icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Żerański: Ameryka przeciwko Ameryce (FELIETON)

– Ameryka jest naprawdę podzielona, i nie chodzi tylko o polityczny podział między Demokratów a Republikanów, tylko społeczeństwo pełne sprzeczności oraz podziałów napędzające się wzajemnie nienawiścią. Podziały amerykańskiego społeczeństwa widać w stosunku do globalnego ocieplenia, posiadania broni, aborcji, czy w praktycznie każdej innej kwestii – pisze Jan Żerański, współpracownik BiznesAlert.pl.

  • Głębokie podziały w amerykańskim społeczeństwie, które doprowadziły do tego, że zamachowiec – na chwilę pisania komentarza wiemy o nim niewiele – sięgnął po broń,  nie znikną.
  • Zmieniający się krajobraz społeczny Ameryki będzie odzwierciedlał polityczne wybory oraz politykę zagraniczną, bo zmieniająca się demografia – np. Stany stają się coraz bardziej zróżnicowane rasowo – wymusi nową reprezentację w Kongresie, a ta  z kolei wpłynie na politykę.
  • Demokraci nie mogą tak po prostu wymienić kandydata na innego w sytuacji, kiedy główny rywal otarł się o śmierć. Jeśli nawet zdecydują się zmusić Bidena do ustąpienia, a potem zastąpią Kamalą Harris, czy jakąkolwiek inną osobą (Sonią Sotomayor z Sądu Najwyższego?), to potencjalny kandydat zmierzy się z najtrudniejszym wyzwaniem w historii swojej kariery.
  • Zwycięstwo Donalda Trumpa na jesieni może być pokusą do przetestowania NATO na początku jego kadencji. O ile Polska jako taka pewnie nie byłaby celem ataku, potrafię sobie wyobrazić pułapkę sytuacyjną, w której się znajdziemy jeśli zaatakowane zostanie mniejsze państwo, na przykład Estonia.

Nieudana próba zamachu na Donalda Trumpa nie jest ani pierwszym ani na pewno ostatnim przykładem przemocy politycznej, która dotyka głowę państwa amerykańskiego. Polska, której bezpieczeństwo w dużej mierze jest zależne od stabilności oraz siły Stanów Zjednoczonych, powinna mocno zastanowić się nad kondycją Ameryki. Głębokie podziały w amerykańskim społeczeństwie, które doprowadziły do tego, że zamachowiec – na chwilę pisania komentarza wiemy o nim niewiele – sięgnął po broń,  nie znikną. One będą się zapewne pogłębiać. Walka Ameryki z Ameryką, niestety, zaostrza się, ale ofiarą jej nie może paść ani amerykańska demokracja, ani bezpieczeństwo Rzeczpospolitej.

Ameryka przeciwko Ameryce

Tytuł mojego tekstu zapożyczyłem z niewydanej u nas, niestety, książki chińskiego dyplomaty i naukowca,Wanga Huninga, “America against America”, stanowiącej podsumowanie jego półrocznego pobytu  w Stanach Zjednoczonych. Huning, obecnie numer cztery w strukturze państwa chińskiego, napisał swoją książkę kiedy kończyła się Zimna Wojna.

Kiedy amerykańscy politolodzy w rodzaju Fukuyamy lada moment mieli zacząć snuć wizję tryumfu liberalnej demokracji, globalnego sukcesu zachodu, Huning, człowiek będący dziś mózgiem Komunistycznej Partii Chin, zaczął dostrzegać Amerykę pełną sprzeczności i zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, że pomimo nich relatywnie młode  państwo amerykańskie stało się imperium.

Po szturmie na Kapitol w 2021 roku ta zapomniana trochę pozycja zaczęła w chińskim internecie schodzić za spore pieniądze i bardzo możliwe, że tak będzie teraz. Ameryka jest naprawdę podzielona, i nie chodzi tylko o polityczny podział między Demokratów a Republikanów, tylko społeczeństwo pełne sprzeczności oraz podziałów napędzające się wzajemnie nienawiścią. Podziały amerykańskiego społeczeństwa widać w stosunku do globalnego ocieplenia, posiadania broni, aborcji, czy w praktycznie każdej innej kwestii.

Zmieniający się krajobraz społeczny Ameryki będzie odzwierciedlał polityczne wybory oraz politykę zagraniczną, bo zmieniająca się demografia – np. Stany stają się coraz bardziej zróżnicowane rasowo – wymusi nową reprezentację w Kongresie, a ta  z kolei wpłynie na politykę. Dochodzą podziały związane ze śmiercią klasy średniej, czy brakiem perspektywy awansu społecznego. Pojawiają się coraz większe wyzwania z mobilnością społeczną, bezdomnością, uzależnieniem od narkotyków, chorobami psychicznymi czy lekomanią.

Amerykańska dusza cierpi

Amerykanie to widzą, w badaniach społecznych powraca wątek śmierci amerykańskiego snu. Do tej pory w kolejnych pokoleniach panowało przeświadczenie, że ciężka praca w kraju możliwości może przynieść korzyści. W 2023 roku Wall Street Journal zbadał opinię o American Dream. Tylko 36 procent badanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że “the American Dream — that if you work hard you’ll get ahead – still holds true”. 18 procent uznało, że Amerykański Sen nigdy nie był prawdziwy; dla 45 procent Amerykanów Amerykański Sen kiedyś istniał, ale już nie istnieje. W 2020 roku z sondażu przeprowadzonego przez American Enterprise Institute wynika, że dla 64 procent Demokratów oraz 75 procent Republikanów polityczne propozycje strony przeciwnej są niebezpieczne dla kraju.

Media społecznościowe, zrodzone zresztą w Ameryce, przyspieszają polaryzację społeczną oraz chorobę duszy. W kraju, w którym konstytucja gwarantuje dostęp do broni – niedawno w ręce autora wpadł tekst o pojawieniu się na ulicach Teksasu (oczywiście, że musiał to być Teksas!) automatów z nabojami  – rośnie też przyzwolenie na przemoc polityczną.

Z sondażu PBS z marca 2024 wynika, że co piąty Amerykanin uważa, że przemoc polityczna pomoże krajowi stanąć na nogi; dotyczy to prawie 30 procent wyborców Republikanów!  Zadając pytania bardziej ogólne także otrzymamy niepokojące badania. Po szturmie na Kapitol zadano je w badaniach Washington Post. W latach 90. przyzwolenie na przemoc polityczną było marginalne. W 2021 roku jedna trzecia Amerykanów uważała, że można używać w pewnych sytuacjach przemocy przeciwko rządowi; dotyczyło to 41 procent wyborców niezależnych oraz 40 procent Republikanów.

Czy zatem strzelec strzelał, bo dla niego Trump był zbyt mało radykalny, czy też odwrotnie – pragnął powstrzymać go przed dojściem do władzy?

Projekt 2025

Zamach na Donalda Trumpa, tuż przed konwencją partii republikańskiej, gdzie miał wybrać swojego kandydata na wiceprezydenta oraz otrzymać oficjalną nominację partyjną, wydarzył się w chwili, gdy kampania prezydencka nabierała rozpędu. Po katastrofalnej w oczach sympatyków Partii Demokratycznej debacie z Joe Bidenem Demokraci coraz ostrzej wzywali swojego prezydenta do ustąpienia. Sponsorzy partii wycofywali dotacje. Prezydent Biden stawał okoniem, uważając, wbrew swoim krytykom, że stan zdrowia oraz wiek pozwalają mu dalej prowadzić kampanię – a w przypadku wygranej rządzić.

Dzisiaj sytuacja jest już inna.

Demokraci nie mogą tak po prostu wymienić kandydata na innego w sytuacji, kiedy główny rywal otarł się o śmierć. Jeśli nawet zdecydują się zmusić Bidena do ustąpienia, a potem zastąpią Kamalą Harris, czy jakąkolwiek inną osobą (Sonią Sotomayor z Sądu Najwyższego?), to potencjalny kandydat zmierzy się z najtrudniejszym wyzwaniem w historii swojej kariery.

Amerykanie uwielbiają underdogów, outsiderów, ten moment gdy pokonany człowiek leży na deskach, ale wstaje, a potem idzie bić się dalej, żeby wygrać. Trump już wcześniej lubił się tak stylizować. Kiedy na konwencji Republikanów Donald Trump – piszę ten komentarz nie znając jeszcze nazwiska wiceprezydenta – pojawi się na scenie to stanie się bohaterem narodowym części wyborców, mężem stanu mogącym zjednoczyć, jak kiedyś Reagan, kraj pod swoim panowaniem. Jeśli zamach nie był dziełem samotnego wilka, a na przykład wewnętrzną rozgrywką między frakcjami w amerykańskiej polityce, spiskiem wymierzonym w Trumpa, to opatrzność  czuwająca nad Donaldem Trumpem właśnie wywróciła stolik.

Z polskiej perspektywy powinniśmy jak najszybciej analizować dokument, który przygotowała The Heritage Foundation, zawierający rekomendacje dla kolejnego prawicowego prezydenta Ameryki. Nawet jeśli Trump nie wygra jakimś cudem wyborów,  bo po zamachu jego szanse znacznie wzrosły, to scementuje na dobre Partię Republikańską na najbliższe lata oraz wytyczy kierunek jej rozwoju.

Projekt 2025 zakłada radykalne wzmocnienie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jednym z pomysłów mających temu służyć jest oddanie kontroli nad Departamentem Sprawiedliwości głowie państwa, a także likwidacja Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego oraz połączenie go z kilkoma innymi agencjami. Głębokie reformy mają dotknąć FBI oraz administrację publiczną; ta ostatnia ma być odchudzona o tysiące pracowników. Z wypowiedzi medialnych wypływa obraz także ograniczania dzielenia się informacjami wywiadowczymi z europejskimi partnerami (z Polską też?), w tym z członkami NATO.

Sam sojusz w ostatnich miesiącach uległ poważnemu wzmocnieniu, a globalne interesy Ameryki raczej nie pozwolą jej na wycofanie się z niego, natomiast Polska musi już teraz opracować spójną strategię relacji z Waszyngtonem oraz NATO, która wykracza poza codzienną partyjną nawalankę. Nie można też dopuszczać do przyzwolenia na przemoc polityczną, radykalizację nastrojów oraz plemienność partyjną.

Niemal na pewno propozycje zawarte w Projekcie 2025 wymuszą silny opór ze strony Partii Demokratycznej, tym bardziej że zakłada on na przykład deportację dziesięciu milionów nielegalnie przebywających w Stanach imigrantów.

Czy tę niestabilność polityczną wykorzysta Rosja? Bardzo możliwe, że niestety tak. Zwycięstwo Donalda Trumpa na jesieni może być pokusą do przetestowania NATO na początku jego kadencji. O ile Polska jako taka pewnie nie byłaby celem ataku, potrafię sobie wyobrazić pułapkę sytuacyjną, w której się znajdziemy jeśli zaatakowane zostanie mniejsze państwo, na przykład Estonia. Estonia na szczęście płaci ponad dwa procent PKB na obronę w ramach sojuszu, więc pewnie Stany – zgodnie z tym, co sam Trump mówił – pospieszyłyby jej z pomocą, ale jak zinterpretowałby on artykuł piąty NATO?

Może się zdarzyć, w czarnym scenariuszu, że Trump uzna – ok, pomożemy, ale nie wyślemy wojska; Europo radź sobie sama. Uruchomienie artykułu 5 przez Estonię sprawi, że będziemy musieli zdecydować; ilu żołnierzy wysłać jej na pomoc? Kto by jej w pierwszej kolejności bronił? My.

To jest ten moment, gdy dla dobra Rzeczpospolitej partyjne spory powinny być odłożone na bok a zostać powołany na przykład międzyresortowy zespół przy Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, z udziałem niezależnych ekspertów, w celu przeanalizowania kolejnych kilku lat Donalda Trumpa w Białym Domu oraz opracowania wspólnej, i spójnej, strategii Polski wobec NATO oraz relacji ze Stanami Zjednoczonymi za czasów prezydentury Trumpa, oraz po nim.

Polska musi myśleć dekady do przodu, bo Ameryka, nasz czołowy sojusznik, od którego zależy nasze bezpieczeństwo, się zmienia.

Jak zamach na Trumpa wpłynie na wybory prezydenckie w USA? Spięcie

– Ameryka jest naprawdę podzielona, i nie chodzi tylko o polityczny podział między Demokratów a Republikanów, tylko społeczeństwo pełne sprzeczności oraz podziałów napędzające się wzajemnie nienawiścią. Podziały amerykańskiego społeczeństwa widać w stosunku do globalnego ocieplenia, posiadania broni, aborcji, czy w praktycznie każdej innej kwestii – pisze Jan Żerański, współpracownik BiznesAlert.pl.

  • Głębokie podziały w amerykańskim społeczeństwie, które doprowadziły do tego, że zamachowiec – na chwilę pisania komentarza wiemy o nim niewiele – sięgnął po broń,  nie znikną.
  • Zmieniający się krajobraz społeczny Ameryki będzie odzwierciedlał polityczne wybory oraz politykę zagraniczną, bo zmieniająca się demografia – np. Stany stają się coraz bardziej zróżnicowane rasowo – wymusi nową reprezentację w Kongresie, a ta  z kolei wpłynie na politykę.
  • Demokraci nie mogą tak po prostu wymienić kandydata na innego w sytuacji, kiedy główny rywal otarł się o śmierć. Jeśli nawet zdecydują się zmusić Bidena do ustąpienia, a potem zastąpią Kamalą Harris, czy jakąkolwiek inną osobą (Sonią Sotomayor z Sądu Najwyższego?), to potencjalny kandydat zmierzy się z najtrudniejszym wyzwaniem w historii swojej kariery.
  • Zwycięstwo Donalda Trumpa na jesieni może być pokusą do przetestowania NATO na początku jego kadencji. O ile Polska jako taka pewnie nie byłaby celem ataku, potrafię sobie wyobrazić pułapkę sytuacyjną, w której się znajdziemy jeśli zaatakowane zostanie mniejsze państwo, na przykład Estonia.

Nieudana próba zamachu na Donalda Trumpa nie jest ani pierwszym ani na pewno ostatnim przykładem przemocy politycznej, która dotyka głowę państwa amerykańskiego. Polska, której bezpieczeństwo w dużej mierze jest zależne od stabilności oraz siły Stanów Zjednoczonych, powinna mocno zastanowić się nad kondycją Ameryki. Głębokie podziały w amerykańskim społeczeństwie, które doprowadziły do tego, że zamachowiec – na chwilę pisania komentarza wiemy o nim niewiele – sięgnął po broń,  nie znikną. One będą się zapewne pogłębiać. Walka Ameryki z Ameryką, niestety, zaostrza się, ale ofiarą jej nie może paść ani amerykańska demokracja, ani bezpieczeństwo Rzeczpospolitej.

Ameryka przeciwko Ameryce

Tytuł mojego tekstu zapożyczyłem z niewydanej u nas, niestety, książki chińskiego dyplomaty i naukowca,Wanga Huninga, “America against America”, stanowiącej podsumowanie jego półrocznego pobytu  w Stanach Zjednoczonych. Huning, obecnie numer cztery w strukturze państwa chińskiego, napisał swoją książkę kiedy kończyła się Zimna Wojna.

Kiedy amerykańscy politolodzy w rodzaju Fukuyamy lada moment mieli zacząć snuć wizję tryumfu liberalnej demokracji, globalnego sukcesu zachodu, Huning, człowiek będący dziś mózgiem Komunistycznej Partii Chin, zaczął dostrzegać Amerykę pełną sprzeczności i zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, że pomimo nich relatywnie młode  państwo amerykańskie stało się imperium.

Po szturmie na Kapitol w 2021 roku ta zapomniana trochę pozycja zaczęła w chińskim internecie schodzić za spore pieniądze i bardzo możliwe, że tak będzie teraz. Ameryka jest naprawdę podzielona, i nie chodzi tylko o polityczny podział między Demokratów a Republikanów, tylko społeczeństwo pełne sprzeczności oraz podziałów napędzające się wzajemnie nienawiścią. Podziały amerykańskiego społeczeństwa widać w stosunku do globalnego ocieplenia, posiadania broni, aborcji, czy w praktycznie każdej innej kwestii.

Zmieniający się krajobraz społeczny Ameryki będzie odzwierciedlał polityczne wybory oraz politykę zagraniczną, bo zmieniająca się demografia – np. Stany stają się coraz bardziej zróżnicowane rasowo – wymusi nową reprezentację w Kongresie, a ta  z kolei wpłynie na politykę. Dochodzą podziały związane ze śmiercią klasy średniej, czy brakiem perspektywy awansu społecznego. Pojawiają się coraz większe wyzwania z mobilnością społeczną, bezdomnością, uzależnieniem od narkotyków, chorobami psychicznymi czy lekomanią.

Amerykańska dusza cierpi

Amerykanie to widzą, w badaniach społecznych powraca wątek śmierci amerykańskiego snu. Do tej pory w kolejnych pokoleniach panowało przeświadczenie, że ciężka praca w kraju możliwości może przynieść korzyści. W 2023 roku Wall Street Journal zbadał opinię o American Dream. Tylko 36 procent badanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że “the American Dream — that if you work hard you’ll get ahead – still holds true”. 18 procent uznało, że Amerykański Sen nigdy nie był prawdziwy; dla 45 procent Amerykanów Amerykański Sen kiedyś istniał, ale już nie istnieje. W 2020 roku z sondażu przeprowadzonego przez American Enterprise Institute wynika, że dla 64 procent Demokratów oraz 75 procent Republikanów polityczne propozycje strony przeciwnej są niebezpieczne dla kraju.

Media społecznościowe, zrodzone zresztą w Ameryce, przyspieszają polaryzację społeczną oraz chorobę duszy. W kraju, w którym konstytucja gwarantuje dostęp do broni – niedawno w ręce autora wpadł tekst o pojawieniu się na ulicach Teksasu (oczywiście, że musiał to być Teksas!) automatów z nabojami  – rośnie też przyzwolenie na przemoc polityczną.

Z sondażu PBS z marca 2024 wynika, że co piąty Amerykanin uważa, że przemoc polityczna pomoże krajowi stanąć na nogi; dotyczy to prawie 30 procent wyborców Republikanów!  Zadając pytania bardziej ogólne także otrzymamy niepokojące badania. Po szturmie na Kapitol zadano je w badaniach Washington Post. W latach 90. przyzwolenie na przemoc polityczną było marginalne. W 2021 roku jedna trzecia Amerykanów uważała, że można używać w pewnych sytuacjach przemocy przeciwko rządowi; dotyczyło to 41 procent wyborców niezależnych oraz 40 procent Republikanów.

Czy zatem strzelec strzelał, bo dla niego Trump był zbyt mało radykalny, czy też odwrotnie – pragnął powstrzymać go przed dojściem do władzy?

Projekt 2025

Zamach na Donalda Trumpa, tuż przed konwencją partii republikańskiej, gdzie miał wybrać swojego kandydata na wiceprezydenta oraz otrzymać oficjalną nominację partyjną, wydarzył się w chwili, gdy kampania prezydencka nabierała rozpędu. Po katastrofalnej w oczach sympatyków Partii Demokratycznej debacie z Joe Bidenem Demokraci coraz ostrzej wzywali swojego prezydenta do ustąpienia. Sponsorzy partii wycofywali dotacje. Prezydent Biden stawał okoniem, uważając, wbrew swoim krytykom, że stan zdrowia oraz wiek pozwalają mu dalej prowadzić kampanię – a w przypadku wygranej rządzić.

Dzisiaj sytuacja jest już inna.

Demokraci nie mogą tak po prostu wymienić kandydata na innego w sytuacji, kiedy główny rywal otarł się o śmierć. Jeśli nawet zdecydują się zmusić Bidena do ustąpienia, a potem zastąpią Kamalą Harris, czy jakąkolwiek inną osobą (Sonią Sotomayor z Sądu Najwyższego?), to potencjalny kandydat zmierzy się z najtrudniejszym wyzwaniem w historii swojej kariery.

Amerykanie uwielbiają underdogów, outsiderów, ten moment gdy pokonany człowiek leży na deskach, ale wstaje, a potem idzie bić się dalej, żeby wygrać. Trump już wcześniej lubił się tak stylizować. Kiedy na konwencji Republikanów Donald Trump – piszę ten komentarz nie znając jeszcze nazwiska wiceprezydenta – pojawi się na scenie to stanie się bohaterem narodowym części wyborców, mężem stanu mogącym zjednoczyć, jak kiedyś Reagan, kraj pod swoim panowaniem. Jeśli zamach nie był dziełem samotnego wilka, a na przykład wewnętrzną rozgrywką między frakcjami w amerykańskiej polityce, spiskiem wymierzonym w Trumpa, to opatrzność  czuwająca nad Donaldem Trumpem właśnie wywróciła stolik.

Z polskiej perspektywy powinniśmy jak najszybciej analizować dokument, który przygotowała The Heritage Foundation, zawierający rekomendacje dla kolejnego prawicowego prezydenta Ameryki. Nawet jeśli Trump nie wygra jakimś cudem wyborów,  bo po zamachu jego szanse znacznie wzrosły, to scementuje na dobre Partię Republikańską na najbliższe lata oraz wytyczy kierunek jej rozwoju.

Projekt 2025 zakłada radykalne wzmocnienie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jednym z pomysłów mających temu służyć jest oddanie kontroli nad Departamentem Sprawiedliwości głowie państwa, a także likwidacja Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego oraz połączenie go z kilkoma innymi agencjami. Głębokie reformy mają dotknąć FBI oraz administrację publiczną; ta ostatnia ma być odchudzona o tysiące pracowników. Z wypowiedzi medialnych wypływa obraz także ograniczania dzielenia się informacjami wywiadowczymi z europejskimi partnerami (z Polską też?), w tym z członkami NATO.

Sam sojusz w ostatnich miesiącach uległ poważnemu wzmocnieniu, a globalne interesy Ameryki raczej nie pozwolą jej na wycofanie się z niego, natomiast Polska musi już teraz opracować spójną strategię relacji z Waszyngtonem oraz NATO, która wykracza poza codzienną partyjną nawalankę. Nie można też dopuszczać do przyzwolenia na przemoc polityczną, radykalizację nastrojów oraz plemienność partyjną.

Niemal na pewno propozycje zawarte w Projekcie 2025 wymuszą silny opór ze strony Partii Demokratycznej, tym bardziej że zakłada on na przykład deportację dziesięciu milionów nielegalnie przebywających w Stanach imigrantów.

Czy tę niestabilność polityczną wykorzysta Rosja? Bardzo możliwe, że niestety tak. Zwycięstwo Donalda Trumpa na jesieni może być pokusą do przetestowania NATO na początku jego kadencji. O ile Polska jako taka pewnie nie byłaby celem ataku, potrafię sobie wyobrazić pułapkę sytuacyjną, w której się znajdziemy jeśli zaatakowane zostanie mniejsze państwo, na przykład Estonia. Estonia na szczęście płaci ponad dwa procent PKB na obronę w ramach sojuszu, więc pewnie Stany – zgodnie z tym, co sam Trump mówił – pospieszyłyby jej z pomocą, ale jak zinterpretowałby on artykuł piąty NATO?

Może się zdarzyć, w czarnym scenariuszu, że Trump uzna – ok, pomożemy, ale nie wyślemy wojska; Europo radź sobie sama. Uruchomienie artykułu 5 przez Estonię sprawi, że będziemy musieli zdecydować; ilu żołnierzy wysłać jej na pomoc? Kto by jej w pierwszej kolejności bronił? My.

To jest ten moment, gdy dla dobra Rzeczpospolitej partyjne spory powinny być odłożone na bok a zostać powołany na przykład międzyresortowy zespół przy Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, z udziałem niezależnych ekspertów, w celu przeanalizowania kolejnych kilku lat Donalda Trumpa w Białym Domu oraz opracowania wspólnej, i spójnej, strategii Polski wobec NATO oraz relacji ze Stanami Zjednoczonymi za czasów prezydentury Trumpa, oraz po nim.

Polska musi myśleć dekady do przodu, bo Ameryka, nasz czołowy sojusznik, od którego zależy nasze bezpieczeństwo, się zmienia.

Jak zamach na Trumpa wpłynie na wybory prezydenckie w USA? Spięcie

Najnowsze artykuły