Marszałkowski: Czy Polska powinna kupować energię z rosyjskiego atomu na Białorusi?

16 października 2020, 07:30 Atom

Na początku listopada dojdzie do inauguracji pracy pierwszego bloku jądrowego w Ostrowcu na Białorusi. Do rozpoczęcia jego komercyjnej pracy potrzeba jeszcze czasu, jednak warto pochylić się nad pytaniem, które wybrzmiewało od lat: Czy Polska powinna kupować energię elektryczną z tej siłowni? – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Elektrownia Jądrowa Ostrowiec
Białoruska Elektrownia Jądrowa w Ostrowcu fot.BelAES

Dyskusja o energii  z Białorusi

Problem deficytu energii elektrycznej w północno-wschodniej części Polski jest znany nie od dziś. Od kilkunastu lat trwają dyskusje o tym jak go rozwiązać. Ów obszar jest oddalony bowiem od głównych obszarów wydobywczych m.in węgla, czy odpowiednich technicznie systemów przesyłowych gazu, które pozwalałyby na budowę konwencjonalnych bloków energotwórczych. Naturalnymi w tej dyskusji były głosy, pojawiające się na początku drugiej dekady bieżącego wieku, o ewentualnej współpracy z sąsiadami. Chodziło głównie o Białoruś i Ukrainę. 

Jeszcze w 2008 roku, w odpowiedzi na interpelację posła Jarosława Matwiejuka pytającego, czy rząd planuje współpracę w kwestii zaspokojenia potrzeb elektroenergetycznych północno-wschodnich województw Polski, a jeśli tak, to z jakimi państwami ościennymi, ówczesna podsekretarz stanu w ministerstwie gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska odpowiedziała: – Rząd RP przywiązuje duże znaczenie także do współpracy w zakresie elektroenergetyki z Białorusią i Ukrainą. Problematyka nowych inwestycji w wytwarzanie energii elektrycznej, modernizacji i rozbudowy istniejących połączeń transgranicznych oraz możliwej wymiany energii elektrycznej jest przedmiotem obrad międzyrządowych komisji ds. współpracy gospodarczej prowadzonych pod przewodnictwem Ministra Gospodarki, a także spotkań dwustronnych. (…) Współpraca z Ukrainą i Białorusią staje się szczególnie ważna w perspektywie możliwego wzrostu popytu na energię elektryczną w Polsce. (…) Jednocześnie obserwowane jest duże zainteresowanie współpracą w dziedzinie elektroenergetyki pomiędzy firmami z Polski, Ukrainy i Białorusi. Trwają intensywne konsultacje pomiędzy PGE SA a przedsiębiorcami i administracją wschodnich sąsiadów Polski w kwestii nie tylko modernizacji i budowy nowych połączeń transgranicznych, ale również budowy nowych mocy wytwórczych na terytorium tych państw z udziałem kapitału polskiego.

Głosy o zainteresowaniu Polski energią ze wschodu zaczęły pojawiać się po 2011 roku, kiedy nastąpiło kilka ważnych wydarzeń. Pierwszym była rezygnacja Polskiej Grupy Energetycznej z udziału we wspólnej budowie z państwami nadbałtyckimi elektrowni jądrowej w Wisaginie, jednocześnie spółka odrzuciła rosyjską propozycję zakupu energii elektrycznej z Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej planowanej w Królewcu. Drugim było podpisanie w 2012 roku umowy dotyczącej budowy elektrowni jądrowej w białoruskim Ostrowcu. 

Jako, że pomysł zakupu energii z Królewca był słusznie krytykowany jako działanie na przekór celu nadrzędnego w postaci uniezależnienia się energetycznego od Rosji, zakup energii od Białorusi wydawał się dla wielu akceptowalny. Zwłaszcza, że okres ten był momentem odwilży w relacjach Białorusi i Unii Europejskiej, która jednak szybko zakończyła się po brutalnym spacyfikowaniu opozycji po wyborach prezydenckich w grudniu 2010 roku. Transakcje z Białorusią były motywowane chęcią głębszego wciągnięcia naszego wschodniego sąsiada w powiązania biznesowe z Polską, ponadwymiarową możliwością generacji energii elektrycznej przez planowaną siłownię oraz brakiem podejmowania realnych działań na budowie własnej jednostki jądrowej, a przy tym zwiększające się problemy wynikające nie tylko z deficytu energetycznego we wschodnich województwach, ale także rosnących ambicji klimatycznych UE, które wpłynęły na perspektywę całej polskiej elektroenergetyki, w głównej mierze opartej na wysokoemisyjnym węglu brunatnym. 

Po stłumionych protestach oraz powrocie europejskich sankcji przeciwko białoruskiej „wierchuszce”, szybko okazało się, że nadzieje na „westernizację ekonomiczną ” Białorusi są płonne. Aleksandr Łukaszenka nie zamierzał przenosić orientacji politycznej z Moskwy na Zachód, natomiast wciąż liczył na możliwość zdobywania dewiz poprzez handel energią elektryczną ze wspomnianym Zachodem. Całości dopełnił fakt, że białoruska elektrownia jądrowa w Ostrowcu została oparta na rosyjskiej technologii, powstając jednocześnie za rosyjskie pieniądze pochodzące z preferencyjnego kredytu i pod kontrolą rosyjskiego Rosatomu.

Dlaczego nie należy kupować energii z Ostrowca? 

Dzisiaj wśród rządzących elit nie słychać pomysłu zakupu energii elektrycznej z Ostrowca, chociaż Białorusini wciąż na to liczą. Niemniej warto w kilku punktach wytłumaczyć dlaczego w rzeczywistości nie należy tego robić.

Po pierwsze, kupując energię elektryczną z Ostrowca wzmacniamy reżim Aleksandra Łukaszenki w Mińsku. Elektrownia ta służyć miała (wbrew propagandowym twierdzeniom ograniczenia zależności energetycznej od Rosji) stworzeniu kolejnego, obok przemysłu petrochemicznego i nawozowego, państwowego ośrodka, wzmacniającego centralnie planowaną białoruską gospodarkę. Dzięki eksportowi energii elektrycznej do Polski, Ukrainy oraz państw bałtyckich, reżim Łukaszenki miał stworzyć kolejną możliwość pozyskiwania „twardej” waluty, bez konieczności reformowania gospodarki na model wolnorynkowy. Dodatkowo o kwitnącej współpracy można mówić wtedy, gdy do stołu siadają rozważni i stabilni strategicznie partnerzy. Jaką mielibyśmy pewność, że w sytuacji pogorszenia relacji politycznych (do czego dochodzi na linii Mińsk-Warszawa regularnie co kilka lat) nie zostałby nam odcięty dostęp do energii z owej elektrowni? Białoruskie władze nie postępują logicznie nie mając takiego narzędzia. W przypadku posiadania takowego, polscy konsumenci szybko odczuliby „chłód i ciemność” w relacjach z Białorusią, co często jest głównym celem szantażu gospodarczego. 

Po drugie, po wyborze Rosatomu jako wykonawcy i dostarczyciela technologii, a państwa rosyjskiego jako źródła kredytu, elektrownia jądrowa w Ostrowcu, poza umiejscowieniem na terytorium Białorusi, nie będzie miała wiele wspólnego z tym krajem. Umowa kredytowa została skonstruowana w taki sposób, że bez względu na to, czy siłownia ta generowałaby zyski z eksportu czy nie, rosyjskie podmioty i tak zarabiałyby m.in na dostarczaniu paliwa jądrowego, serwisie czy prowadzeniu szkoleń, a państwo rosyjskie na oprocentowaniu od 10 mld dolarowego kredytu. W ostatnim czasie pojawiły się również informacje, że elektrownia ta, mimo że nie została jeszcze uruchomiona, już tworzy długiNie można zatem wykluczyć, że w przypadku problemów ze spłatą kredytu przez stronę białoruską, elektrownia ta przejdzie na własność jakiejś rosyjskiej kompanii energetycznej. Elektrownia jądrowa w Ostrowcu byłaby atrakcyjnym aktywem dla Rosjan, a w przypadku braku entuzjazmu do kupowania od niej energii elektrycznej przez sąsiadów z UE, nie będzie potrzeby utrzymywania „białoruskiego” przykrycia dla tej inwestycji. Z drugiej strony, Białorusini będą zmuszeni do ustanowienia minimalnego ryczałtu jeżeli chodzi o cenę energii pochodzącej z tej siłownia, a która trafiałaby do klienta białoruskiego. Polska jest jednym z liderów pod względem realizacji dywersyfikacji gazowej w Europie. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której pod wpływem doraźnych i niepewnych interesów zamienilibyśmy zależność gazową na zależność od rosyjskiej energii elektrycznej.

Po trzecie, aby możliwe stało się sprowadzanie energii z Ostrowca bez pośredników (a więc bez płacenia Litwie za przesył energii przez połączenie LitPol Link), należałoby zainwestować w linię energetyczną z Białorusią. Dotychczasowy kanał, przez który energia z Białorusi mogłaby trafiać do Polski, a więc połączenie 220 KV Białystok-Roś, zostało decyzją operatora Polskich Sieci Elektroenergetycznych rozebrane w 2018 roku. Brakuje więc fizycznej możliwości importu elektryczności ze strony białoruskiej. Przywrócenie tej możliwości wymagałoby wielomilionowych nakładów inwestycyjnych, które musiałoby zostać poniesione przez Polaków.

Po czwarte, rezygnacja z importu energii z Ostrowca jest gestem solidarności Polski wobec państw bałtyckich, głównie Litwy. Wilno, położone niespełna 50 km od Ostrowca, najgłośniej protestuje przeciwko budowie siłowni na Białorusi. Litwa była tym państwem, które skrupulatnie odnotowywało każde potknięcie, które miało miejsce podczas konstrukcji tej elektrowni. A wypadków i incydentów było sporo, łącznie z upadkiem korpusu reaktora z kilku metrów podczas prac montażowych. Strona białoruska nigdy nie odnosiła się do nagłośniania tych informacji, co pozwala domniemywać, że pośpiech i dążenie do oszczędności przy realizacji tej inwestycji stwarzały bezpośrednie zagrożenie dla bezpiecznego jej funkcjonowania. Ponadto Wilno od samego początku demaskuje prawdziwy cel budowy elektrowni jądrowej w tej lokalizacji, jako kolejne narzędzie do wywierania presji na Państwa Bałtyckie i Polskę. Łącznie z chęcią storpedowania planów desynchronizacji Litwy, Łotwy i Estonii od postsowieckiego systemu elektroenergetycznego BRELL. Siłownia na Białorusi może mieć również wpływ na działanie, które ma na celu ostateczne uwolnienie tych państw od elementu, który pomimo biegu lat, wciąż spaja je z Rosją. Dużo mówimy w Polsce o solidarności europejskiej, również w kontekście bezpieczeństwa energetycznego. Działania solidarnościowego oczekuje od nas również Litwa. Zgadzając się na wątpliwie ekonomiczne zyski, podważylibyśmy autorytet państwa aspirującego do roli lidera Europy Środkowej. Rosjanie mogliby w ten sposób realizować politykę „dziel i rządź”. 

Po piąte, sprowadzanie energii elektrycznej z Ostrowca mogłoby wpłynąć na założenia polskiej transformacji energetycznej, włącznie z planami budowy własnej elektrowni jądrowej. Alternatywa na Białorusi mogłaby odciągnąć Polaków od własnego projektu, zwłaszcza w potencjalnym okresie kryzysu gospodarczego, choć i bez tego projekt polskiej elektrowni jądrowej ciągle jest odkładany, a czas nam ucieka. Według najnowszego Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, pierwszy reaktor jądrowy ma zostać oddany do użytku w 2033 roku. Zostało nam więc 12 lat na realizację inwestycji. Jednak planów i strategii polska energetyka jądrowa widziała już wiele i, pomimo szumnych deklaracji, jednak żadnego z nich nie udało się do tej pory zmaterializować. BiznesAlert.pl ustalił, że do przełomu w tej sprawie może dojść w październiku, kiedy ma dojść do podpisania umowy polsko-amerykańskiej o współpracy przy budowie elektrowni jądrowej.

Jakóbik: Nadchodzi atomowy październik

Jak rozwiązać problem deficytu energetycznego w północno-wschodniej Polsce?

Rozwiązania tego problemu są trzy. Pierwsze, to budowa dużej elektrowni konwencjonalnej w postaci gazowo-parowego bloku w Ostrołęce. Sama inwestycja zaspokoi potrzeby energetyczne zarówno północnego Mazowsza, jak i Warmii, Mazur oraz Podlasia. Drugim elementem jest to, czego jeszcze 10 lat temu nikt nie brał na poważnie, a więc energetyka rozproszona, oparta na OZE. Dynamicznie rozwijający się sektor fotowoltaiki pokazuje, że praktycznie każde gospodarstwo domowe w Polsce może wspomagać KSE prądem wyprodukowanym na swoim dachu bądź w ogrodzie. Dodatkowo dochodzi plan PGNiG związany z biometanowniami, które mogą być bodźcem do powstawania mikroelektrowni opalanych gazem, pochodzącym z odpadów organicznych. W nieodległej przyszłości dużym wsparciem będzie energia elektryczna pochodząca z morskich farm wiatrowych, które powstaną na Bałtyku. Trzecim, tymczasowym rozwiązaniem może być import energii elektrycznej, np. poprzez LitPol Link, a sam prąd może pochodzić z połączenia szwedzko-litewskiego biegnącego po dnie Bałtyku. 

Każda z powyższych możliwości ma plusy i minusy. Żadna z nich nie jest pozbawiona wad i mankamentów. Mimo wszystko są one znacznie korzystniejsze niż uzależnienie się od energii elektrycznej pochodzącej z państwa, które w obliczu kryzysu zachowuje się nieobliczalnie i prezentuje względem nas postawę, delikatnie ujmując, nieprzyjazną. Warto mieć to na uwadze, kiedy podczas listopadowego, pompatycznego uruchomienia elektrowni, padną z ust Aleksandra Łukaszenki słowa o nieroztropnych Polakach, co prądu „z Białorusi” nie chcieli. 

 

 

Marszałkowski: Czy Łukaszenka odda „białoruski atom” Putinowi? (ANALIZA)