icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jaka ma być polska ścieżka redukcji emisji CO2? Dyskusja w PAP

Jednym z największych problemów w działającym obecnie unijnym Systemie Handlu Emisjami (ETS) jest niska cena pozwoleń na emisje. Parlament Europejski jako przyczynę wymienia przede wszystkim nadmiar pozwoleń dostępnych na rynku. Aby rozwiązać ten problem, by system ETS mógł należycie wspierać unijne cele klimatyczne na okres po 2020 r.,  Komisja Europejska zamierza zmienić dyrektywę ETS.

Jednym z narzędzi, jakie mają być wprowadzone jest rezerwa stabilności rynkowej (MSR). Ma ona powstać z części nadmiarowych pozwoleń, które zostaną wycofane z rynku. Po tym czasie MSR będzie mógł automatycznie wprowadzać na rynek lub wycofywać z niego pozwolenia, tak by ich cena pozostawała w zgodzie z celami klimatycznymi UE.

Komisja Europejska początkowo zamierzała uruchomić MSR w 2021 r., po zakończeniu obecnie obowiązującego okresu handlu emisjami. Jednak zgodnie z ostateczną wersją reformy ETS, rezerwa zacznie działać z początkiem 2019 r. Zgodnie ze wzrostem ambicji klimatycznych Unii Europejskiej.

Jak wiadomo, cele polityki klimatyczno-energetycznej do 2030 r., które zostały przyjęte przez Radę Europejską 24 października 2014 r. obejmują: redukcję emisji GHG o 40 proc. w stosunku do 1990 r. (instalacje ETS 43 proc., zaś  non-ETS 30 proc. w odniesieniu do 2005 r.), udział energii z OZE i poprawę efektywności energetycznej po 27 proc. Dla państw unijnych niżej gospodarczo rozwiniętych, którym trudno będzie ponieść duże koszty związane z tym programem, przewidziano system kompensacyjny. W tym dla producentów energii elektrycznej możliwość bezpłatnego przydzielania uprawnień do emisji w ramach EU ETS w ramach krajowych wolumenów uprawnień do aukcyjnej sprzedaży oraz poprzez Fundusz Modernizacyjny (utworzony z finansów ze sprzedaży rezerwy uprawnień wynoszącej 2 proc. całkowitej unijnej puli w latach 2021 – 2030). Jednakże jak będzie wyglądać sytuacja w sektorach non-ETS – zapewne znacznie gorzej.

Generalnie biorąc bardzo ambitne zmiany planowane w unijnej polityce klimatyczno-energetycznej będą mieć rozległe konsekwencje. Poświęcona  była tym kwestiom wczorajsza debata „Założenia do zmiany dyrektywy ETS – czy spakietowanie dyskusji na temat sektorów ETS i non-ETS może być skutecznym środkiem do optymalizacji polskiej ścieżki redukcji emisji CO2”, zorganizowana przez firmę „Procesy inwestycyjne, Sp. z o.o.”.  Bogactwo wątków poruszonych w debacie było tak znaczne, że słuchaczom i uczestnikom trudno byłoby jednoznacznie odpowiedzieć, czy owo „spakietowanie dyskusji” może Polsce pomóc w pokonaniu własnej „ścieżki redukcji emisji CO2.” Potrzebna jest kontynuacja tej debaty. Najlepiej tym razem z udziałem polityków

Wczorajszy panel udowodnił na pewno, że Polska nie zgadza się ze wspomnianą zbyt ambitną polityką klimatyczną Brukseli, a zwłaszcza z jej konsekwencjami. W tle jest skarga polskiego rządu do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na przyjęte przez Parlament Europejski i Radę Europejską przyspieszenie terminu wdrożenia rezerwy stabilności rynkowej (MSR) – zamiast w 2021 r. wdrożenie MSR miałoby nastąpić już z początkiem 2019 r. Co niekoniecznie dobrze posłużyłoby polskiej gospodarce, jej efektywności o konkurencyjności. Ale też nie jest całkiem zgodne z prawem Unii Europejskiej.

Ten pierwszy argument był mocno obecny w debacie. Marcin Korolec, b. minister środowiska podkreślił przy tym, ze ilość uprawnień ETS jest już rozdzielona, z zasobu, który był do rozdzielenia nic więcej nie otrzymamy, „a i tak Polska otrzymała nieco więcej, niż na nas wypadało”. Zauważono też, że jeśli chodzi o non-ETS, największe problemy będą jednak mieć „stare” i wysokorozwinięte kraje Unii Europejskiej, choć ostatnio także w tych krajach w przemyśle zachodzą istotne zmiany. Jeszcze nie tak dawno analitycy rynku prognozowali, że wielu producentom przemysłowym zabraknie uprawnień w okresie 2013-2020. Jednak biorąc pod uwagę projekcje dotyczące wielkości produkcji w przemyśle powyższa prognoza może zostać zrewidowana. Wystarczy spojrzeć na dane o produkcji stali za rok 2015. W Niemczech jej wielkość spadła o 0,6 proc., w Wlk. Brytanii o 10,4 proc., we Włoszech i Francji o ok. 7,1 proc. W sumie produkcja stali w Unii Europejskiej spadła w 2015 r. o 1,8 proc. w stosunku do roku 2014.

Wpływ zmiany dyrektywy ETS na polską gospodarkę i zachowanie jej konkurencyjności w dużej mierze zależy od szczegółowych rozwiązań, zatem  powinniśmy zabiegać o uwzględnienie stanowiska naszego kraju. Ten wątek był wyraźnie obecny w debacie. Kolejny, szczególnie ważny, a dotyczył bezpośrednio  polskiej ścieżki zmniejszania emisji CO2, w skali całej gospodarki – zarówno w sektorach objętych ETS jak i non-ETS. – Chodzi o to, abyśmy znaleźli strategię, uwzględniającą  jednocześnie i cel unijny i koszty możliwe do poniesienia przez polską gospodarkę. W tym utrzymania niskich cen łatwo dostępnej energii elektrycznej zarówno dla przemysłu jak i gospodarstw domowych. Tu dyskutanci podkreślali znaczenie jednego z najważniejszych celów postawionych w Planie wicepremiera Mateusza Mrawieckiego – wspierania innowacyjności oraz energetyki niskoemisyjnej. Ten cel zapewniłby nam niskie koszty redukcji CO2 zwłaszcza w sektorze wytwarzania energii elektrycznej i ciepła.  Z kolei rozwój inwestycji w energetyce zapewni proponowany w Planie jako instrument wsparcia finansowego kontrakty terminowe.

Inwestycje w niskoemisyjne technologie – to inny cel niż „ambitnie” zwiększona redukcja CO2. To powinien być cel nadrzędny istnienia polityki klimatycznej, której podstawą na poziomie unii jest ETS. W tej perspektywie redukcja emisji jest tylko celem cząstkowym, prowadzącym do szerszej transformacji.

Pojawiła się koncepcja makroekonomiczna – aby polskie przedsiębiorstwa nie kupowały uprawnień do emisji na rynku europejskim, lecz wyłącznie od polskiego rządu. Z tych środków można byłoby finansować ważne cele gospodarcze i innowacyjne.

Bez definitywnej odpowiedzi pozostał natomiast ważny i cały czas obecny problem – czy możliwa jest wspólna dyskusja i dążenie do „spakietowania” ustaleń dla ETS i non-ETS i czy to może się przyczynić do utrzymania konkurencyjności polskiej gospodarki.

Prace nad zmianą dyrektywy ETS  będą się toczyć jeszcze przez około dwa lata. Swoje stanowisko muszą w tym czasie wypracować zarówno Parlament Europejski, jak i państwa członkowskie UE. Nowe przepisy mają dotyczyć okresu po 2020 r. KE przygotowując obecny projekt skonstruowała go w ten sposób, by firmom w UE bardziej opłacało się inwestować w efektywność energetyczną i technologie zmniejszające emisję, niż płacić za certyfikaty uprawniające do wypuszczania do atmosfery gazów cieplarnianych.

Jednym z największych problemów w działającym obecnie unijnym Systemie Handlu Emisjami (ETS) jest niska cena pozwoleń na emisje. Parlament Europejski jako przyczynę wymienia przede wszystkim nadmiar pozwoleń dostępnych na rynku. Aby rozwiązać ten problem, by system ETS mógł należycie wspierać unijne cele klimatyczne na okres po 2020 r.,  Komisja Europejska zamierza zmienić dyrektywę ETS.

Jednym z narzędzi, jakie mają być wprowadzone jest rezerwa stabilności rynkowej (MSR). Ma ona powstać z części nadmiarowych pozwoleń, które zostaną wycofane z rynku. Po tym czasie MSR będzie mógł automatycznie wprowadzać na rynek lub wycofywać z niego pozwolenia, tak by ich cena pozostawała w zgodzie z celami klimatycznymi UE.

Komisja Europejska początkowo zamierzała uruchomić MSR w 2021 r., po zakończeniu obecnie obowiązującego okresu handlu emisjami. Jednak zgodnie z ostateczną wersją reformy ETS, rezerwa zacznie działać z początkiem 2019 r. Zgodnie ze wzrostem ambicji klimatycznych Unii Europejskiej.

Jak wiadomo, cele polityki klimatyczno-energetycznej do 2030 r., które zostały przyjęte przez Radę Europejską 24 października 2014 r. obejmują: redukcję emisji GHG o 40 proc. w stosunku do 1990 r. (instalacje ETS 43 proc., zaś  non-ETS 30 proc. w odniesieniu do 2005 r.), udział energii z OZE i poprawę efektywności energetycznej po 27 proc. Dla państw unijnych niżej gospodarczo rozwiniętych, którym trudno będzie ponieść duże koszty związane z tym programem, przewidziano system kompensacyjny. W tym dla producentów energii elektrycznej możliwość bezpłatnego przydzielania uprawnień do emisji w ramach EU ETS w ramach krajowych wolumenów uprawnień do aukcyjnej sprzedaży oraz poprzez Fundusz Modernizacyjny (utworzony z finansów ze sprzedaży rezerwy uprawnień wynoszącej 2 proc. całkowitej unijnej puli w latach 2021 – 2030). Jednakże jak będzie wyglądać sytuacja w sektorach non-ETS – zapewne znacznie gorzej.

Generalnie biorąc bardzo ambitne zmiany planowane w unijnej polityce klimatyczno-energetycznej będą mieć rozległe konsekwencje. Poświęcona  była tym kwestiom wczorajsza debata „Założenia do zmiany dyrektywy ETS – czy spakietowanie dyskusji na temat sektorów ETS i non-ETS może być skutecznym środkiem do optymalizacji polskiej ścieżki redukcji emisji CO2”, zorganizowana przez firmę „Procesy inwestycyjne, Sp. z o.o.”.  Bogactwo wątków poruszonych w debacie było tak znaczne, że słuchaczom i uczestnikom trudno byłoby jednoznacznie odpowiedzieć, czy owo „spakietowanie dyskusji” może Polsce pomóc w pokonaniu własnej „ścieżki redukcji emisji CO2.” Potrzebna jest kontynuacja tej debaty. Najlepiej tym razem z udziałem polityków

Wczorajszy panel udowodnił na pewno, że Polska nie zgadza się ze wspomnianą zbyt ambitną polityką klimatyczną Brukseli, a zwłaszcza z jej konsekwencjami. W tle jest skarga polskiego rządu do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na przyjęte przez Parlament Europejski i Radę Europejską przyspieszenie terminu wdrożenia rezerwy stabilności rynkowej (MSR) – zamiast w 2021 r. wdrożenie MSR miałoby nastąpić już z początkiem 2019 r. Co niekoniecznie dobrze posłużyłoby polskiej gospodarce, jej efektywności o konkurencyjności. Ale też nie jest całkiem zgodne z prawem Unii Europejskiej.

Ten pierwszy argument był mocno obecny w debacie. Marcin Korolec, b. minister środowiska podkreślił przy tym, ze ilość uprawnień ETS jest już rozdzielona, z zasobu, który był do rozdzielenia nic więcej nie otrzymamy, „a i tak Polska otrzymała nieco więcej, niż na nas wypadało”. Zauważono też, że jeśli chodzi o non-ETS, największe problemy będą jednak mieć „stare” i wysokorozwinięte kraje Unii Europejskiej, choć ostatnio także w tych krajach w przemyśle zachodzą istotne zmiany. Jeszcze nie tak dawno analitycy rynku prognozowali, że wielu producentom przemysłowym zabraknie uprawnień w okresie 2013-2020. Jednak biorąc pod uwagę projekcje dotyczące wielkości produkcji w przemyśle powyższa prognoza może zostać zrewidowana. Wystarczy spojrzeć na dane o produkcji stali za rok 2015. W Niemczech jej wielkość spadła o 0,6 proc., w Wlk. Brytanii o 10,4 proc., we Włoszech i Francji o ok. 7,1 proc. W sumie produkcja stali w Unii Europejskiej spadła w 2015 r. o 1,8 proc. w stosunku do roku 2014.

Wpływ zmiany dyrektywy ETS na polską gospodarkę i zachowanie jej konkurencyjności w dużej mierze zależy od szczegółowych rozwiązań, zatem  powinniśmy zabiegać o uwzględnienie stanowiska naszego kraju. Ten wątek był wyraźnie obecny w debacie. Kolejny, szczególnie ważny, a dotyczył bezpośrednio  polskiej ścieżki zmniejszania emisji CO2, w skali całej gospodarki – zarówno w sektorach objętych ETS jak i non-ETS. – Chodzi o to, abyśmy znaleźli strategię, uwzględniającą  jednocześnie i cel unijny i koszty możliwe do poniesienia przez polską gospodarkę. W tym utrzymania niskich cen łatwo dostępnej energii elektrycznej zarówno dla przemysłu jak i gospodarstw domowych. Tu dyskutanci podkreślali znaczenie jednego z najważniejszych celów postawionych w Planie wicepremiera Mateusza Mrawieckiego – wspierania innowacyjności oraz energetyki niskoemisyjnej. Ten cel zapewniłby nam niskie koszty redukcji CO2 zwłaszcza w sektorze wytwarzania energii elektrycznej i ciepła.  Z kolei rozwój inwestycji w energetyce zapewni proponowany w Planie jako instrument wsparcia finansowego kontrakty terminowe.

Inwestycje w niskoemisyjne technologie – to inny cel niż „ambitnie” zwiększona redukcja CO2. To powinien być cel nadrzędny istnienia polityki klimatycznej, której podstawą na poziomie unii jest ETS. W tej perspektywie redukcja emisji jest tylko celem cząstkowym, prowadzącym do szerszej transformacji.

Pojawiła się koncepcja makroekonomiczna – aby polskie przedsiębiorstwa nie kupowały uprawnień do emisji na rynku europejskim, lecz wyłącznie od polskiego rządu. Z tych środków można byłoby finansować ważne cele gospodarcze i innowacyjne.

Bez definitywnej odpowiedzi pozostał natomiast ważny i cały czas obecny problem – czy możliwa jest wspólna dyskusja i dążenie do „spakietowania” ustaleń dla ETS i non-ETS i czy to może się przyczynić do utrzymania konkurencyjności polskiej gospodarki.

Prace nad zmianą dyrektywy ETS  będą się toczyć jeszcze przez około dwa lata. Swoje stanowisko muszą w tym czasie wypracować zarówno Parlament Europejski, jak i państwa członkowskie UE. Nowe przepisy mają dotyczyć okresu po 2020 r. KE przygotowując obecny projekt skonstruowała go w ten sposób, by firmom w UE bardziej opłacało się inwestować w efektywność energetyczną i technologie zmniejszające emisję, niż płacić za certyfikaty uprawniające do wypuszczania do atmosfery gazów cieplarnianych.

Najnowsze artykuły