icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Laskowski: Ceny węgla są tak wysokie także przez błędy w Polsce (FELIETON)

Nie ulega jednak wątpliwości, że obecne ceny węgla to nie tylko następstwo wojny w Ukrainie. Problem jest dużo głębszy i tkwi przede wszystkim w naszym sektorze górniczym – pisze Andrzej Laskowski, współpracownik BiznesAlert.pl. 

W ciągu kilku ostatnich tygodni to zdanie słyszą sprzedawcy wszystkich składów opału w całym kraju. Węgiel i jego ceny to temat praktycznie wszystkich serwisów informacyjnych we wszystkich mediach. Rządowych i prywatnych, telewizyjnych i radiowych, drukowanych i elektronicznych.

Prezentowane tłumaczenia od sejmowej mównicy przez wypowiedzi ministrów po prywatne rozmowy nic nie tłumaczą. To tylko opis zaistniałej sytuacji, a nie analiza przyczyn. Embargo na rosyjski węgiel, wojna w Ukrainie to był tylko zapalnik czy iskra, które doprowadziły do eksplozji a nie rzeczywisty powód katastrofy. Ten leży zupełnie poza meritum obecnego dyskursu. Jak zwykle polityczni PR-owcy powtarzają „ściemy”, aby broń Boże nie wyszły na jaw fakty, które pokarzą oblicze prawdy. Bo ta po raz kolejny pokazuje skrajną indolencję i prawdziwą twarz decydentów sektora górniczego. Tych pseudo menadżerów z politycznego nadania.

Sięgnijmy więc do przyczyn. Restrukturyzując górnictwo – a w istocie je likwidując – nie słuchano ekspertów, którzy ostrzegali przed zamykaniem kopalń opartym tylko o wolumeny produkcji i koszty wydobycia. Kluczowym słowem jest wysyp. Urobek wychodzący spod ziemi jest urabiany kombajnami i w tych metodach dominują miały natomiast sortymenty średnie (groszki) i grube (orzech, kostka) stanowią zaledwie kilka do kilkunastu procent produkcji. Dlatego rynek odbiorców indywidualny musi zostać zaspokojony z tego, niewielkiego wolumenu. Redukując produkcję w zakresie miałów dla energetyki i ciepłownictwa zapomniano o gospodarstwach domowych. Pamiętam jak lata temu tłumaczyłem prezesom i dyrektorom Polskiej Grupy Górniczej, Tauron Wydobycie, Bogdance, Węglokoks Kraj i innym, że te sortymenty jako najbardziej dochodowe muszą być szczególnie potraktowane przez górnictwo. Przecież ekogroszki, orzech i kostka to najdroższe z węgli. Cena na Gj była dwu- a nawet trzykrotnie wyższa niż dla energetyki. Oczywiście mówienie do jaśniepanów wysokostołkowych to jak rzucanie grochem o ścianę. 

Podawałem proste rozwiązanie. Stosowane jest na całym świecie i to nic nowego dla fachowców z branży: produkcja brykietu i peletu. Miał (0-20mm) wypłukany na popiół poniżej 10 procent, poddany wysiewaniu frakcji powyżej 8mm daje ekogroszki i pozwala zaspokoić ten sektor rynku. Natomiast frakcja 0-8mm po dokruszeniu jest zbrykietowana lub przetworzona na pelet. W ten sposób miał, jako dominująca frakcja, zaspokaja zapotrzebowanie także w tak wrażliwych sortymentach średnich i grubych. Koszt linii o wydajności 500 000 ton rocznie to 20-25 mln złotych. Cena brykietu nie przekracza ceny ekogroszków, orzechów i kostki. Nie ma, wiec uderzenia w portfel konsumentów. Ponadto brykiet jest bardziej przyjazny środowisku bo mniej emituje dymi. Inwestycja zwraca się po dwóch maksymalnie trzech latach. 

Tłumaczenie decydentom górnictwa było i jest rozmową z telewizorem. Żadnego zainteresowania, żadnych inwestycji. Ale czegóż oczekiwać od komisarzy politycznych tylko udających prezesów i dyrektorów. Dzisiaj płacimy za to wszyscy i to w dosłownym znaczeniu tego słowa…3000 zł za tonę węgla.

Dyletantyzm. To drugie słowo klucz pozwalające zrozumieć dzisiejsze problemy z węglem. W lecie 2009 roku przedstawiłem ówczesnej spółce Polski Koks technologię produkcji węgla bezdymnego w oparciu o ekstrudację, tj. wytłaczanie węgla. Na spotkaniu w ich biurze w Katowicach pokazałem jak produkuje się taki węgiel. To moja autorska technologia łącząca trzy inne. Na spotkaniu było dwóch profesorów Politechniki Śląskiej – jako eksperci. Jeden nawet szczycił się, że ma sto dwadzieścia wdrożeń w górnictwie. Pokazałem producentów maszyn i urządzeń oraz kosztorysy. I to był koniec kontaktu Polskiego Koksu za mną. Wkrótce uruchomiono projekt nie patrząc, że to moja technologia. Nie zwrócono nawet uwagę, że to co naprawdę ważne pozostaje moją tajemnicą. Powstał zakład Varmo na terenie byłej kopalni Krupiński w Suszcu. Zamiast 9 mln zł koszt inwestycji wzrósł do 19,750 mln zł. Wszystko co można było spartaczyć to spartaczono. Zamiast ekstruderów do węgla użyto to gliny. Absurdalny model suszenia. Zamiast inwestycji w rok to trwało to około pięciu lat. Zamiast wydajności 120 000 ton było 40 000 rocznie. Po prostu cyrk. Długo by wymieniać listę błędów. Szumne otwarcie. Politycy i notable Polskiego Koksu. Do dzisiaj mam filmy z tej imprezy nakręcone przez Trybunę Górniczą. Pierwszy rok to trzy miliony strat. Wstrzymanie produkcji. Wznowienie produkcji i kolejne miliony strat. Śledząc przebieg inwestycji na przestrzeni lat byłem pełen uznania dla wodzów projektu. Oczywiście ich dyletantyzmu. Jako doradcy eksperccy Politechnika Śląska i Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla z Zabrza. Tak przynajmniej podawano na stronach internetowych Polskiego Koksu i w materiałach reklamowych projektu, które zachowuję do dzisiaj. 

Zakładu już nie ma. Widać profesorowi od stu dwudziestu wdrożeń sto dwudzieste pierwsze nie wyszło. Ciekaw jestem jak działają te wcześniejsze. Pozostaje jednak pytanie o dyletantyzm. Zamiast budować drzwi do lasu wystarczyło zatrudnić mnie jako autora technologii. Byłoby taniej i działałoby jak inne projekty, które realizowałem w RPA. Przecież do naprawy samochodu zapraszamy mechanika, a nie nauczyciela geografii, który uczył go w szkole. Inaczej to właściciel samochodu jest dyletantem. Nic dziwnego, że Polski Koks też poszedł z torbami. 

Ostracyzm. To trzecie słowo-klucz chrakteryzujące nasze górnictwo, a precyzując jego kadry menedżerskie. Nic nie umiemy, ale to nie ma znaczenia. Każdemu podstawimy nogę jak będzie chciał być lepszy. 

Przed kilku laty pewna zagraniczna firma produkująca brykiet węgla niskoemisyjnego chciała uruchomić produkcję brykietów w naszym kraju. To inwestycja za 80 mln złotych. Początkowa wydajność miała wynieść 250 000 ton rocznie, miała być możliwa wysoka automatyzacja procesu produkcyjnego włącznie z konfekcjonowaniem w worki 20/25 kg i sprzedaż na paletach. Spotykali się ze wszystkimi możliwymi producentami węgla w naszym kraju. Nikt go nie miał. Skontaktowali się ze mną, więc wystarczyło kilka telefonów do znajomych z branży, ale nie decydentów. Węgiel był, ale nie dla obcych. Bo nikt nie będzie „nas” uczył co robić z naszym węglem. O skali ostracyzmu niech świadczy fakt. Argumentem górnictwa było, że nie jest możliwe brykietowanie polskich węgli. Dlatego inwestor poprosił o próbki węgla, aby przetworzyć na brykiety. Dostał próbki …. mułów,  czyli odpadu. Ale podobno nie było to istotne bo ważnym punktem miało być sprawdzenie mechanicznej strony jakości brykietu. A muł do takiego testu wystarczy. Skoro tak, zrobiono brykiety z mułu. I co? Wkrótce przyszła opinia jak zły jest brykiet. Ani słowa o parametrach mechanicznych, ale dużo o popiele, niskiej opałowej, wysokim pyle zawieszonym i tak dalej czyli wszystkie mankamenty mułów popłuczkowych. Tylko pogratulować perfidii. Jak na spółkę Skarbu Państwa to ten podmiot górniczy pokazał jak bardzo jest patriotyczny i jak dba o dobre imię Polski. Gratuluję. Tylko chciałbym usłyszeć dlaczego dzisiaj musimy płacić 3000 zł za tonę węgla. Brykiety niskoemisyjne byłyby dużo tańsze. 

Aby nie zarzucono mi, że to odosobniony przypadek, na którym buduje nieprzychylne opinie, to podam inny, z mojego doświadczenia. Dzięki uprzejmości Ministerstwa Rozwoju i Technologii zainteresowałem je produkcją węgla bezdymnego. Przedstawiłem technologię i analizy kosztów. Oddźwięk był nad wyraz pozytywny, za co tylko pochwalić ministerstwo. Zaangażowanie było na najwyższym poziomie. Osobiście jestem bardzo wdzięczny i pełen uznania dla pracowników ministerstwa. Zorganizowano nawet spotkanie z jednym z dyrektorów PGG, który zobowiązał się podjąć temat. Później przez trzy kwartały było przesyłanie danych i informacji do kolejnych osób, które niby analizowały technologię. Pracownicy na niższych stanowiskach służbowych, w większości o wiedzy nie mającej nic wspólnego z technologiami termicznej obróbki węgla. Powoli nastała cisza. Ale ministerstwo nie zapomniało. Skontaktowano się ze mną z pytaniem o postęp współpracy, więc powiedziałem prawdę. 

Tym razem zadzwonił sam prezes. Mówił krótko bo zajęty i KAZAŁ skontaktować się z jego podwładnym., dyrektorem. I powtórka. Dwa miesiące analiz, przesyłania danych, wyjaśnień, objaśnień i wyszło, że tona węgla bezdymnego z węgli PGG będzie kosztować 596 zł netto. A orzech i kostka kosztowały wówczas 630 – 680 zł/t netto. To był sukces i nastąpiła cisza do dzisiaj. A dzisiaj co? Tona węgla kosztuje nieraz 3000 zł. 

Pamiętając o chrześcijańskim miłosierdziu dajmy pokój górniczym krawaciarzom. Dajmy im szansę na rozpoczęcie rachunku sumienia. Czas najwyższy. Pytanie: czy będzie pokuta i jaka?

Natomiast przyjrzyjmy się aktywistom społecznym, którzy tak dobrze dbają o nasze czyste powietrze. Zapewne pamiętają państwo eksperta, który mówił w reklamach społecznych o spustoszeniu jakie czyni smog w naszym zdrowiu. Spostrzeżenie to jest godne pochwały. Tylko wesprzeć. Sam podpisuję się obiema rękoma. Tylko, że na koniec wypowiedzi była zachęta do przechodzenia na piece gazowe w miejsce węglowych. Ci, którzy dali się zwieść i zainstalowali piece gazowe dzisiaj czują się oszukani. Ile razy, w ciągu ostatnich kilku miesięcy oglądaliśmy reportaże z rachunkami za gaz. Czy ci prości ludzie mają prawo czuć się oszukani? Przecież o wzroście cen gazu ostrzegali specjaliści. Obecnie ta sama stacja telewizyjna również emituje reklamy społeczne o walce ze smogiem, ale inny pan mówi już o piecach na węgiel groszkowy. Ostatnia cena ekogroszku to 2000 – 2500 zł/t. Jeżeli mogę zwrócić uwagę tej stacji telewizyjnej, co do reklam społecznych, to bez smogu spala się bursztyn, ale jak za to świeci… 

Przykłady podobne do powyższych mógłbym mnożyć, ale kanwa artykułu nie pozwala na pełną prezentację. Nie ulega jednak wątpliwości, że obecne ceny węgla to nie tylko następstwo wojny w Ukrainie. Problem jest dużo głębszy i tkwi przede wszystkim w naszym sektorze górniczym. Podkreślam jednak, że nie jest to wina ciężko pracujących górników, których szanuję, ale biurokratów, którzy nawet nie byli pod ziemią choć mają czelność mówić o sobie górnicy. 

Laskowski: Imposybilizm w górnictwie, czyli końca szaleństwa nie widać

Nie ulega jednak wątpliwości, że obecne ceny węgla to nie tylko następstwo wojny w Ukrainie. Problem jest dużo głębszy i tkwi przede wszystkim w naszym sektorze górniczym – pisze Andrzej Laskowski, współpracownik BiznesAlert.pl. 

W ciągu kilku ostatnich tygodni to zdanie słyszą sprzedawcy wszystkich składów opału w całym kraju. Węgiel i jego ceny to temat praktycznie wszystkich serwisów informacyjnych we wszystkich mediach. Rządowych i prywatnych, telewizyjnych i radiowych, drukowanych i elektronicznych.

Prezentowane tłumaczenia od sejmowej mównicy przez wypowiedzi ministrów po prywatne rozmowy nic nie tłumaczą. To tylko opis zaistniałej sytuacji, a nie analiza przyczyn. Embargo na rosyjski węgiel, wojna w Ukrainie to był tylko zapalnik czy iskra, które doprowadziły do eksplozji a nie rzeczywisty powód katastrofy. Ten leży zupełnie poza meritum obecnego dyskursu. Jak zwykle polityczni PR-owcy powtarzają „ściemy”, aby broń Boże nie wyszły na jaw fakty, które pokarzą oblicze prawdy. Bo ta po raz kolejny pokazuje skrajną indolencję i prawdziwą twarz decydentów sektora górniczego. Tych pseudo menadżerów z politycznego nadania.

Sięgnijmy więc do przyczyn. Restrukturyzując górnictwo – a w istocie je likwidując – nie słuchano ekspertów, którzy ostrzegali przed zamykaniem kopalń opartym tylko o wolumeny produkcji i koszty wydobycia. Kluczowym słowem jest wysyp. Urobek wychodzący spod ziemi jest urabiany kombajnami i w tych metodach dominują miały natomiast sortymenty średnie (groszki) i grube (orzech, kostka) stanowią zaledwie kilka do kilkunastu procent produkcji. Dlatego rynek odbiorców indywidualny musi zostać zaspokojony z tego, niewielkiego wolumenu. Redukując produkcję w zakresie miałów dla energetyki i ciepłownictwa zapomniano o gospodarstwach domowych. Pamiętam jak lata temu tłumaczyłem prezesom i dyrektorom Polskiej Grupy Górniczej, Tauron Wydobycie, Bogdance, Węglokoks Kraj i innym, że te sortymenty jako najbardziej dochodowe muszą być szczególnie potraktowane przez górnictwo. Przecież ekogroszki, orzech i kostka to najdroższe z węgli. Cena na Gj była dwu- a nawet trzykrotnie wyższa niż dla energetyki. Oczywiście mówienie do jaśniepanów wysokostołkowych to jak rzucanie grochem o ścianę. 

Podawałem proste rozwiązanie. Stosowane jest na całym świecie i to nic nowego dla fachowców z branży: produkcja brykietu i peletu. Miał (0-20mm) wypłukany na popiół poniżej 10 procent, poddany wysiewaniu frakcji powyżej 8mm daje ekogroszki i pozwala zaspokoić ten sektor rynku. Natomiast frakcja 0-8mm po dokruszeniu jest zbrykietowana lub przetworzona na pelet. W ten sposób miał, jako dominująca frakcja, zaspokaja zapotrzebowanie także w tak wrażliwych sortymentach średnich i grubych. Koszt linii o wydajności 500 000 ton rocznie to 20-25 mln złotych. Cena brykietu nie przekracza ceny ekogroszków, orzechów i kostki. Nie ma, wiec uderzenia w portfel konsumentów. Ponadto brykiet jest bardziej przyjazny środowisku bo mniej emituje dymi. Inwestycja zwraca się po dwóch maksymalnie trzech latach. 

Tłumaczenie decydentom górnictwa było i jest rozmową z telewizorem. Żadnego zainteresowania, żadnych inwestycji. Ale czegóż oczekiwać od komisarzy politycznych tylko udających prezesów i dyrektorów. Dzisiaj płacimy za to wszyscy i to w dosłownym znaczeniu tego słowa…3000 zł za tonę węgla.

Dyletantyzm. To drugie słowo klucz pozwalające zrozumieć dzisiejsze problemy z węglem. W lecie 2009 roku przedstawiłem ówczesnej spółce Polski Koks technologię produkcji węgla bezdymnego w oparciu o ekstrudację, tj. wytłaczanie węgla. Na spotkaniu w ich biurze w Katowicach pokazałem jak produkuje się taki węgiel. To moja autorska technologia łącząca trzy inne. Na spotkaniu było dwóch profesorów Politechniki Śląskiej – jako eksperci. Jeden nawet szczycił się, że ma sto dwadzieścia wdrożeń w górnictwie. Pokazałem producentów maszyn i urządzeń oraz kosztorysy. I to był koniec kontaktu Polskiego Koksu za mną. Wkrótce uruchomiono projekt nie patrząc, że to moja technologia. Nie zwrócono nawet uwagę, że to co naprawdę ważne pozostaje moją tajemnicą. Powstał zakład Varmo na terenie byłej kopalni Krupiński w Suszcu. Zamiast 9 mln zł koszt inwestycji wzrósł do 19,750 mln zł. Wszystko co można było spartaczyć to spartaczono. Zamiast ekstruderów do węgla użyto to gliny. Absurdalny model suszenia. Zamiast inwestycji w rok to trwało to około pięciu lat. Zamiast wydajności 120 000 ton było 40 000 rocznie. Po prostu cyrk. Długo by wymieniać listę błędów. Szumne otwarcie. Politycy i notable Polskiego Koksu. Do dzisiaj mam filmy z tej imprezy nakręcone przez Trybunę Górniczą. Pierwszy rok to trzy miliony strat. Wstrzymanie produkcji. Wznowienie produkcji i kolejne miliony strat. Śledząc przebieg inwestycji na przestrzeni lat byłem pełen uznania dla wodzów projektu. Oczywiście ich dyletantyzmu. Jako doradcy eksperccy Politechnika Śląska i Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla z Zabrza. Tak przynajmniej podawano na stronach internetowych Polskiego Koksu i w materiałach reklamowych projektu, które zachowuję do dzisiaj. 

Zakładu już nie ma. Widać profesorowi od stu dwudziestu wdrożeń sto dwudzieste pierwsze nie wyszło. Ciekaw jestem jak działają te wcześniejsze. Pozostaje jednak pytanie o dyletantyzm. Zamiast budować drzwi do lasu wystarczyło zatrudnić mnie jako autora technologii. Byłoby taniej i działałoby jak inne projekty, które realizowałem w RPA. Przecież do naprawy samochodu zapraszamy mechanika, a nie nauczyciela geografii, który uczył go w szkole. Inaczej to właściciel samochodu jest dyletantem. Nic dziwnego, że Polski Koks też poszedł z torbami. 

Ostracyzm. To trzecie słowo-klucz chrakteryzujące nasze górnictwo, a precyzując jego kadry menedżerskie. Nic nie umiemy, ale to nie ma znaczenia. Każdemu podstawimy nogę jak będzie chciał być lepszy. 

Przed kilku laty pewna zagraniczna firma produkująca brykiet węgla niskoemisyjnego chciała uruchomić produkcję brykietów w naszym kraju. To inwestycja za 80 mln złotych. Początkowa wydajność miała wynieść 250 000 ton rocznie, miała być możliwa wysoka automatyzacja procesu produkcyjnego włącznie z konfekcjonowaniem w worki 20/25 kg i sprzedaż na paletach. Spotykali się ze wszystkimi możliwymi producentami węgla w naszym kraju. Nikt go nie miał. Skontaktowali się ze mną, więc wystarczyło kilka telefonów do znajomych z branży, ale nie decydentów. Węgiel był, ale nie dla obcych. Bo nikt nie będzie „nas” uczył co robić z naszym węglem. O skali ostracyzmu niech świadczy fakt. Argumentem górnictwa było, że nie jest możliwe brykietowanie polskich węgli. Dlatego inwestor poprosił o próbki węgla, aby przetworzyć na brykiety. Dostał próbki …. mułów,  czyli odpadu. Ale podobno nie było to istotne bo ważnym punktem miało być sprawdzenie mechanicznej strony jakości brykietu. A muł do takiego testu wystarczy. Skoro tak, zrobiono brykiety z mułu. I co? Wkrótce przyszła opinia jak zły jest brykiet. Ani słowa o parametrach mechanicznych, ale dużo o popiele, niskiej opałowej, wysokim pyle zawieszonym i tak dalej czyli wszystkie mankamenty mułów popłuczkowych. Tylko pogratulować perfidii. Jak na spółkę Skarbu Państwa to ten podmiot górniczy pokazał jak bardzo jest patriotyczny i jak dba o dobre imię Polski. Gratuluję. Tylko chciałbym usłyszeć dlaczego dzisiaj musimy płacić 3000 zł za tonę węgla. Brykiety niskoemisyjne byłyby dużo tańsze. 

Aby nie zarzucono mi, że to odosobniony przypadek, na którym buduje nieprzychylne opinie, to podam inny, z mojego doświadczenia. Dzięki uprzejmości Ministerstwa Rozwoju i Technologii zainteresowałem je produkcją węgla bezdymnego. Przedstawiłem technologię i analizy kosztów. Oddźwięk był nad wyraz pozytywny, za co tylko pochwalić ministerstwo. Zaangażowanie było na najwyższym poziomie. Osobiście jestem bardzo wdzięczny i pełen uznania dla pracowników ministerstwa. Zorganizowano nawet spotkanie z jednym z dyrektorów PGG, który zobowiązał się podjąć temat. Później przez trzy kwartały było przesyłanie danych i informacji do kolejnych osób, które niby analizowały technologię. Pracownicy na niższych stanowiskach służbowych, w większości o wiedzy nie mającej nic wspólnego z technologiami termicznej obróbki węgla. Powoli nastała cisza. Ale ministerstwo nie zapomniało. Skontaktowano się ze mną z pytaniem o postęp współpracy, więc powiedziałem prawdę. 

Tym razem zadzwonił sam prezes. Mówił krótko bo zajęty i KAZAŁ skontaktować się z jego podwładnym., dyrektorem. I powtórka. Dwa miesiące analiz, przesyłania danych, wyjaśnień, objaśnień i wyszło, że tona węgla bezdymnego z węgli PGG będzie kosztować 596 zł netto. A orzech i kostka kosztowały wówczas 630 – 680 zł/t netto. To był sukces i nastąpiła cisza do dzisiaj. A dzisiaj co? Tona węgla kosztuje nieraz 3000 zł. 

Pamiętając o chrześcijańskim miłosierdziu dajmy pokój górniczym krawaciarzom. Dajmy im szansę na rozpoczęcie rachunku sumienia. Czas najwyższy. Pytanie: czy będzie pokuta i jaka?

Natomiast przyjrzyjmy się aktywistom społecznym, którzy tak dobrze dbają o nasze czyste powietrze. Zapewne pamiętają państwo eksperta, który mówił w reklamach społecznych o spustoszeniu jakie czyni smog w naszym zdrowiu. Spostrzeżenie to jest godne pochwały. Tylko wesprzeć. Sam podpisuję się obiema rękoma. Tylko, że na koniec wypowiedzi była zachęta do przechodzenia na piece gazowe w miejsce węglowych. Ci, którzy dali się zwieść i zainstalowali piece gazowe dzisiaj czują się oszukani. Ile razy, w ciągu ostatnich kilku miesięcy oglądaliśmy reportaże z rachunkami za gaz. Czy ci prości ludzie mają prawo czuć się oszukani? Przecież o wzroście cen gazu ostrzegali specjaliści. Obecnie ta sama stacja telewizyjna również emituje reklamy społeczne o walce ze smogiem, ale inny pan mówi już o piecach na węgiel groszkowy. Ostatnia cena ekogroszku to 2000 – 2500 zł/t. Jeżeli mogę zwrócić uwagę tej stacji telewizyjnej, co do reklam społecznych, to bez smogu spala się bursztyn, ale jak za to świeci… 

Przykłady podobne do powyższych mógłbym mnożyć, ale kanwa artykułu nie pozwala na pełną prezentację. Nie ulega jednak wątpliwości, że obecne ceny węgla to nie tylko następstwo wojny w Ukrainie. Problem jest dużo głębszy i tkwi przede wszystkim w naszym sektorze górniczym. Podkreślam jednak, że nie jest to wina ciężko pracujących górników, których szanuję, ale biurokratów, którzy nawet nie byli pod ziemią choć mają czelność mówić o sobie górnicy. 

Laskowski: Imposybilizm w górnictwie, czyli końca szaleństwa nie widać

Najnowsze artykuły