KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Czasami mały ruch na rynku może mieć potężne oddziaływanie. Widać to na rynku ropy w Europie, gdzie jedno posunięcie Polaków poskutkowało poważnymi obawami w Rosji.
Biuletyn Banku Centralnego Rosji świadczy o tym, że zwiększenie dostaw z Arabii Saudyjskiej do Polski i na tradycyjny rynek zbytu dla Rosjan na Morzu Bałtyckim doprowadził do zwiększenia rabatu za dostawy rosyjskiej ropy Urals do portu w Rotterdamie z okolic 2 do 3,35 dolarów za baryłkę.
Ta sytuacja zagraża budżetowi Rosji. Niższe ceny sprzedaży rosyjskiego surowca, mogą ograniczyć przychody, szacowane obecnie na 13,6 bln rubli. Ten efekt ma częściowo ograniczyć spadek wartości rubla, ale przy obecnej cenie Urals w okolicach 42 dolarów za baryłkę i dolarze wartym 65-66 rubli, spadek dochodów może sięgnąć 800-900 mld rubli. O tym ryzyku poinformowało Kreml ministerstwo finansów w liście, którego istnienie potwierdzają Wiedomosti i Kommiersant.
Saudyjczycy sprzedają ropę naftową polskim PKN Orlen i Grupie Lotos. Zainteresowanie dostawami zgłosili Szwedzi, a w kolejce mogą ustawić się kolejne kraje z basenu Morza Bałtyckiego.
A w kolejce są następni dostawcy. Europa odbiera 70 procent eksportu ropy z Rosji. – Zachodnie rafinerie są przystosowane do mieszanki Urals z Rosji, a najbliższym mu gatunkiem jest ropa irańska – wskazuje Michael Nayebi-Oskoui ze Stratforu. Saudyjska ropa różni się od rosyjskiej. Irańska może być łatwiej, a co za tym idzie, taniej przystosowana do europejskich rafinerii. Może ponownie odebrać udział na rynku europejskim Rosjanom, którzy zastąpili swoją ropą dostawy z Iranu, po wprowadzeniu przez Unię Europejską sankcji wobec Teheranu.
Przed wprowadzeniem obostrzeń Iran słał do Europy 17 procent swojego wydobycia, czyli około 600 tysięcy baryłek dziennie. Teheran już zapowiada szybki powrót na ten rynek.
Można powiedzieć, że Polacy wywołali efekt motyla. Ważna była także histeryczna reakcja dyrektora Rosnieftu Igora Sieczina na wieści o dostawach ropy z Arabii Saudyjskiej do Gdańska. Testowy transport ropy do polskich rafinerii, który nie oznacza jeszcze, że Saudowie strącili z piedestału dostawcę rosyjskiego i jest początkiem żmudnego procesu tworzenia dywersyfikacji źródeł dostaw do Polski, został potraktowany jako zagrożenie dla status quo. Teraz kula śniegowa toczy się już sama. Wystarczy, że Polacy i inne nacje zainteresowane nowymi źródłami dostaw, będą ją popychać, by toczyła się szybciej.
Jest to szczególnie ważne w obliczu negocjacji nowego kontraktu na dostawy ropy od Rosnieftu dla PKN Orlen. Polacy nie zrezygnują z rosyjskiego dostawcy, ale dzięki przedstawieniu realnej alternatywy, powinni dostać lepszą ofertę.