KOMENTARZ
Dr Andrzej Ancygier
Hertie School of Governance w Berlinie
Dr Inż Bolesław Jankowski już od dłuższego czasu zaskakuje swoimi komentarzami dotyczącymi europejskiej polityki energetycznej i klimatycznej. Często jednak komentarze te nie są oparte na faktach i wydają się mieć na celu głównie stworzenie i ugruntowanie wirtualnej rzeczywistości w której globalne ocieplenie to mit, Polska może w nieskończoność spalać węgiel a europejska polityka klimatyczna prowadzi do katastrofy gospodarczej.
Nie byłoby w tym nic złego: Polska to wolny kraj i wielu zapłaciło w przeszłości wysoką cenę za to żebyśmy my obecnie mogli cieszyć się wolnością słowa. Problem tylko w tym, że opinie kierowanej przez niego firmy doradczej EnergSys wydają się mieć istotny wpływ na polską politykę energetyczną i czynią z Polski skansen nie tylko europejskiej ale i światowej energetyki. W związku z tym kilka jego uwag musi ulec sprostowaniu.
W swoim komentarzu opublikowanym przez BiznesAlert.pl 20 października dr Jankowski stwierdził, że europejska polityka energetyczna i klimatyczna opiera się na analizach, których wyniki są często „zmanipulowane lub zniekształcone w przekazie politycznym”, że nie ma racjonalnych argumentów dla wprowadzenia celów na rok 2030 a Unii Europejska „może sama wypchnąć się z kręgu cywilizacji europejskiej” jeżeli te cele przyjmie.
Zaczynając od pierwszego z tych punktów, nie mam zamiaru bronić Komisji Europejskiej i udowadniać, że wie ona dokładnie jakie będą skutki zaproponowanych celów na roku 2030. Tego nie wie nikt – podobnie jak znamy dokładnych kosztów nie przyjęcia tych celów. Prezentując cele 2030 w styczniu tego roku KE przygotowała jednak ponad 200-stronnicową analizę skutków ich wprowadzenia. Dodatkowo wielu aktorów i organizacji, przygotowało własne analizy na ten temat. Wśród nich znajduje się również analiza EnergSys. W tej ostatniej mówi się cały czas o ogromnych kosztach wynikających głównie z konieczności zakupu pozwoleń na emisję. Nie wspomina się natomiast ani słowem o tym, gdzie te pieniądze trafiają. Tymczasem pieniądze te zasilają polski budżet – według Ministra Grabowskiego w roku 2013 było to ponad 1 mld zł. W przyrodzie nic nie ginie – podobnie ma się rzecz z dochodami z aukcji tych nieszczęsnych pozwoleń. Wbrew temu co możnaby sądzić przysłuchując się debacie w Polsce, te pieniądze nie trafiają do Brukseli ale do Warszawy. Dodatkowo do polskiego budżetu trafia znaczna część dochodów ze sprzedaży pozwoleń kupowanych przez firmy zagraniczne na podstawie artykułu 10 (2) dyrektywy ETS. W związku z tym, im wyższa cena emisji, tym wyższe dochody netto dla Polski! A dochody te można by wykorzystać, żeby np. wspomóc osoby zagrożone ubóstwem energetycznym lub gałęzie przemysłu zagrożone carbon leakage, tak jak robi to rząd niemiecki. O tych możliwościach EnergSys nie wspomina.To tyle jeżeli chodzi o „manipulowanie” i „zniekształcanie” analiz.
Co do racjonalnych argumentów europejskiej polityki energetycznej i klimatycznej, to wydaje się, że dla polskich polityków problem globalnego ocieplenia kończy się po zachodniej stronie Odry i Nysy. Wielu krytyków wydaje się wierzyć, że 97% naukowców twierdzących, że globalne ocieplenie jest spowodowane przez działalność człowieka zostało albo przekupionych przez lobby OZE, albo działa na rzecz „złych mocy” chcących za wszelką cenę wykończyć polski przemysł oparty na (coraz bardziej rosyjskim) węglu. Dla innych globalne ocieplenie kojarzy się bardziej z cieplejszą zimą niż z szuszami i powodziami, które znacznie częściej będą nawiedzały nasz kraj. Ale dla jeszcze innych – i do tego grona można prawdopodobnie zaliczyć dr. Jankowskiego – bez względu na to co UE zrobi, i tak nie będzie miało to wpływu na globalną redukcję emisji. W związku z tym lepiej nie robić nic. Nie wspomina on jednak o kosztach takiego podejścia. Według raportu BP Polsce wystarczy węgla na 38 lat, który dodatkowo będzie coraz droższy – Rosji na 452. W przypadku „business as usual” oznaczałby coraz większą zależność od rosyjskiego węgla. Brak wsparcia dla zwiększenia efektywności energetycznej budynków oznaczałoby, że polskie rodziny będą nadal wydawały znaczną część ich dochodów na zakup (rosyjskiego) węgla i myślały ze strachem o kolejnej nadchodzącej zimie. W końcu brak mechanizmów mobilizujących przemysł energochłonny do zwiększenia ich efektywności energetycznej spowoduje, że na dłuższą metę będzie on o wiele mniej konkurencyjny niż przemysł w innych krajach. Innymi słowy, UE będzie tkwiła nadal w XX wieku, podczas gdy inne kraje idą naprzód.
I w ten sposób dochodzimy do trzeciego punktu – Unia Europejska jako samotny szaleniec realizuje ambitne cele redukcji emisji. Redukcję emisji dwutlenku węgla w USA do poziomu najniższego od początku lat 90-tych zwykle dyskredytuje się wspominając, że elektrownie węglowe po prostu zostały zastąpione elektrowniami na gaz. Jednak nie wspomina się o tym, że coraz większa część nowych instalacji to obok instalacji na gaz również instalacje w OZE – prawie 56% w pierwszym półroczu tego roku. W sumie zainstalowano do września 2014 prawie 16 GW w fotowoltaice i stworzono w ten sposób ponad 140.000 miejsc prac. W przypadku energii wiatrowej zainstalowana moc w USA wyniosła w czerwcu 2014 ponad 61 GW. Jednocześnie w czerwcu prezydent Obama ogłosił plan redukcji emisji z istniejących elektrowni na węgiel kamienny o 30% do 2030 roku. Na skutek ostrych norm dla nowych elektrowni budowa elektrowni węglowych bez CCS nie jest w USA obecnie możliwa.
Niektórzy zapewne powiedzą, że USA to bogaty kraj i może sobie na taki „luksus” jak energie odnawialne pozwolić. Jednak najwięcej paneli słonecznych jest obecnie instalowane w kraju znacznie biedniejszym, mianowicie w Chinach. Tylko w 2013 roku zainstalowano ponad 11 GW. Do roku 2020 zainstalowana moc w fotowoltaice ma wynieść ponad 100 GW – dodatkowo do 200 GW mocy w elektrowniach wiatrowych. Rząd Chin zapowiedział jednocześnie zmniejszenie emisji dwutlenku węgla na jednostkę PKB o 40-45% do roku 2020. Jednym z instrumentów ma być wprowadzenie handlu emisjami. Już obecnie w Chinach działa siedem regionalnych projektów pilotażowych, które w 2016 roku mają zostać zastąpione mechanizmem ogólnokrajowym.
Ambitne plany rozwoju energii odnawialnych mają również takie kraje jak Indie, które nawet stworzyło specjalne Ministerstwo ds. Nowych i Odnawialnych Źródeł Energii, Bangladesh, w którym miesięcznie instaluje się ponad 80.000 systemów solarnych, czy Brazylia, która, planuje redukcję emisji dwutlenku węgla o prawie 40%. Kraje te inwestują w OZE nie tylko żeby ograniczyć ich emisje dwutlenku węgla – Chiny i Indie inwestują również w elektrownie węglowe – ale dlatego, że koszty tych źródeł radykalnie spadły w ostatnich latach (o 80% w przypadku fotowoltaiki i 30% w przypadku energetyki wiatrowej w porównaniu do roku 2008) a zewnętrzne koszty tradycyjnych źródeł energii stale rosną. Jednocześnie kraje te rozwijają nową gałęź przemysłu, żeby móc w przyszłości eksportować swoje produkty do Europy.
Szanowny Panie Dr. Jankowski, świat wokół nas się zmienia. Europa nie może pozostać w tyle i promować technologie, których czas już powoli mija lub które jeszcze bardziej uzależnią nas od takich krajów jak Rosja. Może lepiej to zaakceptować i zacząć myśleć o tym jak się do tych zmian przygotować zamiast je negować?
***
Dr. Andrzej Ancygier jest pracownikiem naukowym na Hertie School of Governance w Berlinie gdzie specjalizuje się w analizie współpracy polsko-niemieckiej w sektorze energetyki odnawialnej i klimatycznej. Andrzej Ancygier jest jak również wykładowcą w berlińskim oddziale Uniwersytetu Nowojorskiego (NYUB) jak również na Freie Universität (FUBiS).