ROZMOWA
Andrzej Arendarski
Prezes Krajowej Izby Gospodarczej
– Wyjście z Polski znaczących inwestorów branży łupkowej można odbierać dwojako. Albo posiedli wiedzę, że nie ma gazu tyle na ile liczyliśmy, albo decyzje legislacyjne w tej części nie spełniły ich oczekiwań biznesowych. Wolałbym, aby był to ten drugi powód, bo błędy w polityce legislacyjnej są bowiem naprawialne – mówi Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej.
Jakie kryteria powinny obowiązywać przy rozstrzyganiu przetargów na roboty drogowe i kolejowe? Czy kryterium najniższej ceny wystarczy?
Z obserwacji rynku zamówień publicznych wynika, iż w procesie udzielania zamówień publicznych racjonalne gospodarowanie środkami publicznymi niestety w większości przypadków ogranicza się jedynie do stosowania kryterium najniższej ceny, co nie jest wystarczające. Można stwierdzić, iż aktualnie istnieje dyktat najniższej ceny, co bezsprzecznie powinno zostać zmienione. Wybrana oferta powinna być najkorzystniejsza ekonomicznie, a nie cenowo.
W oparciu o art. 91. ust. 1 i ust. 2 prawa zamówień publicznych zamawiający wybiera ofertę najkorzystniejszą na podstawie kryteriów oceny ofert określonych w specyfikacji istotnych warunków zamówienia. Kryteriami oceny ofert są cena albo cena i inne kryteria odnoszące się do przedmiotu zamówienia, w szczególności jakość, funkcjonalność, parametry techniczne, zastosowanie najlepszych dostępnych technologii w zakresie oddziaływania na środowisko, koszty eksploatacji, serwis oraz termin wykonania zamówienia (pamiętajmy, iż katalog kryteriów oceny ofert ma charakter przykładowy).
Podsumowując, Zamawiający ma możliwość przyjęcia kryteriów oceny ofert w taki sposób, aby ściśle odpowiadały potrzebom danego konkretnego postępowania o udzielenie zamówienia publicznego. Istniejące prawo umożliwia zastosowanie innych kryteriów oceny ofert (obok ceny) jak np. termin zakończenia inwestycji, długość gwarancji oraz innowacyjność proponowanych rozwiązań przy rozstrzyganiu przetargów na roboty drogowe i kolejowe. Jeśli zamawiający zdecydowałby się na zastosowanie jedynie kryterium najniższej ceny, to powinny zostać spełnione następujące warunki dodatkowe:
- przetargi powinny być poprzedzane preselekcją firm pod względem dysponowania przez nie mocami wykonawczymi. Chodzi przy tym o to aby własny potencjał wykonawczy gwarantował minimum 50% realizacji kontraktu.
- przetargi powinny być poprzedzane preselekcją firm pod względem umiejętności wykonawczych, co powinno być odpowiednio dokumentowane. Chodzi przy tym o zabezpieczenie terminu realizacji inwestycji, które nie mogą być przesuwane z uwagi na konieczność wykorzystania w terminie środków pomocowych z UE.
Po tak przeprowadzonych preselekcjach firm, powinny one być zapraszane do składania ofert, które byłyby oceniane tylko według kryterium najniższej ceny.
Jak zabezpieczyć interesy firm, zwłaszcza segmentu MSP, podwykonawców dużych przetargów drogowych, aby w razie problemów finansowych głównego wykonawcy, nie musiały za nim bankrutować?
Zabezpieczenie interesu podwykonawców jest możliwe przy zastosowaniu następującego mechanizmu. Specyfikacje kontraktów powinny być tak zbudowane, aby móc rozliczać nie tylko etapy inwestycji, ale również ich wykonawców – podwykonawców. Oferta powinna zawierać specyfikację robót, które będą powierzane podwykonawcom oraz listę podwykonawców. Płatności dla głównego podwykonawcy powinny być pomniejszane o płatności dla podwykonawców, którzy otrzymywaliby zapłaty bezpośrednio od inwestora.
W jakiej mierze z obecnej perspektywy finansowej UE uda się skorzystać budowlanym firmom MSP i napędzić koniunkturę całej branży budowlanej?
Wszystko wskazuje na to, że perspektywa finansowa na lata 2014 – 2020 będzie okresem nie mniejszej aktywności inwestycyjnej, w tym w obszarze inwestycji infrastrukturalnych, niż ta z lat 2007 – 2013. Wykonawcami dużych inwestycji, w tym przede wszystkim w obszarze infrastruktury transportowej i energetycznej mogą być głównie duże firmy budowlane. Firmy z sektora MSP będą głównie ich podwykonawcami.
Prace budowlane są na całym świecie traktowane jako prace o charakterze sezonowym, nawet jeśli ten sezon będzie trwał (tak jak w Polsce) kilka lat. Chodzi zatem, aby z sezonowej – cyklicznej aktywności wyprowadzić korzyści o trwałym charakterze. Unia Europejska oczekuje bowiem, że realizowane programy inwestycyjne będą się przyczyniać do wzrostu zrównoważonego i opartego na lokalnych zasobach, w tym lokalnych zasobach siły roboczej.
Aby to osiągnąć należałby zbudować system ocen inwestycji infrastrukturalnych i system punktowania – nagradzania firm wykonawczych, w myśl którego poza kryteriami rzeczowymi inwestycji i ich wartością finansową, będzie stosowane również kryterium tworzenia stałych – stabilnych miejsc pracy. Dotyczy to zarówno miejsc pracy w sektorze budowlanym, jak i w sektorze przemysłów pracujących dla budownictwa. Do tego powinni być zobligowani zarówno inwestorzy jak i firmy wykonawcze.
W jaki sposób Polska powinna godzić konieczność zmniejszania poziomu zanieczyszczeń atmosfery wskutek emisji CO2 i innych gazów, a jednocześnie utrzymywać odpowiedni udział węgla w naszym „miksie energetycznym”?
Powinniśmy przede wszystkim, ważyć skutki i koszty, aby romantyzm klimatyczny proponowany przez Komisję Europejską nie powodował wzrostu kosztów rujnujących konkurencyjność naszej gospodarki. Z wielu powodów polska energetyka na dziesiątki lat jeszcze w ważącej części będzie energetyką paliw stałych. Z tych przyczyn, nie może być dyskryminowana przez polityków zmierzających do ukrytej, bądź otwartej, strategii dekarbonizacji gospodarki. Godzić tzn. współtworzyć i przyjmować takie reguły Polityki Klimatyczno-Energetycznej UE, aby nie powodowały kosztów większych niż może to przyjąć świat w skali globalnej. Prowadzenie przez UE odrębnej od porozumień światowych polityki ograniczenia emisji, przede wszystkim dwutlenku węgla, skutkuje jak do tej pory problemami gospodarczymi z utratą konkurencyjności w wielu obszarach. Dowiedliśmy w naszych raportach i badaniach, że można godzić wyzwania klimatyczne (mimo coraz większych wątpliwości, co do przyczyn sprawczych ocieplenia klimatu z działalności przede wszystkim człowieka) z logiką zachowania konkurencyjności gospodarki. Wymaga to zdecydowanych zmian zarówno, co do celów jak i mechanizmów ich wdrażania. Zachowanie konkurencyjności gospodarki UE winno być najważniejsze, a dopiero potem można tworzyć warunki dla zmniejszania emisji. W naszych propozycjach zmian, pośród wielu, wskazujemy przede wszystkim na konieczność podwyższania efektywności energetycznej gospodarki z pozostawieniem prawa państw Wspólnoty do stanowienia o własnym miksie energetycznym. Zwracamy także ustawicznie uwagę na skutki społeczne, wynikające z uporczywej, jednostronnej polityki podwyższania celów redukcyjnych, skutkujących dla polskiej gospodarki groźbą utraty rentowności wielu branż, a w konsekwencji ich migrację poza granice UE. Dla gospodarki w Polsce to groźba utraty kilkuset tysięcy miejsc pracy i znaczących przychodów dla budżetu państwa.
Prawdopodobnie w połowie roku wprowadzony zostanie „backloading”. Jak Polska może uniknąć strat wywołanych planowanym w UE ograniczeniom w handlu nadwyżkami emisji CO2?
Przeciwko wprowadzeniu backloading’u protestowaliśmy zdecydowanie i wyraźnie. Niestety skuteczność działania naszych przedstawicieli w Brukseli okazała się mizerna. Jest szansa, jeszcze, aby to premier ostatecznie na najbliższym szczycie UE skorzystał z prawa weta. To oczywiście nienajlepsze rozwiązanie, ale zdaje się dziś jeszcze możliwe. Próby ograniczenia wolumenu dostępnych uprawnień odbieraliśmy i odbieramy jako bardzo czytelny sygnał ingerowania w mechanizmy rynkowe. Dla polskiej gospodarki, w tym energetyki w szczególności, oznacza to – jakby nie liczyć – zwiększenie kosztów wytwarzania energii elektrycznej i ciepła. Elektroenergetyka polska, w szczególności w podsektorze wytwarzania, odnotowuje pogarszanie się wyników finansowych, zwłaszcza w części wytwarzania energii z węgla kamiennego. Po dołożeniu wyższych kosztów za uprawnienia do emisji dwutlenku węgla z wprowadzenia backloading’u,ta tendencja się pogłębi. Zatem albo ten koszt zostanie wniesiony w cenę energii, albo część polskiej generacji będzie musiała być z przyczyn ekonomicznych wyłączona. Obydwa warianty są dla gospodarki niekorzystne.
Jaki sens ekonomiczny w naszej szerokości geograficznej ma rozwijanie energetyki w oparciu o OZE? Czy Polskę stać na dotowanie – zwłaszcza w takim zakresie jak np. w Niemczech – tego typu rozwiązań energetycznych?
W polityce wspierania odnawialnych źródeł energii (OZE) Niemcy „przesadzili”. Dotowanie generacji z tych źródeł jest jedną z istotnych przyczyn problemów gospodarczych Niemiec w części działalności energowrażliwej. Energia elektryczna w Niemczech, z tych powodów, należy do grupy najdroższych w UE. Odbiorcy indywidualni poza gospodarką coraz częściej wołają o umiar i rozwagę. Energetyka wiatrowa – stanowiąca najistotniejszą część tej generacji, powoduje przy tym istotne problemy przesyłu energii i zarządzania systemem energetycznym. Tyczy to przede wszystkim przepływów północ-południe. Taki stan rzeczy wymusza niebagatelne potrzeby inwestycyjne w system sieciowy, powodując dodatkowe, znaczące koszty. Mamy zatem przykład z doświadczeń sąsiada, jak nie popełnić błędu „przesady”. Logika wsparcia OZE musi po pierwsze uwzględniać cały łańcuch kosztów, a w pożytkach realne, a niewydumane zyski z przedsięwzięć gospodarczych z wykorzystaniem innowacyjnych technologii tego obszaru. Zatem, trudno kwestionować sens „w ogóle” tej działalności, a równocześnie nie wolno popełniać błędów hurra optymizmu. Dodajmy do tego, że uwarunkowania geograficzne Polski (wiatr, słońce, woda) nie stawiają nas w grupie szczególnie uprzywilejowanych państw. Istotnym wnioskiem, płynącym z klęski stanowienia ustawy o OZE w Polsce w ostatnich miesiącach, jest zachowanie stabilnych reguł legislacyjnych tyczących tego obszaru, aby stopień zaufania inwestorów i przedsiębiorców funkcjonujących w tym obszarze stał się na powrót stabilny.
Czy Polska powinna rozwijać energetykę jądrową? Jak zapewnić finansowanie tego typu przedsięwzięciom?
Tak, na dobrą sprawę, to podmioty gospodarcze zgrupowane w Krajowej Izbie Gospodarczej interesuje odpowiedź na pytanie, czy państwo zapewnia gospodarce stabilne dostawy energii elektrycznej w cenach umożliwiających działalność konkurencyjną. Wtórnym, choć niebagatelnym jest, z jakich źródeł ona pochodzi. Polityka państwa w tej materii jest zawarta w strategii polityki energetycznej Polski. Ta ostatnia z 2009 r. nijak nie przystaje do stanu rzeczy gospodarki, w tym elektroenergetyki, z uwagi na bardzo dynamiczne zmiany w otoczeniu zewnętrznym i wewnętrznym. To nie tylko ostry rachunek ze spowolnienia gospodarczego. To także, a może przede wszystkim rozbieganie się polityki Klimatyczno-Energetycznej UE z gotowością świata do przyjmowania porozumień w skali globalnej. Stan elektroenergetyki w Polsce prowokuje do stwierdzenia, iż mamy dwie polityki: tę jedną na użytek poprawności politycznej w strukturach UE i tę drugą na użytek wewnętrzny. Energetyka nuklearna w cytowanym dokumencie miała dać pierwszą energię tuż po 2025 roku. Zużycie energii elektrycznej w kraju, z przyczyn spowolnienia gospodarczego, ale i efektów racjonalizowania konsumpcji i podwyższania efektywności energetycznej gospodarki, jest znacznie mniejsze niż w projekcjach dla szybkiego uruchamiania energetyki jądrowej. Wyzwaniem dla gospodarki jest groźba wyeliminowania z systemu kilku tysięcy MW mocy zainstalowanej z przyczyn zużycia technologicznego, bądź z niespełnienia podwyższonych norm emisyjnych od 2016 roku. Zatem uzupełnienie tych ubytków jest dla nas znacznie istotniejsze, bo grozi zachwianiem ciągłości dostaw energii, niż to, czy i w jakim tempie oraz z jakich pieniędzy ma być budowana energetyka jądrowa. To wyzwanie dla tego i być może kolejnych rządów. Medialne sygnały o kolejnych programach i terminach odbieramy zatem jako interesujący i pewno ważny element bezpieczeństwa energetycznego państwa. I póki co nic więcej.
W jaki sposób ożywić w naszym kraju poszukiwania (i przyszłą eksploatację) gazu z łupków? Jak Pan ocenia niebezpieczeństwo wyjścia najważniejszych graczy tej branży z Polski i postawienia przez nich na poszukiwania gazu łupkowego na Ukrainie?
Gaz z łupków budził wiele emocji i nadziei. Pożytki gospodarcze państwa zostały już w wielu koncepcjach policzone i „rozparcelowane”. Dziś już – na szczęście – emocji mniej, choć nadzieję warto podtrzymywać. Wyjście z Polski znaczących inwestorów tej branży można odbierać dwojako. Albo posiedli wiedzę, że nie ma gazu tyle na ile liczyliśmy, albo decyzje legislacyjne w tej części nie spełniły ich oczekiwań biznesowych. Wolałbym, aby był to ten drugi powód, błędy w polityce legislacyjnej są bowiem naprawialne. Gospodarka ma to do siebie, że kreując swoją strategię musi opierać się na prawdopodobnych zdarzeniach, nie zaś na marzeniach. Choć w każdej działalności człowieka wizje są potrzebne, aby myśleć o rozwoju, to muszą być one jednak choć w części realne. Gaz łupkowy w Polsce to dziś nadal wizja z nadziei, która oby się choć w części spełniła. Nie jest jednak dzisiaj podstawą do budowania strategii biznesowych w gospodarce.