Najważniejsze informacje dla biznesu

Anna Moskwa: Polska jest przygotowana na każdy scenariusz na rynku gazu (ROZMOWA)

– Nie będzie zagrożenia dostaw gazu do Polski. Jednakże sytuacja jest zmienna i jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz – mówi minister klimatu i środowiska Anna Moskwa w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Jakie nowe rozwiązania będą odpowiedzią na kryzys energetyczny w Polsce oraz Unii Europejskiej? Jak obniżyć oddziaływanie drożyzny na społeczeństwo?

Anna Moskwa: Oprócz dywersyfikacji dostaw i transformacji energetycznej to był jeden z głównych tematów Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Davos. To najtrudniejsza część dyskusji, również na poziomie europejskim. Polska już w zeszłym roku miała do czynienia z wysokimi cenami. Pokazujemy, jak bardzo ceny gazu wynikały z manipulacji Gazpromu. Dane ACER i ESMA z grudnia 2021 r. pokazują wprost, że Algieria i Norwegia zwiększały dostawy o 25 procent, a Gazprom wysyłał tylko tyle, ile musiał na mocy kontraktów długoterminowych, a magazyny zapełnił jedynie w 45 procentach, czyli zdecydowanie poniżej zwyczajowego poziomu. Do takich zachowań zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Rządowa tarcza antyinflacyjna pozwoliła wprowadzić obniżenia podatkowe oraz dodatek osłonowy. Myślimy o kolejnym pakiecie rozwiązań. Między innymi w ostatnich tygodniach uruchomiliśmy program Moje Ciepło wspierający zakup i montaż pomp ciepła z budżetem w wysokości 600 mln zł. Komisja Europejska przedstawiła pod koniec roku zestaw narzędzi. My już mamy ustawę, ale nie ma wciąż dyskusji na poziomie unijnym. Nowe instrumenty to REPowerEU czy Fundusz Odbudowy.

Jest też propozycja podatku od nadzwyczajnych przychodów koncernów z tytułu rekordowych cen paliw, który według Międzynarodowej Agencji Energii dałby 200 mld euro w 2022 roku na walkę z kryzysem energetycznym. Czy to dobry pomysł?

Cenimy współpracę z Międzynarodową Agencją Energii i jej zalecenia dot. oszczędności. To są rozwiązania rozsądne niezależnie od kryzysu i będziemy je wdrażać. Sam windfall tax nie wydaje się w Polsce niezbędny. Nie działają u nas podmioty prywatne niemające bezpieczeństwa energetycznego w statuach, które należy opodatkować, aby dywidenda nie uciekała za granicę. U nas działają spółki państwowe. MAE pozytywnie ocenia naszą politykę energetyczną z pewnymi zastrzeżeniami, o których otwarcie mówimy.

Czy wobec tego Polska nie musi się obawiać kryzysu dostaw gazu?

Cena energii w Europie jest powiązana z ceną gazu. Polskę zabezpieczają umowy na dostawy LNG, które już mamy do dyspozycji, czyli pewne 6 mld m sześc. po przewidywalnych, ustalonych cenach. Z tego punktu widzenia jesteśmy w lepszej sytuacji niż kraje, które teraz gorączkowo poszukują umów gazowych poza Rosją.

Czy to wystarczy nawet w razie całkowitego zatrzymania dostaw gazu z Rosji do Europy, na który szykują się regulacyjnie Austria czy Niemcy?

Jesteśmy bezpieczni. Przede wszystkim mamy pełne magazyny gazu. W chwili, gdy rozmawiamy, są zapełnione w 94 procentach. Europa ma zapasy powyżej 30 procent, to zdecydowanie mniej niż u nas. W najgorszym wypadku w sezonie zimowym będziemy uruchamiać zapasy, a za chwilę będzie gotowe połączenie ze Słowacją o przepustowości 5,7 mld m sześc. To zupełnie awaryjne zabezpieczenie, bardziej dla Słowaków. Chodzi o fizyczne dostawy z kierunku południowego. PGNiG prowadzi rozmowy w tej sprawie. Na dzisiaj ten kierunek nie jest niezbędny, bo mamy pewne kontrakty przez Świnoujście i Kłajpedę, a także, póki co, giełdę niemiecką. Mamy różne scenariusze awaryjne przygotowane od rozpoczęcia wojny w tym taki, który zakłada całkowite zatrzymanie dostaw z Rosji, oczywiście przy założeniu, że Baltic Pipe rusza, a nie ma żadnych przesłanek, by twierdzić, że nie ruszy na czas jesienią tego roku. Na ten rok mamy tam już zapewnione dostawy. 6 mld m sześc. to roczna przepustowość, a w ostatnim kwartale będzie maksymalnie jedna trzecia, której niekoniecznie będziemy potrzebować. Będzie do dyspozycji około 2-4 mld m sześc. W tym roku będzie niezbędny około miliard m sześc. z Baltic Pipe przy założeniu, że wykorzystalibyśmy zapasy i będziemy mieli dostęp do giełdy niemieckiej. Moim zdaniem nie ma  zagrożenia braku dostaw gazu do Polski. Jednakże sytuacja jest zmienna i jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz. Mamy gotowe rozporządzenia i plany ograniczeń na wypadek kryzysu, bo każdy kraj takie ma. Wiele państw wprowadza je już teraz prewencyjnie. My tego nie robimy, bo nie ma takiej konieczności. Scenariusz skrajny jak brak dostaw przez Baltic Pipe, brak dostaw przez Litwę, przez Słowację, może się wydarzyć zawsze, nawet bez wojny. Na razie nie ma takiego zagrożenia, bo komunikowalibyśmy je z wyprzedzeniem. Te decyzje są przygotowane na wszelki wypadek. Dotąd nie trzeba było korzystać z tych rozwiązań, to zupełnie nowa sytuacja.

Czy Czechy i Słowacja będą sprowadzać gaz przez Polskę?

Rozmawiamy z nimi o planach na przyszłość. Cała Europa chce porzucić gaz z Rosji. Połączenia między naszymi krajami nie wystarczą do zaopatrzenia rynków czeskiego i słowackiego. Nasi operatorzy przesyłowi gazu rozmawiają na ten temat. Oba kraje są zainteresowane pływającym terminalem FSRU w Zatoce Gdańskiej. Do rozważenia są różne opcje. My mamy w planach FSRU o przepustowości 6 mld m sześc., ale zawsze można postawić tam drugi FSRU. Wtedy należy opłacić dwa statki, mając już nabrzeże i falochron. To jednak byłaby odpowiedzialność naszych sąsiadów. Chcielibyśmy wpisać pływający terminal do REPowerEU. Do rozstrzygnięcia zostaje, czy będzie miało 6 czy 12 mld m sześc. w zależności od zainteresowania sąsiadów. To także kwestia rozbudowy istniejących i budowy nowych kanałów przesyłowych, których potrzebowaliby nasi partnerzy z południa. Jesteśmy gotowi pomóc krajom pozbawionym dostępu do morza.

Czy Ukraina także mogłaby liczyć na więcej LNG z Polski?

Jestem w kontakcie z ministrem energetyki Germanem Galuszczenko w tej sprawie. Gaz na Ukrainie odgrywa niewielką rolę. Kijów z trudem szacuje zapotrzebowanie po wojnie, kiedy gospodarka będzie odbudowywana. Jeden ze scenariuszy to zaangażowanie w FSRU. Wstępne scenariusze przekazane z Ukrainy to nadal kilka różnych wariantów. Wiele zależy od przyszłości Odessy. Jesteśmy głęboko przekonani o zachowaniu integralności terytorialnej i dostępu do morza przez Ukrainę. Nastawiamy się na scenariusz, w którym ta integralność jest zachowana.

Czy chcieliby Państwo handlować energią z Ukrainą?

Polski Instytut Energetyki w Gdańsku liczy zapotrzebowanie na energię nad Dnieprem. Brał także udział w przygotowywaniu synchronizacji. Są liczone różne warianty, także na temat eksportu energii z Ukrainy. Mamy połączenie Chmielnicki-Rzeszów, które obecnie jest nieużywane. Jesteśmy zainteresowani, podobnie jak strona ukraińska. Rozmawiamy o sprzedaży energii z Ukrainy do Polski, która wesprze naszą stabilność, a im pozwoli na wykorzystanie przeprowadzonej już synchronizacji. Oni już teraz są częścią systemu kontynentalnego. Polska chce także wprowadzić Ukrainę do Międzynarodowej Agencji Energii na najbliższym spotkaniu w Paryżu. Na początek chcielibyśmy ją zgłosić jako obserwatora. Mamy już poparcie szefa MAE. To ważne dla Ukrainy, bo to kwestia przejrzystości, wiarygodności, solidarności. Ważna cecha MAE to udział państw spoza Europy pozwalających sięgnąć po inną perspektywę. Niekoniecznie wszystkie państwa na świecie widzą tak samo zagrożenie rosyjskie i było to widać dobrze w Davos. Niektóre uznają wojnę na Ukrainie jako lokalny konflikt. To myślenie bardzo niebezpieczne, bo Rosja ma wpływy energetyczne na całym świecie i może zagrozić także poza Europą. Pokazujemy precyzyjnie konsekwencje współpracy z Gazpromem i nie tylko.

Jakie jeszcze inwestycje polskie na Ukrainie wchodzą w grę?

Minister energetyki Ukrainy zadeklarował, że dla niego naturalną koleją rzeczy będzie udział firm polskich w odbudowie sektora energetycznego po wojnie. To się do pewnego stopnia już dzieje. Jeżeli firmy ukraińskie z powodu działań wojennych mają problemy, resort klimatu i środowiska koordynuje współpracę z naszymi firmami, które pomagają, nawet poprzez wysyłkę określonej długości kabli. Chcemy zaangażować się w odbudowę Ukrainy. Zniszczone są nie tylko budynki, ale też linie energetyczne. Bucza czy Irpień to przedmieścia sypialne – jak Piaseczno pod Warszawą, które zostały doszczętnie zniszczone. Co ciekawe, choć mało czasu minęło od ich wyzwolenia, to już teraz zaczyna być odbudowywana infrastruktura. Co innego to zniszczenie Rafinerii Kremeńczuk.

Czy Polska wysyła paliwo nad Dniepr?

Na początku wojny i po zbombardowaniu rafinerii słaliśmy to paliwo bezpłatnie. Obecnie są to dostawy komercyjne Orlenu, wymagające dużego zaangażowania logistycznego. Zwykle te dostawy płyną rurociągami, więc musieliśmy uruchomić nowe kanały dostaw. Realizujemy je na bieżąco, utrzymując priorytet zaopatrzenia rynku polskiego. Spółki paliwowe na Ukrainie radzą sobie dobrze. Nasze dostawy to odpowiedź na sytuację kryzysową, ale ten sektor jest dobrze zorganizowany, więc nie widać tam potencjału rynku. Poza tym jesteśmy w procesie fuzji Orlenu i Lotosu, więc nie chcemy, aby zapowiedzi dalszej ekspansji wywróciły nam ten proces. Jesteśmy na końcowym etapie zatwierdzenia środków zaradczych. Zakończyły się ostatnie rozmowy z Komisją Europejską. Myślę, że jest to kwestia miesięcy.

Czy ten proces ma wpływ na bezpieczeństwo energetyczne kraju w obliczu ataku Rosji na Ukrainę?

Docelowo będzie miał duży wpływ. Pozyskanie tak dużego partnera jak Saudi Aramco oraz dywersyfikacja, a także przygotowanie rafinerii do przerobu innej ropy niż rosyjska, to nasza przewaga konkurencyjna. Jesteśmy w stanie bez przeszkód przerabiać kilkanaście gatunków ropy i nawet wysłać jej część do Niemiec. Ta współpraca już działa w czasie, kiedy inne kraje dopiero negocjują takie dostawy. Fuzja przygotowała nas do dywersyfikacji.

Czy Polska przekonuje Węgry do embargo naftowego? Czy nasze specjalne relacje ich przekonają?

Mieliśmy sporo rozmów technicznych w Polsce i na Węgrzech. Pokazywaliśmy gotowe modele uniezależnienia się od ropy z Rosji. Węgrzy przekonują, że nie jest to możliwe, ale my pokazaliśmy, że to proste ćwiczenie podobne do tego, co zrobiła Polska. Także Węgrzy zastanawiali się długo nad synchronizacją Ukrainy. Nie widać żadnych przeszkód technicznych ani surowcowych. Infrastruktura na południu jest świetnie zorganizowana. Jednak nasze rozmowy skończyły się na niczym, ale próbowaliśmy. Czechy i Słowacja także mają wątpliwości, ale nie chcą pieniędzy, lecz okresów przejściowych. Ostateczny kształt dokumentu w tej sprawie przed Radą Unii Europejskiej już się pojawił.

Czy jest pomysł na finansowanie tych zmian?

Nowa propozycja Komisji Europejskiej zakłada, że system handlu emisjami EU ETS pozwoli sfinansować odchodzenie od ropy z Rosji i innych jej paliw. Państwa członkowskie miałyby wykorzystać dodatkowe uprawnienia z rezerwy stabilności rynkowej (MSR) w ilości 200-250 mln warte 20 mld euro. Ten pomysł można interpretować różnie. Nie było rozmów na ten temat na żadnym poziomie. Z naszych analiz wynika, że Polska ma udział w tym mechanizmie sięgający 11 procent. Tymczasem Polska miałaby z Funduszu Odbudowy 7 procent, tymczasem Hiszpania – 20 procent, Włochy – 17 procent, Francja podobnie. Okazałoby się wówczas, że nadal bylibyśmy płatnikiem netto mając deficyty w ETS. Mając problemy przez to, że jesteśmy płatnikiem w EU ETS, dokładalibyśmy się do dywersyfikacji w innych krajach. To rozwiązanie zostało skrytykowane przez Zielonych, bo nastąpił spadek cen uprawnień do emisji CO2, ale my także je krytykujemy, bo bardziej uczciwy jest pomysł opodatkowania importu węglowodorów z Rosji. Węgrzy mówią, że nie mogą porzucić ropy z Rosji, więc domagają się pieniędzy na zmiany, a w międzyczasie chcą okresu przejściowego pozwalającego im dalej kupować rosyjski surowiec. Byliby dalej w lepszej sytuacji na rynku, a dodatkowo dostaliby nadprogramowe wsparcie bez jakichkolwiek poświęceń. Nas nikt nie pytał przy dekarbonizacji, czy mamy możliwości finansowe i technologiczne. Mamy wykonać plan i nie ma dyskusji o okresie przejściowym. Uniezależnienie od Rosji jest na ten moment dużo ważniejsze niż dekarbonizacja przy całej wadze tej drugiej sprawy.

Czy jest szansa na porozumienie w sprawie?

To będzie czas burzliwych dyskusji. Doszliśmy do rozstrzygających rozmów. Słowacy zaproponowali 45-procentowy podatek za kupno węglowodorów. Taki mechanizm albo podobny, jak tak zwany rosyjski ETS, przynajmniej minimalnie wyrównywałby różnice i mobilizował do zmian. Węgrzy, póki co milczą na temat tego mechanizmu. Narracja niektórych państw to ubolewanie nad zależnością od Rosji, ale nie ma wciąż refleksji nad tym, w jaki sposób znalazły się w tej sytuacji nie zmniejszając tej zależności przez lata. Nie można unikać odpowiedzialności za ten stan rzeczy.

Czy Polska wykorzysta środki Krajowego Planu Odbudowy by pogodzić względy bezpieczeństwa oraz ochrony klimatu? Czy będzie rewizja naszych planów po ataku Rosji na Ukrainę?

Należy zwrócić uwagę, że głównym celem Krajowego Planu Odbudowy, stanowiącego podstawę do wydatkowania środków w ramach Instrumentu Odbudowy i Wzmocnienia, była odbudowa gospodarek państw UE w związku z pandemią COVID-19. Ten Instrument miał też zapewnić, aby społeczeństwo było bardziej zrównoważone i lepiej przygotowane na wyzwania i możliwości związane z zieloną i cyfrową transformacją. Znalazło to odzwierciedlenie w wydatkach klimatycznych, które w KPO muszą być na poziomie min. 37 procent. W tym kontekście można przypomnieć, że priorytet bezpieczeństwa energetycznego w nowych programach UE był zasadniczo pomijany. Na początkowych etapach prac, gdy Polska chciała ująć w KPO wsparcie dla infrastruktury gazowej, z góry zostało to wykluczone.

Obecnie analizujemy nową propozycję legislacyjną Komisji Europejskiej w ramach tzw. REPowerEU w zakresie zmiany rozporządzenia, umożliwiającą rewizję krajowych planów odbudowy, w związku z wojną w Ukrainie. Uważamy, że dodatkowe środki unijne są konieczne, aby sprostać znaczącym wyzwaniom przyspieszonego odejścia od importów surowców z Rosji. W tym kontekście wskazane kierunki w ramach REPowerEU np. dotyczące inwestycji, które mają na celu poprawę infrastruktury energetycznej, oceniamy jako krok w dobrym kierunku. Należy umożliwić rewizję planów odbudowy  poszczególnych państw członkowskich w zakresie możliwości uwzględnienia kwestii bezpieczeństwa energetycznego.

Czy spór o płatności za gaz w rublach dzieli państwa unijne?

To także był jeden z ważnych tematów w Davos. Trwają dyskusje o sankcjach dziś, za miesiąc albo za rok. Niektórym państwom wydaje się, że mogą zdecydować, kiedy dojdzie do zatrzymania dostaw gazu z Rosji, bo mają kontrakty długoterminowe i mogą się skarżyć do arbitrażu. Przypadki Bułgarii, Polski i Finlandii odciętych od dostaw z Rosji pomimo kontraktu pokazują co innego. Kolejny przykład to jesienne działania Gazpromu, który nie wypełnił magazynów gazem na zimę, a Komisja nadal nie wie, czy nadużył pozycji dominującej na rynku. Komisja Europejska rozmyła interpretację mechanizmu płatności w rublach. Nie wiemy, jaką ofertę na mocy dekretu otrzymała ostatecznie każda spółka. Niektórzy przekonują, że chodzi tylko o otwarcie dodatkowego konta. Jednakże dekret Władimira Putina jasno określa, że chodzi także o konto rublowe, a zatem płatność jest uznana po przewalutowaniu i płatności w rublach. To znaczy, że płacimy w rublach. Rosjanie sprytnie wymyślili ten mechanizm, wywołując rozłam w Unii Europejskiej. Nie ma żadnej gwarancji, że Rosjanie nie ujawnią teraz, kto poszedł z nimi na współpracę. Ubolewaliśmy, że europejscy klienci Gazpromu nie pokazali tych ofert, dzięki czemu moglibyśmy razem odpowiedzieć na szantaż. Nie wiadomo, czy doszło do podpisania jakichś aneksów czy innych kroków prawnych. Jeżeli doszło tylko do debaty na temat rubli, to można iść za przykładem Polski i nie otwierać konta w Gazprombanku. Nas nie obowiązuje prawo rosyjskie, a dekret Putina nie jest częścią umowy. Obserwujemy tę sytuację i liczymy na pełną solidarność w Unii, bo wiele zależy od Komisji Europejskiej. Dla nas jest oczywiste, że płatności w rublach to naruszenie sankcji, których duch zakładał, że nie będzie żadnych nowych transakcji z użyciem tej waluty.

Czy mamy czas na dyskusję?

Nie. Rada Europejska się zbliża i zapewne debata będzie burzliwa.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Moskwa: Polska nie może zamienić zależności od importu gazu na OZE z importu

– Nie będzie zagrożenia dostaw gazu do Polski. Jednakże sytuacja jest zmienna i jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz – mówi minister klimatu i środowiska Anna Moskwa w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Jakie nowe rozwiązania będą odpowiedzią na kryzys energetyczny w Polsce oraz Unii Europejskiej? Jak obniżyć oddziaływanie drożyzny na społeczeństwo?

Anna Moskwa: Oprócz dywersyfikacji dostaw i transformacji energetycznej to był jeden z głównych tematów Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Davos. To najtrudniejsza część dyskusji, również na poziomie europejskim. Polska już w zeszłym roku miała do czynienia z wysokimi cenami. Pokazujemy, jak bardzo ceny gazu wynikały z manipulacji Gazpromu. Dane ACER i ESMA z grudnia 2021 r. pokazują wprost, że Algieria i Norwegia zwiększały dostawy o 25 procent, a Gazprom wysyłał tylko tyle, ile musiał na mocy kontraktów długoterminowych, a magazyny zapełnił jedynie w 45 procentach, czyli zdecydowanie poniżej zwyczajowego poziomu. Do takich zachowań zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Rządowa tarcza antyinflacyjna pozwoliła wprowadzić obniżenia podatkowe oraz dodatek osłonowy. Myślimy o kolejnym pakiecie rozwiązań. Między innymi w ostatnich tygodniach uruchomiliśmy program Moje Ciepło wspierający zakup i montaż pomp ciepła z budżetem w wysokości 600 mln zł. Komisja Europejska przedstawiła pod koniec roku zestaw narzędzi. My już mamy ustawę, ale nie ma wciąż dyskusji na poziomie unijnym. Nowe instrumenty to REPowerEU czy Fundusz Odbudowy.

Jest też propozycja podatku od nadzwyczajnych przychodów koncernów z tytułu rekordowych cen paliw, który według Międzynarodowej Agencji Energii dałby 200 mld euro w 2022 roku na walkę z kryzysem energetycznym. Czy to dobry pomysł?

Cenimy współpracę z Międzynarodową Agencją Energii i jej zalecenia dot. oszczędności. To są rozwiązania rozsądne niezależnie od kryzysu i będziemy je wdrażać. Sam windfall tax nie wydaje się w Polsce niezbędny. Nie działają u nas podmioty prywatne niemające bezpieczeństwa energetycznego w statuach, które należy opodatkować, aby dywidenda nie uciekała za granicę. U nas działają spółki państwowe. MAE pozytywnie ocenia naszą politykę energetyczną z pewnymi zastrzeżeniami, o których otwarcie mówimy.

Czy wobec tego Polska nie musi się obawiać kryzysu dostaw gazu?

Cena energii w Europie jest powiązana z ceną gazu. Polskę zabezpieczają umowy na dostawy LNG, które już mamy do dyspozycji, czyli pewne 6 mld m sześc. po przewidywalnych, ustalonych cenach. Z tego punktu widzenia jesteśmy w lepszej sytuacji niż kraje, które teraz gorączkowo poszukują umów gazowych poza Rosją.

Czy to wystarczy nawet w razie całkowitego zatrzymania dostaw gazu z Rosji do Europy, na który szykują się regulacyjnie Austria czy Niemcy?

Jesteśmy bezpieczni. Przede wszystkim mamy pełne magazyny gazu. W chwili, gdy rozmawiamy, są zapełnione w 94 procentach. Europa ma zapasy powyżej 30 procent, to zdecydowanie mniej niż u nas. W najgorszym wypadku w sezonie zimowym będziemy uruchamiać zapasy, a za chwilę będzie gotowe połączenie ze Słowacją o przepustowości 5,7 mld m sześc. To zupełnie awaryjne zabezpieczenie, bardziej dla Słowaków. Chodzi o fizyczne dostawy z kierunku południowego. PGNiG prowadzi rozmowy w tej sprawie. Na dzisiaj ten kierunek nie jest niezbędny, bo mamy pewne kontrakty przez Świnoujście i Kłajpedę, a także, póki co, giełdę niemiecką. Mamy różne scenariusze awaryjne przygotowane od rozpoczęcia wojny w tym taki, który zakłada całkowite zatrzymanie dostaw z Rosji, oczywiście przy założeniu, że Baltic Pipe rusza, a nie ma żadnych przesłanek, by twierdzić, że nie ruszy na czas jesienią tego roku. Na ten rok mamy tam już zapewnione dostawy. 6 mld m sześc. to roczna przepustowość, a w ostatnim kwartale będzie maksymalnie jedna trzecia, której niekoniecznie będziemy potrzebować. Będzie do dyspozycji około 2-4 mld m sześc. W tym roku będzie niezbędny około miliard m sześc. z Baltic Pipe przy założeniu, że wykorzystalibyśmy zapasy i będziemy mieli dostęp do giełdy niemieckiej. Moim zdaniem nie ma  zagrożenia braku dostaw gazu do Polski. Jednakże sytuacja jest zmienna i jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz. Mamy gotowe rozporządzenia i plany ograniczeń na wypadek kryzysu, bo każdy kraj takie ma. Wiele państw wprowadza je już teraz prewencyjnie. My tego nie robimy, bo nie ma takiej konieczności. Scenariusz skrajny jak brak dostaw przez Baltic Pipe, brak dostaw przez Litwę, przez Słowację, może się wydarzyć zawsze, nawet bez wojny. Na razie nie ma takiego zagrożenia, bo komunikowalibyśmy je z wyprzedzeniem. Te decyzje są przygotowane na wszelki wypadek. Dotąd nie trzeba było korzystać z tych rozwiązań, to zupełnie nowa sytuacja.

Czy Czechy i Słowacja będą sprowadzać gaz przez Polskę?

Rozmawiamy z nimi o planach na przyszłość. Cała Europa chce porzucić gaz z Rosji. Połączenia między naszymi krajami nie wystarczą do zaopatrzenia rynków czeskiego i słowackiego. Nasi operatorzy przesyłowi gazu rozmawiają na ten temat. Oba kraje są zainteresowane pływającym terminalem FSRU w Zatoce Gdańskiej. Do rozważenia są różne opcje. My mamy w planach FSRU o przepustowości 6 mld m sześc., ale zawsze można postawić tam drugi FSRU. Wtedy należy opłacić dwa statki, mając już nabrzeże i falochron. To jednak byłaby odpowiedzialność naszych sąsiadów. Chcielibyśmy wpisać pływający terminal do REPowerEU. Do rozstrzygnięcia zostaje, czy będzie miało 6 czy 12 mld m sześc. w zależności od zainteresowania sąsiadów. To także kwestia rozbudowy istniejących i budowy nowych kanałów przesyłowych, których potrzebowaliby nasi partnerzy z południa. Jesteśmy gotowi pomóc krajom pozbawionym dostępu do morza.

Czy Ukraina także mogłaby liczyć na więcej LNG z Polski?

Jestem w kontakcie z ministrem energetyki Germanem Galuszczenko w tej sprawie. Gaz na Ukrainie odgrywa niewielką rolę. Kijów z trudem szacuje zapotrzebowanie po wojnie, kiedy gospodarka będzie odbudowywana. Jeden ze scenariuszy to zaangażowanie w FSRU. Wstępne scenariusze przekazane z Ukrainy to nadal kilka różnych wariantów. Wiele zależy od przyszłości Odessy. Jesteśmy głęboko przekonani o zachowaniu integralności terytorialnej i dostępu do morza przez Ukrainę. Nastawiamy się na scenariusz, w którym ta integralność jest zachowana.

Czy chcieliby Państwo handlować energią z Ukrainą?

Polski Instytut Energetyki w Gdańsku liczy zapotrzebowanie na energię nad Dnieprem. Brał także udział w przygotowywaniu synchronizacji. Są liczone różne warianty, także na temat eksportu energii z Ukrainy. Mamy połączenie Chmielnicki-Rzeszów, które obecnie jest nieużywane. Jesteśmy zainteresowani, podobnie jak strona ukraińska. Rozmawiamy o sprzedaży energii z Ukrainy do Polski, która wesprze naszą stabilność, a im pozwoli na wykorzystanie przeprowadzonej już synchronizacji. Oni już teraz są częścią systemu kontynentalnego. Polska chce także wprowadzić Ukrainę do Międzynarodowej Agencji Energii na najbliższym spotkaniu w Paryżu. Na początek chcielibyśmy ją zgłosić jako obserwatora. Mamy już poparcie szefa MAE. To ważne dla Ukrainy, bo to kwestia przejrzystości, wiarygodności, solidarności. Ważna cecha MAE to udział państw spoza Europy pozwalających sięgnąć po inną perspektywę. Niekoniecznie wszystkie państwa na świecie widzą tak samo zagrożenie rosyjskie i było to widać dobrze w Davos. Niektóre uznają wojnę na Ukrainie jako lokalny konflikt. To myślenie bardzo niebezpieczne, bo Rosja ma wpływy energetyczne na całym świecie i może zagrozić także poza Europą. Pokazujemy precyzyjnie konsekwencje współpracy z Gazpromem i nie tylko.

Jakie jeszcze inwestycje polskie na Ukrainie wchodzą w grę?

Minister energetyki Ukrainy zadeklarował, że dla niego naturalną koleją rzeczy będzie udział firm polskich w odbudowie sektora energetycznego po wojnie. To się do pewnego stopnia już dzieje. Jeżeli firmy ukraińskie z powodu działań wojennych mają problemy, resort klimatu i środowiska koordynuje współpracę z naszymi firmami, które pomagają, nawet poprzez wysyłkę określonej długości kabli. Chcemy zaangażować się w odbudowę Ukrainy. Zniszczone są nie tylko budynki, ale też linie energetyczne. Bucza czy Irpień to przedmieścia sypialne – jak Piaseczno pod Warszawą, które zostały doszczętnie zniszczone. Co ciekawe, choć mało czasu minęło od ich wyzwolenia, to już teraz zaczyna być odbudowywana infrastruktura. Co innego to zniszczenie Rafinerii Kremeńczuk.

Czy Polska wysyła paliwo nad Dniepr?

Na początku wojny i po zbombardowaniu rafinerii słaliśmy to paliwo bezpłatnie. Obecnie są to dostawy komercyjne Orlenu, wymagające dużego zaangażowania logistycznego. Zwykle te dostawy płyną rurociągami, więc musieliśmy uruchomić nowe kanały dostaw. Realizujemy je na bieżąco, utrzymując priorytet zaopatrzenia rynku polskiego. Spółki paliwowe na Ukrainie radzą sobie dobrze. Nasze dostawy to odpowiedź na sytuację kryzysową, ale ten sektor jest dobrze zorganizowany, więc nie widać tam potencjału rynku. Poza tym jesteśmy w procesie fuzji Orlenu i Lotosu, więc nie chcemy, aby zapowiedzi dalszej ekspansji wywróciły nam ten proces. Jesteśmy na końcowym etapie zatwierdzenia środków zaradczych. Zakończyły się ostatnie rozmowy z Komisją Europejską. Myślę, że jest to kwestia miesięcy.

Czy ten proces ma wpływ na bezpieczeństwo energetyczne kraju w obliczu ataku Rosji na Ukrainę?

Docelowo będzie miał duży wpływ. Pozyskanie tak dużego partnera jak Saudi Aramco oraz dywersyfikacja, a także przygotowanie rafinerii do przerobu innej ropy niż rosyjska, to nasza przewaga konkurencyjna. Jesteśmy w stanie bez przeszkód przerabiać kilkanaście gatunków ropy i nawet wysłać jej część do Niemiec. Ta współpraca już działa w czasie, kiedy inne kraje dopiero negocjują takie dostawy. Fuzja przygotowała nas do dywersyfikacji.

Czy Polska przekonuje Węgry do embargo naftowego? Czy nasze specjalne relacje ich przekonają?

Mieliśmy sporo rozmów technicznych w Polsce i na Węgrzech. Pokazywaliśmy gotowe modele uniezależnienia się od ropy z Rosji. Węgrzy przekonują, że nie jest to możliwe, ale my pokazaliśmy, że to proste ćwiczenie podobne do tego, co zrobiła Polska. Także Węgrzy zastanawiali się długo nad synchronizacją Ukrainy. Nie widać żadnych przeszkód technicznych ani surowcowych. Infrastruktura na południu jest świetnie zorganizowana. Jednak nasze rozmowy skończyły się na niczym, ale próbowaliśmy. Czechy i Słowacja także mają wątpliwości, ale nie chcą pieniędzy, lecz okresów przejściowych. Ostateczny kształt dokumentu w tej sprawie przed Radą Unii Europejskiej już się pojawił.

Czy jest pomysł na finansowanie tych zmian?

Nowa propozycja Komisji Europejskiej zakłada, że system handlu emisjami EU ETS pozwoli sfinansować odchodzenie od ropy z Rosji i innych jej paliw. Państwa członkowskie miałyby wykorzystać dodatkowe uprawnienia z rezerwy stabilności rynkowej (MSR) w ilości 200-250 mln warte 20 mld euro. Ten pomysł można interpretować różnie. Nie było rozmów na ten temat na żadnym poziomie. Z naszych analiz wynika, że Polska ma udział w tym mechanizmie sięgający 11 procent. Tymczasem Polska miałaby z Funduszu Odbudowy 7 procent, tymczasem Hiszpania – 20 procent, Włochy – 17 procent, Francja podobnie. Okazałoby się wówczas, że nadal bylibyśmy płatnikiem netto mając deficyty w ETS. Mając problemy przez to, że jesteśmy płatnikiem w EU ETS, dokładalibyśmy się do dywersyfikacji w innych krajach. To rozwiązanie zostało skrytykowane przez Zielonych, bo nastąpił spadek cen uprawnień do emisji CO2, ale my także je krytykujemy, bo bardziej uczciwy jest pomysł opodatkowania importu węglowodorów z Rosji. Węgrzy mówią, że nie mogą porzucić ropy z Rosji, więc domagają się pieniędzy na zmiany, a w międzyczasie chcą okresu przejściowego pozwalającego im dalej kupować rosyjski surowiec. Byliby dalej w lepszej sytuacji na rynku, a dodatkowo dostaliby nadprogramowe wsparcie bez jakichkolwiek poświęceń. Nas nikt nie pytał przy dekarbonizacji, czy mamy możliwości finansowe i technologiczne. Mamy wykonać plan i nie ma dyskusji o okresie przejściowym. Uniezależnienie od Rosji jest na ten moment dużo ważniejsze niż dekarbonizacja przy całej wadze tej drugiej sprawy.

Czy jest szansa na porozumienie w sprawie?

To będzie czas burzliwych dyskusji. Doszliśmy do rozstrzygających rozmów. Słowacy zaproponowali 45-procentowy podatek za kupno węglowodorów. Taki mechanizm albo podobny, jak tak zwany rosyjski ETS, przynajmniej minimalnie wyrównywałby różnice i mobilizował do zmian. Węgrzy, póki co milczą na temat tego mechanizmu. Narracja niektórych państw to ubolewanie nad zależnością od Rosji, ale nie ma wciąż refleksji nad tym, w jaki sposób znalazły się w tej sytuacji nie zmniejszając tej zależności przez lata. Nie można unikać odpowiedzialności za ten stan rzeczy.

Czy Polska wykorzysta środki Krajowego Planu Odbudowy by pogodzić względy bezpieczeństwa oraz ochrony klimatu? Czy będzie rewizja naszych planów po ataku Rosji na Ukrainę?

Należy zwrócić uwagę, że głównym celem Krajowego Planu Odbudowy, stanowiącego podstawę do wydatkowania środków w ramach Instrumentu Odbudowy i Wzmocnienia, była odbudowa gospodarek państw UE w związku z pandemią COVID-19. Ten Instrument miał też zapewnić, aby społeczeństwo było bardziej zrównoważone i lepiej przygotowane na wyzwania i możliwości związane z zieloną i cyfrową transformacją. Znalazło to odzwierciedlenie w wydatkach klimatycznych, które w KPO muszą być na poziomie min. 37 procent. W tym kontekście można przypomnieć, że priorytet bezpieczeństwa energetycznego w nowych programach UE był zasadniczo pomijany. Na początkowych etapach prac, gdy Polska chciała ująć w KPO wsparcie dla infrastruktury gazowej, z góry zostało to wykluczone.

Obecnie analizujemy nową propozycję legislacyjną Komisji Europejskiej w ramach tzw. REPowerEU w zakresie zmiany rozporządzenia, umożliwiającą rewizję krajowych planów odbudowy, w związku z wojną w Ukrainie. Uważamy, że dodatkowe środki unijne są konieczne, aby sprostać znaczącym wyzwaniom przyspieszonego odejścia od importów surowców z Rosji. W tym kontekście wskazane kierunki w ramach REPowerEU np. dotyczące inwestycji, które mają na celu poprawę infrastruktury energetycznej, oceniamy jako krok w dobrym kierunku. Należy umożliwić rewizję planów odbudowy  poszczególnych państw członkowskich w zakresie możliwości uwzględnienia kwestii bezpieczeństwa energetycznego.

Czy spór o płatności za gaz w rublach dzieli państwa unijne?

To także był jeden z ważnych tematów w Davos. Trwają dyskusje o sankcjach dziś, za miesiąc albo za rok. Niektórym państwom wydaje się, że mogą zdecydować, kiedy dojdzie do zatrzymania dostaw gazu z Rosji, bo mają kontrakty długoterminowe i mogą się skarżyć do arbitrażu. Przypadki Bułgarii, Polski i Finlandii odciętych od dostaw z Rosji pomimo kontraktu pokazują co innego. Kolejny przykład to jesienne działania Gazpromu, który nie wypełnił magazynów gazem na zimę, a Komisja nadal nie wie, czy nadużył pozycji dominującej na rynku. Komisja Europejska rozmyła interpretację mechanizmu płatności w rublach. Nie wiemy, jaką ofertę na mocy dekretu otrzymała ostatecznie każda spółka. Niektórzy przekonują, że chodzi tylko o otwarcie dodatkowego konta. Jednakże dekret Władimira Putina jasno określa, że chodzi także o konto rublowe, a zatem płatność jest uznana po przewalutowaniu i płatności w rublach. To znaczy, że płacimy w rublach. Rosjanie sprytnie wymyślili ten mechanizm, wywołując rozłam w Unii Europejskiej. Nie ma żadnej gwarancji, że Rosjanie nie ujawnią teraz, kto poszedł z nimi na współpracę. Ubolewaliśmy, że europejscy klienci Gazpromu nie pokazali tych ofert, dzięki czemu moglibyśmy razem odpowiedzieć na szantaż. Nie wiadomo, czy doszło do podpisania jakichś aneksów czy innych kroków prawnych. Jeżeli doszło tylko do debaty na temat rubli, to można iść za przykładem Polski i nie otwierać konta w Gazprombanku. Nas nie obowiązuje prawo rosyjskie, a dekret Putina nie jest częścią umowy. Obserwujemy tę sytuację i liczymy na pełną solidarność w Unii, bo wiele zależy od Komisji Europejskiej. Dla nas jest oczywiste, że płatności w rublach to naruszenie sankcji, których duch zakładał, że nie będzie żadnych nowych transakcji z użyciem tej waluty.

Czy mamy czas na dyskusję?

Nie. Rada Europejska się zbliża i zapewne debata będzie burzliwa.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Moskwa: Polska nie może zamienić zależności od importu gazu na OZE z importu

Najnowsze artykuły