Jeśli Chiny czeka stagnacja, a nie tylko chwilowa zadyszka to wiedz, że przez chińską czkawkę europejski kryzys energetyczny może się zmienić biegun z niedoboru i rekordowych rachunków na klęskę urodzaju z gazem w cenach ujemnych, o ile nie pojawią się czarne łabędzie – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Koniec wieku Chin zanim na dobre się zaczął
Według Wall Street Journal problemy gospodarcze Chin widoczne od pandemii mogą się zamienić w przedłużającą się stagnację na kształt tej, która trapi Japonię od wczesnych lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Polityka jednego dziecka, która wprowadzona w latach osiemdziesiątych przez ekipę Deng Xiaopinga dała szybki wzrost gospodarczy Chin do końca pierwszej dekady XXI wieku, napędziła inwestycje i współpracę gospodarczą z Zachodem.
Teraz to paliwo się wyczerpało, bo Chińczycy według WSJ dorobili się rosnącego długu oraz rywalizacji z państwami zachodnimi, które uderzają w ich rozwój gospodarczy. Polityka jednego dziecka sprawiła, że – cytując proroctwo George’a Friedmana z dzieła „Następne sto lat” – Chiny zestarzały się szybciej, niż zdążyły się wzbogacić. Był to jeden z tematów mojej pracy magisterskiej. Piramida demograficzna Chin odwróciła się, społeczeństwo się szybciej starzeje i przestaje działać premia z tytułu niskich kosztów pracy, która w przeszłości sprawiła, że Państwo Środka stało się centrum produkcji oraz konsumpcji globalnej.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że PKB Chin utrzyma się w nadchodzących latach poniżej 4 procent, istotnie niżej od wyników z pierwszej dekady XXI wieku, kiedy zdarzały się liczby dwucyfrowe. Ośrodek Capital Economics cytowany przez WSJ szacuje, że wzrost gospodarczy Państwa Środka spadnie z 5 procent w 2019 roku do około trzech, by potem spaść do około dwóch procent w 2030 roku, uniemożliwiając realizację celu podwojenia wielkości gospodarki Chin do 2035 roku wyznaczonego przez lidera Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga. WSJ konstatuje, że Państwo Środka może nigdy nie wyprzedzić USA w roli największej gospodarki na świecie.
Chiny maja symptomy choroby podobnej do tej, która trapi gospodarkę Japonii: deflacja i pęknięcie bańki na rynku nieruchomości powodujące długotrwałą stagnację gospodarczą. Gospodarstwa domowe w Państwie Środka odpowiadają za 38 procent popytu wewnętrznego, wciąż pozostawiając pole inwestycjom państwowym na kredyt, które dały dziesiątki pustych miast i nieużywanych elementów infrastruktury. Tymczasem udział długu w PKB Chin zbliża się do 300 procent.
Chińska czkawka a ceny ujemne gazu
Jeżeli chińska gospodarka spowolni, spadnie popyt na surowce, w tym gaz ziemny. Wówczas będzie należało uzupełnić prognozę kryzysu energetycznego w Europie o nowy scenariusz: taki, w którym kryzys niedoboru zostanie zastąpiony klęską urodzaju. Gdyby gospodarka Chin rozwijała się prężnie, a popyt na surowce dalej rósł, należałoby się spodziewać, że zapotrzebowanie na gaz ziemny Państwa Środka ograniczy podaż w Europie i przyczyni się do pogłębienia kryzysu energetycznego w Europie, o czym pisałem już tekst. Jeżeli jednak popyt będzie stabilny albo zacznie spadać, Europejczycy będą mieli do dyspozycji więcej gazu, a w połączeniu z potencjalnym powrotem Rosjan na rynek, odczują kryzys…nadpodaży.
Spowolnienie gospodarcze w Chinach spowodowało już pierwszy spadek zapotrzebowania na gaz w tym kraju od 1990 roku w 2022 roku. Chińczycy zakontraktowali długoterminowo około 8 mln ton LNG rocznie, czyli tyle ile Polska sprowadziła w rok w rekordowym 2022 roku, kiedy Rosjanie zakręcili jej kurek z gazem. Spadek zapotrzebowania Chin w 2022 roku umożliwił reeksport nadwyżek LNG do Europy, zmniejszając presję kryzysu energetycznego. Reeksport sięgnął w pierwszej połowie 2022 roku 4 mln ton. To jakby Chińczycy oddali połowę rocznej porcji gazu z kontraktów długoterminowych w pół roku, czyli cały zapas zamówiony w umowach. Jeżeli stagnacja w Państwie Środka spowoduje, że reeksportuje ono do Europy całe 8 mln ton LNG z kontraktów długoterminowych albo zmniejszy zakupy doraźne na spocie dając w sumie dodatkową podaż bliską tej liczbie, będzie to presja na spadek cen europejskich dwukrotnie większa niż w 2022 roku. Warto zaznaczyć, że handlarze gazem skroplonym z Chin otwierają biura handlowe w Londynie (ENN Natural Gas i CNOOC) i Singapurze (China Gas Holdings). To sugestia, że nie chcą jedynie importować LNG do Chin, ale reeksportować go na Zachód, gdy będzie się to bardziej opłacać niczym PGNiG, który otworzył biuro w Londynie w tym samym celu jeszcze w 2016 roku.
Nadwyżka LNG z Chin może dodać presji do kolejnych czynników, które mogą wystąpić na rynku europejskim. To koniec zakupów na potrzeby gromadzenia zapasów zimowych ze względu na rekordowe tempo uzupełniania magazynów gazu w Europie. Cel listopadowy zapełnienia 90 procent ich pojemności został zrealizowany w połowie sierpnia. Kolejny czynnik to potencjalny powrót Gazpromu na rynek europejski w razie uregulowania inwazji Rosji na Ukrainę za pomocą porozumienia międzynarodowego będącego obecnie przedmiotem dyskusji. Jeszcze niedawno to Gazprom szantażował Ukrainę przerwą dostaw gazu przez jej terytorium, a teraz sam doprasza się o rozmowy, a to Ukraińcy nie są zainteresowani. Może tak być, bo liczy na powrót na rynek europejski wobec problemów w Azji, bo tam nawet była republika sowiecka Turkmenistan opowiada się przeciwko wpływom rosyjskim. Rozwój dostaw do Azji jest forsowny i nie rekompensuje strat w Europie.
Jednakże można podejrzewać, że cena dostaw rosyjskich będzie na tyle atrakcyjna, że niektóre kraje Unii Europejskiej mogą porzucić dywersyfikację na rzecz niższej ceny dostaw (pozornie na chwilę, jak zawsze), a jeszcze bardziej prawdopodobne będzie wówczas zwiększenie importu przez sąsiadów Unii: Turcję i Bałkany, które samo w sobie zwiększyłoby ilość gazu do dyspozycji Europejczyków. Do tego należy dodać rozwój eksportu LNG z Rosji, w ramach którego Novatek wysyła na kontynent więcej gazu niż Gazprom. Wyliczenia Refinitiv Eikon cytowane przez Reuters pokazują, że Gazprom dostarczył do Europy w postaci skroplonej (LNG) oraz gazociągami 13,8 mld m sześc. gazu między styczniem a 15 lipca 2023 roku. W tym samym czasie Novatek wysłał 12,34 mld m sześc. Jeżeli nie będzie sankcji na dostawy gazu skroplonego z Rosji, ten trend może być kontynuowany, zwiększając podaż gazu w Europie, ale także jej zależność od Rosjan.
Czarne łabędzie na horyzoncie nie pozwalają spuszczać gardy
Oczywiście należy dokonać szeregu zastrzeżeń w tej analizie. Rosjanie mogą z powodów politycznych zechcieć zakręcić kurek z gazem do zera, porzucając ostatnie szlaki dostaw przez Ukrainę i Turcję. Chińczycy mogą z powodów politycznych ograniczyć reeksport LNG do Europy. Nie należy także zapominać, że tak dobre wyniki rynku europejskiego w dużej mierze wynikały z ciepłej zimy, która ograniczyła zużycie paliw na cele grzewcze. Jeżeli następna zima będzie sroższa, a na rynku energetycznym zadziała splot problemów: atomu we Francji, dystrybucji węgla w Polsce czy Niemczech, mogą wciąż pojawić się niedobory gazu. Ostrzega przed tym oficjalnie ENTSO-G, które oszacowało, że w scenariuszu srogiej zimy w celu osiągnięcia celu jej zakończenia z 30 procentami zapasów w magazynach będzie potrzebne ograniczenie zużycia o 10 procent we wszystkich krajach unijnych i przy założeniu pełnej współpracy przy dzieleniu się zapasami w Europie. Ograniczenie zużycia gazu w Europie o 15 procent pozwoli zapełnić magazyny gazu do 30 procent, jeżeli nie będzie zimno. Chińska czkawka może zwiększyć podaż zmniejszając ten problem, ale on nie zniknie tej ani następnej zimy.
Ponadto, pozory nadpodaży wywołane chińską czkawką mogą zniechęcać do mobilizacji, oszczędzania gazu przez odbiorców i gromadzenia zapasów przez dostawców. Może się pojawić pokusa wycofania rozwiązań kryzysowych, które biją w mechanizmy rynkowe, jak cena maksymalna na giełdzie TTF. Co ciekawe, może się pojawić pomysł przeciwny: wprowadzenia ceny minimalnej chroniącej rynek przed cenami ujemnymi znanymi już z rynku ropy. Wtedy nadwyżka zostanie szybko zdjęta, a w razie pojawienia się czarnych łabędzi, z atakami terrorystycznymi na infrastrukturę krytyczną włącznie, niedobór znów zajrzy Europie w oczy. Warto w tym kontekście przypomnieć kilkudziesięcioprocentowe skoki wartości gazu na giełdzie TTF po samych tylko spekulacjach na temat wpływu problemów terminalu eksportowego LNG w Norwegii czy strajkach zagrażających dostawom z Australii. Należy niestety dodać do tych zmiennych możliwość stosowania przestojów pracy instalacji eksportowych na Zachodzie do windowania ceny przez producentów innych niż Rosjanie. Jeżeli – dajmy na to – Norwedzy będą ogłaszać nietypowe przestoje łańcucha dostaw gazu w celu windowania ceny, nie ma mowy o wartościach ujemnych na giełdzie, ale o kolejnych skokach o kilkadziesiąt procent z dnia na dzień. W tym kontekście ciekawe są dane operatora wydobycia gazu w Norwegii Gassco znanego z projektu Baltic Pipe zapowiadającego przerwy techniczne na istotnej części złóż w koincydencji czasowej z zapełnieniem magazynów europejskich powyżej 90 procent uzyskanym w połowie sierpnia. Nieprzypadkowo rząd niemiecki spodziewa się wyższych cen gazu w gospodarce co najmniej do 2027 roku.
Cena gazu będzie zmienna, być może na pewnym etapie ujemna. Wniosek jest zatem prosty. Bez stabilnego punktu odniesienia sektor gazowy wciąż nie będzie miał przesłanek do inwestycji o ile nie zostanie utrzymane wsparcie państwa czy Unii Europejskiej projektów dywersyfikacyjnych. Przykładem może (mogą) być polskie FSRU, czyli pływający terminal LNG w Zatoce Gdańskiej, który może zostać uzupełniony o drugą jednostkę wobec zainteresowania sąsiadów reeksportem przez Polskę. Należy zatem robić swoje: zbierać strategiczne zapasy gazu niezależnie od warunków rynkowych, a także realizować cel unijny porzucenia gazu rosyjskiego najpóźniej do 2027 roku. Cel to porzucenie surowca z Rosji, a docelowo jego dostaw w ogóle, bo będzie eksponowane na niestabilność polityczną jeszcze przez lata. Każda oszczędzona megawatogodzina to strata Władimira Putina, zysk w portfelu i większe bezpieczeństwo.