Europa znajduje się w niełatwej sytuacji politycznej. Coraz silniejszy jest głos wzywający Unię Europejską do podjęcia niezbędnych reform i dostosowania jej działań do nowej rzeczywistości. Bruksela nie radzi sobie z nagłym napływem uchodźców z areny działań wojennych na Bliskim Wschodzie. Dodatkowo pozostają problemy Brexitu czy relacji z Rosją. W tym skomplikowanym otoczeniu politycznym toczy się dyskusja na temat bezpieczeństwa energetycznego, a zwłaszcza dywersyfikacji źródeł oraz tras dostaw surowców na Stary Kontynent.
Głośnym a zarazem najbardziej kontrowersyjnym projektem stanowiącym przedmiot europejskiej dyskusji jest forsowany przez Rosję i Niemcy gazociąg Nord Stream 2. Zakłada on rozbudowę przebiegającego po dnie Morza Bałtyckiego gazociągu Nord Stream 1, dzięki czemu z obecnych 55 mld m3 przepustowość ma wzrosnąć do 110 mld m3. Dla Rosji jest to szansa, aby w warunkach najgorszych, od czasów zimnowojennych, stosunków z Zachodem móc zwiększyć siłę oddziaływania na Europę.
Jednym z podstawowych narzędzi Kremla, jakie stosuje w swojej polityce zagranicznej, są surowce energetyczne, a w szczególności dostawy gazu ziemnego. To właśnie m.in. przy ich użyciu Rosja po rozpadzie Związku Radzieckiego dąży do odbudowania swojej pozycji mocarstwowej. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych ówczesny rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Falin-Kwieciński sformułował doktrynę, w myśl której forpocztą obrony interesów Rosji na obszarach dawniej od niej zależnych są koncerny energetyczne będące przedłużeniem imperialnej polityki włodarzy na Kremlu. Projekt Nord Stream 2 w pełni wpisuje się w te założenia. Dzieli Europę, tworząc razem z postulowanym gazociągiem Turkish Stream pewnego rodzaju kurtynę gazową od Bałtyku po Morze Czarne.
Obawy od samego początku przejawiają państwa regionu Europy Środkowo-Wschodniej oraz kraje bałtyckie, które zdają sobie sprawę, że pojawienie się na dnie Morza Bałtyckiego rosyjskich rur, którymi będzie płynął gaz zza Uralu, stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego i będzie stanowiło wyłom w europejskiej solidarności. Poza tym oznacza to nie tylko obronę statusu quo jeżeli chodzi o europejski rynek dostaw gazu, ale również zwiększenie możliwości oddziaływania przez Gazprom na odbiorców surowca w naszej części Europy.
Unia Europejska ma co do zasady łączyć a nie dzielić, a polityka energetyczna Kremla skutecznie podmywa fundamenty europejskiej solidarności, czego dowodem są różne stanowiska europejskich stolic względem wspomnianego projektu. Liderami sprzeciwu są Polacy i Ukraińcy. Zarówno Warszawa, jak i Kijów na różnym poziomie apelują o zatrzymanie realizacji tego projektu. Chór przeciwników Nord Stream 2 rośnie. Przypomnijmy, że na początku roku Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Litwa, Łotwa i Estonia wystosowały do wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana Claude’a Junckera list, w którym wyraziły obawy związane z realizacją projektu. Ich zdaniem niesie on za sobą ryzyko geopolitycznej destabilizacji. Wbrew głosom sprzeciwu innych państw unijnych, rządy Austrii i Niemiec oceniają projekt jako czysto ekonomiczny. W odpowiedzi usłyszały, że plan Rosji na rozwój dostaw gazu przez Niemcy doprowadzi do przebudowy krajobrazu gazowego w Unii Europejskiej.
Warto podkreślić, że nawet w Berlinie, który dotychczas prezentował dość klarowne stanowisko względem Nord Stream 2, w tamtejszych kręgach decyzyjnych zaczynają pojawiać się głosy wzywające do ponownego przeanalizowania projektu. Pod koniec października minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej Niemiec Christian Schmidt stwierdził, że budowa gazociągu Nord Stream 2 będzie niosła za sobą istotne konsekwencje polityczne. Zaapelował o refleksję na ten temat. Nie był on pierwszym niemieckim polityk, który wyraża obawy względem Nord Stream 2. Wcześniej przewodniczący komisji spraw zagranicznych Bundestagu Norbert Röttgen powiedział, że projekt gazociągu Nord Stream 2 powinien zostać zatrzymany. W kwietniu wątpliwości przedstawił przewodniczący frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim Mannfred Weber.
Bruksela dotychczas nie podjęła ostatecznej decyzji w tej sprawie, co zresztą na początku listopada wytknęły jej kraje nordyckie. Rada Nordycka podczas swojego ostatniego spotkania zaapelowała do Unii Europejskiej o przyjęcie ogólnoeuropejskiego stanowiska w tej sprawie. Owszem, pojawiają się wypowiedzi unijnych urzędników, w tym wiceprzewodniczącego KE ds. Unii Energetycznej Marosza Szefczovicza, który uzależniał realizację projektu od spełnienia przez niego norm unijnego prawa. Pod koniec października Parlament Europejski w raporcie pt.: „Strategia Unii Europejskiej na rzecz skroplonego gazu ziemnego oraz magazynowania gazu” stwierdził, że projekt gazociągu Nord Stream 2 „jest niezgodny z interesami Unii Europejskiej”.
W kontekście Skandynawii zwróćmy uwagę na to, że Nord Stream 2 dzieli również ten region. Stanowisko Kopenhagi i Sztokholmu jest bliższe Warszawie niż to, które prezentują Helsinki. Finowie traktują projekt czysto komercyjnie, nie dostrzegając zagrożeń jakie niesie za sobą jego realizacja. Według szwedzkiego wojska dodatkowa infrastruktura rosyjska na Bałtyku zwiększa obawy o morską aktywność wojsk rosyjskich. Niepokoją się oni także tym, że infrastruktura portów może posłużyć do potencjalnego ataku. Ponadto tamtejszy resort obrony zabiega, aby rząd w Sztokholmie uniemożliwił wykorzystanie portu Slite na Gotlandii i Karlshamn na południu Szwecji przez Gazprom, który planował uruchomić w szwedzkich portach centra magazynowe i serwisowe potrzebne przy budowie kontrowersyjnego gazociągu Nord Stream 2.
Problemy z finansowaniem projektu
Powróćmy ponownie do historii. Przypomnijmy, że w sierpniu 2016 roku wniosek o zgodę na powołanie konsorcjum Nord Stream 2 został wycofany z polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Była to odpowiedź na działania UOKiK, który przedstawił zastrzeżenia do koncentracji w tej formie. Uznał, że powstanie konsorcjum wzmocniłoby i tak silną pozycję Gazpromu w Polsce. Takie stanowisko groziło zablokowaniem stworzenia podmiotu z udziałami spółki rosyjskiej i jej europejskich partnerów. Z tego względu poszukują oni nowego modelu finansowania projektu.
W październiku austriacka gazeta Kurier sugerowała, że OMV (partner przy budowie Nord Stream 2 – przyp. red.) może pomóc w finansowaniu bez konieczności tworzenia konsorcjum. Gazprom wyemituje tzw. zmienne obligacje, które może zakupić austriacki koncern. W ten sposób zachodni partnerzy rosyjskiego koncernu mogą pełnić rolę kredytodawców budowy gazociągu i w ostatecznym rozrachunku wymienić obligacje na akcje. W przypadku OMV chodzi o kredyt w wysokości 1 mld dol., który miałby zostać przeznaczony na wykup obligacji wyemitowanych przez rosyjski podmiot.
Bruksela daje Gazpromowi prezent
Pod koniec października Komisja Europejska zgodziła się na zwiększenie dostępu Gazpromu do przepustowości gazociągu OPAL. Zgodnie z decyzją Brukseli do 2033 roku, w zależności od sytuacji na rynku, rosyjski koncern będzie mógł wykorzystać do 80 procent przepustowości odnogi Nord Stream w Niemczech o nazwie OPAL, która wynosi 36 mld m3. Na mocy ustępstwa z 2011 roku Gazprom mógł mieć dostęp jedynie do 50 procent mocy. Co to oznacza dla sytuacji na rynku gazu w Europie Środkowo-Wschodniej?
Przede wszystkim zwiększenie dostarczanego do Europy wolumenu rosyjskiego gazu i potencjalne ryzyko zmniejszenia tranzytu surowca przez terytorium Polski oraz Ukrainy, co wpłynie na poziom bezpieczeństwa energetycznego obydwu państw. Na odpowiedź zarówno PGNiG, jak i Naftogazu nie trzeba było długo czekać. Polski koncern zapowiedział, że jest gotów, aby zaskarżyć podjętą przez Komisję Europejską decyzję. PGNiG w opublikowanym komunikacie wskazywało, że będzie to kolejny przywilej udzielony przez Komisję Europejską Gazpromowi, podważający powszechne stosowanie reguły TPA w Unii Europejskiej (reguła równego dostępu strony trzeciej do przesyłu). Jeśli żaden inny podmiot nie wykupi pozostałych 20 procent (7 mld m3) przepustowości na aukcji, Gazprom będzie mógł je wykorzystać na własne potrzeby.
Polski koncern podkreślił, że w ostatecznym rozrachunku Gazprom wprowadzi do Niemiec z gazociągu Nord Stream 1 o ponad 20 mld m3 gazu więcej, niż był uprawniony do tej pory. W efekcie będzie mógł wstrzymać przesył gazociągiem jamalskim (przez Polskę) i gazociągiem Braterstwo (przez Ukrainę) bez konsekwencji dla rynków zachodniej Europy.
PGNiG zarzuciło Brukseli, że nie bierze także pod uwagę szeregu niedozwolonych klauzul stosowanych przez Gazprom w kontraktach z odbiorcami w Europie Środkowo-Wschodniej. Komisja ignoruje ponadto niezgodne z prawem praktyki łączenia przez Gazprom kwestii handlowych z warunkami dostępu i rozbudowy gazociągów przesyłowych w Europie Środkowo-Wschodniej.
Co ciekawe, w opublikowanym komunikacie polska spółka poinformowała, że decyzje Komisji Europejskiej i Bundesnetzagentur zapadną niespełna dwa miesiące po wystosowaniu do polskiego Rządu przez ministra energii Federacji Rosyjskiej groźby przerwania dostaw gazociągiem jamalskim do Europy Zachodniej i Polski. W swoim oficjalnym piśmie rosyjski minister uzależnił utrzymanie przesyłu gazociągiem jamalskim od zaprzestania stosowania przez Polskę przepisów III pakietu liberalizującego rynek gazu UE na gazociągu jamalskim. O tej groźbie poinformowana została Komisja Europejska.
Swój sprzeciw wcześniej wyraził Naftogaz, który wyliczył, że jeżeli Gazprom otrzyma dostęp do dodatkowych 30 procent przepustowości OPAL, tranzyt przez Ukrainę spadnie o 10-11 mld m3 rocznie, a jej zyski z tego tytułu spadną o 290-320 mln dolarów (według starej taryfy). Jeżeli Rosjanie otrzymają dodatkowe 40 procent dostępu do przepustowości OPAL, wolumen słany przez Ukrainę spadnie o 13,5-14,5 mld m3, a zyski z tranzytu o 395-425 mln dolarów.
Naftogaz przypomniał również, że przystępując do Wspólnoty Energetycznej, Ukraina liczyła na nienaruszalność podstawowych zasad tej organizacji, której zadaniem jest zwiększenie bezpieczeństwa dostaw w ramach jednolitego obszaru regulacyjnego. Działalność Wspólnoty Energetycznej jest skierowana na stworzenie jednolitego rynku surowców energetycznych z systemem koordynacji wzajemnej pomocy w przypadku poważnych zakłóceń w pracy sieci energetycznych bądź też innych czynników zagrażających bezpieczeństwu.
Polska kontroferta
Mając na względzie pojawiające się w europejskim dyskursie projekty infrastrukturalne, plany budowy gazociągu Nord Stream 2 i wyłączenia całej przepustowości jego niemieckiej odnogi OPAL spod regulacji antymonopolowej, a także budowy gazociągów EUGAL (równoległy do OPAL) i BACI (Gazociąg Austria-Czechy), które mają zaopatrzyć rynek Europy Środkowo-Wschodniej rosyjskim gazem, Brama Północna jawi się jako konkurencja dla oferty niemiecko-rosyjskiej.
Wielokrotnie na łamach BiznesAlert.pl przekonywaliśmy, że plany Warszawy mają rys biznesowy i chociaż ich powodzenie będzie miało znaczenie dla podmiotowości politycznej Europy Środkowo-Wschodniej dotąd zależnej od gazu z Rosji, to mają także pozwolić PGNiG na atrakcyjne kontrakty, a spółce Gaz-System na zyski z taryf tranzytowych. Gwarantem realizacji tego celu ma być polska mieszanka gazowa uatrakcyjniona dostawami z Bramy Północnej. Dzięki temu klienci w regionie Europy Środkowo-Wschodniej – Ukraina, Czechy, Słowacja i inni – będą mogli wybrać dywersyfikację bez szkody dla opłacalności swego portfela importowego.
Warto w tym momencie określić, czym jest projekt Bramy Północnej. To program realnej dywersyfikacji dostaw do Polski i reeksportu surowca z nowych źródeł do krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Zakłada wykorzystanie terminalu LNG w Świnoujściu, którego obecna przepustowość wynosi 5 mld m3 rocznie. W kolejnych latach planowana jest stopniowa rozbudowa terminalu, w pierwszym etapie do 7,5 mld m3 rocznie, a po budowie trzeciego zbiornika do 10 mld m3 rocznie.
Drugim elementem Bramy ma być Korytarz Norweski, który ma składać się z trzech odcinków: morskiego połączenia pomiędzy norweską i duńską infrastrukturą przesyłową, rozbudowy lądowej infrastruktury przesyłowej w Danii oraz morskiego gazociągu Baltic Pipe, łączącego Polskę z Danią. Przepustowość Korytarza Norweskiego ma wynieść 10 mld m3 rocznie. W sumie projekt Bramy Północnej ma zapewnić 20 mld m3 gazu ziemnego rocznie, który ma trafiać nie tylko do Polski, ale i do całej Europy Środkowo-Wschodniej, dzięki planowanym połączeniom międzysystemowym pomiędzy Polską a Ukrainą oraz Czechami i Słowacją.
To realna możliwość dywersyfikacji źródeł oraz zmniejszenia uzależniania regionu Europy Środkowo-Wschodniej od dostaw rosyjskiego gazu. Ponadto dzięki realizacji tego projektu zyskamy argument przetargowy w rozmowach z Rosją na temat nowej umowy na dostawy surowca, co może przynieść nam obniżenie cen paliwa zza Uralu. Patrząc przez pryzmat polityki dywersyfikacyjnej prowadzonej na szczeblu ogólnoeuropejskim, to właśnie w naszej części Europy alternatywą jest Korytarz Północ-Południe oraz Brama Północna. Owszem Bruksela rozmawia o dostawach gazu z Morza Kaspijskiego, ale jest mało prawdopodobne, aby surowiec z tego regionu trafił nad Wisłę. W kontekście Korytarza Północ-Południe realizacja projektu tzw. Bramy Północnej może być dla Polski szansą, aby zaistnieć na środkowo-europejskiej mapie energetycznej.
Nord Stream 2 świadczy o niespójności polityki UE
Wielu ekspertów podkreśla zgubne skutki realizacji Nord Stream 2. Zdaniem Judy Dempsey z Carnegie Europe wspomniana magistrala to szyderstwo z europejskiego programu dywersyfikacji źródeł energii. Jej zdaniem należy zastanowić się nad kwestią następującą: dlaczego grupa europejskich przedsiębiorstw energetycznych ma finansować rosyjską inwestycję przesyłu i płacić za import rosyjskiego gazu, dostarczając tym samym Putinowi środki na kampanię wojskową w Syrii i na interwencję zbrojną na Ukrainie.
W kontekście naszych wschodnich sąsiadów warto zwrócić uwagę, że Bruksela podejmując decyzję o zwiększeniu dostępu dla Gazpromu do przepustowości OPAL, pokazuje pewną sprzeczność w realizowanej przez Europę polityce. Z jednej strony wspieramy Kijów w jego walce o zachowanie integralności terytorialnej i potępiamy działania Rosji na wschodzie Ukrainy i na Krymie, a z drugiej otwieramy szerzej furtkę dla Gazpromu, aby mógł bardziej wpływać na rynek gazu i pozbawić naszych sąsiadów dochodów z tranzytu surowca.
Mając na względzie powyższe, można zasugerować stwierdzenie, że Rosja, szczególnie przy użyciu gazu dzieli Europę. Można posłużyć się porównaniem wystosowanym swego czasu przez szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, który porównał realizację dwóch pierwszych nitek Nord Stream do paktu Ribbentrop-Mołotow. Podobnie jak ten zbrodniczy akt, który podzielił Europę na dwie strefy wpływów, tak i Nord Stream 2 podzieli Stary Kontynent. Czy Bruksela pozwoli Gazpromowi i Rosji ignorować swój system prawny? Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, a nad Europą nie zapadnie gazowa, żelazna kurtyna, który tylko ugruntuje podziały na kontynencie.