Doniesienia „Washington Post”, który, powołując się na anonimowe źródła wywiadowcze, podał, że przerwanie podmorskich kabli w Zatoce Fińskiej było „wypadkiem, a nie aktem sabotażu”, są wątpliwe – uważają zgodnie estońscy i fińscy eksperci w dziedzinie bezpieczeństwa i zagrożeń hybrydowych.
– Znaczyłoby to, że działamy zgodnie z planem, który wyraźnie leży w interesie Rosji – skomentował szef departamentu w Europejskim Centrum ds. Zwalczania Zagrożeń Hybrydowych (Hybrid CoE) Jukka Savolainen. Według niego trzech incydentów z uszkodzeniem kabli, do jakich doszło w ciągu półtora roku, nie można uznać za „przypadki”. „To niedorzeczne; w każdym scenariuszu” – stwierdził na łamach „Ilta-Sanomat” („IS”).
„Washington Post” podał w niedzielę, powołując się na anonimowe źródła, że według europejskich i amerykańskich służb wywiadowczych uszkodzenie kabla elektroenergetycznego EstLink 2 oraz kilku kabli telekomunikacyjnych, do czego doszło w Boże Narodzenie, 25 grudnia ubiegłego roku, było „wypadkiem” wynikającym z niedoświadczenia załogi, pływającej na wysłużonym i źle utrzymanym statku. Podkreślono przy tym, że żadnych dowodów potwierdzających udział Rosji, tj. wydania załodze rozkazu zniszczenia podmorskiej infrastruktury, nie znaleziono.
O ostatnie uszkodzenie podmorskich kabli w Zatoce Fińskiej, podejrzany jest tankowiec Eagle S, pływający pod banderą Wysp Cooka, który płynął z Petersburga z ładunkiem rosyjskiej benzyny. Jego celem podróży był egipski Port Said. Statek wraz z ponad 20-osobową załogą (obywatelami Indii i Gruzji) został zatrzymany przez fińskie służby. Śledczy z Helsinek podejrzewają, że do uszkodzenia kabli doszło w wyniku przeciągnięcia po dnie, na odcinku ok. 100 km, kotwicy statku.
– Informacje zachodnich gazet pomijam milczeniem – skomentował dla publicznego radia Yle, kierujący dochodzeniem komisarz Sami Liimatainen.
– Sednem operacji hybrydowej jest to, aby trudno było udowodnić, kto lub jakie siły za tym stoją – zauważył badacz Fińskiego Instytutu Spraw Zagranicznych (UPI), Joel Linnainmaki. Według niego do informacji „WP” należy podchodzić z „ostrożnością”.
– W każdym razie, Rosja kieruje swoje działania w stronę Zachodu poprzez m.in. sabotaże i szpiegostwo, które są prowadzone np. przy użyciu dronów lub poprzez rekrutację przestępców, co miało miejsce w Estonii – stwierdził w komentarzu opublikowanym we wtorkowym wydaniu „Helsingin Sanomat”.
Jeśli nie chodziłoby o sabotaż, to przywódcy państw Morza Bałtyckiego nie włączyliby się tak w tę sprawę, a NATO nie wysłałoby więcej okrętów – przyznał dyrektor wydziału nauk o bezpieczeństwie Estońskiej Akademii Obrony (Sisekaitseakadeemia) Erkki Koort, cytowany przez nadawcę ERR. Na szczycie w Helsinkach 13 stycznia liderzy Danii, Niemiec, Szwecji, Finlandii, Estonii, Litwy, Łotwy i Polski oraz szef NATO ogłosili powołanie nowej misji Baltic Sentry (Bałtycka Straż), w ramach której na Bałtyku oraz wodach Zatoki Fińskiej, rozmieszczono sojusznicze okręty wojenne. Operację patrolowania i ochrony morskiej infrastruktury mają wspomagać także samoloty rozpoznawcze oraz drony morskie.
Bałtyk stał się „linią frontu”. Rosja chce zabezpieczyć swoje ważne szlaki transportowe między Królewcem i Petersburgiem oraz mocarstwową obecność na morzu, mimo tego że po wejściu Finlandii i Szwecji do NATO, ogłoszono, że Bałtyk stał się de facto wewnętrznym akwenem Sojuszu – skomentował na łamach „IS” gen. Kim Mattsson, oficer rezerwy, zaangażowany w działalność Fińskiej Agencji Rezerw Strategicznych (HVK).
PAP / BiznesAlert.pl
Szef MON: misja nad Bałtykiem jest ważna, bo infrastruktura krytyczna musi być chroniona