– To prawda, że koszty polityki klimatycznej w Polsce są tak wysokie, bo pozostaje zależna od węgla. Gaz tego mocno nie zmieni, bo też jest na cenzurowanym. Zostaje duet atom i OZE wspierany wodorem oraz magazynami energii. Druga strona monety to fakt, że problemy z zapewnieniem nowych mocy wytwórczych w latach dwudziestych mogą zmusić Polskę do utrzymywania przy życiu węglowych trupów, czyli bloków 200 MW pamiętających czasy Gierka – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Miałaś energetyko czasu w bród
Polska wciąż wytwarza około 70 procent energii z węgla. Dlatego koszty wytwarzania energii w elektrowniach polskich mogą wynikać w około 60 procentach z kosztów opłacania uprawnień do emisji CO2 w ramach unijnego systemu handlu emisjami EU ETS. W tym sensie ma rację Greenpeace przypominający, że wysokie koszty polityki klimatycznej wynikają z tego zaniedbania. Aktywiści okleili jeden z billboardów kampanii Towarzystwa Gospodarczego Polskich Elektrowni z żarówką unijną, aby zwrócić uwagę na ten problem. Kampania głosi, że polityka klimatyczna równa się wysokim cenom. Greenpeace przypomniał, że w miejsce tej polityki w równaniu można wstawić węgiel i otrzymujemy przyczynę problemu. – 60 procent naszych kosztów wydajemy na to i wkurza nas to, że około 13 mld zł wyciekło z Polski, a może wycieknąć jeszcze 250 mld zł – ocenił prezes TGPE Ryszard Wasiłek na spotkaniu z dziennikarzami relacjonowanym przez BiznesAlert.pl. – Jeżeli te pieniądze wrócą do Polski, to mnie to zadowoli. Gdyby były w dedykowanym funduszu na wiatraki, fotowoltaikę i gaz przejściowo, będę z tego zadowolony. To są nasze pieniądze, które zasilają jakieś inne budżety – mówił. Warto przypomnieć, że pieniądze z EU ETS wracają do Polski i przez lata nie były wystarczająco wydatkowane na transformację energetyczną. Jest to jedna z przyczyn utrzymania zależności od węgla. Z drugiej strony konieczność zapewnienia bezpieczeństwa dostaw wobec braku nowych, niewęglowych mocy wytwórczych, może skazać Polskę na dłuższą zależność od tego paliwa, a co za tym idzie na wyższe koszty ochrony klimatu na dłużej.
Faktycznie cena uprawnień do emisji CO2 windowana przez rekordowe ceny gazu w Europie (vide wrogie działania Gazpromu) wzrosła w zeszłym roku o 150 procent i orbituje wokół 90 euro za tonę. TGPE proponuje trzy rozwiązania: zwiększenie podaży uprawnień do emisji CO2 zgodnie z artykułem 29a dyrektywy EU ETS, stworzenie korytarza cenowego wyznaczającego górny i dolny limit albo ograniczenie okresu ważności zakupionych uprawnień do emisji CO2. – Jeżeli do świadomości Komisji Europejskiej dotrze, że polskie elektrownie ponoszą 60 procent kosztów CO2, a nawet 70 procent, to myślę, że łatwiej nam będzie przekonać, że któryś z tych wariantów reformy zostanie przeprowadzony. Dopuszczam różne warunki, ale nie doprowadzajmy do sytuacji, która miała miejsce, bo nie tak powinien działać EU ETS. Jeśli emituję, to ponoszę konsekwencję, ale środki powinny być kumulowane w kraju – powiedział prezes TGPE. To odpowiedź na pytanie BiznesAlert.pl o odbiór kampanii, która w opinii części uczestników debaty publicznej może być postrzegana jako antyunijna. Postulaty TGPE były składane przez polski sektor elektoenergetyczny w przeszłości i mogą znaleźć sojuszników w Europie, pod warunkiem odpowiedniej zdolności koalicyjnej. Do rozstrzygnięcia pozostaje jak na tę zdolność wpłynie kampania informacyjna skierowana na rynek polski postrzegana w Komisji Europejskiej jako wymierzona przeciwko niej.
TGPE miało przygotować stanowisko w tej sprawie, ale czas na składanie uwag do zmian dyrektywy EU ETS już się skończył. Na szczęście Polski Komitet Energii Elektrycznej działający od kilku lat składał analogiczne postulaty od wielu lat. Zmiana w systemie EU ETS jest możliwa dzięki aktywnej grze negocjacyjnej Polski. Już sama zapowiedź reformy przez człowieka odpowiedzialnego za nią w Parlamencie Europejskim spowodowała tąpnięcie ceny uprawnień o kilka procent. Prace mają się toczyć do wakacji, więc jest czas na zabiegi Polski o zmiany. Jednak nawet ulga w EU ETS nie zmieni priorytetów polityki energetycznej, wśród których jest zapewnienie nowych mocy wytwórczych pozwalających zmniejszyć emisję CO2 przy jednoczesnym zapewnieniu bezpieczeństwa dostaw: duet atom plus OZE oraz gaz w okresie przejściowym.
Tymczasem Polska płaci dużo za zależność od węgla i robi zbyt mało by się od niego uwolnić. Planuje nowe bloki gazowe mające powstawać w latach dwudziestych XXI wieku. Jednakże również te źródła znajdują się pod pręgierzem regulacji klimatycznych Unii Europejskiej. Polska planuje wybudować pięć nowych elektrowni gazowych o łącznej mocy 3,7 GW. Zamiana zależności od węgla na tę od gazu może być ryzykowna z powodów politycznych, ponieważ wzrost importu może zwiększyć ryzyko zależności od dostaw z Rosji w ramach zjawiska tzw. pułapki gazowej, które opisałem w innym miejscu. To także problem z punktu widzenia polityki klimatycznej, która zakłada neutralność klimatyczną Unii Europejskiej w 2050 roku oraz wprowadzenie regulacji z pakietu Fit for 55, które będą uderzać już nie tylko w węgiel, ale także gaz.
Organizacja Carbon Tracker obliczyła koszt kontraktów na rynku mocy dla tych pięciu elektrowni gazowych, z których cztery już uzyskały tę formę wsparcia, a piąta, czyli Elektrownia Rybnik, jeszcze nie została zatwierdzona. – Te kontrakty są bardziej szczodre niż 19 funtów (22 euro) za kilowatogodzinę w Wielkiej Brytanii, 75 euro za kilowatogodzinę we Włoszech, a przecież także te mechanizmy wsparcia były krytykowane za wysokie koszty. Cena w ostatniej aukcji w Polsce to natomiast 87,18 euro za kilowatogodzinę. Należy jeszcze raz przyjrzeć się kosztom tych kontraktów – apeluje Lorenzo Sani z Carbon Tracker w rozmowie z BiznesAlert.pl. Ta organizacja ocenia, że koszty inwestycji w nowy gaz w Polsce będą wyższe niż w źródła odnawialne, a rosnące koszty gazu ziemnego jedynie pogarszają sytuację. – Rosnąca konkurencja źródeł odnawialnych będzie zmniejszała wykorzystanie energetyki gazowej, a w międzyczasie będą rosły koszty uprawnień do emisji CO2 – ostrzega Sani. Rekordowa cena gazu sprawia, że ceny uprawnień do emisji CO2 także są rekordowe i orbitują wokół 90 euro za tonę. – Jeżeli rząd polski zdecyduje podpisać się pod celem unijnym neutralności klimatycznej w 2050 roku i wprowadzi stosowną politykę, cykl życia elektrowni gazowych o których mówimy może wynieść zaledwie siedem lat, o czym wspominamy w raporcie – ostrzega Johnatan Sims z Carbon Trackera w komentarzu dla BiznesAlert.pl. Przyspieszenie rozwoju OZE wymagałoby między innymi liberalizacji ustawy odległościowej ograniczającej lądową energetykę wiatrową. Fotowoltaika i magazyny energii mogą liczyć na wsparcie państwa w ramach programów jak Mój Prąd oraz innych rozwiązań. Jednakże również skok na OZE oraz magazyny energii proponowany przez Carbon Tracker jest obarczony ryzykiem, bo technologie magazynowe dopiero wchodzą na rynek. – Oczywiście jest ryzyko. Nasza analiza opiera się na porównaniu kosztów. Uznaliśmy, że koszty magazynowania energii będą spadać a ceny gazu będą rosnąć – przyznaje Lorenzo Sani. Jeżeli rozwój magazynów energii będzie wolniejszy od oczekiwań, na przykład przez niewydolność łańcuchów dostaw diagnozowaną po pandemii koronawirusa, mogą one nie wystarczyć do zabezpieczania niestabilnej produkcji energii przez źródła odnawialne.
Ostał ci się jeno 200+
Alternatywa na rzecz stabilizacji OZE to gaz, który będzie miał problemy z punktu widzenia polityki klimatycznej, atom, który ma być dostępny dopiero w latach trzydziestych, albo…reanimowanie starych bloków węglowych, które ze względów technologicznych mają pójść w odstawkę w najbliższych latach. – Jeśli obecna sytuacja się skończy, spadnie cena energii, ale nie CO2. Wtedy nasze bloki klasy 200 o dużej emisyjności będą w bardzo niekorzystnej sytuacji, a bezpieczeństwo energetyczne trzeba zapewnić. Stąd bierze się pomysł na Narodową Agencję Bezpieczeństwa Energetycznego, która będzie prowadzić politykę państwa w tym zakresie – ostrzegł Ryszard Wasiłek. – Jeśli ktoś oczekuje, że my zamkniemy te elektrownie to jest w błędzie – dodał. Nawiasem mówiąc nie ma wciąż określonej propozycji legislacyjnej opisującej czym jest NABE mające tworzyć rezerwę węglową zapewniającą bezpieczeństwo energetyczne kosztem subsydiów z kieszeni Polaków. To tam miałyby trafić wspomniane dwusetki. Reforma NABE miała zostać przedstawiona z końcem 2020 roku, potem z końcem 2021 roku. Są generalne założenia, ale nie ma nadal gotowej propozycji legislacyjnej. Wygląda jednak na to, że NABE miałaby się stać swoistą rezerwą węglową do której trafiłyby najpierw dwusetki reanimowane tak, aby posłużyły dłużej wobec rosnącej luki wytwórczej.
– Bloki klasy 200 MW stanowią istotną część parku maszynowego w polskich elektrowniach. Z perspektywy operatora systemu przesyłowego odpowiedzialnego za zbilansowanie krajowego systemu elektroenergetycznego każda dyspozycyjna jednostka wytwórcza ma znaczenie dla systemu. Wszelkie trwałe odstawienia istniejących jednostek wytwórczych, które mogłyby pracować zgodnie z przepisami prawa w dłuższym horyzoncie czasowym, powinny być realizowane tylko w przypadku oddania do eksploatacji ekwiwalentnej mocy dyspozycyjnej w stabilnych źródłach wytwórczych innych niż obecnie budowane – tłumaczy biuro prasowe Polskich Sieci Elektroenergetycznych, operatora systemu elektroenergetycznego w Polsce. – Ze względu na długi czas i ryzyka dla procesów inwestycyjnych niezbędne jest niezwłoczne rozpoczęcie oraz szybka budowa nowych, stabilnych źródeł wytwarzania energii elektrycznej, które wypełnią lukę bilansową w okresie do roku 2035 i latach późniejszych.
Jeżeli nie będzie nowych mocy, zostaną do dyspozycji stare. Już teraz to widać. Niedobory mocy są kolejnym czynnikiem podnoszącym ceny energii w Polsce i ten trend może nie ulec zmianie. Liczby na ten temat przedstawił w ciekawy sposób Instytut Jagielloński. Niższa dostępność rezerw mocy rodzi konieczność skorzystania z droższych ofert bilansujących, co przekłada się na wzrost cen energii w ujęciu godzinowym oraz średniomiesięcznym. – W dużym uproszczeniu, najwyższe oferty bilansujące zazwyczaj składają jednostki wodne oraz węglowe, które wykorzystywane są do bilansowania Krajowego Systemu Elektroenergetycznego zwłaszcza w sytuacji niskich poziomów rezerw i wysokiego zapotrzebowania – piszą analitycy Instytutu Jagiellońskiego. Oznacza to, że już teraz braki mocy w Polsce uzupełnia głównie węgiel, a koszty wykorzystania go do tego celu są wysokie i przekładają się na droższą energię na rachunku.
Jeśli nie będzie nowych bloków alternatywnych albo nie powstaną na czas zostaną nam do dyspozycji żywe trupy w postaci bloków 200 MW pozostających nadal w rezerwie. Nieprzypadkowo Narodowe Centrum Badań i Rozwoju realizuje program ich reanimacji. – Celem programu jest opracowanie nowych rozwiązań technicznych, organizacyjnych i prawnych, które pozwolą dostosować bloki energetyczne do zmieniających się warunków eksploatacji i nowych wyzwań związanych z pracą krajowego systemu elektroenergetycznego – informuje enigmatycznie NCBR. Nazwa projektu w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój 2014-2020 mówi więcej. Chodzi o „podniesienie poziomu innowacyjności energetyki węglowej poprzez opracowanie zbioru rozwiązań dotyczących modernizacji, przebudowy lub zasad eksploatacji bloków klasy 200 MWe”, czyli reanimację dwusetek, aby służyły dłużej w obliczu „wyzwań związanych z pracą krajowego systemu elektroenergetycznego”, czyli luką wytwórczą szacowaną przez Urząd Regulacji Energetyki na 4,6 GW w 2034 roku rosnącą tym bardziej, im szybciej będzie rosło zapotrzebowanie na energię w Polsce i im więcej opóźnień zanotują nowe elektrownie: gazowe, odnawialne, jądrowe i jakiekolwiek inne. Niekończące się dyskusje o polityce energetycznej Polski sprawiły, że z szerokiej palety możliwości nie wybraliśmy na dobre żadnej i może nam zostać ożywianie tego co mamy, czyli tego, co powinno odejść do historii za kilka lat, ale może być inaczej. Miałaś energetyko czasu w bród, ostał ci się 200+. Może się okazać, że Polska w oczekiwaniu na atom w latach trzydziestych, zostanie dłużej z węglem powoli zastępowanym gazem w latach dwudziestych. Tempo rozwoju OZE będzie zależało zaś od regulacji, które są zmieniane powoli.
Jakóbik: Luka wytwórcza energetyki rośnie. W trzeciej dekadzie nie będzie niczego?