Odpowiedź Komisji Europejskiej na inwazję Rosji na Ukrainie to promocja zielonych technologii w sposób, na którym mogą zarobić głównie najsilniejsze gospodarki unijne, a słabsze nie. – Nie odpowiada jednak na pytanie jak ma być budowana należyta odporność, skoro UE nie posiada i nie produkuje komponentów ani surowców, na których chce oprzeć swoją strategię dekarbonizacyjną – pisze Krzysztof Kowalewski, współpracownik BiznesAlert.pl.
Minął rok od rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę. To agresja zbrojna na skalę w naszym regionie niespotykaną od II Wojny Światowej. Chociaż działania zbrojne na wschodzie Ukrainy trwały nieprzerwanie od obalenia rządów prorosyjskiego prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowycza w 2014 r. za moment rozpoczęcia wojny o pełnej skali uznaje się datę inwazji z 24 lutego 2022.
Wyraźnie niebezpieczne sygnały dla ładu europejskiego Zachód otrzymał jednak jeszcze wcześniej, bo destabilizacja sytuacji w regionie zaczęła się od napaści na Gruzję w 2008 roku. To wydarzenie nie miało jednak żadnego wpływu na ukończenie i odbiór w 2012 roku gazociągu łączącego bezpośrednio Niemcy z Rosją. Pomimo, że to rozwiązanie było niekorzystne z wielu powodów dla Polski, Ukrainy i krajów nadbałtyckich, zdecydowano w 2011 roku o budowie kolejnych dwóch nitek gazociągu. Do europejskich partnerów, (niemieckich Wintershall i E.ON i holenderskiej Gasunie), rosyjskiego Gazpromu dołączyła francuska Engie. Pomimo licznych sprzeciwów wielu krajów UE oraz m.in. USA, pierwszej fazy konfliktu zbrojnego na Ukrainie, aneksji Krymu i wielu innych czynników potencjalnie negatywnie rzutujących na projekt, determinacja szczególnie Niemiec była tak duża, że bez większych przeszkód udało się doprowadzić do fazy certyfikacji gotowe połączenie na początku 2022 r. Co zatrważające, mimo licznych sprzeciwów i interwencji w organach UE państw członkowskich wskazujących na istotne zagrożenie.
Chęć zarobku Niemiec na handlu tańszym gazem z Rosji, mimo coraz bardziej napiętej sytuacji na wschodzie, nie przejawiała się wyłącznie działaniami w zakresie przesyłu surowców energetycznych. Należy tu wspomnieć sprawę nielegalnie dostarczanych turbin gazowych Siemensa na Krym oraz aferę związaną z omijaniem sankcji w zakresie wysyłania sprzętu wojskowego do Rosji, gdzie z prawie 80% z 350 mln. euro wzięły Francja i Niemcy. Nie sposób też nie przywołać tu wielokrotnych prób opóźniania sankcji i rozbijania solidarności w ramach Wspólnoty, chociażby poprzez sprzeciw wobec ustalenia ceny maksymalnej na rosyjski gaz, czy w kwestii Leopardów.
Jeśli powyższe działania można uznać za ukierunkowane na utrzymanie złożonych relacji biznesowych oraz kreowane pod wpływem szerszych zależności gospodarczych między Niemcami a Rosją, to obecne działania już w ramach UE wydają się być odwrotne. Aczkolwiek jeszcze bardziej skuteczne pod względem kreowania nowych przychodów w trakcie wojny. Przede wszystkim należy tu zaznaczyć działania związane z dotowaniem własnej gospodarki w ramach poluzowanych zasad pomocy publicznej (Temporary Crisis Framework – TCF). Z 672 mld euro, które w ramach TCF zostały uruchomione w skali całej UE Niemcy wpompowali w swoją gospodarkę 53 procent tej kwoty, czyli niemal 360 mld euro. Na drugim miejscu znalazła się Francja z wynikiem przekraczającym 160 mld euro udzielonej pomocy publicznej. Oczywiście skala działań Niemców spotkała się z krytyką ekspertów i państw członkowskich wskazujących na dysproporcje w możliwościach finansowych państw członkowskich oraz istotnym zaburzeniu konkurencyjności na jednolitym rynku UE, aczkolwiek największy beneficjent nowych mechanizmów zamiast spojrzeć przez pryzmat członka Wspólnoty, ogniskuje się wyłącznie na własnym zysku i oczekuje dalszego luzowania zasad transferowania środków budżetowych do swoich przedsiębiorstw. Skutek, a może i cel, wydaje się oczywisty i jest nim budowanie przewagi konkurencyjnej swojej gospodarki na coraz to nowszych polach, ale również utrwalenie dominacji w konkretnych branżach.
Tę tezę potwierdza negatywne podejście Niemiec do propozycji zmiany zasad polegającej na przeniesienie nacisku z działań krajowych na wspólnotowe i utworzenie Fundusz Suwerenności (jako odpowiedź na IRA). W tym kontekście otwarcie swoją krytykę wobec wspólnych zobowiązań wyraził minister finansów Christian Lindner. Obecna sytuacja jest korzystna dla Niemiec, ponieważ jako kraj o największych zasobach finansowych wybijają się na obecnym kryzysie na tle innych państw w UE. Za pozytywne z perspektywy mniej zamożnych członków UE można uznać, że liczba krytycznie nastawionych państw do polityki Niemiec, będącej zaprzeczeniem solidarności europejskiej rośnie. Chociaż Włochy nie podpisały grudniowego porozumienia przestrzegającego, przed szkodliwością nadmiernego poluzowania zasad pomocy publicznej to ich stosunek ewoluuje. Ostatnio nawet wybrzmiało silne niezadowolenie Giorgii Meloni, optującej za wzmocnieniem pryncypium solidarności i utworzeniem wspólnego funduszu. Nieprzychylne stanowisko de facto trzeciego wierzchołka w trójkącie Niemcy-Francja-Włochy spowodowane zostało również przez niezaproszenie Włochów do wspólnego formatu wraz z USA w kontekście IRA.
Najnowszą inicjatywą przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, ogłoszoną w Davos, w której kluczowy charakter musiały mieć również Niemcy jest Green Deal Industrial Plan (GDIP). Mówiąc w skrócie jest to plan wydłużenia TCF oraz ukierunkowanie strumieni środków z pomocy publicznej na „zielone technologie” wraz z dalszym poluzowaniem zasad wydatkowania. Środki w ramach GDIP, jak zwykle w UE, mają być dostępne na przyspieszenie wdrażania energii odnawialnej oraz instalacji wodorowych, lecz nie na energetykę jądrową. Na dekarbonizację procesów przemysłowych oraz rozszerzone wsparcie na produkcję technologii „net-zero” i nowych, dużych, strategicznych projektów produkcyjnych. Jakkolwiek lakoniczne uzasadnienie zawarte w nowej propozycji KE wydaje się miałkie i nieprzystające do obecnych realiów i wyzwań (szczególnie w kontekście kryzysu energetycznego), przed którymi stoją państwa członkowskie, tak można łatwo wywnioskować, że jest szyte na miarę państw posiadających silnie rozbudowane kompetencje w zakresie OZE i „zielonych technologii” oraz bardzo duże zasoby finansowe. Dofinansowanie wyżej wymienionych działań, szczególnie w zakresie dekarbonizacji przemysłu, pozwoli bogatszym państwom na osiągnięcie przewag konkurencyjnych, które mogą już być nie do odrobienia w przyszłości, gdy powrócą normalne zasady związane z jednolitym rynkiem wewnątrzunijnym. Realizacja planu w proponowanej formie (na którą nie zgadza się wiele państw) poskutkowałoby zbudowaniem wyjątkowo silnej pozycji konkurencyjnej najbogatszych państw, ale nie względem USA w odpowiedzi na IRA, ale wobec mniej zamożnych członków Unii.
Na koniec należy zaznaczyć, że propozycja KE opublikowana jako GDIP- Net-Zero Industry Act nie posiada oceny skutków ani wiarygodnego uzasadnienia. Tradycyjnie są w niej brane pod uwagę zagrożenia związane z łańcuchami dostaw, jak w przypadku REPowerEU i chińskiego monopolu w fotowoltaice. Dokument bazuje na optymistycznych założeniach dotyczących wytworzenia i rozwoju nowych technologii, opiera sukces transformacji na nieistniejącym na dziś zasobie technologicznym, ani nie odpowiada na pytanie jak ma być budowana należyta odporność, skoro UE nie posiada i nie produkuje komponentów ani surowców, na których chce oprzeć swoją strategię dekarbonizacyjną. W dokumencie realizacja proponowanych planów związanych z OZE i dekarbonizacją przedstawiana jest jako klucz do osiągnięcia konkurencyjności globalnej pomijając fakt, że dotychczasowi liderzy zmiany jak Niemcy i Dania mają 2-3 krotnie wyższe ceny energii dla przemysłu jak USA, czy Chiny. Tradycyjnie wskazano na „drogie paliwa kopalne” bez rozróżnienia na zasoby krajowe i importowane.
Powyższe jasno wskazuje, że niezależnie czy EU odnosi się wyłącznie do zmian klimatycznych, pandemii, wojny na Ukrainie, czy do mitygowania skutków amerykańskiego IRA, to propozycja rozwiązań jest analogiczna – większe inwestycje w OZE, wodór, magazyny energii, elektromobilność, pompy ciepła. A kto będzie tego największym beneficjentem w EU? Nie wiem, choć się domyślam.
Jóźwicki: Plan przemysłowy Zielonego Ładu to odpowiedź na sytuację geopolityczną