Polska energetyka będzie odchodziła od węgla. Jego miejsce mają stopniowo zastąpić źródła niskoemisyjne, jak morskie farmy wiatrowe czy atom. Jednak przyszedł czas, aby podjąć odpowiednie decyzje – podkreślali uczestnicy debaty odbywającej się w ramach Congress Energy Future – ,,Nie tylko elektrownie węglowe, czyli perspektywy realizacji nowych projektów inwestycyjnych w sektorze”. Partnerem medialnym wydarzenia był BiznesAlert.pl, a nasz redaktor naczelny moderował dyskusję.
Kontrakty różnicowe dla offshore?
– Generacja wiatrowa utrudnia zarządzanie energią, ale znacznie bardziej ją utrudnia konsumpcja energii, która cechuje się większą nieprzewidywalnością. Zmieni się to m.in. dzięki elektryfikacji ogrzewania, a to zmieni sytuację na rynku. Ważne jest, abyśmy mieli własne surowce. Wiatr będzie polski a nie pochodził z importu – powiedział Andrzej Kazimierski, dyrektor Departamentu Energii Odnawialnej i Rozproszonej w Ministerstwie Energii.
Dodał przy tym, że jest możliwe, że offshore będzie mógł liczyć na wsparcie w oparciu o tzw. kontrakty różnicowe. – Budowa morskich farm wiatrowych to nie jest łatwe przedsięwzięcie. Pewne aspekty wymagają uporządkowania tak, aby w offshorze mogło być zainstalowane na poziomie wyższym niż 2 GW – mówił Maciej Stryjecki, prezes Fundacji na Rzecz Energetyki Zrównoważonej.
Według niego, Polska wchodzi w erę „postwsparcia” dla energetyki wiatrowej.
– Nikt nie oczekuje już, że będą one długotrwale wspierane. Ważne jest zapewnienie bankowalności takich projektów. Ważny jest również podział kosztów inwestycyjnych; obecnie koszty przyłącza stanowią 20-30 proc. CAPEX. Przejęcie kosztów finansowania przez operatora spowodowałoby, że już przy dzisiejszych cenach te projekty offshorowe, które mają powstać w latach 2022-2027 powinny przy realizowane bez dodatkowego wsparcia – powiedział. Jego zdaniem od rozwoju farm wiatrowych na morzu nie ma odwrotu. ,,Potencjał Bałtyku to 8-10 GW i w zależności od zagęszczenia farm może być to nawet 12 GW. Inwestorzy są zainteresowani morską energetyką wiatrową” – dodał.
Węgiel zostanie, ale gaz będzie paliwem przejścia
Z kolei według prof. Władysława Mielczarskiego z Politechniki Łódzkiej, energetyka tego rodzaju nie jest jedynym rozwiązaniem gwarantującym spadek emisji. – Są dużo tańsze sposoby redukcji emisyjności energetyki niż budowa farm wiatrowych na morzu – mówił. Zaznaczył, że morskie farmy wiatrowe nie pracują w takim obciążeniu, jak siłownie węglowe, przez co są mniej pewnym źródłem energii.
– W Unii Europejskiej nie ma przepisów, które zakazywały produkcji energii elektrycznej z węgla. Można ją wytwarzać, tylko trzeba kupić odpust w postaci uprawnień do emisji CO2. Tylko ile one będą kosztować? W ciągu ostatniego roku ich ceny wzrosły blisko czterokrotnie podczas gdy emisje w systemie o 0,3 proc. To jaka wobec tego jest determinanta do wzrostu cen emisji? Ceny uprawnień będą spadać. Węgiel pozostanie nie tylko ze względów ekonomicznych, ale także dlatego że nie będzie niczego niż węgiel – dodał.
– Polską racją stanu jest dywersyfikacja źródeł wytwórczych – przekonywał dr Stanisław Tokarski z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. W podobnym tonie wypowiedział się dyrektor wykonawczy Mitsubishi Hitachi Power System Europe. Jego zdaniem „nie możemy być ślepi na megatrendy”. – Trzeba będzie odejść od paliw kopalnych, cokolwiek byśmy o nich nie sądzili. One wyjdą z palety źródeł energii i co wtedy? Muszą one być bezemisyjne – powiedział. Jak zaznaczył, ze strategicznego punktu widzenia gaz jest najlepszym paliwem dla okresu przejściowego transformacji sektora energetycznego.
Atom i offshore razem?
– Cieszę się, że atom znajdzie się w strategii energetycznej. Liczę na to, że oprócz tego pojawią się konkretne rozwiązania jak wprowadzić atom. Zdywersyfikowany miks energetyczny to podstawa. Ze względu na niską emisję CO2 w całym cyklu, energetyka jądrowa będzie musiała zaistnieć; inaczej będzie trudno spełnić wymogi emisyjne – powiedział Przemysław Żydak, ekspert ds. energetyki jądrowej. Jego zdaniem, przewagą energii jądrowej jest stałość produkcji. – Wiatraki produkują tyle energii, ile chcą i kiedy chcą. Natomiast konsumenci chcą ją konsumować wtedy kiedy oni chcą – mówił.
Zwrócił uwagę, że projekty jądrowe są kosztowne. – To koszt 4-5 mld za MWh. My patrzymy na ten koszt, ale najważniejszy jest koszt kapitału. Rząd musi podjąć kluczową decyzję. Czy bardziej zainwestować w farmy czy w atom? Wiatraki mają swoje miejsce, ale system elektroenergetyczny nie może poprawnie funkcjonować, jeżeli w pierwszej kolejności musi przyjąć niekontrolowane wolumeny energii z wiatru. To nie zapewni bezpieczeństwa systemu, a wręcz stanowi niebezpieczeństwo dla jego pracy – stwierdził Żydak.
Z kolei według Wiesława Różackiego z Mitshubishi energetyka jądrowa ma dwie kluczowe zalety: niskie koszty produkcji oraz niską emisyjność. – Ma też jednak sporo wad, które nie dyskwalifikują tej technologii. Największą wadą jest strona ekonomiczną. Po drugie, okres inwestycyjny jest niezwykle długi. W porównaniu z innymi technologiami jest 2-3 krotnie dłuższy. Pełen okres inwestycyjny z wszystkimi przygotowaniami to kilkanaście lat. Ponadto wadą elektrowni jądrowej są duże nakłady jednostkowe i długi okres zwrotu z kapitału – mówił. Zaznaczył, że instalacje jądrowe dopiero po 20-30 latach eksploatacji zaczynają na siebie zarabiać. – Do tego czasu spłacają swój dług inwestycyjny – dodał. Zdaniem Żydaka rozwiązaniem jest kontrakt różnicowy albo dopłaty do atomu z budżetu państwa. Z tego względu – jego zdaniem – decyzja należy do polityków.
Zdaniem prezesa Fundacji na Rzecz Energetyki Zrównoważonej, skończyło się momentum dla atomu. – Energetyka jądrowa nie stanowi żadnej alternatywy dla offshoru i odwrotnie. Offshore będzie uzupełnieniem dla atomu. Offshore to alternatywa dla węgla – mówił.