Wizyta premiera Donalda Tuska w Norwegii nie była przełomowa, ale nikt tego nie oczekiwał; potwierdziła jednak, że w Europie pojawia się nowe partnerstwo strategiczne, w skład którego wchodzą kraje bałtyckie, nordyckie i Polska – ocenił Jakub M. Godzimirski, ekspert Norweskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (NUPI).
W środę polski premier spotkał się ze swoim norweskim odpowiednikiem w trakcie kilkugodzinnej wizyty w Oslo. Rozmowy Tuska z Jonasem Gahrem Stoere dotyczyły przede wszystkim wielostronnie rozumianego bezpieczeństwa jako zagadnienia priorytetowego w czasie polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, realizowanej w pierwszym półroczu 2025 r.
Godzimirski przyznał w rozmowie z PAP, że władze w Oslo traktowały przyjazd Tuska jako robocze, ale istotne spotkanie. Relacje Warszawy z Oslo koncentrują się, w jego opinii, na trzech wątkach: energetyce, bezpieczeństwie i wymiarze społecznym. Dwa pierwsze nabierają szczególnego znaczenia w kontekście rurociągu Baltic Pipe i konfrontacyjnej postawy Rosji wobec Europy. Ekspert zwrócił uwagę, że na środowe rozmowy polskiego premiera z władzami kolejnego kraju nordyckiego należy patrzeć w szerszym kontekście, ponieważ Tusk i liderzy państw Europy Północnej poruszają kwestie dotyczące bezpieczeństwa już po raz trzeci w ciągu kilku ostatnich tygodni. Pod koniec listopada, na zaproszenie szefa szwedzkiego rządu, Tusk wziął udział w konferencji grupy NB8, czyli krajów nordyckich i bałtyckich, a w połowie stycznia gościł w stolicy Finlandii, Helsinkach, na szczycie przywódców nadbałtyckich państw NATO.
– Gdy przypomnimy, że rozważa się zaproszenie Polski do inicjatywy JEF (Joint Expeditionary Force), kierowanej przez Londyn, to można ocenić, że takie formaty, jak Bukareszteńska Dziewiątka czy Trójmorze zdają się tracić swój impet. Podczas gdy główne europejskie stolice, takie jak Paryż, Berlin czy Wiedeń, mierzą się z własnymi problemami, na północy Europy dostrzec można rysujące się nowe stabilne partnerstwo strategiczne – zauważył analityk z NUPI.
PAP / BiznesAlert.pl
Bałtyk stał się linią frontu. Gdyby nie sabotaże, NATO nie wysłałoby tam okrętów