagę. Tu sytuacja będzie dynamiczna, bo z jednej strony koszty sankcji w czasie będą się zmniejszać – zapewnimy sobie alternatywy. Ale to jest miecz obosieczny: Rosja też przecież może znaleźć alternatywy, przez co nasze sankcje nie będą miały już takiej siły i zaistnieje potrzeba nałożenia nowych. Pytanie czy w takich momentach wystarczy nam politycznej woli, aby wprowadzać nowe ograniczenia.

Jak wobec kryzysu gazowego dalej będzie kształtować się rozwój odnawialnych źródeł energii? Z jednej strony zaistniała konieczność poniesienia nieplanowanych kosztów w związku z koniecznością reorganizacji dostaw, a z drugiej kontynuowania lub rozpoczęcia inwestycji w nowoczesną energetykę – czy da się to pogodzić?

Każdy kraj ma do tego inne podejście. Z jednej strony mamy francuski plan rozwoju sieci energetycznych, w którym jest bardzo dużo elektrowni jądrowych. Po drugiej stronie barykady mamy plany niemieckich sieci elektroenergetycznych, gdzie w zasadzie 100 procent to źródła odnawialne. Krążę między Paryżem, Berlinem i Brukselą i po każdej stronie słysze wiele rzeczowych argumentów od rozsądnych osób: jedni twierdzą, że odnawialne źródła będą cztery razy droższe niż energia jądrowa, a drudzy, że energia jądrowa będzie cztery razy droższa niż odnawialne źródła energii.

Z czego wynika taka rozbieżność?

Ciężko jest mi zrozumieć jak to jest możliwe, że każdy otrzymuje tak skrajnie różne wyniki. Natomiast, jeśli ja miałbym to ocenić biorąc pod uwagę tylko argumenty ekonomiczne, pomijając względy militarne, czy bezpieczeństwa: istniejący atom będzie korzystny w eksploatacji, ale jeśli mam inwestować w nowe źródła, to w pierwszej kolejności w źródła odnawialne tak, aby osiągnąć 40-50 procent. Powyżej tego progu należy zacząć myśleć o przebudowie całej sieci elektroenergetycznej: włączeniu do niej magazynów energii i uelastycznieniu i tutaj faktycznie, krzywa kosztów energii jądrowej i odnawialnej może się przeciąć. W którym miejscu te krzywe się przetną zależy od ogromnej liczby czynników.

W tym momencie wszystkie elektrownie jądrowe w Niemczech zostały już odłączone od sieci. Nie przeszkadza to np. Markowi Söderowi [premier Bawarii i lider Unii Chrześcijańsko-Społecznej w Bawarii (CSU) – przyp. red.] publicznie deklarować chęć ponownego otwarcia bawarski elektrowni jądrowych. Czy takie wypowiedzi można odczytywać jako znak, że Niemcy do energetyki jądrowej jeszcze wrócą?

GW ostatnich 20 latach zbudowanie nowej elektrowni jądrowej w Unii Europejskiej było niesamowicie drogie. Widzimy to np. w Polsce, gdzie, aby powstała taka elektrownia należy niemal powołać nowy uniwersytet, aby wykształcić całą branżę. Dodatkowo, sieci muszą zostać wzmocnione, aby “unieść” taką elektrownie, potrzebne jest paliwo jądrowe, potrzebna jest woda do chłodzenia – wszystko to musi zostać od zera przygotowane. Tak więc inwestycja to nie tylko koszt budowy, ale też stworzenia całego ekosystemu. W Polsce temat ten jest przedmiotem dyskusji od 30 lub więcej lat.

Dobrze jest mieć funkcjonującą elektrownie jądrowa, która produkuje tani prąd, ale zbudowanie nowej to poważna inwestycja.

Brak elektrowni jądrowej w Niemczech to stan wyjściowy: elektrownie nie mają już zezwoleń, nie są kształceni potencjalni pracownicy takich jednostek – aby postawić ten system od nowa trzeba byłoby ponieść ogromne koszty, z których największym byłaby wiarygodność. Jeszcze niedawno temu do sektora energetycznego poszedł sygnał: nie będziemy więcej korzystać z energii jądrowej, rozwijajcie technologie odnawialne, inwestujcie w magazyny energii, infrastrukturę przesyłową… nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że teraz to wszystko odwołujemy i wskrzeszamy atom do życia. Uważam, że taka debata w Niemczech to populizm.

Czy debata o energetyce jądrowej w Polsce to nie populizm?

Prace projektowe posuwają się naprzód, są instytuty, które nad tym pracują – to wszystko wygląda jak strategiczna decyzja państwa, aby w tym kierunku rozwijać energetykę. Z drugiej strony rzeczywistość… ciężko mi to ocenić. Myślę, że elektrownie jądrowe mają poważny problem, aby konkurować z odnawialnymi źródłami energii tj. od ostatecznej decyzji o podjęciu inwestycji do czasu, kiedy jednostka zacznie zasilać sieć mija 10-15 lat. To jest czas, w którym można wybudować bardzo dużo źródeł odnawialnych, które zapewnią tani prąd. Tzn. z ekonomicznego punktu widzenia nigdy nie można być pewnym, czy np. po trzech latach budowy takiej elektrowni, odnawialne źródła energii nie staną się na tyle tanie, że bardziej będzie się opłacało w nie inwestować aniżeli kontynuować budowę elektrowni jądrowej.

Rozmawiała Maryjka Szurowska

Jakóbik: Atom w aktualizacji strategii energetycznej. Mały, ale wariat (ANALIZA)

– Elektrownie jądrowe mają poważny problem, aby konkurować z odnawialnymi źródłami energii, tj. od ostatecznej decyzji o podjęciu inwestycji do czasu, kiedy jednostka zacznie zasilać sieć mija 10-15 lat. To jest czas, w którym można wybudować bardzo dużo OZE – ocenia dr Georg Zachmann, senior fellow w Bruegel, brukselskim think tanku zajmującym się badaniem polityki gospodarczej, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Pomówmy o tym co ułatwiła wojna w Ukrainie ograniczając się jedynie do sektora energetyki w Unii Europejskiej.

Dr Georg Zachmann: Przeszliśmy przez kryzys energetyczny o wiele sprawniej niż zakładano: początkowe dyskusje podszyte były strachem, że nie damy sobie rady bez rosyjskiego gazu. Tymczasem, dzięki połączeniu politycznego zjednoczenia z dopuszczeniem efektu rynkowego oraz relatywnie szybkiego procesu decyzyjnego i dużej dozy nieformalnej koordynacji, Europa podołała temu wyzwaniu. Rada Europejska stała się bardziej aktywna. Do pewnego stopnia także i Parlament Europejski.

Na mnie zrobiło największe wrażenie to, że ten ogromny kryzys dał się okiełznać w bardzo dużym stopniu przy pomocy narzędzi rynkowych. Wysokie ceny umożliwiły, żeby gaz w ogóle znalazł się w Niemczech, czy we Francji. Kraje, takie jak Włochy czy Hiszpania musiały zmierzyć się z wysokimi cenami na rynku wewnętrznym, ale z kolei eksport okazał się dla nich bardzo korzystny. Znalazło się też pragmatyczne rozwiązanie, aby kraje członkowskie mogły pomagać swoim obywatelom uporać się ze skokowym wzrostem cen. To pokazało, że udało nam się zbudować siatkę bezpieczeństwa w samej Unii Europejskiej.

Myśli Pan, że my jako Unia Europejska jesteśmy solidarni, jeśli chodzi o stosunek do kupowania gazu z Rosji?

W przeszłości polityka zakupu gazu z Rosji była napędzana narodowym egoizmem poszczególnych krajów członkowskich. Niemieckie umowy na przesył gazu z Rosją są najlepszym przykładem tego, że interesy krajowego przemysłu przedkładane były nad bezpieczeństwo innych państw. Czy to się strukturalnie zmieniło? Jest za wcześnie na to, aby oceniać. Są znaki, które wskazują, że nie.

Co więc zagraża solidarności?

Obecnie można stwierdzić, że unijne mechanizmy rynku gazu i prądu są gwarantem bezpieczeństwa dostaw w Unii Europejskiej. W najbliższych latach z pewnością będą utrzymywać się wysokie ceny gazu, znacznie wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Nie jest to dobra informacja dla europejskiego przemysłu, który w tej sytuacji chętnie sięgnąłby po subwencje. Natomiast, jeśli teraz zaczniemy dopłacać przemysłowi za konsumowanie energii pozostawiając przy tym wysokie ceny dla wszystkich innych konsumentów to tak jakbyśmy mieli ciasto do podziału i jednej grupie dopłacali, aby mogła wziąć z tego ciasta więcej. Jednak to mogłoby poprawić eksport i polityka przemysłowa może być czynnikiem zaburzającym solidarność: bogatsze kraje mogą wydać więcej pieniędzy, bogatsze kraje będą miały pokusę myśleć o swoim interesie i chcieć, aby cała infrastruktura mogła znowu działać. W Unii są dyskutowane mechanizmy, które miałyby umożliwić krajom zadbanie w pierwszej kolejności o zaspokojenie własnego zapotrzebowania.

Czy kraje takie jak Węgry, które mam wrażenie tylko wypatrują okazji jak tu kupić gaz od Rosji, nie są zagrożeniem dla spójności unijnej polityki względem Rosji.

Jednym z największych sukcesów poprzedniego roku jest to, że udało nam się dodatkowo przykręcić śrubę w zakresie sankcji wobec Rosji: mamy sankcje na ropę naftową i produkty jej rafinacji, mamy sankcje na węgiel… został wypracowany kompromis. Naturalnie, będzie obserwowany pewien trend idący w poprzek kompromisowi. Niektóre kraje będą chciały zyskać przewagę nad innymi. Mam jednak wrażenie, że w tym momencie strategicznie idziemy w jednym kierunku.

Jak to będzie wyglądało, kiedy wojna będzie trwała np. 3 lata, kiedy zmienią się polityczne narracje? Ciężko to przewidzieć. Myślę, że będzie to wymagało wielu dyskusji jak podzielić koszty sankcji na kraje tak, aby każdy czuł się wzięty pod uwagę. Tu sytuacja będzie dynamiczna, bo z jednej strony koszty sankcji w czasie będą się zmniejszać – zapewnimy sobie alternatywy. Ale to jest miecz obosieczny: Rosja też przecież może znaleźć alternatywy, przez co nasze sankcje nie będą miały już takiej siły i zaistnieje potrzeba nałożenia nowych. Pytanie czy w takich momentach wystarczy nam politycznej woli, aby wprowadzać nowe ograniczenia.

Jak wobec kryzysu gazowego dalej będzie kształtować się rozwój odnawialnych źródeł energii? Z jednej strony zaistniała konieczność poniesienia nieplanowanych kosztów w związku z koniecznością reorganizacji dostaw, a z drugiej kontynuowania lub rozpoczęcia inwestycji w nowoczesną energetykę – czy da się to pogodzić?

Każdy kraj ma do tego inne podejście. Z jednej strony mamy francuski plan rozwoju sieci energetycznych, w którym jest bardzo dużo elektrowni jądrowych. Po drugiej stronie barykady mamy plany niemieckich sieci elektroenergetycznych, gdzie w zasadzie 100 procent to źródła odnawialne. Krążę między Paryżem, Berlinem i Brukselą i po każdej stronie słysze wiele rzeczowych argumentów od rozsądnych osób: jedni twierdzą, że odnawialne źródła będą cztery razy droższe niż energia jądrowa, a drudzy, że energia jądrowa będzie cztery razy droższa niż odnawialne źródła energii.

Z czego wynika taka rozbieżność?

Ciężko jest mi zrozumieć jak to jest możliwe, że każdy otrzymuje tak skrajnie różne wyniki. Natomiast, jeśli ja miałbym to ocenić biorąc pod uwagę tylko argumenty ekonomiczne, pomijając względy militarne, czy bezpieczeństwa: istniejący atom będzie korzystny w eksploatacji, ale jeśli mam inwestować w nowe źródła, to w pierwszej kolejności w źródła odnawialne tak, aby osiągnąć 40-50 procent. Powyżej tego progu należy zacząć myśleć o przebudowie całej sieci elektroenergetycznej: włączeniu do niej magazynów energii i uelastycznieniu i tutaj faktycznie, krzywa kosztów energii jądrowej i odnawialnej może się przeciąć. W którym miejscu te krzywe się przetną zależy od ogromnej liczby czynników.

W tym momencie wszystkie elektrownie jądrowe w Niemczech zostały już odłączone od sieci. Nie przeszkadza to np. Markowi Söderowi [premier Bawarii i lider Unii Chrześcijańsko-Społecznej w Bawarii (CSU) – przyp. red.] publicznie deklarować chęć ponownego otwarcia bawarski elektrowni jądrowych. Czy takie wypowiedzi można odczytywać jako znak, że Niemcy do energetyki jądrowej jeszcze wrócą?

GW ostatnich 20 latach zbudowanie nowej elektrowni jądrowej w Unii Europejskiej było niesamowicie drogie. Widzimy to np. w Polsce, gdzie, aby powstała taka elektrownia należy niemal powołać nowy uniwersytet, aby wykształcić całą branżę. Dodatkowo, sieci muszą zostać wzmocnione, aby “unieść” taką elektrownie, potrzebne jest paliwo jądrowe, potrzebna jest woda do chłodzenia – wszystko to musi zostać od zera przygotowane. Tak więc inwestycja to nie tylko koszt budowy, ale też stworzenia całego ekosystemu. W Polsce temat ten jest przedmiotem dyskusji od 30 lub więcej lat.

Dobrze jest mieć funkcjonującą elektrownie jądrowa, która produkuje tani prąd, ale zbudowanie nowej to poważna inwestycja.

Brak elektrowni jądrowej w Niemczech to stan wyjściowy: elektrownie nie mają już zezwoleń, nie są kształceni potencjalni pracownicy takich jednostek – aby postawić ten system od nowa trzeba byłoby ponieść ogromne koszty, z których największym byłaby wiarygodność. Jeszcze niedawno temu do sektora energetycznego poszedł sygnał: nie będziemy więcej korzystać z energii jądrowej, rozwijajcie technologie odnawialne, inwestujcie w magazyny energii, infrastrukturę przesyłową… nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że teraz to wszystko odwołujemy i wskrzeszamy atom do życia. Uważam, że taka debata w Niemczech to populizm.

Czy debata o energetyce jądrowej w Polsce to nie populizm?

Prace projektowe posuwają się naprzód, są instytuty, które nad tym pracują – to wszystko wygląda jak strategiczna decyzja państwa, aby w tym kierunku rozwijać energetykę. Z drugiej strony rzeczywistość… ciężko mi to ocenić. Myślę, że elektrownie jądrowe mają poważny problem, aby konkurować z odnawialnymi źródłami energii tj. od ostatecznej decyzji o podjęciu inwestycji do czasu, kiedy jednostka zacznie zasilać sieć mija 10-15 lat. To jest czas, w którym można wybudować bardzo dużo źródeł odnawialnych, które zapewnią tani prąd. Tzn. z ekonomicznego punktu widzenia nigdy nie można być pewnym, czy np. po trzech latach budowy takiej elektrowni, odnawialne źródła energii nie staną się na tyle tanie, że bardziej będzie się opłacało w nie inwestować aniżeli kontynuować budowę elektrowni jądrowej.

Rozmawiała Maryjka Szurowska

Jakóbik: Atom w aktualizacji strategii energetycznej. Mały, ale wariat (ANALIZA)

Najnowsze artykuły