icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Łukaszewska-Trzeciakowska: Trwa gra strachem na rynku gazu i węgla (ROZMOWA)

– Martwi mnie gra niektórych podmiotów, które chcą wymusić przyspieszenie negocjacji kosztem gorszych warunków kontraktowych dla polskich podmiotów. One grają strachem – mówi Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, wiceminister klimatu i środowiska RP w rozmowie z BiznesAlert.pl. Odnosi się w ten sposób do głosów przestrzegających przed niedoborami gazu oraz węgla w Polsce.

BiznesAlert.pl: Dlaczego dopłaty rządowe do paliw nie zawierają cenzusu majątkowego jak np. dodatek osłonowy?

Anna Łukaszewska-Trzeciakowska: Słuszne embargo na węgiel z Rosji dotyka wszystkie gospodarstwa domowe. Faktem jest jednak, że nowe wsparcie w dużej mierze pokrywa się pod względem adresatów z dodatkiem osłonowym. Jednakże z powodu potrzeby najszybszego zabezpieczenia naszych obywateli wprowadziliśmy rozwiązanie, aby z jednej strony wspierało naszych obywateli, a z drugiej by nie zmuszać gminy do wykonania tej samej pracy na rzecz weryfikacji odbiorców, która sprawiłaby, że dodatki dotarłyby do ludzi w styczniu czy lutym. Pomijam już koszty przeprowadzenia analizy dochodowej beneficjentów dodatku węglowego. Bardziej istotne jest że wszyscy objęci są embargiem i, że pomoc musi być udzielona przed sezonem grzewczym.

Wysokość pozostałych dopłat jest uwarunkowana wartością kaloryczną paliwa, tak żeby wszystkie podwyżki zostały ograniczone na relatywnie podobnym poziomie. Wzięliśmy pod uwagę kaloryczność i ceny w każdym z przypadków zakładając, że ogrzewamy podobną powierzchnię, liczbę mieszkańców, czyli mniej więcej 70 m kwadratowych i cztery osoby na gospodarstwo domowe. Założyliśmy, że podwyżka na rachunku nie może przekroczyć 40 procent podobnie jak w ogrzewaniu. Chcemy złagodzić podwyżki cen. Inaczej byłyby dużo większe. Sektor gazowy jest objęty wsparciem od stycznia tego roku. Odbiorcy końcowi, wrażliwi i gospodarstwa domowe mają zredukowany VAT i taryfę, która jest obniżona i do tej pory kosztuje budżet państwa prawie 5,9 mld zł – tę różnicę wypłaciliśmy sprzedawcom gazu. 

Jak ma działać ograniczenie wzrostu cen ciepła o 40 procent?

Zaproponowany przez nas mechanizm oparliśmy o średnie ceny ciepła obowiązujące w 2021 roku. Założyliśmy, że ceny wytwarzania ciepła mogą częściowo wzrosnąć. Dopuszczalny jest wzrost cen wytwarzania ciepła o ok. 60 procent od cen publikowanych przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki za 2021 rok. Mając na uwadze fakt, że cena wytwarzania przekłada się na rachunek odbiorcy w ok. 70 procentach, oznacza to, że wzrost ceny dla odbiorcy powinien zostać ograniczony na poziomie ok. 40 procent. Wartości te mogą się jednak różnić dla poszczególnych paliw, a mamy różne zestawienia paliw w ciepłowniach i różne taryfy. Ciepłownictwo systemowe jest niezwykle złożone. Oznacza to, że istotna grupa odbiorców nie otrzyma tak wysokich podwyżek i w konsekwencji nie dotrze do poziomu wymagającego interwencji państwa, czyli u nich potencjalne podwyżki będą niższe. Będą też takie podmioty, które bez interwencji Rządu miałyby dużo większe podwyżki i one otrzymają to wsparcie, aby na rachunku ostatecznie obywatel nie płacił pełnej stawki wynikającej z kosztów wytwórcy ciepła. Projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie niektórych źródeł ciepła w związku z sytuacja na rynku paliw jest praktycznie gotowy. Pracujemy nad tym, żeby Rada Ministrów przyjęła go jeszcze w sierpniu i na pierwszym posiedzeniu Sejmu we wrześniu chcemy go procedować dalej. 

Najpierw został przyjęty dodatek węglowy, teraz jest rozszerzany na wszystkie paliwa. Dlaczego?

Od początku mieliśmy świadomość, że będziemy mogli mieć do czynienia z podwyżkami w ciepłownictwie w Polsce, które jest najbardziej rozbudowane w Europie. Ceny węgla wymagały interwencji państwa. Najpierw zajęliśmy się paliwem objętym embargiem, bo chcieliśmy aby obywatele którzy się ogrzewają węglem mieli pewność że go kupią sprawnie. To są odbiorcy najbardziej wrażliwi ekonomicznie, im to wsparcie bardzo szybko było potrzebne. W drugiej kolejności musieliśmy się zająć innymi nośnikami energii oraz ciepłownictwem, który jest systemem bardzo skomplikowanym, z generacją od małych ciepłowni niekoncesjonowanych po duże elektrociepłownie w miastach wojewódzkich. Oprócz ich skali zróżnicowane są też paliwa wykorzystywane do produkcji ciepła. Polskie ciepłownictwo w 70 procentach oparte jest o węgiel, jednakże rzadko jest tak, że dana ciepłownia używa tylko jednego paliwa. Tam wchodzi biomasa, metan kopalniany, gaz ziemny, olej opałowy. Te miksy są skomplikowane, poziomy cenowe – różne, a zatem procedura wyznaczania taryfy przez URE, czy cennika dla podmiotów niekoncesjonowanych nie jest łatwa do oszacowania. Wypracowanie tych rozwiązań wymagało więcej czasu. 

W drugim kroku zdecydowaliśmy zająć się pozostałymi nośnikami ciepła, mając świadomość że najbardziej wrażliwi odbiorcy to ci, którzy nie mogli lub nie zdążyli wymienić pieców, którzy nie mogli skorzystać z pomocy NFOŚiGW, nie mieli pieniędzy na wkład własny. Dopiero ostatnia tura legislacji zwiększyła dopłaty, tak aby każde praktycznie gospodarstwo domowe mogło skorzystać z programów wymiany źródła ciepła czy termomodernizacji i jednocześnie aby mieli odbiorcy pewność, że będą w stanie kupić paliwo.

Czy wiadomo ile kosztuje drugi etap wsparcia?

To mniej więcej 9 mld 200 mln zł z założoną rezerwą.

Jak znaleźć złoty środek pomiędzy wydatkami na pomoc społeczną tego rodzaju a obciążeniem budżetowym?

To nie jest pomoc społeczna, to interwencja państwa w sytuacji, gdy ceny nośników energii nie są rynkowe. Zaburzenie rynku przez politykę klimatyczną, odbicie po pandemii COVID-19 i spadek dostaw gazu przez Nord Stream 1, ale głównym czynnikiem jest przede wszystkim atak Rosji na Ukrainę. To czarny łabędź, a właściwie całe ich stado, którego nikt się nie spodziewał. Cały rynek paliw i nośników energii jest przez niego mocno zaburzony i stąd wynikają te wysokie ceny. A zatem jest wprowadzana interwencja państwa, a nie osłona socjalna. Ma zmitygować emocje na rynku i rekompensować zaburzenia rynkowe. Taka jest obecnie rola państwa, jako interwenta.

Jak długo mogą trwać te zaburzenia?

Oby jak najkrócej, nie jesteśmy w stanie w tej chwili tego przewidzieć. Tak długo, jak trwa wojna, łańcuchy będą nadwyrężone, ale możliwe do przekierowania, będziemy reagować na tyle dynamicznie na ile otoczenie nam będzie pozwalać. Mam nadzieję, że sankcje zadziałają na agresora i ta wojna dla Ukraińców oraz dla nas szczęśliwie się skończy.

Pojawiają się obawy, że w Polsce zabraknie węgla przez wąskie gardła infrastrukturalne polskich portów i kolei. Czy tak może być?

Trzy razy w tygodniu zbiera się zespół międzyresortowy i on śledzi sytuację. Są już podejmowane pewne działania mające zwiększyć przepustowość portów. Mówił o tym wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk, który uwolnił kolejne nabrzeże, które dotychczas nie zajmowało się  węglem, a już się nim zajmuje. Nie będzie to łatwy proces , ale robimy wszystko, aby węgla było pod dostatkiem. Trwają też wysiłki Polskiej Grupy Górniczej, Bogdanki i Taurona na rzecz zwiększenia wydobycia.

Czy w najczarniejszym scenariuszu może nam zabraknąć węgla? 

Nie przewidujemy, aby zabrakło węgla w Polsce. Nawiasem mówiąc, od posłów słyszałam tezę, że Polska Grupa Górnicza nie ma węgla na składach. Tymczasem ona zmieniła sposób dystrybucji. Najważniejszym kanałem zamawiania paliwa jest sklep internetowy PGG, który utrudnia spekulację. Węgiel jest dowożony na skład tak, aby gospodarstwa domowe i detaliczny nabywca mógł go bez przeszkód kupić. Jeśli obywatel zamówi ten węgiel przez Internet, to będzie mógł go odebrać ze składu po kilkudziesięciu godzinach. Zmiana modelu dystrybucji zmieniła ilość węgla na składach dla pośredników. Ma on wykluczyć, że ktoś z tego składu wykupi zbyt duże ilości na zapas i potem będzie sprzedawał z dużą marżą.

Czy będziemy potrzebować szczególnej koordynacji UE aby wykorzystać porty w Niemczech, Holandii które nie są ograniczone mniejszym tonażem statków jak porty za Cieśninami Duńskimi, czyli na Bałtyku?

Jeśli teraz zechcemy korzystać giełdy ARA czy portów niemieckich to może być kłopot, bo Niemcy uruchamiają kolejne elektrownie węglowe, więc oni też sprowadzają węgiel. My się skupiamy na udrożnieniu polskich portów, bo tam jest wciąż przestrzeń do działania. Należy skoordynować trzy elementy: statek który dopłynie na czas, port z infrastrukturą, a do tego kolej, która wywiezie węgiel, aby nie leżał w portach. To ta sama infrastruktura, choć należy zmienić wektor dostaw. Eksportowaliśmy już węgiel koksowy, więc jest infrastruktura w Trójmieście i Świnoujściu. Porty organizują sobie także nową, jeżeli jest tak potrzebna.

Czy do koordynacji będzie potrzebna odrębna instytucja?

Raczej skupiamy się na tym, aby koordynować działania roboczo, aby co jakiś czas weryfikować je w naszym zespole. 

Wobec faktu, że nie ma pełnej kontraktacji gazociągu Baltic Pipe, pojawiają się głosy, że ktoś popełnił błąd, że powinniśmy mieć zamówienia na całą przepustowość, a były wiceprezes PGNiG Marek Kosowski zaapelował nawet o komisję śledczą w tej sprawie. Czy jest się czego obawiać?

Założenie było takie: Baltic Pipe ma ruszyć na koniec roku, kiedy skończy się kontrakt jamalski. Ono uległo diametralnej zmianie, bo Rosjanie nas odcięli i nic się nie stało, okazało się, że gaz był, że zwiększamy zaopatrzenie. Ustawa w tej sprawie przeszła trochę bez echa, a wprowadza ważne rozwiązania: możliwość zawieszenia obligo, wydłużenie okresu na jaki należy gromadzić zapasy z 40 do 50 dni i regulacja taryfy na niższym poziomie do 2027 roku. Jeśli chodzi o kontraktację, to chodzi przede wszystkim o dostawy od stycznia przyszłego roku, ale nie mogę i nie chcę się wypowiadać na temat negocjacji PGNiG. Mogę tylko zdradzić, że są zaawansowane. Niebawem zostaną zapewne ogłoszone ich efekty. Martwi mnie natomiast gra niektórych podmiotów, które chcą wymusić przyspieszenie negocjacji kosztem gorszych warunków kontraktowych dla polskich podmiotów. One grają strachem, jak w przypadku informacji o tym, że Tauron zaraz wyłączy Elektrownię Jaworzno, bo tam nie ma węgla albo są w nim śruby, a w tle toczą się negocjacje z kontrahentem. Kiedy słyszę, że kontrakty Baltic Pipe nie zostały domknięte, że nie będzie w Baltic Pipe gazu, to mam wrażenie, że jest tam element gry biznesowej, w którą ochoczo wpisują się niektórzy posłowie. Wiadomo, jak się kończą negocjacje pod presją własnego otoczenia. To są za duże kontrakty, aby publicznie o nich mówić na etapie rozmów.

Czy należy zatem czekać na wieści do Nowego Roku?

Nie mogę się wypowiadać na ten temat. Mamy w pełni zapełnionie magazyny, a nawet zaczęliśmy dotłaczać go więcej przygotowując się pod ich rozbudowę. Mamy dostawy na bieżąco z różnych kierunków, mamy połączenia gazowe, mamy własne wydobycie. To jest dobrze zaplanowane, dajmy pracować negocjatorom w ramach tajemnic handlowych, nie stosujmy panicznej narracji niepotrzebnie, aby umowy były lepsze i bezpieczniejsze, a nie jak najszybciej. 

Czy możliwe są negocjacje w sprawie kontraktów Baltic Pipe pakietowe z użyciem argumentu morskiej energetyki wiatrowej w Polsce?

To pytanie spoza zakresu moich kompetencji w MKiŚ.

Czy w najczarniejszym scenariuszu całkowitego odcięcia dostaw gazu z Rosji w Polsce będą też ograniczenia zużycia gazu?

Nie, w tej chwili w ogóle nie przewidujemy takiej możliwości, jesteśmy bezpieczni i wiele osób pracuje nad tym, abyśmy byli jeszcze bardziej bezpieczni w średnim i długim terminie.

Czy podzielimy się gazem z sąsiadami?

Uważamy, że potrzebna jest prawdziwa solidarność. Chcemy, żeby Europa wykazywała ją wobec nas. Dyskutujemy na temat reformy handlu uprawnieniami do emisji CO2, przynajmniej zawieszenia jego i usunięcia spekulacji. Uważamy, że solidarność powinna obowiązywać przede wszystkim wobec słabych. Wydaliśmy pisemne oświadczenie, że jesteśmy przeciwko obowiązkowym redukcjom zużycia gazu zaproponowanym przez Komisję Europejską i to wybrzmiało. Najważniejsze jest bezpieczeństwo, żeby Polacy mieli gaz, żebyśmy byli bezpieczni. 

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Anna Moskwa: Polska jest przygotowana na każdy scenariusz na rynku gazu (ROZMOWA)

– Martwi mnie gra niektórych podmiotów, które chcą wymusić przyspieszenie negocjacji kosztem gorszych warunków kontraktowych dla polskich podmiotów. One grają strachem – mówi Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, wiceminister klimatu i środowiska RP w rozmowie z BiznesAlert.pl. Odnosi się w ten sposób do głosów przestrzegających przed niedoborami gazu oraz węgla w Polsce.

BiznesAlert.pl: Dlaczego dopłaty rządowe do paliw nie zawierają cenzusu majątkowego jak np. dodatek osłonowy?

Anna Łukaszewska-Trzeciakowska: Słuszne embargo na węgiel z Rosji dotyka wszystkie gospodarstwa domowe. Faktem jest jednak, że nowe wsparcie w dużej mierze pokrywa się pod względem adresatów z dodatkiem osłonowym. Jednakże z powodu potrzeby najszybszego zabezpieczenia naszych obywateli wprowadziliśmy rozwiązanie, aby z jednej strony wspierało naszych obywateli, a z drugiej by nie zmuszać gminy do wykonania tej samej pracy na rzecz weryfikacji odbiorców, która sprawiłaby, że dodatki dotarłyby do ludzi w styczniu czy lutym. Pomijam już koszty przeprowadzenia analizy dochodowej beneficjentów dodatku węglowego. Bardziej istotne jest że wszyscy objęci są embargiem i, że pomoc musi być udzielona przed sezonem grzewczym.

Wysokość pozostałych dopłat jest uwarunkowana wartością kaloryczną paliwa, tak żeby wszystkie podwyżki zostały ograniczone na relatywnie podobnym poziomie. Wzięliśmy pod uwagę kaloryczność i ceny w każdym z przypadków zakładając, że ogrzewamy podobną powierzchnię, liczbę mieszkańców, czyli mniej więcej 70 m kwadratowych i cztery osoby na gospodarstwo domowe. Założyliśmy, że podwyżka na rachunku nie może przekroczyć 40 procent podobnie jak w ogrzewaniu. Chcemy złagodzić podwyżki cen. Inaczej byłyby dużo większe. Sektor gazowy jest objęty wsparciem od stycznia tego roku. Odbiorcy końcowi, wrażliwi i gospodarstwa domowe mają zredukowany VAT i taryfę, która jest obniżona i do tej pory kosztuje budżet państwa prawie 5,9 mld zł – tę różnicę wypłaciliśmy sprzedawcom gazu. 

Jak ma działać ograniczenie wzrostu cen ciepła o 40 procent?

Zaproponowany przez nas mechanizm oparliśmy o średnie ceny ciepła obowiązujące w 2021 roku. Założyliśmy, że ceny wytwarzania ciepła mogą częściowo wzrosnąć. Dopuszczalny jest wzrost cen wytwarzania ciepła o ok. 60 procent od cen publikowanych przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki za 2021 rok. Mając na uwadze fakt, że cena wytwarzania przekłada się na rachunek odbiorcy w ok. 70 procentach, oznacza to, że wzrost ceny dla odbiorcy powinien zostać ograniczony na poziomie ok. 40 procent. Wartości te mogą się jednak różnić dla poszczególnych paliw, a mamy różne zestawienia paliw w ciepłowniach i różne taryfy. Ciepłownictwo systemowe jest niezwykle złożone. Oznacza to, że istotna grupa odbiorców nie otrzyma tak wysokich podwyżek i w konsekwencji nie dotrze do poziomu wymagającego interwencji państwa, czyli u nich potencjalne podwyżki będą niższe. Będą też takie podmioty, które bez interwencji Rządu miałyby dużo większe podwyżki i one otrzymają to wsparcie, aby na rachunku ostatecznie obywatel nie płacił pełnej stawki wynikającej z kosztów wytwórcy ciepła. Projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie niektórych źródeł ciepła w związku z sytuacja na rynku paliw jest praktycznie gotowy. Pracujemy nad tym, żeby Rada Ministrów przyjęła go jeszcze w sierpniu i na pierwszym posiedzeniu Sejmu we wrześniu chcemy go procedować dalej. 

Najpierw został przyjęty dodatek węglowy, teraz jest rozszerzany na wszystkie paliwa. Dlaczego?

Od początku mieliśmy świadomość, że będziemy mogli mieć do czynienia z podwyżkami w ciepłownictwie w Polsce, które jest najbardziej rozbudowane w Europie. Ceny węgla wymagały interwencji państwa. Najpierw zajęliśmy się paliwem objętym embargiem, bo chcieliśmy aby obywatele którzy się ogrzewają węglem mieli pewność że go kupią sprawnie. To są odbiorcy najbardziej wrażliwi ekonomicznie, im to wsparcie bardzo szybko było potrzebne. W drugiej kolejności musieliśmy się zająć innymi nośnikami energii oraz ciepłownictwem, który jest systemem bardzo skomplikowanym, z generacją od małych ciepłowni niekoncesjonowanych po duże elektrociepłownie w miastach wojewódzkich. Oprócz ich skali zróżnicowane są też paliwa wykorzystywane do produkcji ciepła. Polskie ciepłownictwo w 70 procentach oparte jest o węgiel, jednakże rzadko jest tak, że dana ciepłownia używa tylko jednego paliwa. Tam wchodzi biomasa, metan kopalniany, gaz ziemny, olej opałowy. Te miksy są skomplikowane, poziomy cenowe – różne, a zatem procedura wyznaczania taryfy przez URE, czy cennika dla podmiotów niekoncesjonowanych nie jest łatwa do oszacowania. Wypracowanie tych rozwiązań wymagało więcej czasu. 

W drugim kroku zdecydowaliśmy zająć się pozostałymi nośnikami ciepła, mając świadomość że najbardziej wrażliwi odbiorcy to ci, którzy nie mogli lub nie zdążyli wymienić pieców, którzy nie mogli skorzystać z pomocy NFOŚiGW, nie mieli pieniędzy na wkład własny. Dopiero ostatnia tura legislacji zwiększyła dopłaty, tak aby każde praktycznie gospodarstwo domowe mogło skorzystać z programów wymiany źródła ciepła czy termomodernizacji i jednocześnie aby mieli odbiorcy pewność, że będą w stanie kupić paliwo.

Czy wiadomo ile kosztuje drugi etap wsparcia?

To mniej więcej 9 mld 200 mln zł z założoną rezerwą.

Jak znaleźć złoty środek pomiędzy wydatkami na pomoc społeczną tego rodzaju a obciążeniem budżetowym?

To nie jest pomoc społeczna, to interwencja państwa w sytuacji, gdy ceny nośników energii nie są rynkowe. Zaburzenie rynku przez politykę klimatyczną, odbicie po pandemii COVID-19 i spadek dostaw gazu przez Nord Stream 1, ale głównym czynnikiem jest przede wszystkim atak Rosji na Ukrainę. To czarny łabędź, a właściwie całe ich stado, którego nikt się nie spodziewał. Cały rynek paliw i nośników energii jest przez niego mocno zaburzony i stąd wynikają te wysokie ceny. A zatem jest wprowadzana interwencja państwa, a nie osłona socjalna. Ma zmitygować emocje na rynku i rekompensować zaburzenia rynkowe. Taka jest obecnie rola państwa, jako interwenta.

Jak długo mogą trwać te zaburzenia?

Oby jak najkrócej, nie jesteśmy w stanie w tej chwili tego przewidzieć. Tak długo, jak trwa wojna, łańcuchy będą nadwyrężone, ale możliwe do przekierowania, będziemy reagować na tyle dynamicznie na ile otoczenie nam będzie pozwalać. Mam nadzieję, że sankcje zadziałają na agresora i ta wojna dla Ukraińców oraz dla nas szczęśliwie się skończy.

Pojawiają się obawy, że w Polsce zabraknie węgla przez wąskie gardła infrastrukturalne polskich portów i kolei. Czy tak może być?

Trzy razy w tygodniu zbiera się zespół międzyresortowy i on śledzi sytuację. Są już podejmowane pewne działania mające zwiększyć przepustowość portów. Mówił o tym wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk, który uwolnił kolejne nabrzeże, które dotychczas nie zajmowało się  węglem, a już się nim zajmuje. Nie będzie to łatwy proces , ale robimy wszystko, aby węgla było pod dostatkiem. Trwają też wysiłki Polskiej Grupy Górniczej, Bogdanki i Taurona na rzecz zwiększenia wydobycia.

Czy w najczarniejszym scenariuszu może nam zabraknąć węgla? 

Nie przewidujemy, aby zabrakło węgla w Polsce. Nawiasem mówiąc, od posłów słyszałam tezę, że Polska Grupa Górnicza nie ma węgla na składach. Tymczasem ona zmieniła sposób dystrybucji. Najważniejszym kanałem zamawiania paliwa jest sklep internetowy PGG, który utrudnia spekulację. Węgiel jest dowożony na skład tak, aby gospodarstwa domowe i detaliczny nabywca mógł go bez przeszkód kupić. Jeśli obywatel zamówi ten węgiel przez Internet, to będzie mógł go odebrać ze składu po kilkudziesięciu godzinach. Zmiana modelu dystrybucji zmieniła ilość węgla na składach dla pośredników. Ma on wykluczyć, że ktoś z tego składu wykupi zbyt duże ilości na zapas i potem będzie sprzedawał z dużą marżą.

Czy będziemy potrzebować szczególnej koordynacji UE aby wykorzystać porty w Niemczech, Holandii które nie są ograniczone mniejszym tonażem statków jak porty za Cieśninami Duńskimi, czyli na Bałtyku?

Jeśli teraz zechcemy korzystać giełdy ARA czy portów niemieckich to może być kłopot, bo Niemcy uruchamiają kolejne elektrownie węglowe, więc oni też sprowadzają węgiel. My się skupiamy na udrożnieniu polskich portów, bo tam jest wciąż przestrzeń do działania. Należy skoordynować trzy elementy: statek który dopłynie na czas, port z infrastrukturą, a do tego kolej, która wywiezie węgiel, aby nie leżał w portach. To ta sama infrastruktura, choć należy zmienić wektor dostaw. Eksportowaliśmy już węgiel koksowy, więc jest infrastruktura w Trójmieście i Świnoujściu. Porty organizują sobie także nową, jeżeli jest tak potrzebna.

Czy do koordynacji będzie potrzebna odrębna instytucja?

Raczej skupiamy się na tym, aby koordynować działania roboczo, aby co jakiś czas weryfikować je w naszym zespole. 

Wobec faktu, że nie ma pełnej kontraktacji gazociągu Baltic Pipe, pojawiają się głosy, że ktoś popełnił błąd, że powinniśmy mieć zamówienia na całą przepustowość, a były wiceprezes PGNiG Marek Kosowski zaapelował nawet o komisję śledczą w tej sprawie. Czy jest się czego obawiać?

Założenie było takie: Baltic Pipe ma ruszyć na koniec roku, kiedy skończy się kontrakt jamalski. Ono uległo diametralnej zmianie, bo Rosjanie nas odcięli i nic się nie stało, okazało się, że gaz był, że zwiększamy zaopatrzenie. Ustawa w tej sprawie przeszła trochę bez echa, a wprowadza ważne rozwiązania: możliwość zawieszenia obligo, wydłużenie okresu na jaki należy gromadzić zapasy z 40 do 50 dni i regulacja taryfy na niższym poziomie do 2027 roku. Jeśli chodzi o kontraktację, to chodzi przede wszystkim o dostawy od stycznia przyszłego roku, ale nie mogę i nie chcę się wypowiadać na temat negocjacji PGNiG. Mogę tylko zdradzić, że są zaawansowane. Niebawem zostaną zapewne ogłoszone ich efekty. Martwi mnie natomiast gra niektórych podmiotów, które chcą wymusić przyspieszenie negocjacji kosztem gorszych warunków kontraktowych dla polskich podmiotów. One grają strachem, jak w przypadku informacji o tym, że Tauron zaraz wyłączy Elektrownię Jaworzno, bo tam nie ma węgla albo są w nim śruby, a w tle toczą się negocjacje z kontrahentem. Kiedy słyszę, że kontrakty Baltic Pipe nie zostały domknięte, że nie będzie w Baltic Pipe gazu, to mam wrażenie, że jest tam element gry biznesowej, w którą ochoczo wpisują się niektórzy posłowie. Wiadomo, jak się kończą negocjacje pod presją własnego otoczenia. To są za duże kontrakty, aby publicznie o nich mówić na etapie rozmów.

Czy należy zatem czekać na wieści do Nowego Roku?

Nie mogę się wypowiadać na ten temat. Mamy w pełni zapełnionie magazyny, a nawet zaczęliśmy dotłaczać go więcej przygotowując się pod ich rozbudowę. Mamy dostawy na bieżąco z różnych kierunków, mamy połączenia gazowe, mamy własne wydobycie. To jest dobrze zaplanowane, dajmy pracować negocjatorom w ramach tajemnic handlowych, nie stosujmy panicznej narracji niepotrzebnie, aby umowy były lepsze i bezpieczniejsze, a nie jak najszybciej. 

Czy możliwe są negocjacje w sprawie kontraktów Baltic Pipe pakietowe z użyciem argumentu morskiej energetyki wiatrowej w Polsce?

To pytanie spoza zakresu moich kompetencji w MKiŚ.

Czy w najczarniejszym scenariuszu całkowitego odcięcia dostaw gazu z Rosji w Polsce będą też ograniczenia zużycia gazu?

Nie, w tej chwili w ogóle nie przewidujemy takiej możliwości, jesteśmy bezpieczni i wiele osób pracuje nad tym, abyśmy byli jeszcze bardziej bezpieczni w średnim i długim terminie.

Czy podzielimy się gazem z sąsiadami?

Uważamy, że potrzebna jest prawdziwa solidarność. Chcemy, żeby Europa wykazywała ją wobec nas. Dyskutujemy na temat reformy handlu uprawnieniami do emisji CO2, przynajmniej zawieszenia jego i usunięcia spekulacji. Uważamy, że solidarność powinna obowiązywać przede wszystkim wobec słabych. Wydaliśmy pisemne oświadczenie, że jesteśmy przeciwko obowiązkowym redukcjom zużycia gazu zaproponowanym przez Komisję Europejską i to wybrzmiało. Najważniejsze jest bezpieczeństwo, żeby Polacy mieli gaz, żebyśmy byli bezpieczni. 

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Anna Moskwa: Polska jest przygotowana na każdy scenariusz na rynku gazu (ROZMOWA)

Najnowsze artykuły