Jakóbik: Polski komisarz ds. energii UE? Wielka potrzeba, małe szanse

27 maja 2014, 09:12 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Komisarz ds. energii Unii Europejskiej – Polak? Na pewno przejęcie tego stanowiska przez naszego rodaka byłoby korzystne dla Polski ale opór wśród krajów Starej Unii może być zbyt duży.

Na giełdzie nazwisk pojawiło się już kilka osób: komisarz ds. programowania finansowego i budżetu Janusz Lewandowski, przewodniczący grupy refleksji nt. energetyki Jerzy Buzek, poseł do Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz Wolski. Do tego grona dziennikarze blisko związani z tematem dodają także Sekretarza Stanu ds. Europejskich Piotra Serafina. Niezależnie od tego, który z nich ostatecznie zostanie kandydatem na fotel komisarza ds. energii, rozpocznie swą drogę do Brukseli od rywalizacji wewnętrznej.

Jak informuje Dziennik Gazeta Prawna, premier RP Donald Tusk obrał sobie za cel ustanowienie Polaka komisarzem lub przejęcie przez naszego rodaka jednego z kluczowych stanowisk. Tutaj stanowisko zajmowane obecnie przez Gunthera Oettingera schodzi na drugi plan. Według Dziennika Tusk będzie chciał walczyć o Wysokiego Przedstawiciela ds. Zagranicznych i Bezpieczeństwa dla ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, oraz o kolejne komisariaty: konkurencji (rzeczywiście ważny – jak wskazują koledzy z WysokieNapiecie.pl – ze względu na walkę o nowe zasady pomocy publicznej, m.in. dla energetyki), rynku wewnętrznego oraz polityki regionalnej. W tym kontekście gazeta wymienia wicepremier Elżbietę Bieńkowską, doradcę premiera znanego z zainteresowania energetyką Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz b. ministra, który ostatnio nie dostał mandatu do Parlamentu Europejskiego Jacka Rostowskiego.

Zakładając, że premier będzie walczył o więcej, niż etat dla kolegów z problemami (Bieńkowska, Rostowski) można założyć, że w grze zostaną Bielecki, Buzek, Lewandowski, Serafin, Sikorski, Saryusz Wolski. Stanowiska o które toczyć się będzie walka to WPZiB, konkurencja, rynek wewnętrzny, energia. Jeżeli minister spraw zagranicznych zawalczy o fotel Ashton, to jego podwładny – Serafin – raczej nie weźmie udziału w dalszej grze. Lewandowski ze względu na doświadczenie bardziej sprawdziłby się w komisariacie rynku wewnętrznego lub konkurencji niż w urzędzie związanym z energetyką. Choć portal 300polityka.pl spekulował na temat możliwości przejęcia teki po Oettingerze przez JKB, moim zdaniem ten raczej zostanie w Polsce by dalej działać przy kluczowych aktach legislacyjnych dotyczących sektora energetycznego. Jacek Saryusz Wolski rzekomo rozglądał się już za możliwością wejścia do komisariatu ds. energii ale bez powodzenia. Na korytarzach Parlamentu Europejskiego można usłyszeć, że brakuje mu poparcia zarówno w Brukseli jak i w Warszawie.

Przyjmując jednak, że WPZiB to zbyt wysokie stanowisko, by Stara Unia pozwoliła „antyrosyjskiemu” Polakowi na jego przejęcie, w grze zostają komisariaty. Jeżeli spojrzeć na priorytety przedstawiane przez obecny rząd – Unia Energetyczna, obrona węgla, negocjacje klimatyczne – można stwierdzić, że naturalnym celem powinien być fotel komisarza ds. energii UE. W takim scenariuszu Sikorski robi miejsce Serafinowi a w grze pozostaje Buzek. Pierwszy jeździ już po Europie z tzw. non-paperem czyli dokumentem opisującym szczegółowo postulaty Unii Energetycznej. Ten drugi był razem z Jacquesem Delorsem pomysłodawcą Europejskiej Unii Energetycznej czyli pierwszej wariacji na temat uwspólnotowienia walki o bezpieczeństwo energetyczne krajów członkowskich. Dziś stoi na czele grupy ds. refleksji na temat energetyki.

Tymczasem jak ostrzega WysokieNapiecie.pl, które dotarło do projektu komunikatu KE w sprawie bezpieczeństwa energetycznego, „Komisja nie odniosła się do polskich propozycji wspólnych zakupów gazu. W projekcie nie znalazł się też rejestr klauzul zakazanych w kontraktach gazowych”. W raporcie, który KE przedstawi w czerwcu ma zabraknąć także odniesień do pozostałych punktów Unii Energetycznej. Ma zostać położony nacisk na rozbudowę infrastruktury jako ostatecznego gwaranta wolnego rynku gazu i energii elektrycznej. Choć kraje Starej Unii będą blokować stanowisko komisarza ds. energii kandydatom podobnie niesfornym jak obecny komisarz (mówią na niego polski człowiek w Brukseli), jeśli Polakom udałoby się przejąć tekę po Oettingerze (niezależnie od tego czy przejąłby ją obecny Sekretarz Stanu czy były premier) moglibyśmy wpłynąć już nie na raport Komisji ale na śledztwo antymonopolowe prowadzone przeciwko Gazpromowi w sprawie nadużycia jego pozycji wobec klientów z Europy Środkowo-Wschodniej, także naszego kraju. Nie chodzi oczywiście o upolitycznienie śledztwa a jedynie o ujawnienie jego wyników oraz opracowanie rekomendacji działań. Pierwotnie miało się to stać na wiosnę ale w obliczu kryzysu ukraińskiego KE postanowiła nie drażnić Rosjan. Po ujawnieniu wyników śledztwa Polska mogłaby wrócić do pomysłów listy zakazanych i obowiązkowych klauzul w umowach gazowych.

„(…) Rola umów międzyrządowych powinna być stopniowo redukowana wyłącznie do nieodzownych kwestii i zapewniony powinien być odpowiedni poziom ich przejrzystości” – czytamy we wspomnianym non paperze zatytuowanym Mapa drogowa na rzecz Unii Energetycznej dla Europy. Pojawia się w nim apel o stworzenie katalogu niedozwolonych klauzul jak take or pay, ustanowienie punktów dostaw gazu wewnątrz Unii Europejskiej zamiast na jej granicach, indeksacja ceny ropy naftowej i zakaz reeksportu. To ostrza umów oferowanych przez Gazprom uzależniające klientów od tego dostawcy, których zakaz również postulowałem w swoich tekstach. Wyniki śledztwa mogłyby stanowić podstawę do forsowania takiego zakazu przez polskiego komisarza ds. energii, podobnie jak do stworzenia listy obowiązkowych klauzul zabezpieczających przestrzeganie prawa wspólnotowego i obronę klienta przed monopolistą.

Po zakończeniu śledztwa moglibyśmy także przyjąć odpowiednie rekomendacje. Wskazówką jest kolejny zapis non-paperu. „Każde wyłączenie w ramach III. pakietu energetycznego powinno być traktowane jako regulacyjny mechanizm wsparcia UE tylko dla tych projektów infrastrukturalnych, które znacząco przyczyniają się do dywersyfikacji dostawców, źródeł i tras dostaw, i które bezsprzecznie pobudzają konkurencję na rynku energii (nie tylko w zaangażowanych państwach członkowskich, ale i w innych państwach)” – zapisano w dokumencie.

Chodzi oczywiście o wyłączenie spod regulacji trzeciego pakietu odnogi Nord Stream na terenie Niemiec (OPAL), dzięki czemu Rosjanie mogliby wykorzystać całą jego moc w celu przekierowania tam tranzytu płynącego obecnie przez Ukrainę. Obecnie zatrzymanie tranzytu przez Ukrainę (89 mld m3 rocznie) wiązałoby się ze zmniejszeniem dostaw do klientów europejskich o jedną trzecią, ponieważ tylko jedna trzecia tego wolumenu może zostać przekierowana do Nord Stream (pełna moc 55 mld m3, dozwolona obecnie zgodnie z zasadą Third Party Acces to 27,5 mld m3 rocznie) oraz Gazociągu Jamalskiego (8,4 mld m3 rocznie). Jak wylicza Bloomberg, przy rezygnacji z tranzytu przez Ukrainę, Rosjanie pozostaliby więc z 59 mld m3 rocznie, które nie mogą dotrzeć do odbiorców w Europie. Dlatego walczą o czasowe zwolnienie OPAL z zasady TPA a bardziej długofalowo planują m.in. w tym celu budowę South Stream i zwolnienie także dla niego. Tylko opór Komisji Europejskiej blokuje ich plany uniezależnienia się od krajów tranzytowych jak nasz wschodni sąsiad, a przez to zdanie ich na łaskę lub niełaskę Gazpromu. Twarde stanowisko polskiego komisarza mogłoby pomóc utrzymać politykę, która działa na Rosjan. Prezydent Rosji Władimir Putin sam przyznał na Forum Ekonomicznym w Petersburgu, że jeśli KE nie zmieni stanowiska ws. South Stream, jego szlak będzie musiał zostać wytyczony poza terytorium Unii Europejskiej.

Mamy zatem wsparcie Komisji Europejskiej dla rozbudowy infrastruktury, czyli według mnie najważniejszego i najbardziej realnego punktu Unii Energetycznej. Czas walczyć o następne czyli listy klauzul oraz zablokowanie zwolnień spod prawa antymonopolowego dla Gazpromu. Stanowisko komisarza ds. energii będzie w tym kontekście kluczowe. Warto, by premier RP skupił wysiłki polskiej dyplomacji na walce o nie dla Jerzego Buzka lub Piotra Serafina – a może innego, dobrego kandydata. Jeżeli Komisja, pomimo kryzysu ukraińskiego, zezwoli Rosjanom na ominięcie prawa monopolowego, tak naprawdę zgodzi się na dyktat prawa silniejszego. W nagrodę za aneksję Krymu pozwoli rosyjskim firmom na dyktowanie warunków relatywnie słabym spółkom Europy Środkowo-Wschodniej a wszystko to dla utrzymania dobrych relacji biznesowych Starej Unii z Rosją. Co wtedy?

Rosjanie będą wiedzieli, że szantaż energetyczny pozwala osiągnąć cele ich polityki zagranicznej. Następne na celowniku mogą znaleźć się kolejne republiki postsowieckie na czele z Azerbejdżanem i Turkmenistanem. W zeszłym tygodniu w Baku przywódcy tych państw oraz Turcji podpisali deklarację, w której zobowiązują się do wzmocnienia współpracy w energetyce. W perspektywie jest otworzenie Korytarza Południowego mającego doprowadzać gaz dla krajów Unii Europejskiej na dostawy nie tylko z Azerbejdżanu (Gazociąg Transadriatycki – TAP, Gazociąg Transanatolijski – TANAP), ale także Turkmenistanu (Gazociąg Transkaspijski – TCP). TCP mógłby sprowadzać gaz także z Iranu i Iraku. Byłoby to największe zagrożenie dla monopolu Rosji w Europie, bo surowiec z gazociągów byłby konkurencyjny cenowo i łatwo dostępny, w przeciwieństwie do LNG na które Europa jeszcze poczeka.

Czy w obliczu bierności Komisji Europejskiej wobec szantażu rosyjskiego, należy się spodziewać, że w nieodległej przyszłości „zielone ludziki” pojawią się w którymś z krajów kaspijskich, na przykład na spornym obszarze Górnego Karabachu? Wszystko zależy od reakcji Komisji Europejskiej na szantaż Rosji na Ukrainie. Rozmowy KE-Ukraina-Rosja mają zakończyć się w przeciągu tego tygodnia. Wtedy też zielone ludziki mogą zatrzymać tranzyt gazu przez terytorium naszego sąsiada. Podobnie za tydzień ma pojawić się raport na temat zagrożeń dla bezpieczeństwa energetycznego Wspólnoty. Następne kroki UE będą zależały głównie od komisarza ds. energii Unii Europejskiej, dlatego z naszego punktu widzenia byłoby wspaniale, gdyby zajął je Polak. Wiedzą o tym kraje Starej Unii i wie to Rosja. Należy się zatem spodziewać masowego lobbingu przeciwko zajęciu tego fotela przez kandydata pochodzącego z kraju, będącego czarną, węglową owcą. Czy naszej dyplomacji uda się go przełamać?