Jakóbik: URE proponuje wycofanie PGNiG z giełdy

24 czerwca 2014, 10:59 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando wypuścił do obiegu medialnego pomysł wykupu akcji PGNiG przez skarb państwa. W ten sposób firma mogłaby stać się ponownie narzędziem zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju i uniezależnić się od rywalizacji rynkowej.

Ten postulat należy postawić w odpowiednim kontekście. Ci, którzy obawiają się „nacjonalizacji” powinni zwrócić uwagę na fakt, że alternatywą dla niej będzie całkowita prywatyzacja, na którą państwo polskie nie może sobie pozwolić, właśnie ze względu na wymogi bezpieczeństwa energetycznego, które często nakazują PGNiG postępować niezgodnie z logiką rynkową. Obecnie w obliczu liberalizacji firma realizuje zadania strategiczne, często nieopłacalne ekonomicznie, za które płaci potem spadkami na giełdzie.

PGNiG ma za zadanie zapewnić bezpieczeństwo energetyczne i nieprzerwane dostawy gazu ziemnego. Realizuje je przez kontrakty długoterminowe objęte klauzulami take or pay (TOP – bierz lub płać) niekorzystnymi, jeśli spojrzeć na kolejne zadanie wyznaczone firmie – dywersyfikację kierunków dostaw. Tę misję PGNiG realizuje poprzez alternatywny dla rosyjskiego kontrakt z Katarem, a w przyszłości poprzez kolejne umowy, jeśli za pomocą sprawnych negocjacji przed 2022 rokiem rząd zdejmie z PGNiG obowiązek zakupu większych, niż to niezbędne ilości gazu od tradycyjnego dostawcy.

Polska spółka gazowa ma także obowiązek zwiększania wydobycia krajowego. Tutaj również problemem są wielkie ilości gazu zakontraktowane w umowie z Gazpromem. Wyliczałem już, że obecne wydobycie krajowe i kontrakt z Gazpromem pokrywają polskie zapotrzebowanie na surowiec a zatem nowe odwierty nie mają uzasadnienia ekonomicznego. Są jednak ważne z punktu widzenia strategicznego. Utrudnią je jednak obciążenia rynkowe dla PGNiG, ponieważ ze względu na rosnące podatki od wydobycia i koszty związane z kontraktem katarskim środki na inwestycje zostaną poważnie uszczuplone.

Do tej pory wymienione zadania PGNiG mogło realizować dzięki pewnym przywilejom przysługującym polskiemu narzędziu polityki energetycznej w sektorze gazowym. Do tej pory firma była monopolistą, a zatem nie miała problemu ze znalezieniem klientów dla wielkich ilości gazu z Rosji. Klauzula take or pay wyznaczona przez Rosjan wymuszała na firmie wprowadzenie tej klauzuli w umowach ze swoimi klientami. W ten sposób klauzule take or pay, czyli w żargonie gazowników tzw. TOP-y u klientów gwarantowały realizację TOP-a rosyjskiego. Jeżeli w dobie liberalizacji ten system się załamie, PGNiG będzie miała problem z realizowaniem TOP-a i być może będzie zmuszona dopłacać kary do, i tak niekorzystnego kontraktu, z Rosjanami. W ten sposób złota wolność na rynku gazu będzie realizowana kosztem niewolnika, którego za kilka lat będzie trzeba ratować dotacjami, niczym spółki załamującego się sektora węglowego. Jest to bardzo prawdopodobne bo liberalizacja narzuca na PGNiG obowiązek uelastycznienia umów z klientami ale rząd nie uelastycznił jeszcze umowy gazowej z Rosjanami.

Są zatem dwa wyjścia z tej sytuacji – wycofanie PGNiG z giełdy, co sugerował prezes URE, lub prywatyzacja firmy. Jeżeli Polska chce realizować strategiczne z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego cele, lepszym wyjściem będzie ta pierwsza opcja. W innym wypadku należy zgodzić się na pełną prywatyzację spółki i rezygnację z celów strategicznych na rzecz poprawy kondycji rynkowej spółki. Wtedy jednak należałoby konsekwentnie porzucić plany dywersyfikacyjne i liczyć na zbawienną rolę wolnego rynku. Wobec nierynkowych, agresywnych działań Gazpromu w naszej części Europy będzie to bardzo ryzykowne. Trwanie w obecnej ambiwalencji gwarantuje natomiast konieczność wprowadzenia chimerycznych, sprzecznych i nieefektywnych rozwiązań, które będą co jakiś czas reanimować naszą spółkę. Efekty będą podobne do znanych z sektora węglowego.