Fedorska: Niemcy i ich trudna droga do zielonego wodoru

22 listopada 2021, 07:25 Energetyka

Mimo wszelkich starań medialnych, finansowych i strukturalnych trudno nie zauważyć, że produkcja zielonego wodoru w Niemczech nie ruszyła. Im więcej nadziei wiązanych jest z tym paliwem, tym trudniej jest także dyskutować na temat ewidentnych trudności związanych z rozwojem tej gałęzi energetyki. Poczdamski Instytut Badań nad Wpływem na Klimat (PIK) stwierdził, że olbrzymia większość projektów jeszcze w ogóle nie ruszyła, mimo że opinii publicznej przekazuje się mylne informacje, że już w następnych latach zielony wodór będzie odgrywał istotną rolę w niemieckiej energetyce. Okazuje się, że są to jednak tylko mrzonki – pisze Aleksandra Fedorska, współpracownik BiznesAlert.pl.

Wodór. Fot. Wallpaper Safari
Wodór. Fot. Wallpaper Safari

Dalsza rozbudowa OZE i zielony wodór to naczynia ściśle ze sobą powiązane. W Niemczech OZE nie rozwija się jednak na tyle dynamicznie, by produkować moc wystarczającą do wytwarzania zielonego wodoru. OZE nie jest w stanie zastąpić w Niemczech elektrowni atomowych i węglowych. W 2020 roku nowe instalacje OZE wytworzyły tylko 7,7 mld kWh. Jest to zaledwie 3,4% energii elektrycznej zużywanej w Niemczech. Jednocześnie system energetyczny stracił w zeszłym roku ponad 12% mocy produkcyjnej z powodu zamykania elektrowni konwencjonalnych.

Politycznie jest to bardzo trudne do zakomunikowania, tym bardziej że Niemcy wydały już na propagowanie zielonego wodoru olbrzymie środki finansowe. Falko Ueckerdt z PIK w rozmowie z Niemiecka Siecią Redakcyjna (RND) wyliczył, że ewentualna dyspozycyjność zielonego wodoru i jego wkład rzędu 1% w miks energetyczny Unii Europejskiej będzie jedynie do osiągnięcia, gdyby produkcja zielonego wodoru wzrosła o 70% do 2030 roku. Biorąc pod uwagę aktualną sytuację, jest to nie do zrealizowania. Większość hucznie ogłaszanych projektów wodorowych, które miały produkować zielonych wodór od 2023 roku, jeszcze nawet nie doczekało się finalnej decyzji inwestycyjnej. Stan obecny wskazuje na to, że nawet przy najkorzystniejszym scenariuszu rozwoju zielonego wodoru w 2030 roku Niemcy będą musiały importować ⅔ swojego zapotrzebowania na to paliwo, tzn. zielonego wodoru, z zagranicy.

– Wodór jest całkowicie nowym źródłem energii. Staramy się o coś, czego nigdy nie było. Wymaga to stworzenia popytu i podaży, w szczególności koordynacji infrastruktury, a następnie koordynacji międzynarodowej – tłumaczy Ueckerdt.

Ueckerdt i inni naukowcy, a także coraz to głośniej niemiecki przemysł, wskazują na dwie możliwości reakcji na problemy związane z brakiem zielonego wodoru w Niemczech. PIK wzywa do importu tego paliwa, nie podając jednak ani jednego ewentualnego źródła. Kto więc ma dostarczyć Niemcom zielony wodór, jeśli nikt go nie ma? I tu właśnie otwierają się możliwości dla gazu ziemnego. Kopernikus-Projekt Ariadne, w którym brał udział także Falko Ueckerdt wraz z ośmioma innymi naukowcami, zaleca wprowadzenie w obieg tzn. niebieskiego wodoru, wytwarzanego z gazu ziemnego, jako technologii pomostowej do czasu satysfakcjonującego rozwoju zielonego wodoru.

Naukowcy twierdzą, że wodór z paliw kopalnych jest możliwy do przyjęcia jako ograniczona w czasie technologia pomostowa, która ma podlegać certyfikacji, regulacji i uwzględniać ceny emisji. „Tylko w ten sposób jest pewność, że emisje gazów cieplarnianych zostaną faktycznie obniżone, a nie tylko przeniesione. „Niebieski most wodorowy” może w końcu pozwolić na przyjazną dla klimatu transformację wodorową”, przekonuje Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Niebieski wodór ma też swoje plusy, jeśli chodzi o opłacalność. Na giełdzie wodorowej jedna MWh zielonego wodoru kosztowała w zeszłym tygodniu ponad 290 euro. Tymczasem cena jednej MWh niebieskiego wodoru przekroczyła 135 euro, podczas gdy w przypadku konwencjonalnego wodoru było to 130 euro.

Giers: Wodór – trend inwestycyjny XXI wieku? (ANALIZA)