Jakóbik: Orban chce zarabiać na paliwach z Rosją kosztem Polski

2 czerwca 2022, 07:35 Bezpieczeństwo

Kolejna wolta na finiszu negocjacji unijnego embargo na ropę z Rosji pokazuje prawdziwe intencje ekipy Wiktora Orbana. Chce zarabiać na sprzedaży rosyjskich paliw kosztem Unii Europejskiej, w tym Polski – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Władimir Putin (L) i Viktor Orban (P), fot. Kancelaria Prezydenta Federacji Rosyjskiej (CC BY 4.0)

Pod koniec pierwszego czerwca wszystko wydawało się być ustalone. Embargo naftowe Unii Europejskiej za atak Rosji na Ukrainę miało wejść w życie do końca roku i nieszczelne, w celu przekonania Węgier do podpisu pod dokumentami w tej sprawie. Węgrzy początkowo przekonywali, że nie są w stanie fizycznie sprowadzić ropy spoza Rosji, czemu zadały kłam dane publikowane przez BiznesAlert.pl, ale przekazywane także nieoficjalnie między innymi przez ministerstwo klimatu RP, o czym mówiła w wywiadzie minister Anna Moskwa. Potem Węgrzy wywalczyli wyłączenie spod sankcji Ropociągu Przyjaźń, a Polska i Niemcy dobrowolnie zrzekły się tego szlaku zgodnie z ich deklaracjami z przeszłości o woli porzucenia ropy rosyjskiej do końca roku.

Okazało się jednak, że to za mało. Węgry dokonały kolejnej wolty na etapie rozmów ambasadorów unijnych, domagając się wydłużenia okresu przejściowego w którym będą mogły reeksportować produkty naftowe z Rosji z sześciu miesięcy do trzech lat. Wisienką na torcie był postulat, aby z czarnej listy sankcji zdjąć patriarchę Cyryla, głowę rosyjskiej cerkwi oskarżaną o współpracę ze służbami Kremla. Donosiła o tym pierwsza na świecie Beata Płomecka z Polskiego Radio, już nieraz wyprzedzająca informacją największe agencje.

Oznacza to, że Orban chciałby handlować rosyjskimi produktami naftowymi, jak benzyna, na stacjach w Europie tam, gdzie zostaną wycofane przez innych graczy działających zgodnie z embargo. Chciałby zarabiać na stacjach paliw MOL-a kosztem innych graczy, jak PKN Orlen i nie tylko. To gra na wąsko rozumiany interes jednej firmy albo element współpracy z Władimirem Putinem, której przejawem mogła być blokada nieba dla transportów broni NATO na Ukrainę i inne ukłony w stronę Kremla. W ten sposób Rosja może wykorzystywać węgierskiego konia trojańskiego do torpedowania inicjatyw, które za słowami Putina „osłabiają Rosję”.

Embargo naftowe na 90 procent dostaw ropy rosyjskiej uderzyłoby istotnie w budżet rosyjski zależny już w dwóch trzecich od sprzedaży węglowodorów, szczególnie w razie zwiększenia podaży przez Arabię Saudyjską i innych producentów porozumienia naftowego OPEC+. Pierwsze sygnały o takiej możliwości pojawiły się już w Financial Times i mogą zwiastować nowe otwarcie na Bliskim Wschodzie, które dałoby współpracę naftową z krajami Zatoki kosztem Rosji sekowanej sankcjami z rynku i jeszcze przed embargo obniżającej wydobycie ropy, między innymi przez problemy z plasowaniem jej na rynku. Zakaz ubezpieczenia jej tankowców wprowadzony przez Unię Europejską i Wielką Brytanię w cieniu rozmów o embargo tylko pogłębi te trudności. W tym świetle należy postrzegać działania Budapesztu jako szkodliwe z punktu widzenia Zachodu oraz Warszawy.

To oczywisty wniosek w odniesieniu do współpracy z Węgrami w energetyce oraz polityce zagranicznej. Przejęcie części polskich stacji paliw przez MOL w ramach fuzji Orlen-Lotos nie byłoby problemem gdyby nie fakt, że na Węgrzech rządzi koń trojański Putina i nie wiadomo czym jeszcze nas zaskoczy. MOL mógłby chcieć sprzedawać w Polsce rosyjskie paliwo pomimo embargo, choć jest możliwość zawarcia umów na dostawy paliwa z Orlenu. Jednakże Węgry jako partner w energetyce stanowią coraz większy problem z punktu widzenia polityki wschodniej RP. Rozmowy o embargo unijnym mają być kontynuowane. Jeżeli Węgrzy będą dalej chcieli zarabiać na relacjach z Rosją kosztem Ukrainy i całej Unii Europejskiej nie powinni być nagradzani kontraktami w Polsce.

Jakóbik: Węgry nie chcą embargo na ropę z Rosji, bo są prorosyjskie