Jakóbik: Europa daje Turcji alternatywę dla Rosji. Ankara nie chce wybierać

27 listopada 2015, 13:01 Atom

KOMENTARZ

Władimir Putin (L) i Recep Tayyip Erdogan (P)

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Rośnie napięcie w relacjach Rosji i Turcji. Fakt, że na współpracy energetycznej Ankary zależy zarówno Rosjanom, jak i Europejczykom, stawia coraz mniej demokratyczne władze tureckie w komfortowej sytuacji.

Wbrew spekulacjom części mediów, minister energetyki Rosji Aleksander Nowak poinformował, że nie została dotąd podjęta decyzja o przyszłości projektu gazociągu Turkish Stream. Turcja zestrzeliła rosyjski samolot po naruszeniu przez niego jej przestrzeni powietrznej. Rosjanie rozważają w odpowiedzi wprowadzenie sankcji gospodarczych.

– Na ten moment nie ma konkretnych rozwiązań, dziś (26 listopada) premier zlecił rządowi rozważenie i przedstawienie propozycji prawa o specjalnych środkach ekonomicznych. Te propozycje będą niebawem przedstawione i będziemy mogli ostatecznie powiedzieć jakie decyzje zapadną w rządzie – powiedział minister. Przyznał, że mogą dotyczyć projektu Turkish Stream.

Gazociąg miał połączyć Rosję z Turcją, dając alternatywny do ukraińskiego szlak dostaw gazu dla Turków i krajów bałkańskich. Początkowo mówiono o przepustowości 63 mld m3. Potem projekt zredukowano do 15,75 mld m3 rocznie.

Zestrzelenie rosyjskiego myśliwca przez Turków stawia pod znakiem zapytania projekt gazociągu Turkish Stream, czyli nowego szlaku dostaw rosyjskiego gazu do Turcji. Ze względów ekonomicznych nie jest to najgorsza wiadomość dla Gazpromu.

Gazociąg Turkish Stream to projekt będący następcą South Stream – gazociągu zablokowanego przez fakt, że Komisja Europejska wymogła od Gazpromu, aby podlegał on bez wyjątków prawu unijnemu, co podważało jego rentowność. Rosjanie chcieliby mieć monopol na eksport tą magistralą, aby szybko uzyskać zwrot. Taką możliwość wyklucza prawo unijne, które wprowadza rozdział właścicielski i wolny dostęp do przepustowości.

Turkish Stream miał być pozbawiony tego problemu, bo omijałby terytorium Unii Europejskiej, która mogłaby skorzystać z dostaw tym szlakiem pod warunkiem dobudowania odpowiedniej infrastruktury. Zabrakło jakiejkolwiek wiążącej umowy w tej sprawie, więc Rosjanie zaczęli lansować zredukowaną z czterech do jednej nitki wersję Turkish Stream, który miał być poświęcony już jedynie dostawom do Turcji. Problemem było jednak niejasne stanowisko Turcji, która przechodziła okres niestabilności politycznej. Nowy rząd miał przyjąć wiążącą decyzję w tej sprawie. Jednakże na kilka dni przed jego powołaniem doszło do incydentu lotniczego, który zaognił relacje turecko-rosyjskie.

Turcy mają alternatywę w postaci planowanego uruchomienia dostaw surowca azerskiego, z których część powędruje dalej do Europy. W obliczu sporu politycznego z Rosją, realizacja unijnej koncepcji Korytarza Południowego, który miałby to umożliwić przy udziale Turcji, wydaje się tym bardziej prawdopodobna. Projekt Turkish Stream musi poczekać na lepsze czasy, o ile te dla niego nadejdą.

Gazprom zapowiedział już rewizję studium opłacalności projektu. Jego anulowanie oznaczałoby, że Rosja będzie nadal skazana na eksport gazu na Bałkany i do Turcji poprzez infrastrukturę ukraińską. Należy jednak zaznaczyć, że część dostaw dla Turków Rosjanie realizują za pomocą istniejącego gazociągu przez Morze Czarne o nazwie Blue Stream.

Na kilka dni po zaostrzeniu relacji Turcji i Rosji, oraz groźbach Moskwy o wprowadzeniu sankcji gospodarczych oraz anulowaniu projektów energetycznych z Ankarą, Sekretariat Wspólnoty Energetycznej ogłasza w raporcie, że Turcy mogą wejść do Wspólnoty Energetycznej. To zagraniczny wymiar polityki energetycznej Unii Europejskiej. We Wspólnocie są już m.in. Ukraina i Mołdawia.

– Wnioski z naszego raportu są jasne. Turcja, jeśli tego zechce, może stać się pełnowartościowym członkiem rynku energii w Europie, przy ograniczonym wysiłku, poprzez członkostwo we Wspólnocie Energetycznej – poinformował dyrektor Sekretariatu Wspólnoty Janez Kopacz. – W istocie Turcja może uzyskać funkcjonalne członkostwo w unijnym rynku energii ze wszystkimi korzyściami z tego płynącymi. Jest to możliwe dzięki wysokiemu stopniowi zgodności tureckich regulacji z Traktatem Wspólnoty Energetycznej – podkreślił.

W rozdziałach poświęconych energii elektrycznej, sektorowi gazowemu, ropie, otoczeniu regulacyjnemu, odnawialnych źródłach energii, efektywności energetycznej, wymiarowi środowiskowemu, konkurencji i statystykach, raport ocenia turecki stan prawny w porównaniu z Traktatem Wspólnoty Energetycznej, która uwzględnia kluczowe regulacje unijne dla sektora energetycznego.

– Nasz raport potwierdza, że Turcja, jeżeli porównać stopień zgodności jej prawa z wspólnotowym z tym stopniem w krajach członkowskich Wspólnoty, znalazłaby się raczej wysoko w tym rankingu, szczególnie w sektorze elektroenergetycznym, statusie i jakości pracy regulatora, rynku ropy, wymiaru środowiskowego i efektywności energetycznej – wyjaśnił wicedyrektor Wspólnoty Dirk Buschle. – Tylko w sektorze gazowym potrzebne byłyby znaczne interwencje. Można to osiągnąć poprzez adaptację i przedłużenie terminów w ramach potencjalnych negocjacji dotyczących akcesji – dodał.

Turcja negocjowała już przystąpienie do Traktatu o Wspólnocie Energetycznej, ale przyłączyła się tylko na prawach obserwatora w listopadzie 2006 roku. Nie ma przez to żadnych praw ani zobowiązań związanych z prawnym gorsetem Wspólnoty Energetycznej.

Jednakże to właśnie ze względu na niechęć Turcji, wobec wejścia unijnych regulacji do jej sektora gazowego, nie doszło do głębszej integracji tego kraju z Wspólnotą Energetyczną. Turcy chcą być pośrednikiem, hubem gazowym, tyglem relacji energetycznych w tej części świata. Chcą jednak utrzymać kontrolę nad zasadami gry. Angażują się w projekty Korytarza Południowego mającego zagwarantować dostawy kaspijskiego gazu do Unii Europejskiej przy udanej dotąd współpracy z Komisję Europejską. Jej częścią składową jest planowany na 2019 rok Gazociąg Transanatolijski (TANAP) ciągnący się ze wschodniej do zachodniej granicy Turcji, gdzie ma łączyć się z europejskim Gazociągiem Transadriatyckim (TAP). Jednocześnie Turcy nie chcą się jednak godzić na standardy europejskie w sektorze gazowym. Oznaczałoby to mniejsze zyski dla ich firm gazowych, które musiałyby wpuścić do hubu konkurencję, zwiększyć przejrzystość i reformować działalność na rynku krajowym.

Recep Tayyip Erdogan przyjmuje obecnie ugodową pozycję wobec Rosji także, dlatego, że nie zamierza odpowiadać na apele organizacji obrony praw człowieka o zakończenie rzezi Kurdów na swoim terytorium. Niejasna jest także rola Turcji w nielegalnym obrocie ropą naftową Państwa Islamskiego. W Europie – szczególnie w Skandynawii – popularny jest nurt włączania etyki do polityki energetycznej. Istnieją środowiska, które krytykują współpracę energetyczną z krajami, które jak Turcja, łamią prawa człowieka. Być może tego również obawia się Ankara. Turkish Stream to oferta mało atrakcyjna, ale nie jedyna, jaką Rosjanie składają. Turkom zależy na realizacji projektu elektrowni jądrowej Akkuyu, w którą zaangażował się rosyjski Rosatom. Także w sektorach transportowym, budowlanym i turystycznym, rola Rosji jest istotna.

Turcy czuli się dotąd najlepiej w pozycji handlarza, który przebierał w ofertach słanych ze Wschodu i Zachodu. W obliczu rosnącego napięcia na Bliskim Wschodzie, problemów na własnym podwórku, oraz nowych wyzwań w regionie, kiedyś będą musieli wybrać między dyktaturą, a reformą. Być może nie stanie się to jeszcze teraz.