– Politycy koalicji rządzącej Gruzją chcą utrzymać władzę za wszelką cenę, nawet za cenę odcięcia od funduszy zagranicznych czy przekreślenia możliwości integracji z UE – ocenia Agnieszka Filipiak, specjalistka do spraw Kaukazu Południowego i autorka bloga na ten temat, w BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jaka dokładnie jest przyczyna zamieszek w Gruzji?
Agnieszka Filipiak: W połowie lutego grupa posłów Siła Ludu zgłosiła projekt ustawy zobowiązujące media oraz organizacje pozarządowe z ponad 20-procentowym finansowaniem zagranicznym do rejestracji jako agent obcego wpływu. Pomysł dosyć szybko poparła rządząca Gruzją koalicja Gruzińskie Marzenie. Projekt ustawy wywołał społeczne oburzenie poprzez skojarzenia z rosyjską ustawą, przyjętą w 2012 roku. W piątek wyniku protestów ze strony społeczeństwa oraz społeczności międzynarodowej, posłowie odrzucili projekt w drugim czytaniu. (Formalnie do parlamentu wpłynęły dwa wnioski, ale oba miały ten sam cel, różnice dotyczyły szczegółów. Drugi projekt nie był poddany głosowaniu, więc rezygnacja z niego była prostsza).
Skąd wśród gruzińskich ugrupowań wzięły się takie autorytarne skłonności? Gruzini w znacznej większości są przecież zwolennikami integracji z Unią Europejską i są nastawieni antyrosyjsko ze względu na wspomnienia z 2008 roku.
Odpowiedź jest prosta – rządząca Gruzją od 2012 roku koalicja Gruzińskie Marzenie chce zachować władzę i sięga po wszelkie środki,, by osiągnąć ten cel. W Gruzji nigdy nie było tak naprawdę systemu wielopartyjnego. Wcześniej przez lata rządziła partia byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego, obecnie jest to partia miliardera Bidziny Iwaniszwilego. Zmiana władzy sprzed dekady, choć dokonała się w sposób demokratyczny, pociągnęła za sobą czystki w niektórych zakładach pracy, a na wysokim szczeblu politycznym prokuratorskie oskarżenia. Powtórki tych działań boją się rządzący, dlatego zrobią wiele, by do nie przegrać wyborów zaplanowanych na 2024 rok.
Ustawa o rejestrze zagranicznych wpływów była ewidentnie wycelowana w opozycyjne media, które są finansowane z zagranicy, oraz organizacje pozarządowe, pilnujące praworządności, jak Transparency International. Organizacja ta regularnie sprawdza chociażby relacje handlowe Gruzji z Rosją, przyglądała się majątkowi Iwaniszwilego, na ile jest on połączony z oligarchami rosyjskimi. To na pewno nie podoba się rządzącej koalicji. Politycy sięgają po narzędzia autorytarne wtedy, kiedy nie wierzą w demokrację, kiedy nie wierzą, że można przegrać wybory i pozostać na scenie politycznej, a pewnego dnia wrócić do władzy. W tym przypadku politycy koalicji rządzącej Gruzją chcą utrzymać władzę za wszelką cenę, nawet za cenę odcięcia od funduszy zagranicznych czy przekreślenia możliwości integracji z UE.
Czy nie ma sprzeczności pomiędzy aspiracjami gruzińskiego społeczeństwa a działaniami polityków?
Są i to spore, ale to nie znaczy, że koalicja Gruzińskie Marzenie może przez to stracić władzę. Wprawdzie według sondaży zdecydowana większość Gruzinów chce integracji z Unią Europejską, ale nikt nie dopytuje o to, co to dla nich znaczy. Mieszkańcy Gruzji chcą mieć większe możliwości, jeśli chodzi o podjęcie pracy w krajach Unii Europejskiej, ruch bezwizowy, handel, współpracę gospodarczą, natomiast jeśliby spytać Gruzinów o takie wartości jak otwartość, tolerancja na inne wyznania, mniejszości seksualne czy różnorodność etniczną, albo o choćby prawa kobiet, tutaj kwestia byłaby bardziej dyskusyjna.
Nie bez znaczenia są też wydarzenia z ostatniego roku, rosyjska agresja w Ukrainie. Społeczeństwo gruzińskie regularnie słyszy od rządzących oraz prorządowych mediów retorykę antyzachodnią, a prorządowe telewizje to nadal główne źródła informacji w kraju. Główny przekaz to: Zachód – Unia Europejska i Stany Zjednoczone – wywierają presję na rząd w Tbilisi, by utworzył drugi front w wojnie z Rosją. Oczywiście było swoiste oczekiwanie (szczególnie w Polsce myślę), że Gruzja dołączy do sankcji gospodarczych przeciwko Rosji, a przystąpiła tylko do finansowych. Trudno jednak mówić o presji militarnej, ponieważ Gruzja się nigdy nie zbroiła pod kątem zbrojnego odbicia utraconych w 2008 roku prowincji.
Ze względu na nasze zaangażowanie w Ukrainie może trudno nam w to uwierzyć, ale blisko połowa społeczeństwa poparła decyzję rządu, by nie przystępować do sankcji gospodarczych wobec Rosji.
Reasumując, zdecydowana większość społeczeństwa popiera integrację z UE i dążenie do NATO oraz jednoznacznie popiera Ukrainę w walce z Rosją. Trzeba jednak pamiętać, że protesty wybuchają głównie w dużych miastach. Sporo osób jest nadal przekonanych, że przyjęta przez rząd polityka, którą oficjalnie nazywa polityką niedrażnienia Rosji, jest najlepszym rozwiązaniem dla Gruzji.
Jak cała ta historia wpłynie na współpracę Gruzji z Unią Europejską? Kraj ten jest już członkiem Wspólnoty Energetycznej, przez jego terytorium przebiegają szlaki dostaw surowców energetycznych z Morza Kaspijskiego, szczególnie ważne dla Europy w obecnym czasie.
Nie zdziwię się, jeśli ostatnie wydarzenia Gruzińskie Marzenie przedstawi jako formę dialogu ze społeczeństwem. Zareagowało w końcu na protesty i wycofało się z projektu, który budził tyle emocji. Nie jest to równoznaczne z negacją samego pomysłu. Już teraz słychać głosy, że był po prostu problem z komunikacją.
Spór na poziomie politycznym na linii Bruksela-UE trwa od jakiegoś czasu, ale dotyczy to głównie parlamentu, który nie ma przecież uprawnień w sprawach międzynarodowych, i dotyczy głównie stanu zdrowia Saakaszwilego.
Co do współpracy gospodarczej, to nie przewiduję tutaj kryzysów. Unia Europejska nie pyta się zwykle swoich partnerów energetycznych o prawa człowieka czy przestrzeganie zasad demokracji. Ostatnie działania rządu Gruzji na pewno podważą jej ścieżkę do uzyskania statusu kraju kandydującego do Unii Europejskiej, ale kwestia współpracy energetycznej czy handlowej zostanie od tego oddzielona.
Rozmawiał Michał Perzyński
Bornio: Sprawa Sakaszwilego przypomina sagę Julii Tymoszenko (ROZMOWA)