Uprawnienia do handlu gazami cieplarnianymi cały czas oscylują wokół 20 euro za tonę. A więc podwyżka o 300 proc. w ciągu roku trzyma się mocno. To problem nie tylko energetyki, ale także ciepłownictwa, które chce tupnąć nogą – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z ,,Dziennika Gazety Prawnej”.
W strukturze wydatków przedsiębiorstw ciepłowniczych najniebezpieczniejszymi i najmniej przewidywalnymi kosztami są koszty uprawnień do emisji CO2. Analizując okres od początku 2018 roku, w styczniu cena uprawnienia wynosiła około 5 euro, podczas gdy w połowie września z niewiadomych przyczyn poszybowała do poziomu 25 euro. Aktualna cena to ok. 20 euro. Wahania w tak krótkim okresie zaburzają stabilność rynku, ale przede wszystkim sprawiają, że firmy ciepłownicze nie są w stanie zaplanować niezbędnych inwestycji środowiskowych oraz poprawiających efektywność systemów ciepłowniczych. A jak pokazują ostatnie tygodnie polityka klimatyczna UE będzie się jedynie zaostrzać
– 25 października Parlament Europejski przegłosował poprawkę do rezolucji COP24, która mówi o zwiększeniu redukcji gazów cieplarnianych do 55 proc. do 2030 roku, co dziś jest wręcz abstrakcyjne z polskiego punktu widzenia. Wcześniej pesymistyczne dla Polski założenia mówiły o 45 proc. Rezolucja wprawdzie nie ma wiążącej mocy prawnej (będzie przedmiotem prac w trakcie COP24), jednak wyznacza polityczną wolę, za którą będą podążać unijne instytucje. Zatem nie ma odwrotu od zmiany struktury paliwowej w Polsce. A żeby sprostać wymaganiom branża potrzebuje olbrzymich inwestycji, które w obliczu niestabilnych i nieobliczalnych kosztów uprawnień CO2 będą bardzo trudne do zrealizowania – mówi Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.
Izba wystąpiła do KE oraz ESMA (unijny odpowiednik KNF) z prośbą o zweryfikowanie czy handel uprawnieniami odbywa się prawidłowo, gdyż rosnące ceny CO2 to niebezpieczeństwo dużych podwyżek ciepła systemowego dla konsumentów. – Nieoficjalnie ustalono, iż KE wnikliwie przygląda się problemowi, ale podjęcie interwencji na rynku uprawnień rozważy dopiero po osiągnięciu ceny 40 euro. ESMA z założenia do rozpoczęcia procedury weryfikacyjnej musi otrzymać informację o konkretnych zarzutach dotyczących spekulacji – mówi Szymczak.
IGCP przygotowała też propozycje zmian prawnych systemu EU ETS. Dotyczą one wprowadzenia terminu ważności uprawnień i konieczności ich wykorzystania w danym okresie rozliczeniowym, a także usunięcia z katalogu uprawnionych do ubiegania się o uprawnienia, innych podmiotów niż te, które prawnie zobowiązane są do uczestniczenia w systemie EU ETS lub instytucji działających na rzecz tych podmiotów.
Warto podkreślić, że gdy cena uprawnień doszła do 25 euro za tonę w sprawie interweniował także minister energii Krzysztof Tchórzewski, który domaga się od KE wyjaśnień w tej sprawie. Tymczasem według prognoz brytyjskiego think tanku Carbon Tracker poziom 30-40 euro czeka nas w krótkiej perspektywie. Szkoda tylko, że KE zamierza czekać na katastrofę zamiast zacząć działać. Zwłaszcza, że rynek handlu emisjami pełen jest spekulacji – nie jest bowiem tajemnicą, że niemieckie fundusze skupowały tanie uprawnienia, by wypuścić je na rynek wtedy, gdy cena będzie rosła. A z tyłu głowy trzeba mieć przecież reformę unijnego systemu handlu emisjami EU ETS po 2021 roku. Jej zasada jest prosta – darmowych uprawnień ma być coraz mniej i mają być droższe. Trudno więc w tym kontekście spodziewać się jakichś radykalnych działań ze strony Brukseli.
Niemniej jednak dyrektywa ustanawiająca system handlu przydziałami emisji gazów cieplarnianych w artykule 29a mówi o możliwości zwołania posiedzenia Komitetu w przypadku jeśli przez więcej niż sześć kolejnych miesięcy ceny uprawnień są ponad trzykrotnie wyższe od średniej uprawnień z dwóch poprzednich lat. A z taką sytuacją zdaniem większości ekspertów mamy do czynienia aktualnie.