icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Przybyszewski: Czy wojna Izraela i Hamasu może wymknąć się spod kontroli?

– Władze USA zamierzają odbić swych obywateli trzymanych za zakładników przez bojowników Hamasu. Jest ryzyko, że ludzie ci zostaną zgładzeni zanim nadejdzie pomoc. USA oczekują, że  Iran przyczyni się do oszczędzenia ich życia, bo w przeciwnym razie Amerykanie mogą uderzyć w infrastrukturę węglowodorową. Jednak na pytanie czy i jak długo Iran będzie miał większy wpływ na decyzje dowódców Hamasu nie ma odpowiedzi. – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.

Walki pomiędzy Hamasem a Izraelskimi Siłami Obrony trwają od 8 października i wszystko wskazuje na to, że izraelskie dowództwo i decydenci postanowili rozprawić się z zagrażającą im organizacją raz na zawsze. Niestety, ofiary cywilne są nieuniknione. Nie dało się też zapobiec wzięciu za zakładników wielu ludzi na terenie Izraela, w tym tych, którzy mieli podwójne obywatelstwo, w tym amerykańskie.

Władze USA zamierzają odbić swych obywateli trzymanych za zakładników przez bojowników Hamasu. To może nie skończyć się dobrze, bo Hamas, nie widząc wyjścia, będzie najpewniej dokonywał na nich sukcesywnych egzekucji. Małe szanse są na to, aby dało się ich wykupić. Jest ryzyko, że ludzie ci zostaną straceni zanim nadejdzie pomoc, szczególnie jeśli izraelskie wojsko zdecyduje się wkroczyć do Gazy (którą opuściło w 2005 roku). Hezbollah w Libanie (i inne filie, np. syryjska) oraz część frakcji irackich Sił Mobilizacji Ludowej, a także jemeńscy Houthi, zaczynają sygnalizować, że są gotowi skoordynować wysiłki mające służyć uderzeniu na Izrael. M.in. dlatego amerykańska lotniskowcowa grupa uderzeniowa utrzymuje pozycję niedaleko izraelskiego wybrzeża. Zmasowany atak na Izrael mógłby bowiem uniemożliwić skuteczne działania izraelskiego lotnictwa. Sytuacja nie jest łatwa, a co gorsza – może łatwo wymknąć się spod kontroli. W takiej sytuacji nawet Waszyngton szuka pomocy u swojego wroga: w Iranie.

Jastrząb grzmi

Republikański senator Lindsey Graham w niedawnej wypowiedzi potwierdził, że zgadza się z tezą o tym, iż w przypadku stracenia amerykańskich obywateli w Gazie, USA i Izrael powinny uderzyć na irańską infrastrukturę węglowodorową. Tak, Iran pomagał wzrastać Hamasowi i to nie ulega wątpliwości. Pomaga także Hezbollahowi i jego franczyzom a także proirańskim bojówkom w Iraku czy Houthim w Jemenie. Ale Iranowi daleko do bycia naiwnym sponsorem, bābā szekar’ (sugar daddy), który wszystko ufunduje, bo bez tego nie ma sojuszników. Nie, Iranu nie interesuje lichy sponsoring. Iran od 1979 r. buduje koalicję Osi Oporu, która opiera się na luźnej siatce różnych organizacji cieszących się dużą swobodą i samowystarczalnością. To, czego im brak, Iran pomoże dostarczyć, albo stworzyć kanał przerzutu, ale nie pozwoli dawać “doić się” w nieskończoność. Dla Iranu najważniejsze jest bycie inspiratorem i strategiem tego ruchu, a nie aktorem, który sam ręcznie wszystkim steruje, przekazuje plany i wydaje rozkazy. Co to, to nie. Ogromne odległości i zawodność komunikacji dyktuje wręcz konieczność autonomii takich bytów koalicyjnych. To irańska odpowiedź na sztywne, solidne organizacyjne sojusze i struktury występujące na Zachodzie. To wszystko oznacza, że trudno powiedzieć, czy Iran nie straci wpływu na przebieg wydarzeń. Możliwe, że nawet nie chce go mieć, bo historyczne punkty zwrotne to fala, z którą trzeba płynąć, a nie próbować ją kształtować. A na takie zdarzenie władze w Teheranie, którym ideologicznie marksistowski determinizm historyczny jest niezwykle bliski, bardzo liczą. Iran ma bardzo dużo do powiedzenia koalicjantom jak działać powinna Oś Oporu. Jednak na pytanie czy i jak długo Iran będzie miał możliwość kształtować decyzje dowódców Hamasu nie ma odpowiedzi. Hamas może po prostu przestać podnosić słuchawkę. Może też nie być komu jej podnieść – rozpad struktur dowodzenia i przejście do chaotycznego oporu jest realnym scenariuszem. Wówczas na pewno los zakładników będzie niepewny i będą zdani na łaskę konkretnych bojowników, którzy ich pilnują.

Niech się dzieje wola niebios?

Nawet jeśli dojdzie do egzekucji zakładników, to Iran będzie pewnie mógł udowodnić, a może nawet ostentacyjnie pokazać próby nakłonienia Hamasu do okazania pojmanym miłosierdzia (zasada przedstawiona w filmie “Młode wilki”: to nie twoja ręka). Być może nawet na przekór faktom, żeby móc w swoich mediach twierdzić, że Hamas jest bardziej litościwy od izraelskiego wojska i policji. Jednak atak na irańską infrastrukturę węglowodorową, niezależnie od tego czy obejmującą ropę czy gaz, jest bardzo, ale to bardzo wątpliwy. Iran nie miałby wówczas żadnych zahamowań, aby przeprowadzić zmasowane kontruderzenie, lub wiele takich odwetów. Narażone byłyby amerykańskie bazy w regionie, tankowce, obywatele USA, pracownicy placówek dyplomatycznych. Iran z pewnością zwolniłby wszelkie hamulce związane z militarną wersją programu jądrowego. USA też spokojnie mogłyby pokusić się o dokończenie dzieła, czyli zbombardowania jednocześnie wszelkich możliwych do trafienia obiektów irańskiego programu jądrowego. I jedno i drugie oznaczałoby wojnę, a wojna z Iranem byłaby dla Zachodu pod bardzo wieloma względami katastrofą. Być może blokada Zatoki, jeśli byłaby nieunikniona i zbyt długotrwała, mogłaby być jednym z czynników prowadzących nawet do sprowokowania Chin do agresywniejszych działań. Czy Iran dałoby się pokonać bez narażania Zatoki na blokadę? Da się, owszem. Koszmarem irańskich decydentów jest najprawdopodobniej operacja na kształt XIX-wiecznych starć z Imperium Brytyjskim: uderzenie w dwa największe terminale naftowe (na wyspie Charg oraz przy miejscowości Dżask); przy jednoczesnym zajęciu wyspy Gheszm i części wybrzeża. Problem w tym, że dla USA taka przygoda byłaby zupełnie nieopłacalna i pochłonęłaby bardzo wiele żyć i spaliła całe łańcuchy górskie dolarów. Samo zaś zbombardowanie terminali i infrastruktury wydobywczej wiele by nie wniosło. Najbardziej prawdopodobne zatem byłoby, być może, silniejsze egzekwowanie sankcji na irański eksport ropy.

Jednego jednak jestem pewien: tak, wojna Hamasu z Izraelem może bardzo łatwo eskalować i wymknąć się spod kontroli. Do Zatoki Perskiej najpewniej nie dotrze w sposób bezpośredni, ale fale większego konfliktu odbiją się w całym regionie Azji Zachodniej. Najprawdopodobniej Izrael wygrałby tę wojnę, okupiwszy to wysoką ceną, ale byłoby to zwycięstwo chwilowe, dające jedynie względnie dużo czasu do przygotowania się do kolejnego starcia. I kto wie, być może byłoby ono za kolejne kilkadziesiąt lub może nawet aż 50 lat? Z drugiej strony, choć naprawdę trudno jest posądzić irańskich decydentów o brak rozsądku czy logicznego racjonalizmu, to wydaje mi się, że czasami w historii są takie momenty, że nawet mędrzec stwierdzi “niech się dzieje wola niebios”.

Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.: https://abhaseed.org/oferta-szkolen/

Przybyszewski: Na Iran nie działa już ani prośba, ani groźba

– Władze USA zamierzają odbić swych obywateli trzymanych za zakładników przez bojowników Hamasu. Jest ryzyko, że ludzie ci zostaną zgładzeni zanim nadejdzie pomoc. USA oczekują, że  Iran przyczyni się do oszczędzenia ich życia, bo w przeciwnym razie Amerykanie mogą uderzyć w infrastrukturę węglowodorową. Jednak na pytanie czy i jak długo Iran będzie miał większy wpływ na decyzje dowódców Hamasu nie ma odpowiedzi. – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.

Walki pomiędzy Hamasem a Izraelskimi Siłami Obrony trwają od 8 października i wszystko wskazuje na to, że izraelskie dowództwo i decydenci postanowili rozprawić się z zagrażającą im organizacją raz na zawsze. Niestety, ofiary cywilne są nieuniknione. Nie dało się też zapobiec wzięciu za zakładników wielu ludzi na terenie Izraela, w tym tych, którzy mieli podwójne obywatelstwo, w tym amerykańskie.

Władze USA zamierzają odbić swych obywateli trzymanych za zakładników przez bojowników Hamasu. To może nie skończyć się dobrze, bo Hamas, nie widząc wyjścia, będzie najpewniej dokonywał na nich sukcesywnych egzekucji. Małe szanse są na to, aby dało się ich wykupić. Jest ryzyko, że ludzie ci zostaną straceni zanim nadejdzie pomoc, szczególnie jeśli izraelskie wojsko zdecyduje się wkroczyć do Gazy (którą opuściło w 2005 roku). Hezbollah w Libanie (i inne filie, np. syryjska) oraz część frakcji irackich Sił Mobilizacji Ludowej, a także jemeńscy Houthi, zaczynają sygnalizować, że są gotowi skoordynować wysiłki mające służyć uderzeniu na Izrael. M.in. dlatego amerykańska lotniskowcowa grupa uderzeniowa utrzymuje pozycję niedaleko izraelskiego wybrzeża. Zmasowany atak na Izrael mógłby bowiem uniemożliwić skuteczne działania izraelskiego lotnictwa. Sytuacja nie jest łatwa, a co gorsza – może łatwo wymknąć się spod kontroli. W takiej sytuacji nawet Waszyngton szuka pomocy u swojego wroga: w Iranie.

Jastrząb grzmi

Republikański senator Lindsey Graham w niedawnej wypowiedzi potwierdził, że zgadza się z tezą o tym, iż w przypadku stracenia amerykańskich obywateli w Gazie, USA i Izrael powinny uderzyć na irańską infrastrukturę węglowodorową. Tak, Iran pomagał wzrastać Hamasowi i to nie ulega wątpliwości. Pomaga także Hezbollahowi i jego franczyzom a także proirańskim bojówkom w Iraku czy Houthim w Jemenie. Ale Iranowi daleko do bycia naiwnym sponsorem, bābā szekar’ (sugar daddy), który wszystko ufunduje, bo bez tego nie ma sojuszników. Nie, Iranu nie interesuje lichy sponsoring. Iran od 1979 r. buduje koalicję Osi Oporu, która opiera się na luźnej siatce różnych organizacji cieszących się dużą swobodą i samowystarczalnością. To, czego im brak, Iran pomoże dostarczyć, albo stworzyć kanał przerzutu, ale nie pozwoli dawać “doić się” w nieskończoność. Dla Iranu najważniejsze jest bycie inspiratorem i strategiem tego ruchu, a nie aktorem, który sam ręcznie wszystkim steruje, przekazuje plany i wydaje rozkazy. Co to, to nie. Ogromne odległości i zawodność komunikacji dyktuje wręcz konieczność autonomii takich bytów koalicyjnych. To irańska odpowiedź na sztywne, solidne organizacyjne sojusze i struktury występujące na Zachodzie. To wszystko oznacza, że trudno powiedzieć, czy Iran nie straci wpływu na przebieg wydarzeń. Możliwe, że nawet nie chce go mieć, bo historyczne punkty zwrotne to fala, z którą trzeba płynąć, a nie próbować ją kształtować. A na takie zdarzenie władze w Teheranie, którym ideologicznie marksistowski determinizm historyczny jest niezwykle bliski, bardzo liczą. Iran ma bardzo dużo do powiedzenia koalicjantom jak działać powinna Oś Oporu. Jednak na pytanie czy i jak długo Iran będzie miał możliwość kształtować decyzje dowódców Hamasu nie ma odpowiedzi. Hamas może po prostu przestać podnosić słuchawkę. Może też nie być komu jej podnieść – rozpad struktur dowodzenia i przejście do chaotycznego oporu jest realnym scenariuszem. Wówczas na pewno los zakładników będzie niepewny i będą zdani na łaskę konkretnych bojowników, którzy ich pilnują.

Niech się dzieje wola niebios?

Nawet jeśli dojdzie do egzekucji zakładników, to Iran będzie pewnie mógł udowodnić, a może nawet ostentacyjnie pokazać próby nakłonienia Hamasu do okazania pojmanym miłosierdzia (zasada przedstawiona w filmie “Młode wilki”: to nie twoja ręka). Być może nawet na przekór faktom, żeby móc w swoich mediach twierdzić, że Hamas jest bardziej litościwy od izraelskiego wojska i policji. Jednak atak na irańską infrastrukturę węglowodorową, niezależnie od tego czy obejmującą ropę czy gaz, jest bardzo, ale to bardzo wątpliwy. Iran nie miałby wówczas żadnych zahamowań, aby przeprowadzić zmasowane kontruderzenie, lub wiele takich odwetów. Narażone byłyby amerykańskie bazy w regionie, tankowce, obywatele USA, pracownicy placówek dyplomatycznych. Iran z pewnością zwolniłby wszelkie hamulce związane z militarną wersją programu jądrowego. USA też spokojnie mogłyby pokusić się o dokończenie dzieła, czyli zbombardowania jednocześnie wszelkich możliwych do trafienia obiektów irańskiego programu jądrowego. I jedno i drugie oznaczałoby wojnę, a wojna z Iranem byłaby dla Zachodu pod bardzo wieloma względami katastrofą. Być może blokada Zatoki, jeśli byłaby nieunikniona i zbyt długotrwała, mogłaby być jednym z czynników prowadzących nawet do sprowokowania Chin do agresywniejszych działań. Czy Iran dałoby się pokonać bez narażania Zatoki na blokadę? Da się, owszem. Koszmarem irańskich decydentów jest najprawdopodobniej operacja na kształt XIX-wiecznych starć z Imperium Brytyjskim: uderzenie w dwa największe terminale naftowe (na wyspie Charg oraz przy miejscowości Dżask); przy jednoczesnym zajęciu wyspy Gheszm i części wybrzeża. Problem w tym, że dla USA taka przygoda byłaby zupełnie nieopłacalna i pochłonęłaby bardzo wiele żyć i spaliła całe łańcuchy górskie dolarów. Samo zaś zbombardowanie terminali i infrastruktury wydobywczej wiele by nie wniosło. Najbardziej prawdopodobne zatem byłoby, być może, silniejsze egzekwowanie sankcji na irański eksport ropy.

Jednego jednak jestem pewien: tak, wojna Hamasu z Izraelem może bardzo łatwo eskalować i wymknąć się spod kontroli. Do Zatoki Perskiej najpewniej nie dotrze w sposób bezpośredni, ale fale większego konfliktu odbiją się w całym regionie Azji Zachodniej. Najprawdopodobniej Izrael wygrałby tę wojnę, okupiwszy to wysoką ceną, ale byłoby to zwycięstwo chwilowe, dające jedynie względnie dużo czasu do przygotowania się do kolejnego starcia. I kto wie, być może byłoby ono za kolejne kilkadziesiąt lub może nawet aż 50 lat? Z drugiej strony, choć naprawdę trudno jest posądzić irańskich decydentów o brak rozsądku czy logicznego racjonalizmu, to wydaje mi się, że czasami w historii są takie momenty, że nawet mędrzec stwierdzi “niech się dzieje wola niebios”.

Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.: https://abhaseed.org/oferta-szkolen/

Przybyszewski: Na Iran nie działa już ani prośba, ani groźba

Najnowsze artykuły