icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

EurActiv.pl: Niemiecka polityka energetyczna niezgodna z prawem UE?

(EurActiv.pl)

Plan niemieckiego rządu, zakładający czasowe zamknięcie najbardziej szkodliwych elektrowni węglowych i potraktowanie ich jako rezerwy energetycznej może być niezgodny z prawem UE – twierdzą prawnicy z niemieckiego parlamentu.

2 lipca br. niemiecki rząd porozumiał się ws. rewizji niemieckiej polityki dot. energetyki węglowej. Zrezygnował on z wprowadzenia planowanych wcześniej opłat dla elektrowni węglowych emitujących znaczące ilości CO2. Jednocześnie zdecydował o czasowym wyłączeniu tych najbardziej szkodliwych, płaceniu im wysokich odszkodowań i uznaniu ich za rezerwę, uruchamianą w razie niedoborów energii w kraju.

Zgodnie z planem ministra gospodarki Sigmara Gabriela z grudnia 2014 r., do 2020 roku przedsiębiorstwa energetyczne mają zmniejszyć emisję dwutlenku węgla o co najmniej 22 mln ton. Projekt Gabriela zakładał w tym celu m.in. ustanowienie dodatkowych opłat dla najbardziej zanieczyszczających elektrowni węglowych. Decyzja Berlina o niewprowadzaniu ich w życie stawia pod znakiem zapytania spełnienie zakładanych celów.

Niemcy dalej oparte na węglu

Węgiel, zarówno kamienny, jak i brunatny, jest w dalszym ciągu głównym źródłem energii w Niemczech, mimo, że odchodzi się tam od paliw kopalnianych, a także energii jądrowej. Spalanie węgla kamiennego dostarcza 18 proc. energii elektrycznej w Niemczech, a brunatnego 25 proc. Ten pierwszy jest w większości importowany, głównie przez 73 firmy skupione w grupie lobbingowej VDKi, a brunatny jest pochodzenia krajowego. Dwie trzecie importowanego węgla trafia do zakładów energetycznych, prawie jedna trzecia do sektora stalowego, a reszta do dostawców grzewczych.

Znaczenie węgla dla niemieckiej gospodarki powoduje opór miejscowego przemysłu i związków zawodowych wobec planów Gabriela i rządu. Oponenci twierdzą, że w wyniku zbyt daleko idącej polityki antywęglowej pod znakiem zapytania stanęłoby do 100 tys. miejsc pracy.

Nowy plan niezgodny z prawem?

Eksperci prawni twierdzą, że niemiecki projekt płacenia najbardziej zanieczyszczającym elektrowniom węglowym w zamian za przesunięcie ich do rezerwy może być postrzegany jako pomoc od państwa, która zgodnie z prawem musi zostać zaakceptowana przez Komisję Europejską. Według eksperckiego raportu niemieckiemu rządowi trudno byłoby uzasadnić te działania zważywszy, że przed podjęciem tej decyzji nie informował o konieczności utworzenia rezerwy.

Teoretycznie utworzenie takiej rezerwy jest zasadne, wziąwszy pod uwagę, że Niemcy przerzucają się na energię odnawialną, która jest mniej pewnym źródłem niż energia konwencjonalna. Jednakże wydaje się, że prawdziwą intencją Berlina tak naprawdę nie jest wykorzystanie czasowo wyłączonych elektrowni jako rezerwy, ale redukcja emisji dwutlenku węgla.

Minister gospodarki Sigmar Gabriel, przygotowujący projekt nowego prawa uwzględniającego zamierzenia rządu, utrzymuje, że jest spokojny o wynik ewentualnego dochodzenia Komisji Europejskiej. „To jest normalny proces, przez który już kilka razy przechodziliśmy pomyślnie” – stwierdziła pytana o to jego rzeczniczka.

(EurActiv.pl)

Plan niemieckiego rządu, zakładający czasowe zamknięcie najbardziej szkodliwych elektrowni węglowych i potraktowanie ich jako rezerwy energetycznej może być niezgodny z prawem UE – twierdzą prawnicy z niemieckiego parlamentu.

2 lipca br. niemiecki rząd porozumiał się ws. rewizji niemieckiej polityki dot. energetyki węglowej. Zrezygnował on z wprowadzenia planowanych wcześniej opłat dla elektrowni węglowych emitujących znaczące ilości CO2. Jednocześnie zdecydował o czasowym wyłączeniu tych najbardziej szkodliwych, płaceniu im wysokich odszkodowań i uznaniu ich za rezerwę, uruchamianą w razie niedoborów energii w kraju.

Zgodnie z planem ministra gospodarki Sigmara Gabriela z grudnia 2014 r., do 2020 roku przedsiębiorstwa energetyczne mają zmniejszyć emisję dwutlenku węgla o co najmniej 22 mln ton. Projekt Gabriela zakładał w tym celu m.in. ustanowienie dodatkowych opłat dla najbardziej zanieczyszczających elektrowni węglowych. Decyzja Berlina o niewprowadzaniu ich w życie stawia pod znakiem zapytania spełnienie zakładanych celów.

Niemcy dalej oparte na węglu

Węgiel, zarówno kamienny, jak i brunatny, jest w dalszym ciągu głównym źródłem energii w Niemczech, mimo, że odchodzi się tam od paliw kopalnianych, a także energii jądrowej. Spalanie węgla kamiennego dostarcza 18 proc. energii elektrycznej w Niemczech, a brunatnego 25 proc. Ten pierwszy jest w większości importowany, głównie przez 73 firmy skupione w grupie lobbingowej VDKi, a brunatny jest pochodzenia krajowego. Dwie trzecie importowanego węgla trafia do zakładów energetycznych, prawie jedna trzecia do sektora stalowego, a reszta do dostawców grzewczych.

Znaczenie węgla dla niemieckiej gospodarki powoduje opór miejscowego przemysłu i związków zawodowych wobec planów Gabriela i rządu. Oponenci twierdzą, że w wyniku zbyt daleko idącej polityki antywęglowej pod znakiem zapytania stanęłoby do 100 tys. miejsc pracy.

Nowy plan niezgodny z prawem?

Eksperci prawni twierdzą, że niemiecki projekt płacenia najbardziej zanieczyszczającym elektrowniom węglowym w zamian za przesunięcie ich do rezerwy może być postrzegany jako pomoc od państwa, która zgodnie z prawem musi zostać zaakceptowana przez Komisję Europejską. Według eksperckiego raportu niemieckiemu rządowi trudno byłoby uzasadnić te działania zważywszy, że przed podjęciem tej decyzji nie informował o konieczności utworzenia rezerwy.

Teoretycznie utworzenie takiej rezerwy jest zasadne, wziąwszy pod uwagę, że Niemcy przerzucają się na energię odnawialną, która jest mniej pewnym źródłem niż energia konwencjonalna. Jednakże wydaje się, że prawdziwą intencją Berlina tak naprawdę nie jest wykorzystanie czasowo wyłączonych elektrowni jako rezerwy, ale redukcja emisji dwutlenku węgla.

Minister gospodarki Sigmar Gabriel, przygotowujący projekt nowego prawa uwzględniającego zamierzenia rządu, utrzymuje, że jest spokojny o wynik ewentualnego dochodzenia Komisji Europejskiej. „To jest normalny proces, przez który już kilka razy przechodziliśmy pomyślnie” – stwierdziła pytana o to jego rzeczniczka.

Najnowsze artykuły