Do takich konkluzji prowadzi analiza prawna Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. Organizacja zauważa, że jeśli projekt ustawy o rynku mocy nie będzie uwzględniał kwestii emisyjności wspieranych źródeł mocy, to wraz z wejściem w życie planowanego rozporządzenia UE w tym zakresie, może grozić nam konieczność rozwiązania zawartych umów mocowych i wypłacania wynagrodzenia na pokrycie dostawcom tzw. kosztów osieroconych.
– W debacie publicznej dotyczącej rynku mocy nie rozważa się zagrożenia powstania kosztów osieroconych – zauważa dr Marcin Stoczkiewicz, Prezes Fundacji. – Może być ono całkiem realne. Najbardziej stracą na tym operator systemu elektroenergetycznego oraz odbiorcy energii – czyli ponad 14 mln gospodarstw domowych i 2 mln firm i instytucji, które zostaną obciążone nową opłatą na rachunku za energię bez gwarancji, że nie zabraknie mocy w systemie – dodaje Stoczkiewicz.
W analizie „Ryzyka prawne związane z rynkiem mocy w Polsce” organizacja rozważa konsekwencje sytuacji, gdzie zarówno rządowy projekt ustawy o rynku mocy, który został wniesiony do Sejmu w ubiegłym tygodniu, oraz rozporządzenie unijne dotyczące rynków mocy wchodzą w życie w proponowanych kształtach. Rząd nie ukrywa, że największym beneficjentem projektowanego systemu wsparcia mają być elektrownie węglowe. W najnowszym projekcie ustawy z dnia 6 lipca likwiduje się konieczność określenia atrybutu emisyjności w projektowanych aukcjach mocy. Zgodnie z planami rządu ustawa ma wejść w życie już na początku przyszłego roku, a pierwsze aukcje na moc odbędą się pod koniec 2018 roku.
Tymczasem w opublikowanym w listopadzie 2016 r. pakiecie projektów nowych regulacji dotyczących energetyki, tzw. pakiecie zimowym, Komisja Europejska zaproponowała treść rozporządzenia w sprawie wewnętrznego rynku energii elektrycznej, które uniemożliwia uczestnictwo w rynkach mocy jednostkom wytwórczym emitującym 550 lub więcej gram CO2/kWh wytwarzanej energii elektrycznej. Polski projekt dopuszcza udział w aukcjach nowych jednostek emitujących 700 lub więcej gram CO2/kWh.
– Rozporządzenie unijne może wejść w życie już w 2019 roku, a więc zaledwie rok po ustawie o rynku mocy. Istnieje ryzyko, że nawet zaakceptowany przez Komisję Europejską rynek mocy będzie obarczony wadą w postaci dedykowania go w zasadniczej części do zdolności wytwórczych, które najwyżej po 5 latach od dnia wejścia w życie analizowanego rozporządzenia UE będą musiały być z tego rynku wyłączone. To ryzyko dotyczy głównie nowych jednostek rynku mocy, uprawnionych do oferowania obowiązku mocowowego na maksymalnie 15 lat, ale nie będą go pozbawione także nowe i modernizowane jednostki uprawnione do oferowania tego obowiązku na okres do 5 lat – wyjaśnia Stoczkiewicz.
Analiza ostrzega, że rządowy projekt w sprawie rynku mocy nie zawiera żadnych zabezpieczeń przed powstaniem kosztów osieroconych. Wręcz znajduje się w nim przepis mówiący o tym, że „w przypadku zniesienia rynku mocy lub zaprzestania organizowania aukcji mocy(…) zawarte umowy mocowe zachowują moc i podlegają wykonaniu.”. Clientearth analizuje, że potencjalnym rozwiązaniem problemu byłoby dostosowanie projektu ustawy do przyszłych norm unijnych, w tym do wymazu wyłączenia w przyszłości z rynku mocy jednostek emitujących 550 lub więcej g CO2/kWh.
Z publicznych wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Energii wynika, że jednym z deklarowanych celów rynku mocy w Polsce jest wspieranie energetyki węglowej. W związku z tym ujęcie w Projekcie przepisów ograniczających wsparcie dla jednostek węglowych wydaje się być mało prawdopodobne.
ClientEarth