icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jakóbik: Gazprom groził Polsce. Potwierdzają to dokumenty

W dniu szczytu gazowego Trójmorze-USA pojawiają się informacje, które potwierdzają, że warto inwestować w dywersyfikację. Gazprom groził Polsce – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Nie umilkły jeszcze echa wycieku z śledztwa antymonopolowego, który potwierdził, że Komisja Europejska ma dowody na szantaż gazowy Gazpromu wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej, a pojawiają się kolejne informacje. Tym razem chodzi o groźbę na piśmie.

Wyciek: Bruksela zna nadużycia Gazpromu. Kary nie będzie?

Groźba na papierze

Z listu, do którego dotarłem wynika, że spór o zarządzanie Gazociągiem Jamalskim może skończyć się przerwą dostaw gazu przez i do Polski, a przynajmniej takie sugestie formułował w maju 2016 roku wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew.

Polski operator gazociągów przesyłowych Gaz-System jest formalnie operatorem polskiego odcinka Gazociągu Jamalskiego. Jednakże faktycznym operatorem pozostaje spółka EuRoPol Gaz, który eksploatuje tłocznię i stację pomiarowych na szlaku tej infrastruktury. Oznacza to, że Gaz-System nie ma realnej kontroli nad przesyłem gazu przez terytorium Polski.

W liście do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego wiceprezes Gazpromu przekonuje, że warunki tej współpracy opisuje umowa EuRoPol Gaz-Gaz-System zawarta na mocy porozumienia międzyrządowego Polska-Rosja z 1993 roku o budowie odcinka polskiego Gazociągu Jamalskiego i dostawach gazu. Zdaniem Rosjanina z porozumienia międzyrządowego wynika, że zmiana warunków współpracy nie jest możliwa bez obustronnej zgody sygnatariuszy porozumienia operatorskiego.

Tymczasem Urząd Regulacji Energetyki, w ramach wdrażania unijnego trzeciego pakietu energetycznego, który demonopolizuje obrót gazem, 19 maja 2015 roku przyjął decyzję o przyznaniu Gaz-Systemowi „certyfikatu niezależności w związku z wykonaniem funkcji operatora” polskiego odcinka Jamału. Oznacza to, że chciał uzyskać niezależność od EuRoPol Gazu, w którym udziały posiadają Gazprom i PGNiG po połowie.

Autor listu przypomina, że przy rewizji umowy gazowej z 2010 roku, której obecnie przygląda się polska prokuratura, „strona polska zobowiązała się w przypadku uprawomocnienia się trzeciego pakietu energetycznego UE sprzyjać temu, aby SGT EuRoPol Gaz miała prawo samodzielnie pełnić wszystkie funkcje operatora na polskim odcinku”. Oznacza to, że według Rosjanina negocjatorzy pod wodzą Waldemara Pawlaka, ówczesnego ministra gospodarki, zgodzili się na to, aby „sprzyjać” utrzymaniu roli operatora przez EuRoPol Gaz, spółkę będącą owocem negocjacji bilateralnych Polska-Rosja z czasów wysokiej zależności gazowej i politycznej Rzeczpospolitej od Federacji Rosyjskiej, zamiast przekazać rolę operatora niezależnemu podmiotowi utworzonemu w celu realizacji zapisów prawa unijnego z trzeciego pakietu energetycznego.

Wiceprezes Gazpromu kończy list ostrzeżeniem, że przekazanie funkcji operatorskich Gaz-Systemowi na mocy decyzji URE jest niezgodne z protokołem dodatkowym do porozumienia międzyrządowego o dostawach gazu do Polski, które „są uzależnione w tym od wykonania przez Rząd Rzeczpospolitej Polskiej wyżej wymienionych obowiązków”. Jego zdaniem dalsze „naruszenia” układu z Rosją „stwarzają zagrożenie dla prawidłowego wykonywania istniejących zobowiązań dotyczących transportu gazu przez terytorium Polski”.

Należy to traktować jak groźbę. Jeżeli Polacy będą dalej implementować unijne prawo energetyczne, może spotkać ich kara w postaci ograniczenia dostaw gazu lub przesyłu przez polskie terytorium. Nic dziwnego, że Polska sprzeciwia się projektowi gazociągu Nord Stream 2, który potencjalnie mógłby ułatwić Rosjanom ograniczenie lub zablokowanie dostaw przez Gazociąg Jamalski, bo byłby dla nich alternatywnym szlakiem. W świetle tego listy należy ponownie przeanalizować czy ograniczenia i problemy z dostawami przez polskie terytorium odnotowane w latach 2015-2018 miały charakter czysto techniczny, jak głoszą komunikaty Gazpromu.

List Miedwiediewa pokazuje znaczenie parasola ochronnego regulacji europejskich dla polskiego sektora gazowego. Chronią one przed monopolem i jego nadużyciami. Gazprom nie chce ich wprowadzenia, bo ograniczą jego wpływ na infrastrukturę przesyłową. Jak widać jest to ważne narzędzie dla niego, albo dla mocodawców na Kremlu kreślących jego politykę.

Problemem pozostaje fakt, że spór o zarządzanie Gazociągiem Jamalskim pozostał nierozstrzygnięty, a w toku śledztwa antymonopolowego Komisja Europejska przyznała, że nie ma kompetencji, aby wpłynąć na niego, bo pozostaje on domeną porozumienia międzyrządowego Polska-Rosja. Ten przypadek pokazuje ograniczenia unijnego parasola ochronnego, które zniwelowałoby jedynie wzmocnienie pozycji Komisji Europejskiej za zgodą państw członkowskich, na co obecnie są słabe perspektywy. Z tych samych powodów Komisja ma problem z blokowaniem Nord Stream 2.

Państwa unijne zainteresowane jego budową są w stanie paraliżować jej działanie, czego nie obserwowaliśmy w przypadku zablokowanego gazociągu South Stream. Prezes PGNiG wspomina o analogicznym problemie w śledztwie antymonopolowym. Komisja była dalece wymagająca wobec polskiej firmy, która musiała przekazać wszelkie dane, ale nie miała już podobnej mocy w relacji z rosyjskim Gazpromem, z którym obchodziła się łagodnie, oczywiście według prezesa polskiej spółki.

Groźba zrealizowana w praktyce

Inny dokument pokazuje, że Gazprom nie zawaha się zrealizować szantażu widocznego w liście Miedwiediewa. W grudniu 2016 roku minister energetyki Rosji Aleksander Miedwiediew napisał do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego list, w którym ostrzega, że ze względu na podejrzenia, że Ukraina podkrada gaz, możliwe będzie ograniczenie dostaw przez jej terytorium. Minister przekonuje, że Rosja jest dostawcą godnym zaufania, a spory z Ukrainą wynikają z „politycznego” podejścia Kijowa. Tak traktuje wyrok sądu gospodarczego w sprawie nałożenia na Gazprom grzywny. „Takiego rodzaju decyzje (…) są bezpodstawne, upolitycznione i mogą spowodować areszt należącego do Gazpromu gazu naturalnego w ukraińskim systemie gazotransportowym albo środków finansowych spółki rosyjskiej” – ostrzega minister. „W razie nieusankcjonowanego odbioru przez stronę ukraińską rosyjskiego gazu naturalnego Gazprom będzie zmuszony zredukować dostawy o ilość niesankcjonowanie odebranego gazu zgodnie z aktualnym kontraktem” – czytamy dalej.

Dziś wiemy już, że w 2017 i 2018 roku Gazprom ograniczał przesył gazu przez terytorium Ukrainy, co należy w świetle powyższego listu odczytywać jako nacisk polityczny, bo Ukraińcy stabilizowali dostawy przez swoje terytorium kosztem własnych zapasów, nie sięgając po gaz Rosjan. Kulminacją problemu był kryzys dostaw w marcu 2018 roku, kiedy rosyjski koncern odmówił podporządkowania się wyrokowi arbitrażu w sprawie umowy tranzytowej z ukraińskim Naftogazem.

Te i inne fakty świadczą na niekorzyść wiarygodności rosyjskiego dostawcy. Warto szukać innych, bo dadzą wolność wyboru, która ucywilizuje Gazprom albo wypchnie go z rynku polskiego. Dywersyfikacja z wykorzystaniem jednego ze źródeł, czyli LNG z USA, będzie głównym tematem obrad tegorocznej konferencji GAZTERM, której patronem medialnym jest BiznesAlert.pl. Cenowy przełom kopernikański, o którym pisałem w przeszłości, może spowodować, że amerykański gaz skroplony zabierze część rynku rosyjskiemu dostawcy. Im mniejszy będzie wpływ Gazpromu w Europie Środkowo-Wschodniej, tym bardziej zmniejszy się ryzyko polityczne związane z handlem gazem. Warto zatem zabiegać o dostawy LNG z USA w atrakcyjnej cenie i kolejne źródła dostaw, jak gaz z Norwegii. W innym wypadku Gazprom będzie mógł dalej grozić Polsce.

W dniu szczytu gazowego Trójmorze-USA pojawiają się informacje, które potwierdzają, że warto inwestować w dywersyfikację. Gazprom groził Polsce – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Nie umilkły jeszcze echa wycieku z śledztwa antymonopolowego, który potwierdził, że Komisja Europejska ma dowody na szantaż gazowy Gazpromu wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej, a pojawiają się kolejne informacje. Tym razem chodzi o groźbę na piśmie.

Wyciek: Bruksela zna nadużycia Gazpromu. Kary nie będzie?

Groźba na papierze

Z listu, do którego dotarłem wynika, że spór o zarządzanie Gazociągiem Jamalskim może skończyć się przerwą dostaw gazu przez i do Polski, a przynajmniej takie sugestie formułował w maju 2016 roku wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew.

Polski operator gazociągów przesyłowych Gaz-System jest formalnie operatorem polskiego odcinka Gazociągu Jamalskiego. Jednakże faktycznym operatorem pozostaje spółka EuRoPol Gaz, który eksploatuje tłocznię i stację pomiarowych na szlaku tej infrastruktury. Oznacza to, że Gaz-System nie ma realnej kontroli nad przesyłem gazu przez terytorium Polski.

W liście do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego wiceprezes Gazpromu przekonuje, że warunki tej współpracy opisuje umowa EuRoPol Gaz-Gaz-System zawarta na mocy porozumienia międzyrządowego Polska-Rosja z 1993 roku o budowie odcinka polskiego Gazociągu Jamalskiego i dostawach gazu. Zdaniem Rosjanina z porozumienia międzyrządowego wynika, że zmiana warunków współpracy nie jest możliwa bez obustronnej zgody sygnatariuszy porozumienia operatorskiego.

Tymczasem Urząd Regulacji Energetyki, w ramach wdrażania unijnego trzeciego pakietu energetycznego, który demonopolizuje obrót gazem, 19 maja 2015 roku przyjął decyzję o przyznaniu Gaz-Systemowi „certyfikatu niezależności w związku z wykonaniem funkcji operatora” polskiego odcinka Jamału. Oznacza to, że chciał uzyskać niezależność od EuRoPol Gazu, w którym udziały posiadają Gazprom i PGNiG po połowie.

Autor listu przypomina, że przy rewizji umowy gazowej z 2010 roku, której obecnie przygląda się polska prokuratura, „strona polska zobowiązała się w przypadku uprawomocnienia się trzeciego pakietu energetycznego UE sprzyjać temu, aby SGT EuRoPol Gaz miała prawo samodzielnie pełnić wszystkie funkcje operatora na polskim odcinku”. Oznacza to, że według Rosjanina negocjatorzy pod wodzą Waldemara Pawlaka, ówczesnego ministra gospodarki, zgodzili się na to, aby „sprzyjać” utrzymaniu roli operatora przez EuRoPol Gaz, spółkę będącą owocem negocjacji bilateralnych Polska-Rosja z czasów wysokiej zależności gazowej i politycznej Rzeczpospolitej od Federacji Rosyjskiej, zamiast przekazać rolę operatora niezależnemu podmiotowi utworzonemu w celu realizacji zapisów prawa unijnego z trzeciego pakietu energetycznego.

Wiceprezes Gazpromu kończy list ostrzeżeniem, że przekazanie funkcji operatorskich Gaz-Systemowi na mocy decyzji URE jest niezgodne z protokołem dodatkowym do porozumienia międzyrządowego o dostawach gazu do Polski, które „są uzależnione w tym od wykonania przez Rząd Rzeczpospolitej Polskiej wyżej wymienionych obowiązków”. Jego zdaniem dalsze „naruszenia” układu z Rosją „stwarzają zagrożenie dla prawidłowego wykonywania istniejących zobowiązań dotyczących transportu gazu przez terytorium Polski”.

Należy to traktować jak groźbę. Jeżeli Polacy będą dalej implementować unijne prawo energetyczne, może spotkać ich kara w postaci ograniczenia dostaw gazu lub przesyłu przez polskie terytorium. Nic dziwnego, że Polska sprzeciwia się projektowi gazociągu Nord Stream 2, który potencjalnie mógłby ułatwić Rosjanom ograniczenie lub zablokowanie dostaw przez Gazociąg Jamalski, bo byłby dla nich alternatywnym szlakiem. W świetle tego listy należy ponownie przeanalizować czy ograniczenia i problemy z dostawami przez polskie terytorium odnotowane w latach 2015-2018 miały charakter czysto techniczny, jak głoszą komunikaty Gazpromu.

List Miedwiediewa pokazuje znaczenie parasola ochronnego regulacji europejskich dla polskiego sektora gazowego. Chronią one przed monopolem i jego nadużyciami. Gazprom nie chce ich wprowadzenia, bo ograniczą jego wpływ na infrastrukturę przesyłową. Jak widać jest to ważne narzędzie dla niego, albo dla mocodawców na Kremlu kreślących jego politykę.

Problemem pozostaje fakt, że spór o zarządzanie Gazociągiem Jamalskim pozostał nierozstrzygnięty, a w toku śledztwa antymonopolowego Komisja Europejska przyznała, że nie ma kompetencji, aby wpłynąć na niego, bo pozostaje on domeną porozumienia międzyrządowego Polska-Rosja. Ten przypadek pokazuje ograniczenia unijnego parasola ochronnego, które zniwelowałoby jedynie wzmocnienie pozycji Komisji Europejskiej za zgodą państw członkowskich, na co obecnie są słabe perspektywy. Z tych samych powodów Komisja ma problem z blokowaniem Nord Stream 2.

Państwa unijne zainteresowane jego budową są w stanie paraliżować jej działanie, czego nie obserwowaliśmy w przypadku zablokowanego gazociągu South Stream. Prezes PGNiG wspomina o analogicznym problemie w śledztwie antymonopolowym. Komisja była dalece wymagająca wobec polskiej firmy, która musiała przekazać wszelkie dane, ale nie miała już podobnej mocy w relacji z rosyjskim Gazpromem, z którym obchodziła się łagodnie, oczywiście według prezesa polskiej spółki.

Groźba zrealizowana w praktyce

Inny dokument pokazuje, że Gazprom nie zawaha się zrealizować szantażu widocznego w liście Miedwiediewa. W grudniu 2016 roku minister energetyki Rosji Aleksander Miedwiediew napisał do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego list, w którym ostrzega, że ze względu na podejrzenia, że Ukraina podkrada gaz, możliwe będzie ograniczenie dostaw przez jej terytorium. Minister przekonuje, że Rosja jest dostawcą godnym zaufania, a spory z Ukrainą wynikają z „politycznego” podejścia Kijowa. Tak traktuje wyrok sądu gospodarczego w sprawie nałożenia na Gazprom grzywny. „Takiego rodzaju decyzje (…) są bezpodstawne, upolitycznione i mogą spowodować areszt należącego do Gazpromu gazu naturalnego w ukraińskim systemie gazotransportowym albo środków finansowych spółki rosyjskiej” – ostrzega minister. „W razie nieusankcjonowanego odbioru przez stronę ukraińską rosyjskiego gazu naturalnego Gazprom będzie zmuszony zredukować dostawy o ilość niesankcjonowanie odebranego gazu zgodnie z aktualnym kontraktem” – czytamy dalej.

Dziś wiemy już, że w 2017 i 2018 roku Gazprom ograniczał przesył gazu przez terytorium Ukrainy, co należy w świetle powyższego listu odczytywać jako nacisk polityczny, bo Ukraińcy stabilizowali dostawy przez swoje terytorium kosztem własnych zapasów, nie sięgając po gaz Rosjan. Kulminacją problemu był kryzys dostaw w marcu 2018 roku, kiedy rosyjski koncern odmówił podporządkowania się wyrokowi arbitrażu w sprawie umowy tranzytowej z ukraińskim Naftogazem.

Te i inne fakty świadczą na niekorzyść wiarygodności rosyjskiego dostawcy. Warto szukać innych, bo dadzą wolność wyboru, która ucywilizuje Gazprom albo wypchnie go z rynku polskiego. Dywersyfikacja z wykorzystaniem jednego ze źródeł, czyli LNG z USA, będzie głównym tematem obrad tegorocznej konferencji GAZTERM, której patronem medialnym jest BiznesAlert.pl. Cenowy przełom kopernikański, o którym pisałem w przeszłości, może spowodować, że amerykański gaz skroplony zabierze część rynku rosyjskiemu dostawcy. Im mniejszy będzie wpływ Gazpromu w Europie Środkowo-Wschodniej, tym bardziej zmniejszy się ryzyko polityczne związane z handlem gazem. Warto zatem zabiegać o dostawy LNG z USA w atrakcyjnej cenie i kolejne źródła dostaw, jak gaz z Norwegii. W innym wypadku Gazprom będzie mógł dalej grozić Polsce.

Najnowsze artykuły