Wójcik: Bitwa gazowa o Bałkany oznacza koniec dominacji Rosji

16 listopada 2023, 07:30 Energetyka

– Bułgarzy zapewnili Rosjanom dominującą rolę w handlu gazem ziemnym importowanym przez Turcję i przesyłanym przez gazociąg Turkish Stream. Jednak obecny, konserwatywno-prawicowy rząd w Sofii postanowił skończyć z rosyjską dominacją gazową na Bałkanach – pisze Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.

Gazociągi na Bałkanach. Grafika: OSW

Zaczęło się od tego, że na początku tego roku Bułgaria zawarła umowę gazową z Turcją. Państwowy koncern Bulgargaz w ramach tej umowy zapewnił swojemu partnerowi, tureckiej spółce Botaş korzystanie z bułgarskich gazociągów dystrybucyjnych co oznaczało ich połączenie z gazociągiem Turkish Stream. Dzięki temu umowa zapewniła dużą korzyść również spółce Botaş: mozliwość zawierania lokalnych umów na dostawy gazu rosyjskiego do sieci lokalnych węgierskiej firmy MVM, rumuńskiej OMV Petrom i mołdawskiej East Energy Gas Trading.Gaz dostarczany przez Botaş do tych lokalnych sieci był atrakcyjny, z uwagi na bardzo niską cenę.

Eksperci jeszcze przed zawarciem umowy ostrzegali, że umowa ta de facto zapewnia korzyści nie tylko Turcji. Także Rosjanom oferuje wszystkie warunki, aby stali się dominującym dostawcą gazu dla Europy Południowo-Wschodniej i Bałkanów Zachodnich. Ponieważ w umowie Botaş – Bulgargas jest m.in. zapis, że cena gazu dostarczanego przez turecką spółkę będzie niższa dla konsumentów o 32,5 procent od cen gazu na detalicznych rynkach gazu na Bałkanach Zachodnich i na Węgrzech. Jak zwykle, cała treść umowy stanowiła tajemnicę handlową, jednak dwa biura informacji gospodarczej ( słoweńskie Coface-Info oraz chorwackie Iskra.hr) dysponują „cenową” częścią tej umowy.

Węgierskie biuro informacji i badań gospodarczych ICIS dysponuje potwierdzeniem, że gaz dostarczany gazociągiem Turkish Stream jest na pewno gazem rosyjskim. – Gaz dostarczany do Bułgarii przez Turkish Stream, pochodzi z podmorskiej rury o tej samej nazwie i która ma początek w Rosji – powiedziała portalowi Politico Aura Săbăduș, starszy analityk w firmie badawczej ICIS. – Co prawda Bułgaria importuje gaz z Grecji interkonektorem IGB, ale to jest zaledwie 1 mld m sześc.błękitnego paliwa transportowanego albo z SFRU Revithoussa, albo z gazociągu TAP. Większą część, około 2,5 – 3 mld m sześc. gazu Bułgarzy kupują od tureckiej firmy Botaş, ale jak już powiedziałam, jest to gaz rosyjski – dodaje Aura Săbăduș.

Innego gazu do tej rury fizycznie nie ma jak wpompować. To fakt, Turkish Stream zaczyna się w Rosji zaczynając od tłoczni w pobliżu Anapa. Następnie biegnie pod Morzem Czarnym prawie 230 km na wodach rosyjskich, a następnie na wodach tureckich około 700 km. Gazociąg „ląduje” na terenie Turcji i dochodzi do miejscowości Kıyıköy na północny zachód od Stambułu. To bardzo blisko granicy z Bułgarią, gdzie przez interkonektor gaz przechodzi do drugiej „europejskiej” części rury także pod nazwą Turkish Stream. Składającej się z kolejnych odcinków w Bułgarii, Serbii, na Węgrzech. Skąd jest już obecnie możliwość – na razie teoretyczna z powodu sankcji – przesyłu do Austrii i węzła w Baumgarten.

Jednak nowy prawicowo-konserwatywny rząd Bułgarii zapowiedział w ubiegłym miesiącu, że wprowadzi podatek od całego importu rosyjskiego gazu, który jest wtłaczany do Turkish Stream na granicy turecko-bułgarskiej. W ten sposób nowy rząd w Sofii zamierza realnie udowodnić swoją przynależność do Unii Europejskie i do NATO w obliczu konfrontacji z Putinem. – Nasza polityka obecnie polega na tym, aby położyć kres uzależnieniu naszego przemysłu od paliw z Rosji – odpowiedział bułgarski minister finansów Asen Wasilew. Dodał, że to opodatkowanie „drastycznie” zmniejszy rosyjskie zyski z gazu. Co oczywiście bardzo podniesie ceny gazu dla odbiorców końcowych.
To niespodziewane posunięcie rozwścieczyło prorosyjskiego prezydenta Bułgarii Rumena Radewa. Skierował kilka dni temu do bułgarskiego Sądu Najwyższego ustawę o opodatkowaniu Turkish Stream do sprawdzenia jej zgodności z prawem. Spodziewa się, że ustawa okaże się niezgodna z prawem.

Jeszcze przed oddaniem do użytku Turkish Stream uparcie pojawiały się informacje, że gaz dostarczany tym gazociągiem jest to gaz „turecki”, który Botaş kupuje z Iranu, Azerbejdżanu lub jest to regazyfikowany LNG, który jest importowany przez Turcję do jej terminali na wybrzeżach Morza Czarnego i Morza Marmara z zaprzyjaźnionego Kataru. Jest to jednak zupełne kłamstwo. Po pierwsze żaden LNG nie ma tak niskich cen, aby mógł być sprzedawny tak tanio jak gaz z Turkish Stream.

– Po drugie, nie ma żadnych instalacji, aby można było wtłoczyć do tej rury gaz pochodzący od innego dostawcy niż rosyjski – wyjaśnia Aura Săbăduș. Ekspertka twierdzi, że gazociąg turecko-bułgarski ma przepustowość około 15,75 mld.m sześc. gazu rocznie. Co oznacza, że Moskwa mogłaby dysponować zasobami pozwalającymi zaspokoić całe zapotrzebowanie Europy Południowo-Wschodniej i uzupełniać rynek Europy Srodkowej. Eliminując całą konkurencję.

Rząd bułgarski przyznał, że poprzednicy nie powinni byli podpisywać takiej niekorzystnej umowy i trzeba w tej sprawie wszcząć śledztwo. Problem w tym, że obecny rząd bułgarski ma związane ręce. Nawet, jesli udowodni Turkom, że gaz jest pochodzenia rosyjskiego to umowa jest tak sformułowana, że gdyby strona bułgarska od niej odstąpiła – będzie musiała Turkom płacić za nieodebrany gaz około 1,5 miliardów euro rocznie. Umowa z Botaş była podpisana na zasadzie „Bierz lub płać”. Wzorem kontraktów z Rosjanami.

Serbia i Węgry, które nie podporządkowały się zachodnim apelom o rezygnację z rosyjskiego gazu, bardzo niepokoją się obecnie realną perspektywą morderczej podwyżki cen gazu z Turkish Stream obłożonego bułgarskim wysokim podatkiem. Bo to już nie będzie bardzo tani gaz. Obydwa kraje we wspólnym oświadczeniu natychmiast potępiły Bułgarię.

András Gyürk, poseł do Parlamentu Europejskiego z rządzącej na Węgrzech partii Fidesz, powiedział, że „decyzja Bułgarii podważa bezpieczeństwo energetyczne państw członkowskich UE”. Ostrzegł, że może być zagrożone 55 procent zaopatrzenia w gaz całego regionu. Spowoduje to duży skok cen gazu „w przeddzień zimy.” Nazwał posunięcie Bułgarii „wrogim wobec sąsiadów”. Prezydent Serbii Aleksandar Vučić był bardziej konkretny i bardziej stonowany. Stwierdził, że wysoki podatek bułgarski jest dużym problemem, ponieważ może podnieść cenę gazu nawet o 100 euro za każdy tys.m sześc. gazu. Ale położenie Serbii jest znacznie łatwiejsze, niż Węgier – dał niejako do zrozumienia Vučić. Serbsko-bułgarski interkonektor o przepustowości 1,8 mld m sześc. gazu rocznie z możliwością szybkiej rozbudowy do 3,6 mld m sześc. jest w końcowej fazie budowy. Umożliwi Serbii pozyskiwanie azerskiego gazu z gazociągu TAP ( azerskiego) oraz z greckich SFRU ( Revithoussa albo niemal już gotowy terminal pływający w Aleksandropolis).

Sikora: LNG z USA ratuje Europę pomimo sporu z jednym z dostawców znanym z Polski