ROZMOWA
Z dyrektorem Centrum Polsko-Rosyjskiego Porozumienia i Dialogu Ernestem Wyciszkiewiczem rozmawiamy o możliwym rozwoju relacji Zachodu z Rosją w obliczu rosnącego napięcia na arenie międzynarodowej.
BiznesAlert.pl: Rozmawiamy kolejny raz na temat możliwości wybuchu wojny lub resetu między Zachodem a Rosją. Czy coś się zmieniło? Czemu?
Ernest Wyciszkiewicz: Przestrzegałbym przed rysowaniem scenariusza zero-jedynkowego – albo wojna albo reset. Pomiędzy tymi wariantami rozciąga się ocean możliwości. Zresztą taka fałszywa alternatywa wyłania się przede wszystkim z rosyjskich przekazów. Nieprzypadkowo co jakiś czas machina propagandowa wysyła w świat ostrzeżenia przed konfliktem nuklearnym. Chodzi o pogłębianie odczuwanej powszechnie niepewności co do rozwoju sytuacji międzynarodowej i paraliżowanie części europejskich elit, z reguły mających awersję do ryzyka. Nie dajmy się wciągać w tę eskalacyjną grę. Kontekst zasadniczo się nie zmienił, poza tym, że pola możliwej konstruktywnej współpracy stają się coraz bardziej ograniczone, a rośnie liczba obszarów faktycznych bądź potencjalnych napięć.
Czy możliwy jest scenariusz pośredni ze zgodą na szare strefy na Ukrainie i w Syrii, ale twardą obroną członków NATO?
To nie byłby scenariusz pośredni, ale kapitulacja Zachodu. Co to znaczy szare strefy? Kto miałby owe strefy wyznaczać? Na podstawie czego? Kto miałby sprawować nad nimi władztwo? Co to znaczy twarda obrona członków NATO? Kto i jak miałby wzmocnić istniejące gwarancje traktatowe? Zbliża się przecież realne wzmocnienie wschodniej flanki, a reszta jest i pozostanie kwestią woli. Gotowość do zawarcia hipotetycznego wielkiego układu ponad głowami innych z kimś, kto notorycznie umów nie przestrzega, byłaby oznaką potężnej słabości wspólnoty transatlantyckiej. To byłoby wyczekiwane przez Kreml i garść nieszczęśników na Zachodzie, którzy zwą się realistami, zwycięstwo logiki siły nad logiką prawa, oraz prawa silniejszego nad wolą słabszych. Ale nawet pomijając kwestię wiarygodności Zachodu i konieczność wyrzeczenia się wartości, które konstytuują NATO i UE, to po prostu jest plan niewykonalny i nierealistyczny. Na takie rozważania można sobie pozwolić w publicystyce, ale przekucie tych chybionych idei w politykę na szczęście jest obecnie mało prawdopodobne.
Jaką rolę odgrywa wojna w Syrii?
Syria miała być dla Rosji poważną kartą przetargową oraz dowodem na niepodważalność jej pozycji międzynarodowej, a tymczasem reżim zapędza się w ślepą uliczkę. Przypomnijmy, że nie tak dawno jeszcze dyskutowano o możliwościach „przehandlowania” konstruktywnej pozycji Rosji na Bliskim Wschodzie w zamian za ustępstwa Zachodu, czy to w sprawie Ukrainy, czy to sankcji. Politycy zażegnywali się, że nie ma mowy o żadnym pakietowym porozumieniu, ale taka opcja wisiała w powietrzu. Bombardując szpitale i inne cywilne obiekty w Aleppo, Putin skutecznie zantagonizował poważną część europejskich (zwłaszcza francuskich) zwolenników „selektywnego zaangażowania” podwyższając tam polityczne koszty przekonywania opinii publicznej do ustępstw wobec Rosji. Putin przelicytował i teraz będzie wyczekiwał na łut szczęścia i trochę temu szczęściu pomagał jeśli chodzi o dynamikę polityczną za oceanem i w Europie.
Jak na sytuację wpłyną wybory w USA i parlamentarne w krajach Unii Europejskiej?
To są w istocie najpoważniejsze wyzwania dla polityki Zachodu wobec Rosji. Nie chodzi jedynie o te konkretne wybory (mamy w końcu jeszcze równie istotną Francję), ale ogólnie o niebezpieczną dynamikę polityczną w tych i innych krajach, która może (nie musi) poważnie wzmocnić bądź wynieść do władzy cynicznych bądź szczerych „Russlandverstehers” (apologów Rosji – przyp. red.). Trzeba zastrzec, że Rosja nie jest źródłem tej dynamiki, ale umiejętnie podsyca korzystne dla niej tendencje odśrodkowe wewnątrz państw i w UE, wspierając na różne sposoby siły anty-establishmentowe, anty-amerykańskie, anty-unijne czy anty-globalistyczne, z prawej i lewej strony. Dysponuje też potencjałem szkodzenia, który się ujawnił przy okazji cyberataków na serwery Demokratów w USA i przecieków za pośrednictwem Wikileaks, której wiarygodność jako organizacji tropiącej nadużycia władzy zaczyna sięgać dna.
Jak w tym kontekście patrzeć na Nord Stream 2 i zapowiadane decyzje KE w sprawie OPAL i postępowania antymonopolowego?
Kto wie czy Nord Stream 2 nie odejdzie w niebyt, jeśli Gazprom uzyska oczekiwany dostęp do gazociągu OPAL i zostanie łagodnie potraktowany przez służby do spraw konkurencji KE. Bez względu jednak na dalszy rozwój wydarzeń wybór tych dni na takie decyzje jest co najmniej nieszczęśliwy. Tuż po bombardowaniach Aleppo, groźbach (niezrealizowanych) nowych sankcji, dyskusji Rady Europejskiej na temat strategii wobec Rosji; Komisja Europejska wyciąga do Gazpromu nie tylko dłoń, ale całą rękę. Argumenty urzędników, że chodzi wyłącznie o prawo, zasady konkurencji, niechęć do upolitycznienia sporów, brzmią bardzo nieprzekonująco, gdyż jest tajemnicą poliszynela, że to właśnie kwestie polityczne zadecydowały o wstrzymywaniu obu decyzji. Pojawia się więc pytanie, co takiego – zdaniem Komisji Europejskiej – zmieniło się w politycznych uwarunkowaniach, co skłoniło do uwzględnienia postulatów Rosji? Sprawa jednak na tym się raczej nie skończy, sądząc po pierwszych reakcjach, na przykład zapowiedzi pozwania Komisji do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości przez PGNiG.
Jakóbik: Redukcja poprzez rozbudowę. Gazprom gra na reset jak Kreml
Jak to więc możliwe, że sankcje udało się utrzymać?
Odpowiedź na to pytanie jest stosunkowo prosta. Sankcje gospodarcze zostały przywiązane do porozumienia z Mińska wypracowanego w formacie normandzkim między Niemcami, Francją, Rosją i Ukrainą. Grzech pierworodny umowy polega na tym, że inicjator i sprawca konfliktu pełni funkcję mediatora, który nie jest zainteresowany uregulowaniem sporu, ale raczej dalszą destabilizacją Ukrainy poprzez wymuszenie zmian ustrojowych, w tym wyborów na okupowanych terenach Donbasu. Ukraina słusznie domaga się najpierw zapewnienia bezpieczeństwa i suwerennej kontroli nad tymi terenami jako warunku koniecznego do zainicjowania procesu politycznego. Trwa pat, Rosja nie wykazuje ochoty do ustępstw, toteż sankcje zostaną pewnie w grudniu utrzymane. Poza tym wspomniane już działania w Syrii skutecznie zatrzymały rozmowy o ich zniesieniu.
Oczywiście problemem jest potrzeba ich odnawiania co sześć miesięcy, co czyni z sankcji przedmiot niepotrzebnych permanentnych dyskusji zarówno między państwami członkowskimi, jak i wewnątrz nich. Przykłady można mnożyć. Ostatni sprzeciw premiera Włoch wobec możliwości nowych sankcji wynika przecież nie z powodu jego zamiłowania do Rosji, ale kalkulacji wewnętrznych kosztów politycznych i obaw, że odmienne stanowisko otworzy dodatkowe fronty i negatywnie wpłynie na poparcie dla rządu. W Niemczech sankcje są przedmiotem dyskusji miedzy rządem a populistyczną opozycją, między partnerami koalicyjnymi i nawet między samymi chadekami. W przyszłym roku czekają nad wybory i niewątpliwie polityka wobec Rosji i sankcje zostały już wybrane za narzędzie budowania poparcia.
Na razie koszty polityczne otwartego forsowania zniesienia sankcji wobec Rosji są zbyt wysokie, zwłaszcza teraz, w kontekście wydarzeń w Syrii. Obecnym rządom państw członkowskich byłoby trudno przekonać swoich zwolenników i opinię publiczną do zmiany polityki w świetle braku jakichkolwiek przejawów ustępstw ze strony Rosji. Ale jeśli do władzy doszłyby inne siły polityczne, to siłą rzeczy owe kalkulacje będą się kształtować inaczej.
A może należy liczyć na zmiany w Rosji? Przed chwilą były wybory parlamentarne, nadchodzą prezydenckie…
System polityczny, który ukształtował się w Rosji, trzeba opisywać przy pomocy nieco innych terminów. Wybory pełnią w nim bowiem zupełnie inną funkcję niż w tradycyjnych demokracjach. Nie służą wyłonieniu reprezentacji konkurujących grup interesu czy środowisk ideowych, ale stanowią, z jednej strony, narzędzie legitymizujące zastany porządek, z drugiej – rodzaj plebiscytu służącego testowaniu skuteczności lojalistów na różnych szczeblach władzy w zapewnianiu oczekiwanych wyników. Wybory do Dumy po raz kolejny pokazały fasadowość systemu, który w przeciwieństwie do poprzednich wyborów w 2011 r., gdy wynikami zarządzano w dniu głosowania, co wywołało nieoczekiwane protesty, tym razem zapanował nad całym procesem, kształtując odpowiednio prawo, okręgi wyborcze i kampanię wyborczą. Wszelkie polityczne listki figowe zostały usunięte. Przekaz jest jasny – zgodny z wyrażonym w 2003 r. poglądem ówczesnego przewodniczącego Dumy Państwowej Borysa Gyzłowa – „parlament nie jest miejsce do prowadzenia dyskusji”. Można jeszcze uzupełnić, że parlament w Rosji wykonuje usługi polityczne i prawne dla administracji prezydenta.
Instytucjonalnie Rosja zamknęła się w zamrażarce. Obecne władze nie są ani zdolne, ani chętne do przemian demokratycznych, jako że zagrażałyby one ich politycznemu przetrwaniu. To jest sytuacja dysfunkcjonalna, które zwykle kończy się poważnym kryzysem, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć kiedy. Taka jest poniekąd natura systemów autorytarnych, które emanują pozorną stabilnością do ostatniej chwili, by potem wejść w fazę błyskawicznego rozkładu. W przypadku Rosji taki scenariusz jest na razie mało prawdopodobny.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik