Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Unia podnosi, że projekt pierwszej polskiej elektrowni jądrowej może zagrażać kondycji Morza Bałtyckiego. Ekolodzy odnoszą się do jednego z pięciu wariantów, którego chłodzenie ma polegać na zastosowaniu otwartego obiegu. Ich zdaniem, takie rozwiązanie może zaszkodzić biogeochemii akwenu.
Od kilku miesięcy trwa dyskusja o decyzji środowiskowej wydanej we wrześniu 2023 roku na potrzeby pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Ekolodzy twierdzą, że została ona wprowadzona przez poprzedni rząd w pośpiechu, bez uwzględnienia uwag ekspertów. Ci mówią o zagrożeniach wynikających z wybranego przez władze modelu elektrowni, który jako jedyny z pięciu dostępnych opcji ma otwarty obieg chłodzenia reaktorów w Morzu Bałtyckim. W czwartek Stowarzyszenie Eko-Unia zorganizowało briefing prasowy na temat wpływu przyszłej jednostki w Choczewie na Pomorzu. Zdaniem organizacji, wybrany wariant może narażać na szkodę życie i biogeochemię akwenu.
– Eko-Unia jest uczestnikiem postępowania środowiskowego dotyczącego lokalizacji elektrowni jądrowej w Choczewie. Złożyliśmy formalne odwołanie dotyczące jego procedury wobec lokalizacji elektrowni, zarzucając jej skrótowość. Widać polityczny pośpiech w wydawaniu decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych. Do tego wniosku dołączyliśmy dowody, czyli opinie ekspertów, aby urzędnicy byli świadomi, jakie zagrożenia rodzi ten projekt z perspektywy Bałtyku, mieszkańców i turystyki – powiedział Radosław Gawlik, prezes Stowarzyszenia Ekologicznego Eko-Unia.
– Raport i decyzja środowiskowa prześlizgnęły się po tym problemie. A jest on bardzo istotny i niedoszacowany. Może wpłynąć trwale na pogorszenie stanu ekosystemu Bałtyku, który jest już bardzo wrażliwy na różne presje człowieka. W połączeniu z nieuchronnym narastaniem ocieplenia morza w wyniku zmian klimatu, z dużym prawdopodobieństwem może przyczyniać się min. do wzrostu stref beztlenowych, pozbawionych życia, na dnie morza. Zredukować te zagrożenia może zamknięcie obiegu chłodzenia EA. Nie jest dla mnie zrozumiałe dlaczego na tym elemencie elektrowni próbuje się oszczędzać – mówił Jacek Piskozub, profesor Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.
– Elektrownia w Choczewie ma mieć 3,5 GW mocy elektrycznej, więc wyprodukuje 7GW ciepła. Założenia inwestora mówią o wprowadzaniu wody do morza o temperaturze o 10 stopni większej niż to, co pobiorą. W elektrowniach o mniejszej mocy, np. w Meksyku, gdzie występuje jednostka o mocy 1,7 GW, model pokazuje, że plama ciepła będzie podobna jak ta w przypadku polskiego kompleksu. To ewidentny błąd naukowy, ponieważ w przypadku naszego planu plama będzie znacznie większa. Prawdopodobnie użyto złych wartości przy analizie wpływu – podkreślał.
Zdaniem ekologów, inwestor, z powodów oszczędności zaproponował w elektrowni otwarty obieg chłodzenia, co prowadzi do poboru zimnej wody z Morza Bałtyckiego w ilości ponad 150 m3 sześc./s (skala średniego przepływu rzeki Bug) oraz zrzutu relatywnie gorących wód w podobnej ilości do morza. Podnoszą, że będzie to skutkować stałym, dodatkowym zrzutem zanieczyszczenia ciepłem do morza przez cały rok.
– Raport i decyzja środowiskowa nie uwzględniają dostatecznie oddziaływania zrzutu ocieplonych wód pochłodniczych z elektrowni atomowej na wzrost fitoplanktonu w morzu. Nie ma dobrej analizy ewentualnych zmian w ekosystemie- wpływu inwestycji na świat roślin i zwierząt. Na przykład nie wyodrębniono w analizach sinic, których intensywny rozwój- szczególnie w okresie letnim- prowadzi do zmian ekologicznych w Bałtyku, ale także ma negatywny wpływ na turystykę – – mówił Karol Kuliński, profesor Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, Pracownia Biogeochemii Morza.
– Przyszły wzrost temperatury może wpłynąć na ekosystem, tj. strukturę epiplanktonu. Może to skutkować wypieraniem gatunków zimnolubnych przez ciepłolubne, takie jak sinice czy bruzdnice. To może skutkować wydłużeniem sezonu wegetacyjnego, co obserwujemy już teraz w związku globalnym ociepleniem, wzrostem liczby zakwitów czy negatywnym oddziaływaniem na strefy beztlenowe – tłumaczył Karol Kuliński.
Warto dodać, że kilka organizacji i instytucji, w tym Eko-Unia zgłosiło sprzeciw do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (GDOŚ). Stowarzyszenie uważa, że decyzja środowiskowa nie jest prawomocna, a na miejscu, bez podłoża prawnego, już teraz trwają prace nad powstaniem elektrowni, takie jak wycinka drzew, wiercenia geologiczne, rezerwowanie czterech miliardów złotych na budowę portu, połączeń kolejowych i drogowych. Eko-Unia zaznacza, że zwracała uwagę na te i inne zagrożenia ministrom, a także pełnomocnikowi ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, oraz wysłała dokumenty do Wojewody Pomorskiej i Marszałka Województwa. Te jak dotąd pozostają bez odpowiedzi – twierdzą ekolodzy.
Jędrzej Stachura