Polskie górnictwo potrzebuje reformy zarządzania i struktury sektora

13 sierpnia 2024, 07:25 Energetyka

Od trzydziestu paru lat nie dokonano, żadnych zasadniczych zmian w funkcjonowaniu polskiego górnictwa będącego własnością Skarbu Państwa. Można zapytać, czy takie zmiany były potrzebne, jeżeli sektor ten był dobrze zorganizowany? – zastanawia się Adam Maksymowicz, współpracownik BiznesAlert.pl.

Kopalnia Polkowice - Sieroszowice. Fot. Piotr Dziurman/REPORTER

Jako jeden z uczestników globalnej gospodarki, przegrywamy konkurencję ze znacznie uboższymi w surowce krajami nie tylko naszego kontynentu. Strukturalny zastój spowodował, że coraz bardziej jesteśmy narażeni na jego deficytowy charakter, a wraz z tym na likwidację całej branży zarządzanej dotąd przez polityków, aktualnie tworzących rząd RP. Jest to pod każdym względem struktura anachroniczna, pod względem ekonomicznym, która porzucona została prawie we wszystkich krajach, gdzie górnictwo odgrywa znacząca rolę w gospodarce. Te ogólne uwagi związane są z rynkowym spadkiem cen miedzi powodującymi krajowe trudności w dochodowym jej wydobyciu.

Reakcje medialne i wszelkie inne na ten temat są takie, że za wszystko odpowiedzialne są Chiny, których rozwój przekroczył barierę zaspokojenia podstawowych potrzeb tego państwa i teraz jego potrzeby  są znacznie mniejsze. Jest jeszcze kilka innych przyczyn, jak niepokoje polityczne, deficyty budżetowe i szereg pośrednich, mniej lub bardziej ważnych powodów, które mają wpływ na ten stan rzeczy. Jednak aktualny stan tych cen jest krytyczny dla naszego miedziowego górnictwa. Jego krajowa rentowność na ten rok została określona na poziomie ok. 9500 USD za tonę miedzi. Obecne ceny są około 1000 USD niższe, co powoduje, że straty z tego tytułu wynoszą około 1 miliona USD dziennie! Nasz koncern miedziowy potrafi to zapewne przetrwać, mając dodatkowe zyski z pozyskiwanych metali szlachetnych i dobre zaplecze w pozyskiwaniu kredytów na swoje potrzeby. Czy ceny te utrzymają się krótko, czy też znacznie dłużej?  Tak naprawdę, to nikt tego nie wie. Dlatego zgodnie ze strategią szachowych mistrzów warto być przygotowanym na najgorsze rozwiązanie. Jest ono bardzo niebezpieczne dla polskiej miedzi, gdyż jej wydobycie obciążone jest jednymi z największych kosztów w tej branży.

Spowodowane jest to przede wszystkim wzrastająca głębokością jej wydobycia obecnie prowadzonego już na poziomie 1500 m oraz kosztami schładzania górotworu o temperaturze ok. 40 ºC, co nawet na powierzchni jest trudne do wytrzymania. Tych naturalnych przyczyn wzrostu kosztów wydobycia zamienić się nie da. Nie mniej organizację naszego górnictwa miedziowego winno się doskonalić przynajmniej na poziomie najlepszych spółek górniczych na świecie  Przykładem niech będą dwa największe koncerny wydobywcze, jakimi są australijski koncern BHP Biliton i brytyjski Rio Tinto.

Różnica miedzy naszym krajowym potentatem miedziowym, a tymi kartelami górniczymi jest taka, że tamte są wielosektorowe, podczas gdy polski producent jest górniczo monokulturowy. Jak wiadomo monokultura jest bardzo narażona na wszelkie zakłócenia rynkowe, które natychmiast mogą doprowadzić ją do upadku. I ten problem dotyczy polskiej miedzi. Częściowo tylko zabezpieczono się przed nim, dokonując rafinacji polimetalicznej rudy i wydobywając z niej pewne ilości innych metali, takich jak złoto, ołów, nikiel czy Ren. Przykładowo w roku 2021 wyprodukowano w ten sposób 768 kg złota, 29,43 tys. ton ołowiu, 1,97 tys. ton siarczanu niklu, 66,21 ton selenu oraz 9,25 ton Renu. To znaczący pozytyw, który nadal należy rozwijać i wzbogacać, jest on jednak niewystarczający dla równorzędnego udziału w międzynarodowej konkurencji górniczej. Po to, aby zabezpieczyć się przed niespodziewanymi kryzysami w poszczególnych branżach górniczych międzynarodowe koncerny stają się wielosektorowe. I tak wspomniane BHP Biliton wydobywa na całym świecie z wielu różnych złóż żelazo, diamenty, węgiel, mangan, złoto, ropę naftową, aluminium, miedź, nikiel, uran i srebro.

Podobny zakres wydobycia dotyczy też Rio Tinto. Jednak pójście tym śladem krajowego potentata wydaje się niemożliwe, przynajmniej dotąd, dopóki zarządzać nim będą politycy, naśladując w zmienionych okolicznościach swoich poprzedników z czasów PRL. Alternatywą byłaby wielce niebezpieczna prywatyzacja, czego szczęśliwie uniknięto pod koniec minionego wieku. Inna propozycja jest taka, aby w imieniu Skarbu Państwa przemysłem tym zawiadywali specjaliści, a nie politycy. Ci ostatni mogliby się na to zgodzić za pośrednictwem powołania do tego przez sejm RP odpowiednich gremiów odpowiadających za politykę personalną oraz strategię górniczych branż. Odpowiedni minister miałby co najwyżej uzasadnione prawo weta, ale nie mógłby o niczym innym osobiście decydować. Jaka zatem byłaby rola ministra politycznie odpowiedzialnego za ten resort? Korzystając ze swoich uprawnień winien on pomagać w realizacji strategii podlegającego mu górnictwa, a nie ręcznie nim zarządzać za pośrednictwem podległych mu rad nadzorczych, jak ma to obecnie miejsce.

W tej sytuacji minister byłby tylko twórczym partnerem dla tego sektora, a nie decydentem. Podobne rozwiązania są znane choćby we Francji, gdzie w ten sposób zrządzany jest cały sektor państwowej energetyk jądrowej. Z tego powodu nie ma tam, drastycznych zmian personalnych po każdych wyborach parlamentarnych. Stabilizacja rozwojowa jest dla każdej gospodarki czymś wielce pożądanym, dającym jej możliwości perspektywicznego  i racjonalnego rozwoju, czego należałoby życzyć wszystkim branżom należącym do Skarbu Państwa.

Maksymowicz: Kryzys surowcowy Zachodu to wynik uzależnienia od Chin