Przyszłość atomu w Polsce nie może być zakładnikiem strachu 

20 sierpnia 2024, 07:30 Atom

Niedawne doniesienia w sprawie elektrowni atomowej dotyczące potencjalnej współpracy Koreańczyków z Czechami przy budowie elektrowni atomowej, kosztem rodzimej inwestycji, powinny niepokoić nie tylko każdego sympatyka energii atomowej, ale także każdego racjonalnie myślącego obywatela. Polska potrzebuje atomu. Opóźnienia w tej materii mogą spowodować, że jako kraj stracimy możliwość bycia regionalnym liderem w sektorze energii jądrowej. 

Źródło: pikist.com

 Medialne informacje  na temat objęcia teki komisarza unijnego ds. energii przez Teresę Riberę z Hiszpanii powinny zapalić czerwone światło w kilku stolicach unijnych. Państwa, które posiadają elektrownie atomowe (Francja) czy planują budowę jej w najbliższych latach, takie jak Polska, mają żywotny interes w tym, aby współpracować zarówno przy torpedowaniu antyatomowych kandydatur na poziomie unijnym oraz ograniczaniu wpływów we własnych rządach, jak również razem lobbować na rzecz energetyki jądrowej.  

Argumenty wysnuwane przez przeciwników atomu są demagogią, ponieważ energia jądrowa jest czystym, bezpiecznym źródłem energii zapewniającym bezpieczeństwo energetyczne na wiele lat. Atom nie wyklucza też przecież odnawialnych źródeł energii, on je uzupełnia. Wystarczy prześledzić zarówno historię budowy reaktorów jądrowych jak również przyswoić fakt, że współczesne nie są w tej samej technologii, co te z elektrowni w Czarnobylu.  

Za bezpieczeństwo jądrowe globu odpowiada między innymi Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. To właśnie ona przedstawiła w 1990 roku Międzynarodową Skalę Zdarzeń Jądrowych, czyli drabinkę wypadków. 

W ciągu trzydziestu lat od powstania skali tylko raz zdarzeniu przyznano najwyższy, siódmy poziom. Fukushima, bo o niej mowa, powinna zresztą być przykładem jak wytrzymałe są elektrownie – trzeba pamiętać, że do radioaktywnego skażenia doszło w naprawdę ekstremalnych warunkach, które nie zdarzają się często (trzęsienie ziemi, tsunami). Drugie zdarzenie, katastrofa w Czarnobylu, miała miejsce dekady temu i dotyczyła między innymi reaktorów jądrowych zbudowanych w innej technologii niż te, które są budowane obecnie. 

Dla Polski budowa elektrowni atomowych pomimo początkowych wysokich kosztów oznacza zyski – polityczne, społeczne, rozwojowe, a także bezpieczeństwo energetyczne. Strach przed potencjalną awarią nie może być tutaj doradcą. Jakiekolwiek obrazki pojawiające się teraz w mediach, czy to płonący komin w Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, debata o możliwym zajęciu przez Ukraińców elektrowni w Rosji (do czego raczej nie dojdzie), czy najnowsze informacje o wycieku skażonej radioaktywnie wody w elektrowni w Fukushimie nie mogą stać się podstawą do wstrzymywania inwestycji. One są potrzebne. Korea Południowa oraz Francja wzajemnie się nie wykluczają, za to otwierają pola do szerokiej współpracy.  

Unijna wojna atomowa?

Francja prawie 70 procent swojej energii pozyskuje właśnie z elektrowni jądrowych. Jeżeli w Unii Europejskiej komisarzem zostanie przeciwnik atomu, Paryż staje się naturalnym sojusznikiem w rozgrywkach politycznych w tej możliwej unijnej wojnie atomowej. Przykład Francji pokazuje, jak może być udany mix energetyczny.  

W 2022 roku energia jądrowa odpowiadała za 62 procent zapotrzebowania. 56 działających reaktorów atomowych to imponująca liczba. Resztę stanowią w zdecydowanej większości odnawialne źródła energii – woda (11 procent), wiatr (8 procent), słońce (4 procent) uzupełniane przez biopaliwa (3 procent) czy gaz (9 procent). Warto też może skorzystać z francuskich doświadczeń w zakresie zarządzania materiałami radioaktywnymi i recyclingu uranu. 

Drugim naturalnym sojusznikiem w sprawie atomu w Unii Europejskiej może być Szwecja. Jeśli wierzyć informacjom z portali branżowych, np. z Energetyki24, to Szwecja planuje powrót do atomu. To dobra wiadomość.  

Obecnie Szwecja posiada sześć działających reaktorów jądrowych zapewniających trzydzieści procent energii (dane za 2022 rok). Jeśli uda się zrealizować zapowiedzi rządu szwedzkiego do 2045 roku powstać może co najmniej 10 nowych, w 2035 zaś ruszyć pierwsze. Szwedzki przykład pokazuje zresztą, że atom nie wyklucza odnawialnych źródeł energii. 41 procent zapotrzebowania pokrywa woda, 19 procent wiatr, a 8 procent biopaliwa.

Jeśli komisarzem ds. energii zostanie przeciwnik atomu polsko-francusko-szwedzki sojusz jądrowy powinien być przeciwwagą dla wszelkich pomysłów blokujących powstawanie nowych elektrowni jądrowych. Także polska prezydencja w 2025 nie powinna zapominać o atomie, a już na pewno nie można pozwolić na to, by położono elektrownię atomową pod nóż aby zbudować igrzyska olimpijskie. Jakiekolwiek argumenty, że nas nie stać na wszystko trzeba zdusić w zarodku, a gdyby trzeba było wybierać to wybór może być tylko jeden: atom. Być może warto też ruszyć z promocją atomu jako takiego, jako bezpiecznego źródła energii.  

Nowy polski komisarz, którym najpewniej zostanie Piotr Serafin, będzie miał olbrzymie zadanie do wykonania bez względu na to, jaką obejmie tekę. Atomowe marzenia Rzeczpospolitej nie mogą umrzeć ani przez biurokrację, ani strach.  

Burkina Faso, czyli przykład dyplomacji nuklearnej Rosji w Afryce