icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Dura: Bez rakiet manewrujących nowe łodzie podwodne są nam niepotrzebne

Planowane do zakupu przez Marynarkę Wojenną nowe okręty podwodne powinny jedynie zastąpić istniejące czy mają uwzględnić rzeczywiste potrzeby obronne naszego kraju?

– Moim zdaniem w Polsce powinna najpierw powstać doktryna morska. Na jej podstawie należałoby określić zadania Marynarki Wojennej, a następnie kupować okręty, które są faktycznie potrzebne – mówi w rozmowie z naszym portalem kmdr Maksymilian Dura, b. oficer MW dziennikarz portalu Defence24.

Coraz więcej specjalistów w Polsce uważa, że należy kupować okręty, które będą przydatne i zostaną wyposażone w rakiety manewrujące, czyli broń odstraszania.

– Tylko wtedy zakup takich okrętów będzie miał sens mówi dalej Dura. – Sam uważam, że bez rakiet manewrujących takie łodzie są nam niepotrzebne. Gdyby to ode mnie zależało nie kupowałbym nowych okrętów podwodnych tylko po to, by za pomocą broni torpedowej przerywały morskie linie komunikacyjne (ruchy jednostek nawodnych i podwodnych) na Bałtyku. Bo właśnie takie główne zadanie postawiono naszym okrętom podwodnym. Tymczasem takiego ruchu na Bałtyku, w razie konfliktu zbrojnego, nie będzie – twierdzi Dura.

Uważa on, że z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że na Bałtyku panuje lotnictwo. Chodzi o to, że z każdego miejsca tego akwenu do innego, najdalej w ciągu godziny, może dolecieć samolot, np. spod Bałtijska, albo z Polski. A ponadto kupiliśmy nadbrzeżny dywizjon rakietowy, posiadający rakiety o zasięgu ponad 200 km. W związku z tym sami jesteśmy w stanie przerwać transport morski odbywający się np. między portem w Petersburgu lub przez cieśniny duńskie. Poza tym funkcjonujemy w sojuszu. Wobec tego zamknięcie cieśnin duńskich nie stanowi żadnego problemu.

– Jestem dlatego przekonany, że w czasie jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego transportu morskiego na Bałtyku nie będzie, bo Rosjanie będą do siebie sprowadzali towary innymi drogami. Postawmy zatem pytanie: co miałyby zwalczać nasze okręty podwodne? – pyta retorycznie kmdr Maksymilian Dura.

– Otóż zdaniem wielu specjalistów okręty podwodne staną się najważniejszą bronią, jaką polskie siły zbrojne będą posiadały – mówi dalej Dura. – Będą stanowiły broń odstraszania. Obecnie trwa walka, by zmusić ministerstwo obrony narodowej, by w wymaganiach operacyjnych dotyczących kształtu i wyposażenia kupowanych jednostek, znalazły się rakiety manewrujące. Część osób – są to ignoranci – twierdzi, że w razie podjęcia decyzji o zakupie okrętów z takimi rakietami w grę będzie wchodził tylko jeden rodzaj takiego sprzętu: francuski Scorpene, bowiem tylko on ma możliwości przystosowania do rakiet manewrujących – tłumaczy komandor.

Jego zdaniem jest o nieprawda. – Gdybyśmy takie zlecenie dali Niemcom, to jestem przekonany, że odpowiedzieliby polskiej stronie, że ich okręty także mają możliwość przystosowania do rakiet manewrujących. To samo dotyczy Hiszpanów (nie wiem czy też Szwedów). Jednak najważniejszy jest fakt, że nasza Marynarka Wojenna okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi po prostu nie chce – twierdzi Dura.

W jego opinii polska MW żyje nadal w starych czasach i uważa, że jeśli miała stare okręty, które zwalczały jednostki nawodne za pomocą torped, to i obecnie chce mieć okręty z torpedami do zwalczania jednostek nawodnych.

– Tymczasem takich jednostek, ze względu na sytuację na Bałtyku, o której mówiłem, nam nie potrzeba – mówi Dura.

– Mogą przebijać się do opinii publicznej kontrargumenty, że żądanie zakupu okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi oznacza lobowanie na rzecz oferty jednego producenta: francuskich Scorpene. A to jest nieprawda. To kwestia postawienia określonych wymagań przez zamawiającego okręty, czyli polską MW – uważa komandor.

Jego zdaniem powinniśmy się zastanowić nad tym, jakie okręty podwodne są nam rzeczywiście potrzebne? Otóż broń odstraszania stanowi ogromną moc dla sił zbrojnych. Nikt nie mówi o tym, że za pomocą rakiet na przyszłych trzech okrętach podwodnych jesteśmy w stanie wygrać wojnę. Bo jest to nieprawda.

– Chodzi o to, że dzięki jednostkom podwodnym z rakietami manewrującymi będziemy w stanie w każdej chwili wykonać uderzenie odwetowe na wybrane punktowo elementy w systemie obrony przeciwnika na całym świecie – tłumaczy dalej Dura. – Te okręty w ciągu 40. dni mogą dopłynąć wszędzie. Mogą zwalczać cele k. Murmańska, w Chinach czy w Afryce. Niestety wszystko wskazuje na to, że skończy się na zamówieniu przez polską MW jednostek co prawda nowocześniejszych od istniejących, ale wyposażonych jedynie w torpedy, a nie w pociski manewrujące – kończy komandor.

Planowane do zakupu przez Marynarkę Wojenną nowe okręty podwodne powinny jedynie zastąpić istniejące czy mają uwzględnić rzeczywiste potrzeby obronne naszego kraju?

– Moim zdaniem w Polsce powinna najpierw powstać doktryna morska. Na jej podstawie należałoby określić zadania Marynarki Wojennej, a następnie kupować okręty, które są faktycznie potrzebne – mówi w rozmowie z naszym portalem kmdr Maksymilian Dura, b. oficer MW dziennikarz portalu Defence24.

Coraz więcej specjalistów w Polsce uważa, że należy kupować okręty, które będą przydatne i zostaną wyposażone w rakiety manewrujące, czyli broń odstraszania.

– Tylko wtedy zakup takich okrętów będzie miał sens mówi dalej Dura. – Sam uważam, że bez rakiet manewrujących takie łodzie są nam niepotrzebne. Gdyby to ode mnie zależało nie kupowałbym nowych okrętów podwodnych tylko po to, by za pomocą broni torpedowej przerywały morskie linie komunikacyjne (ruchy jednostek nawodnych i podwodnych) na Bałtyku. Bo właśnie takie główne zadanie postawiono naszym okrętom podwodnym. Tymczasem takiego ruchu na Bałtyku, w razie konfliktu zbrojnego, nie będzie – twierdzi Dura.

Uważa on, że z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że na Bałtyku panuje lotnictwo. Chodzi o to, że z każdego miejsca tego akwenu do innego, najdalej w ciągu godziny, może dolecieć samolot, np. spod Bałtijska, albo z Polski. A ponadto kupiliśmy nadbrzeżny dywizjon rakietowy, posiadający rakiety o zasięgu ponad 200 km. W związku z tym sami jesteśmy w stanie przerwać transport morski odbywający się np. między portem w Petersburgu lub przez cieśniny duńskie. Poza tym funkcjonujemy w sojuszu. Wobec tego zamknięcie cieśnin duńskich nie stanowi żadnego problemu.

– Jestem dlatego przekonany, że w czasie jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego transportu morskiego na Bałtyku nie będzie, bo Rosjanie będą do siebie sprowadzali towary innymi drogami. Postawmy zatem pytanie: co miałyby zwalczać nasze okręty podwodne? – pyta retorycznie kmdr Maksymilian Dura.

– Otóż zdaniem wielu specjalistów okręty podwodne staną się najważniejszą bronią, jaką polskie siły zbrojne będą posiadały – mówi dalej Dura. – Będą stanowiły broń odstraszania. Obecnie trwa walka, by zmusić ministerstwo obrony narodowej, by w wymaganiach operacyjnych dotyczących kształtu i wyposażenia kupowanych jednostek, znalazły się rakiety manewrujące. Część osób – są to ignoranci – twierdzi, że w razie podjęcia decyzji o zakupie okrętów z takimi rakietami w grę będzie wchodził tylko jeden rodzaj takiego sprzętu: francuski Scorpene, bowiem tylko on ma możliwości przystosowania do rakiet manewrujących – tłumaczy komandor.

Jego zdaniem jest o nieprawda. – Gdybyśmy takie zlecenie dali Niemcom, to jestem przekonany, że odpowiedzieliby polskiej stronie, że ich okręty także mają możliwość przystosowania do rakiet manewrujących. To samo dotyczy Hiszpanów (nie wiem czy też Szwedów). Jednak najważniejszy jest fakt, że nasza Marynarka Wojenna okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi po prostu nie chce – twierdzi Dura.

W jego opinii polska MW żyje nadal w starych czasach i uważa, że jeśli miała stare okręty, które zwalczały jednostki nawodne za pomocą torped, to i obecnie chce mieć okręty z torpedami do zwalczania jednostek nawodnych.

– Tymczasem takich jednostek, ze względu na sytuację na Bałtyku, o której mówiłem, nam nie potrzeba – mówi Dura.

– Mogą przebijać się do opinii publicznej kontrargumenty, że żądanie zakupu okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi oznacza lobowanie na rzecz oferty jednego producenta: francuskich Scorpene. A to jest nieprawda. To kwestia postawienia określonych wymagań przez zamawiającego okręty, czyli polską MW – uważa komandor.

Jego zdaniem powinniśmy się zastanowić nad tym, jakie okręty podwodne są nam rzeczywiście potrzebne? Otóż broń odstraszania stanowi ogromną moc dla sił zbrojnych. Nikt nie mówi o tym, że za pomocą rakiet na przyszłych trzech okrętach podwodnych jesteśmy w stanie wygrać wojnę. Bo jest to nieprawda.

– Chodzi o to, że dzięki jednostkom podwodnym z rakietami manewrującymi będziemy w stanie w każdej chwili wykonać uderzenie odwetowe na wybrane punktowo elementy w systemie obrony przeciwnika na całym świecie – tłumaczy dalej Dura. – Te okręty w ciągu 40. dni mogą dopłynąć wszędzie. Mogą zwalczać cele k. Murmańska, w Chinach czy w Afryce. Niestety wszystko wskazuje na to, że skończy się na zamówieniu przez polską MW jednostek co prawda nowocześniejszych od istniejących, ale wyposażonych jedynie w torpedy, a nie w pociski manewrujące – kończy komandor.

Najnowsze artykuły