KOMENTARZ
Dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk
Ekspert ds. energetyki
Polski Instytut Spraw Międzynarodowych
Uzgodnione kilka dni temu wspólne stanowisko państw członkowskich Unii Europejskiej na Konferencję Stron w Paryżu (COP21) w Polsce zostało poddane wnikliwej analizie językowej. Zamiast proponowanej „dekarbonizacji” w tekście ostatecznie znalazła się „neutralność klimatyczna” (climate neutrality, nie carbon neutrality) i „niskoemisyjna transformacja” (low-carbon transformation). Zmiana semantyki nie ma jednak automatycznego wpływu ani na unijne ambicje, ani tym bardziej na unijne prawo.
W ramach przygotowań do grudniowego szczytu klimatycznego, to właśnie Unia Europejska zadeklarowała najbardziej ambitną redukcję emisji gazów cieplarnianych: 40 proc. do 2030 r. (w porównaniu do roku bazowego 1990). Konkluzje Rady dot. wspólnego mandatu negocjacyjnego przywołują także wprost cel UE określony w Mapie Drogowej 2050, a mianowicie, że do tego czasu Unia ograniczy emisje o 80-95 proc. Przypomnijmy – kluczowym elementem tego komunikatu jest przyszły kształt sektora elektroenergetycznego, który powinien niemal całkowicie zredukować swoje emisje do 2050 r. Mimo, że nie jest to dokument prawnie wiążący (Polska zawetowała go trzy razy), to widać, że UE nie zbacza z obranej przez siebie ścieżki ograniczania emisji. Co więcej, determinację UE wzmocni zapewne to, że globalnie zadeklarowane kontrybucje (dobrowolne zobowiązania poszczególnych państw) jak na razie prowadzą do wzrostu temperatury na koniec tego stulecia o 2,6°C (zamiast maksymalnie o 2°C). Czyli w niedługiej przyszłości trzeba zrobić jeszcze więcej, a bez wątpienia za to „więcej” będą musiały odpowiadać kraje rozwinięte.
Spadku ambicji nie widać także w działaniach wewnątrz UE. Mimo że Wspólnota osiągnie 20-procentową redukcję emisji do 2020 r., to jednak zaostrza acqui communautaire. Już w 2019 r. wejdzie w życie reforma europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych, której celem – w pewnym uproszczeniu – jest wywindowanie cen uprawnień i zmniejszenie konkurencyjności energii elektrycznej produkowanej z węgla. Przeciwne takim działaniom państwa członkowskie, w tym Polska, nie były w stanie zebrać mniejszości blokującej. Warto tu podkreślić, że utrzymanie wysokich cen uprawnień jest priorytetem wielu państw w UE i uzgodniona właśnie reforma jest tylko krokiem w kierunku dalszych zmian (już dyskutowanych) systemu ETS w kolejnym okresie rozliczeniowym.
Modyfikacja narracji w zakresie polityki klimatycznej jest zatem drobnym ustępstwem na rzecz Polski, ale nie utożsamiajmy jej ze zmianą ambicji w procesie globalnych negocjacji, ze zmianą w ramach ETS, czy też w innych obszarach. Zasady gry w polityce klimatycznej i energetycznej, które będą wpływać na polski przemysł, polską energetykę, ale także inne sektory (non-ETS) są i będą nadal wykuwane w trudnym i żmudnym procesie decyzyjnym w UE.