Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski mówi o strategii energetycznej RP, użyciu węgla i atomu w Polsce, a także o przyszłości rynku energii w obliczu wzrostu cen notowanego w ostatnich miesiącach.
BiznesAlert.pl: Mamy dwa dokumenty: strategię energetyczną i Krajowy Program na rzecz Energii i Klimatu. Różnią się one między sobą, a ten drugi jest – mówiąc kolokwialnie – trochę bardziej zazieleniony.
Piotr Naimski: Obydwa dokumenty będą jeszcze omawiane w ministerstwie energii po serii komentarzy zgłoszonych w konsultacjach Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku. Jest zgodność odnośnie najważniejszych rzeczy. Do 2040 roku chcemy utrzymać znaczący udział węgla. To będzie około 50 procent. Można oczywiście dyskutować czy będzie to 60 czy 48 procent, ale mniej więcej połowa energii będzie pochodziła z węgla. Drugą część powinny stanowić źródła bezemisyjne. To jest warunek utrzymania udziału węgla, który chcemy zachować z powodów ekonomicznych i bezpieczeństwa. To jest nasz surowiec. Źródłem bezemisyjnym, którego Polska potrzebuje, jest energetyka nuklearna. W przedłożonej przez ministra Krzysztofa Tchórzewskiego strategii zakłada się, że do roku 2040 powstaną elektrownie atomowe o mocy minimum 6 GW. W połączeniu z planowanymi farmami wiatrowymi na morzu pozwoli to obniżyć średnią emisję CO2 do poziomu pozwalającego utrzymać nowoczesne elektrownie węglowe.
A import węgla z Rosji?
To jest przejściowe. Tocząca się restrukturyzacja i inwestycje na Śląsku mają zrównoważyć poziom wydobycia z zapotrzebowaniem na węgiel w Polsce. Poza tym węgiel to surowiec dostępny z różnych źródeł.
Czy wystarczy wybudować elektrownię atomową w 2033 roku?
To jest plan na dwadzieścia lat. Do roku 2033 chcemy osiągnąć pierwszy etap. To jest racjonalne. W dyskusjach o projekcie strategii nie ma zasadniczych protestów, a raczej pojawiają się komentarze sygnalizujące troskę o to, czy wszystko jest wykonalne, czy nasze, z gruntu słuszne, zamierzenia będziemy w stanie wykonać. To ambitny program, ale jak najbardziej wykonalny.
Opinia publiczna pyta o model finansowania atomu.
To zasadne pytanie. Strategia pojawiła się w grudniu, a nie wcześniej, jak planowano. Wynikało to z konieczności przeprowadzenia dyskusji rządowej o energetyce nuklearnej. Sposób finansowania elektrowni jądrowej jest na tyle realny, że autorzy zdecydowali się opublikować dokument uwzględniający atom. Przecież nikt nie chce rozpoczynać dyskusji o projekcie oderwanym od rzeczywistości. Sposób finansowania brany pod uwagę w resorcie energii nie jest od niej oderwany. Na tym etapie nie jest konieczne ani pożądane dyskutowanie szczegółów. To specyficzna dziedzina z określoną ilością partnerów, których możemy zaprosić do realizacji tego programu. Publiczne dyskusje na temat zaangażowania partnerów nie wpłynęłyby dobrze na ostateczne decyzje.
Jak wybory wpłyną na politykę energetyczną?
Czasem nie decydują wizje strategiczne, ale potrzeby doraźne.
Czy spór o ceny energii jest dobrym przykładem?
Chcemy uchronić odbiorców energii w Polsce przed wzrostem cen. Temu służy ustawa, która powoduje, że tej podwyżki dla odbiorców w 2019 roku nie będzie. To jednak problem poważniejszy i konieczność odpowiedzi na pytanie o to, co zrobimy w następnych latach. Musimy wypracować w Polsce model finansowy wspomagający przekształcenie energetyczne w Polsce.
Czyli transformację?
Używam sformułowania, które jest przetłumaczone z niemieckiego Energiewende. Niemieckie przejście od klasycznych sposobów produkcji energii do OZE jest niezwykle kosztowne i dotowane przez państwo. Pieniądze na to pochodzą od obywateli. To zielony podatek. Około 25 mld rocznie. My tego nie możemy powtórzyć w Polsce. Nie można jednak negować , że transformacja energetyczna kosztuje. Według opracowanej strategii mamy zmniejszyć udział węgla w produkcji energii. To oznacza inwestycje, kosztowne inwestycje. Musimy ustalić jak państwo, jako całość, wszyscy Polacy, poradzimy sobie z tą transformacją. Musimy to przedyskutować w przyszłości, nie w perspektywie długiej, ale średnioterminowej.
Po wyborach?
W najbliższych kilku latach. Mamy trendy zewnętrzne wpływające na cenę energii. Polityka klimatyczna Unii Europejskiej wywołuje dodatkowe koszty emisji CO2.
Te koszty raczej nie będą spadać. Możliwa jest zaś stagnacja.
Jeżeli nie będą rosły, to już będzie dobrze. Na to liczymy. Jednak w perspektywie dekady nie unikniemy wzrostu kosztów wytwarzania energii. Ten wzrost musimy w jakiś sposób mitygować. Nie możemy tego przerzucić na obywateli jak Niemcy. Należy też dbać o utrzymanie mechanizmów rynkowych. Nadmierna regulacja może być dla nich groźna. Możemy szukać dofinansowania gdzie indziej, na przykład w formie dozwolonej pomocy publicznej, ale nie można popsuć rynku zbytnim etatyzmem. Trzeba znaleźć sposób na ochronę konsumentów, a przy tym rentowności spółek energetycznych. Obecne rozwiązanie nie jest ostateczne, bo 55 mln uprawnień, które za zgodą Komisji Europejskiej spieniężymy w 2019 roku na cele kompensacji kosztów to źródło jednorazowe. One się będą znowu kumulować, ale to zajmie trochę czasu.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik