Od początku inwazji Rosji na Ukrainę minęło już ponad sto dni i mimo, że wielu z nas „przyzwyczaiło się” do tej sytuacji, konsekwencje tego konfliktu na wielu płaszczyznach przybierają na sile, w tym między innymi na rynku gazu – pisze Magdalena Kuffel, współpracownik BiznesAlert.pl.
Początkowo, Europa obawiała się konsekwencji odcięcia rosyjskiego gazu przede wszystkim przez pryzmat sektora ciepłowniczego, biorąc pod uwagę, że inwazja Rosji na Ukrainę miała miejsce zimą. Niespokojne nastroje społeczne zostały „ostudzone” zapewnieniami o wzroście temperatur, co miało sens pamiętając, że zbliżaliśmy się do wiosny, podczas której niskie temperatury łagodnieją, co idzie w parze ze stopniowo zmniejszającą się potrzebą ogrzewania. Niestety przy obecnej zmianie klimatu i bardzo krótkim okresie wiosennym, nasz spokój trwał dość krótko. Wraz z nadejściem okresu letniego, pojawiają się nowe wyzwania.
Lato przynosi dwa problemy. Z jednej strony, wraz z rosnącymi temperaturami wzrasta konsumpacja energii elektrycznej (1), co jest bezpośrednio związane z klimatyzatorami. Być może nie jest to intuicyjne w krajach, takich jak Polska, gdzie temperatury są raczej łagodne, jednak musimy pamiętać o przemyśle oraz wielu procesach industrialnych, które muszą być wykonywane w temperaturze kontrolowanej – w takim przypadku, nawet 3-4 stopnie Celsjusza różnicy (które są bezproblemowo tolerowane przez organizm ludzki) implikuje start klimatyzatorów. Z drugiej strony, sezonowe podwyższone zapotrzebowanie na prąd idzie w parze ze spadkiem produkcji najbardziej wydajnego źródła odnawialnego (2), mianowicie energetyki wiatrowej. W Europie, najbardziej „wietrzny” okres roku to późna jesień oraz zima. Naturalnie, mamy również do dyspozycji fotowoltaikę, jednak nie jest to źródło na tyle niezawodne (a bez rozbudowanego systemu baterii w zasadzie bezużyteczne), aby było w stanie zmitygować wzrost popytu na prąd.
Poniższe wykresy ilustrują zapotrzebowanie na energię, wraz ze średnimi temperaturami dobowymi, w różnych krajach Europy Centralnej i Południowej od początku 2021 roku (dłuższa seria danych nie wniosłaby nic poza prezentacją cykliczności tego zjawiska). Niemcy notują dość stabilny poziom popytu w ciągu roku a wzrost temperatury w ciągu lata (lipiec i sierpień) jest na tyle stopniowy, iż nie powoduje to tzw. szczytu konsumpcji. Podobny profil popytu notuje się w Polsce, mając na uwadze dość podobne warunki klimatyczne.
Południowa Europa, czyli państwa śródziemnomorskie, ze zdecydowanie wyższymi temperaturami letnimi – charakteryzują się innym profilem konsumpcyjnym. Włochy, które możemy uznać za benchmark krajów śródziemnomorskich, mają podwyższony popyt wraz ze wzrostem średnich temperatur dobowych powyżej 22 stopni Celsjusza, co w ubiegłym roku miało to miejsce od 14 czerwca do 22 września.
Mając na uwadze dwa główne „letnie problemy Europy” widać dość wyraźnie, jaka jest sytuacja na rynku podczas lipca oraz sierpnia: mamy większe zapotrzebowanie na prąd, które najłatwiej jest pokryć za pomocą produkcji z tradycyjnych instalacji gazowych, bo są one wydajne i niezawodone. Jeszcze w tamtym roku było to również najtańsze rozwiązanie. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej w tym roku; firmy energetyczne (jak i rządy państw, na których spoczywa obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego) stoją pod ogromnym znakiem zapytania i ważnym pytaniem: co robić z zakupionym (z trudnością) gazem?
Dlaczego? Otóż okres letni historycznie był czasem, w którym ceny gazu spadały do najniższych w ciągu roku. Był to czas, podczas którego państwa (tzn. firmy energetyczne, na których spoczywa ten obowiązek) wypełniały magazynu strategiczne (magazyny, które są „back upem” każdego z państw, na wypadek bardzo zimnej zimy lub braku dostaw, są w stanie zapewnić bezpieczeństwo energetyczne państwa na oszacowany czas). W tym roku, z powodu realnego braku dostaw (przede wszystkim długoterminowo zakontraktowane LNG; które płynie przede wszystkim do państw śródziemnomorskich takich jak Hiszpania i Włochy) i odcięcia od rosyjskiego gazu, ceny surowca są bardzo wysokie, więc pojawia się dylemat: wypełniać magazyny, czy pokrywać zapotrzebowanie? Wykres numer 3 prezentuje ewolucję cen gazu TTF (produkt Cal-23, czyli rok kalendarzowy 2023), który ilustruje dynamikę wzrostu; gdybyśmy przyglądali się produktowi DA (dnia następnego) ceny byłyby jeszcze wyższe, dodatkowo „wzmocnione” szerokimi wahaniami wewnątrztygodniowymi.
Jednym ze sposobów rozwiązania tej sytuacji (bez włączenia innych tradycyjnych źródeł energii, takich jak chociażby węgiel) jest zmiejszenie popytu. Brzmi banalnie, ale nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Zachęcenie (bo tylko tyle może zrobić państwo) prywatnych konsumentów do mniejszego zużycia prądu i gazu może okazać się mało owocne, biorąc pod uwagę, iż większość z nich oddelegowuje odpowiedzialność na innych. Wystarczy pomyśleć nad innym przykładem zachowań społecznych, takich jak na przykład segregowanie śmieci: ilu mieszkańców segreguje odpady z obawy przed karą a ilu z wewnętrznego przekonania, że jest to właściwe zachowanie, które sprawi, że nasze dzieci będą żyły w lepszym (a przynajmniej nie gorszym) świecie?
Mając to na uwadze, niektóre państwa zaczęły ograniczać zuużycie energii „tam gdzie jest to możliwe”, to znaczy w sektorze publicznym i ograniczając pobór największych odbiorców.
Włochy wprowadziły „widełki” temperatur w szkołach, uczelniach, budynkach użyteczności publicznej (z wyłączeniem szpitali oraz domów opieki) oraz sklepach wielkopowierzchniowych. Od 1 maja bieżącego roku (do odwołania), w czasie letnim temperatura klimatyzatorów nie może zejść poniżej 27 stopni Celsjusza (z 2 stopni tolerancji, a więc 25 stopni), podczas gdy w okresie zimowym ogrzewanie nie powinno przekroczyć 19 stopni. W przypadku kontroli i braku przestrzegania w.w. „widełek” temperaturowych, właściciel (lub zarządca budynku) ryzykuje mandat w wysokości od 500 do 3000 euro. Trudno na ten moment oszacować realne oszczędności w konsumpcji, jednak biorąc pod uwagę bezpośredni wpływ temperatur na zuużycie prądu, z pewnością pomoże to Włochom wstrzymać tzw. „letni szczyt konsumpcyjny”.
Jest to jeden ze sposobów na poradzenie sobie z problemem gazu. Najprostszą – jednak najbardziej dotkliwą metodą – może się jednak okazać polityka cenowa, a raczej jej brak. Jeżeli kraje UE nie wprowadzą mechanizmów, które ograniczą wzrost cen gazu, bardzo prawdopodobny scenariusz będzie taki, w którym firmy i rodziny będą zmuszone ograniczyć swoją konsumpcję przez wysokie ceny. Od kilku miesięcy widzimy stopniowy wzrost cen, który jest „przerzucany” na konsumentów i który może się okazać najbardziej skutecznym mechanizmem walki ze zmianami klimatu. Niestety, prawdopodobnie bardziej dotkliwym, bo najbiedniejsze grupy społeczne ryzykują ubóstwo energetyczn3, zdefiniowane jako wysoki procent domowego budżetu, który jest przeznaczony na rachunki związane z energią. Nie jest to nowy problem, jednak po raz pierwszy jesteśmy w sytuacji, kiedy ryzykujemy ubóstwo związane z wysokimi opłatami za prąd.
Polityka energetyczna Unii Europejskiej powinna była zostać przedefiniowana już lata temu, jednak teraz jest moment, w którym rządy państw muszą się mocno zastanowić, co można zrobić aby obecny kryzys był tylko czasowy i nie miał długoterminowych konsekwencji.