Dane węglowe ARP i ministerstwa aktywów państwowych za cztery miesiące pokazane zostały na Radzie Dialogu Społecznego 18 czerwca. Delikatnie mówiąc nie napawają optymizmem. Sprzedaż krajowego węgla kamiennego spadła o 17 procent przy wydobyciu mniejszym o 6,6 procent – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
Czteromiesięczne dane obejmują już początki koronakryzysu, choć pierwszych koronagórników wykryto dopiero pod koniec kwietnia i to wtedy, zresztą po naszych tekstach, Polska Grupa Górnicza zatrzymała pierwsze kopalnie: Murcki-Staszic i Sośnicę. Jednak już wtedy spadało zapotrzebowanie na energię elektryczną, którą w Polsce wciąż produkujemy z węgla.
Wydobycie węgla kamiennego przez pierwsze cztery miesiące roku wyniosło 15,15 mln ton, czyli o 1,81 mln ton mniej niż w analogicznym okresie 2019 roku. Co ciekawe, węgla koksowego, czyli bazy do produkcji stali wyprodukowano w tym czasie więcej o 445 tys. ton.
Kompletnie jednak załamała się sprzedaż czarnego złota, co oczywiście przełożyło się na gigantyczne zapasy węgla na zwałach. Kopalnie sprzedały 12,87 mln ton surowca, czyli aż o 3,28 mln ton mniej niż rok wcześniej (spadek w przypadku węgla koksowego to jedynie 155,4 tys. ton). Efekt? Dziś zapasy węgla na przykopalnianych zwałach sięgają 8 mln ton i to tak naprawdę główna przyczyna zatrzymania kilkunastu śląskich zakładów do końca miesiąca (z naszych informacji wynika jednak, że część z nich, np. Knurów-Szczygłowice, mimo teoretycznego zatrzymania w praktyce normalnie fedrowała). Stan zapasów węgla na koniec kwietnia wynosił 7,75 mln ton wobec 2,82 mln ton w kwietniu 2019 r. i wobec 5,24 mln ton na koniec 2019 r. (wzrost od końca roku o 48 procent).
Średnia cena zbytu tony węgla ogółem w okresie styczeń – kwiecień 2019 r. wyniosła 329,93 zł i rok do roku spadła o 9 procent. W przypadku samego węgla energetycznego odnotowano minimalny wzrost o 0,1 procent, w przypadku koksowego spadek aż o 28,8 procent.
Spadek zużycia węgla przełożył się też – nareszcie – na znaczny spadek jego importu. I tak przez cztery pierwsze miesiące tego roku do Polski przyjechało 3,3 mln ton paliwa z zagranicy wobec 5,9 mln ton w analogicznym okresie 2019 roku. Sadek o 44 proc. rok do roku pokazuje, że jeżeli aktualny trend się utrzyma (realizacja kontraktów, brak spotów), to po raz pierwszy od lat tegoroczny import czarnego złota do Polski może być, jak dobrze pójdzie, jednocyfrowy – czyli poniżej 10 mln ton. Nie zmienia się za to procentowo struktura dostawców. Przez pierwsze cztery miesiące 66 procent paliwa przyjeżdżało z Rosji (rok temu 67 procent), 14 procent z Australii (rok temu 10 procent) i 8 procent z Kolumbii (rok temu 7 procent). Czwartym dostawcą co do wielkości jest jednak obecnie Kazachstan, a nie jak wcześniej Stany Zjednoczone.
Z przedstawionej na RDS prezentacji wynika również to, że Polska tak naprawdę po cichu, bo po cichu, ale zmniejsza energetyczne uzależnienie od węgla. I tak na przykład w elektrowniach zawodowych w 2019 roku udział węgla kamiennego spadł poniżej 50 procent, a w okresie styczeń – kwiecień 2020 udział produkcji z węgla ogółem spadł poniżej 70 procent, przy czym z węgla kamiennego do 46,5 procent.
Zielona transformacja to jedno, ale koszty to drugie. Wydajność pracy spada. W tym roku wedle szacunków ARP może spaść do 747 ton rocznie przy 784 w 2019 roku a nawet 804 w 2018 roku czy 825 w 2017 r. Tyle, że w 2017 r. koszt produkcji tony węgla przy tej wydajności wynosił 274,37 zł, a w 2019 r. już 347,01 zł. W pierwszych czterech miesiącach tego roku natomiast 343,59 zł. Pocieszający jest może wzrost nakładów inwestycyjnych patrząc na cztery pierwsze miesiące rok do roku. Teraz było to 1,13 mld zł, co oznacza wzrost o 20,8 procent. Gdy górnictwo nareszcie zaczyna postrzegać kryzys jako wyzwanie, ale i szansę – to dobra wiadomość.
Gorzej jednak wygląda sprawa wyników finansowych. O ile w całym 2018 roku. branża ogółem miała 917,7 mln zł zysku netto, tak w ubiegłym roku było to 1,94 mld zł straty netto. W tym roku będzie jeszcze gorzej patrząc na otoczenie rynkowe i fakt, że po czterech miesiącach kopalnie zaliczyły aż 729,4 mln zł od kreską. Przy czym warto dodać, że w całym ubiegłym roku przy tak dużej stracie netto ta na sprzedaży węgla wynosiła jedynie nieco ponad 0,2 mld zł. A obecnie z tych ponad 0,7 mld zł aż 0,56 mld zł to ujemny wynik ze sprzedaży węgla. A zobowiązania rosną – ich stan przekroczył już 15,6 mld zł wobec 14,96 mld zł na koniec ubiegłego roku. Dostawcy skarżą się, że kopalnie w ogóle im nie płacą albo robią to z opóźnieniem.
Najciekawsze będą dane za pierwsze półrocze, które w pełni uwzględnią już zatrzymania kopalń czy to z powodu koronawirusa, czy to z powodów ekonomicznych, bo tak należy traktować czerwcowe decyzje MAP.