– Nasuwa się interpretacja, że Gruzja zwróci się w stronę Rosji, by ta zastąpiła Unię Europejską. Nie musi być to jednak znaczny zwrot. Mniej Brukseli nie musi oznaczać więcej Moskwy. Należy pamiętać, że Gruzja nie posiada stosunków dyplomatycznych z Rosją od czasów wojny z 2008 roku. Kreml uznaje dwie prowincje gruzińskie za niepodległe państwa. Przystanie na to jest czerwoną linią, której żaden przywódca Gruzji nie przekroczy. Owszem może być pewne ocieplenie relacji, ale nie oznacza to, że Tbilisi od razu znajdzie się w rosyjskiej strefie wpływów – wyjaśnia Wojciech Górecki, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), w rozmowie z Biznes Alert.
Sobotnie wybory prezydenckie w Gruzji rodzą kontrowersje. Są pokłosiem wyborów parlamentarnych, w których wygrało Gruzińskie Marzenie, obserwatorzy z Zachodu wskazują na licznie nieprawidłowości. To również pierwsze wybory, w których prezydent wybierany jest nie w wyborach bezpośredni, a przez kolegium elektorskie, w skład którego wchodzą parlamentarzyści i przedstawiciele samorządów. Niuanse sytuacji i potencjalne konsekwencje omawia Wojciech Górecki, analityk OSW, w rozmowie z Biznes Alert.
Pogoda osłabiła protesty
Media zwracają uwagę, że antyrządowe protesty, które odbyły się w weekend były spokojniejsze niż wcześniejsze, podczas których dochodziło do starć z policją. Czy to oznacza, że Gruzini przyzwyczajają się do wizji prezydenta Micheila Kawelaszwilego jako prezydenta?
– Niekoniecznie. Protesty były mniejsze, ale miała na to wpływ temperatura. W sobotę był pierwszy dzień w tym roku, w którym temperatura odczuwalna tak mocno spadła. Wynosiła około -10 stopni. Wcześniej była na plusie. Elektorzy głosowali w parlamencie, proces trwał parę godzin i zaczął się wcześnie rano. Wystanie na mrozie nie było łatwe – mówi Wojciech Górecki.
– Dodatkowo to były wybory, inauguracja ma odbyć się 29 grudnia i na ten dzień zapowiadane są znacznie większe protesty. To pokazuje, że najbardziej zdeterminowani przeciwnicy Gruzińskiego Marzenia nie pogodzili się z wyborami i będą kontynuować swój sprzeciw – dodaje.
Ekspert zauważa, że jeżeli protesty nie nabiorą dynamiki, to nie wprowadzą większych zmian. Jego zdaniem opozycja nie będzie uznawała nowego prezydenta, i może dojść do dwuwładzy. Salome Zurabiszwili zapowiedziała, że nie złoży urzędu, jeżeli wybory parlamentarne nie odbędą się ponownie. Jednak realną władzę będzie miało Gruzińskie Marzenie, i to ono będzie kontrolować administrację i struktury siłowe.
– Zupełnie inną kwestią jest reakcja Zachodu. Który może nałożyć sankcje, pozbawić Gruzję statusu kandydata do Unii Europejskiej czy zabrać jej obywatelom prawo do ruchu bezwizowego – dodaje analityk.
Zaznacza, że w tej sprawie istotny będzie raport Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, który zostanie opublikowany w styczniu. Jego treść wskaże czy były nieprawidłowości w wyborach parlamentarnych, a tym samym prezydenckich.
Jeden kraj, dwoje prezydentów
– Opozycja uważa wybory za nielegalne. Jeżeli Zachód będzie tego samego zdania, to ciągle będzie uważał Salome Zurabiszwili za prezydent Gruzji. Przykładowo nowy ambasador oddelegowany do Gruzji może mieć dylemat, komu złożyć listy uwierzytelniające: jej czy Micheilowi Kawelaszwilemu. Parlament będzie wspierał swojego prezydenta. Nie wiadomo jednak jak to będzie wyglądało w praktyce, jest to sytuacja bez precedensu – wyjaśnia Wojciech Górecki.
Odejście od Unii Europejskiej nie oznacza romansu z Putinem
Gruzja zawiesiła swoje starania o członkostwo w Unii Europejskiej. Kaja Kallas, szefowa dyplomacji Unii Europejskiej, zaproponowała sankcje wizowe i obostrzenia dla gruzińskich dyplomatów. Szwecja zerwała zaś współpracę z rządem Gruzińskiego Marzenia.
– Nasuwa się interpretacja, że Gruzja zwróci się w stronę Rosji, by ta zastąpiła Unię Europejską. Nie musi być to jednak całkowity zwrot. Mniej Brukseli nie musi oznaczać więcej Moskwy. Nie wolno zapomnieć, że Gruzja nie posiada stosunków dyplomatycznych z Rosją od czasów wojny z 2008 roku. Kreml uznaje dwie prowincje gruzińskie za niepodległe państwa. Przystanie na to jest czerwoną linią, której żaden przywódca Gruzji nie przekroczy. Owszem może być pewne ocieplenie relacji, ale nie musi oznaczać to, że Tbilisi znajdzie się od razu w rosyjskiej strefie wpływów – zauważa ekspert.
Jako przykład poprawy kontaktów wskazuje m.in. poprawę relacji handlowych czy połączenia lotnicze między oboma krajami.
– Nie bez znaczenia jest też czynnik chiński. Chińczycy intensyfikują swoje wpływy w Gruzji. Przykładem jest budowa portu w Anakli. Wątpię, aby Państwo Środka było zadowolone z dostania się Gruzji w strefę wpływów Rosji. Tym bardziej mało prawdopodobne jest wznowienie stosunków dyplomatycznych między Tbilisi, a Moskwą – zaznacza Wojciech Górecki.
Rozmawiał Marcin Karwowski
Unia Europejska musi skończyć z rosyjskim gazem. Polska daje innym przykład i może pomóc