Jak żyć w czasach pandemii, kryzysu klimatycznego i środowiskowego, w epoce plastiku, szaleństwa i niesprawiedliwości? Dopasować się do nich, czy je kontestować? Degrowth, czy jak kto woli postwzrost, ma szansę stać się słowem sezonu. Ta w założeniu antykapitalistyczna idea ma stanowić część drugiej odpowiedzi na to pytanie. Warto rozważyć jej założenia i zastanowić się nad zmianami, które wniosłaby w nasze życie – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Postwzrost
Najważniejszym skutkiem pandemii koronawirusa jest to, że świat zwolnił, co widać po emisjach gazów cieplarnianych – gdyby taki spadek okazał się trwałym trendem, moglibyśmy z optymizmem myśleć o walce z globalnym ociepleniem w przyszłości. To nie przypadek, że zbiegło się to w czasie z poważnym kryzysem gospodarczym. Nie trzeba powtarzać, że obecnie ludzkość działająca według zasad – nie bójmy się tego słowa – kapitalizmu, dąży do degradacji środowiska i klęski klimatycznej w imię tego, co w tym porządku jest celem, czyli zysku. Degworth jako alternatywna wizja rozwoju zakłada, że możliwe jest stworzenie porządku społecznego i ekonomicznego, którego priorytetem nie będzie konsumpcja, tylko szeroko pojęta jakość życia – poczucie szczęścia, zdrowie własne i ochrona środowiska.
Ruch postwzrostu argumentuje, że przyczyną wielkiego kryzysu ekologicznego była prąca naprzód pogoń za wzrostem, która przekształciła się w swojego rodzaju perpetuum mobile. Porządek ten powinien być przekształcony w system, który z piedestału ściągnąłby pogoń za pieniądzem (nierozerwalnie związanym ze szkodą dla środowiska) w zamian za owo dobre życie. Odejście od wzrostu, czyli od wiecznej konsumpcji i założenia, że nasze potrzeby są nieograniczone, stworzyłoby perspektywę nowego stylu życia, w którym zamiast na ciągłym polepszaniu naszego bytu skupilibyśmy się na tym, czego w ostatnich latach nam brakowało: umiaru, spokoju, i szeroko rozumianego zdrowia – fizycznego, psychicznego, środowiskowego.
Jest sprawą sumienia każdego człowieka, by zastanowić się, czy środowiskowe koszty jego własnej pogoni za pieniądzem, a wraz z nimi nasz własny czas i zdrowie, były tego warte. Wiarygodna jest teza zwolenników idei postwzrostu, że jako bogate społeczeństwa ulegliśmy własnej chciwości, co ma katastrofalne skutki dla klimatu i środowiska naturalnego. Niestety, może się okazać, że sama rezygnacja z tego pędu to za mało, by uchronić to, o co walczy degrowth – okazuje się, że kwestie takie jak dieta wegetariańska czy wegańska, rezygnacja z podróży samochodem czy samolotem, ograniczanie zakupów i wybieranie produktów o niższym śladzie węglowym będą skuteczne wtedy, gdy będą ściśle przestrzegane – według badań naukowców z University of Leeds w Wielkiej Brytanii, rezygnując z jednego lotu w obie strony na dalekie podróże rocznie, każda osoba może zaoszczędzić 1,68 tony CO2, podczas gdy przejście na dietę wegańską pozwala zaoszczędzić równowartość 0,8 tony CO2 na rok. Oznacza to, że jeden lot długodystansowy lot „rekompensuje” zaoszczędzone przez dwa lata diety wegańskiej emisje gazów cieplarnianych.
Badanie: Przez jeden długi lot wyemitujesz tyle CO2, ile zaoszczędzisz przez dwa lata jako weganin
Zwolennicy degrowth powinni jednak wziąć pod uwagę, że emisje dwutlenku węgla od zamożnej klasy średnią w UE czy USA nie będą czynnikiem decydującym w światowej polityce klimatycznej. Wiedząc, że postulaty ruchów antykapitalistycznych dotychczas nie spotykały się ze z szerokim odbiorem, warto docenić to, co się już teraz dzieje na rzecz polityki klimatycznej chociażby w Europie. Europejski Zielony Ład po części wpisuje się w założenia degrowth w tym sensie, że w jakimś stopniu zmienia zasady obowiązujące w europejskich gospodarkach – jednoznacznie premiuje odejście od węgla czy ropy (rola gazu jako paliwa wciąż jest przedmiotem negocjacji) czy komercjalizację technologii niskoemisyjnych. Coś, co trudno zaakceptować wolnorynkowcom, czyli mechaniczna ingerencja sektora publicznego w prywatny, przyczyniło się do przekierowania wielomiliardowych biznesów na nowe, niskoemisyjne tory, i proces ten będzie trwał przez następne lata.
O ile indywidualna zmiana stylu życia na wolniejszy i skromniejszy przydałaby się wielu z nas, to samo to nie uchroniłoby to środowiska naturalnego i klimatu. Jednak pragmatyczna moda mogłaby stworzyć element presji społecznej i politycznej na te podmioty, które są odpowiedzialne za zanieczyszczenia w największym stopniu. Ironiczne postulaty, jak zakaz lotów i jedzenia mięsa mogłyby spotkać się z równie ironiczną reakcją tej części społeczeństwa, która miałaby być przekonywana do wprowadzenia zmian w swoim stylu życia. Widać też, że na świecie przewagę w popularności nad postwzrostem ma inna idea – robienia biznesu na zmianach klimatu. Obecnie rozwijają się metody pozyskiwania wodoru – łatwo się domyślić, że opracowanie metody bezemisyjnej produkcji wodoru ze śmieci w oceanach mogłoby przyczynić się do zarabiania pieniędzy na oczyszczaniu środowiska. Potwierdza to, że pieniądz sam w sobie nie jest czymś złym, wystarczy go wykorzystać mądrzej i bardziej sprawiedliwie.
Flisowska: Europejski Zielony Ład musi wyjść poza wskaźnik PKB i koszty (ROZMOWA)