Europejska debata o tym, czy ograniczyć dostawy ropy i gazu z Rosji, skoncentrowała się na kwestiach zobowiązań moralnych i kosztów ekonomicznych. Dyskusje te opierają się na założeniu, że Europa będzie miała stały dostęp do dostaw gazu, o ile będzie kroczyć delikatną linią między wspieraniem Ukrainy a prowokowaniem Władimira Putina – podaje Forbes.
Spór o gaz między Rosją a Europą
– W ostatnich tygodniach Putin zademonstrował chęć użycia broni energetycznej przeciwko Europie, najpierw odcinając dostawy do Polski i Bułgarii, a potem do Finlandii, rzekomo z powodu żądań zapłaty za gaz w rublach. Putin przygotowywał się na ten moment i mamy wszelkie powody, by sądzić, że wolałby raczej pozwolić Europie zamarznąć niż się cofnąć. Może to być sprzeczne z intuicją, ale najlepszym działaniem, jakie Europa może podjąć w celu obrony przed groźbą Putina, jest prewencyjne odcięcie gazu już teraz. Odcięcie rosyjskiego gazu daje teraz europejskiej gospodarce prawie sześć miesięcy na rekonfigurację łańcuchów dostaw, zanim kompromisy obejmą konkurencyjny popyt – czytamy.
– Embargo na gaz to z pewnością zła wiadomość dla europejskiego przemysłu nawozowego. Jednak wpływ na przemysł przetwórczy jest ograniczony dostępnością importu. Taka rekonfiguracja wymaga czasu – istniejące kontrakty wymagają podstawy prawnej do zawieszenia, nowi dostawcy muszą zwiększyć produkcję i zabezpieczyć transport. Nie będzie można dokonać tych zmian w okamgnieniu w środku zimy, kiedy Putin zamknie rurociągi. Warto też zauważyć, że spośród paliw, które Europa importuje z Rosji, Putinowi najtrudniej będzie sprzedać gaz. Statki i tankowce załadowane węglem i ropą można przekierować, podczas gdy możliwość odsprzedaży gazu ziemnego jest ograniczona przez terminale LNG, które są nieliczne w Rosji i których budowa trwa latami – podaje Forbes.
Forbes/Michał Perzyński