KOMENTARZ
Maciej Małecki
Wiceprzewodniczący Komisji ds. Energii i Skarbu Państwa
Komisja Energii i Skarbu Państwa przyjęła mój wniosek aby Najwyższa Izba Kontroli prześwietliła wydatki na „budowę” elektrowni jądrowej w Polsce, czyli działalność spółek PGE EJ i PGE EJ1. Liczę, że wniosek uzyska akceptację Komisji Kontroli Państwowej i NIK dokładnie zbada kulisy jednej z bardziej bulwersujących inwestycji widmo.
Przypomnę, że koalicja PO-PSL zapowiadała uruchomienie elektrowni atomowej już 2019 r. Rząd Donalda Tuska uchwałą nr 4/2009 Rady Ministrów z dnia 13 stycznia 2009 r. zobowiązał ministra Skarbu Państwa do zapewnienia współpracy z Polską Grupą Energetyczną S.A. przy przygotowaniu Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) oraz wiodącej roli tego podmiotu w jego realizacji. Polska Grupa Energetyczna S.A., która jest inwestorem pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, do budowy powołała spółki PGE Energia Jądrowa S.A. i PGE EJ 1 Sp. z o.o.
Termin ukończenia prac zapowiedzieli na rok 2019. Jednak termin ten szybko przestał być aktualny, podobnie jak kolejna obietnica – rok 2025. Co więcej, koalicja PO-PSL przez osiem lat nie potrafiła wskazać nawet preferowanej lokalizacji elektrowni jądrowej.
Mimo, że postępów prac nie było to szerokim strumieniem płynęły pieniądze spółek „budujących” elektrownię. Tylko w okresie od 2009 roku do końca września 2015 roku wydatki wyniosły 242 mln zł.
Nawet osoby średnio zorientowane w temacie spodziewały się, że taka inwestycja powinna znaleźć się pod szczególnym nadzorem rządu. Jednak o tym jak wyglądał nadzór nad wydawaniem publicznych środków w programie jądrowym świadczy deklaracja złożona przez Ewę Kopacz w październiku 2015r.: „w przeciwieństwie do moich konkurentów politycznych nie mam w tyłu głowy planu budowy elektrowni atomowej”. Aż trudno uwierzyć, że takie słowa padły z ust urzędującej od roku prezes Rady Ministrów, która wcześniej była marszałkiem Sejmu i konstytucyjnym ministrem.
Raczej nie dowiemy się czy ówczesna premier świadomie mijała się z prawdą, czy też nie wiedziała, że jej koledzy od kilku lat wydają pieniądze na „budowę” elektrowni jądrowej.
Tym bardziej, że podstawowym dokumentem strategicznym zawierającym „mapę drogową” wdrażania energetyki jądrowej w Polsce jest przyjęty uchwałą Nr 15/2014 Rady Ministrów z dnia 28 stycznia 2014 r. Program polskiej energetyki jądrowej (PPEJ). Podstawę przygotowania i przyjęcia PPEJ stanowi Uchwała nr 4/2009 Rady Ministrów z dnia 13 stycznia 2009 r. Takie dokumenty członkowie rządu znają z urzędu.
Sprawdziłem, że tylko w czasie kiedy pracami rządu kierowała Ewa Kopacz, publicznie zaprzeczająca planom budowy elektrowni jądrowej, program jądrowy kosztował nas 66 mln zł.
Na co więc spółki PGE EJ i PGE EJ1 wydały ćwierć miliarda złotych? Czołowe stanowiska w spółkach zajmowali prominentni działacze Platformy Obywatelskiej. Na czele z Aleksandrem Gradem, ministrem skarbu w czasach kiedy padały polskie stocznie.
O astronomicznych gażach pana Grada w spółkach jądrowych krążyły legendy. Z odpowiedzi na moją interpelację z jesieni ub. roku wynika, że wysokość zarobków Aleksandra Grada stanowi tajemnicę przedsiębiorstwa oraz podlega ochronie zgodnie z przepisami ustawy o ochronie danych osobowych oraz ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
Dlatego liczę, że Najwyższa Izba Kontroli dokładnie sprawdzi nie tylko ile pieniędzy trafiło na konto pana Grada, ale też na co dokładnie on i koledzy wydali ćwierć miliarda złotych. I wreszcie jakie zobowiązania zaciągnęli na przyszłość, czyli jakie rachunki przyjdzie nam zapłacić za umowy przez nich zawarte. Doświadczenie uczy, że w pewnych sytuacjach szczególnie trzeba przyglądać się fakturom za wszelkiego rodzaju doradztwo, ekspertyzy, opracowania, reklamę, promocję czy opinie kancelarii prawnych.
Liczę więc, że NIK dokładnie sprawdzi czy Aleksander Grad i inni specjaliści od programu jądrowego wydali 242 mln zł w sposób legalny, rzetelny, celowy i gospodarny. I jaką wartość dodaną te wydatki przyniosły Polakom.