icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Kuffel: Rynek mocy się zwróci

KOMENTARZ

Magdalena Kuffel

Współpracownik BiznesAlert.pl

Rynek mocy jest tematem kontrowersyjnym. Jest to innowacyjny sposób na zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, głównie przez wsparcie tradycyjnych mocy wytwórczych, które są programowalne i są w stanie produkować energię w momencie jej ewentualnych braków.

Z drugiej strony wiele mówi się o pomocy i tak już nierentownym elektrowniom, faworyzowaniu tylko jednego paliwa (w przypadku Polski – węgla) czy kosztom, które ostatecznie będą „oddelegowane” do konsumentów. Czy rzeczywiście rynek mocy nadszarpnie nasze portfele w nadchodzących latach? Jak finansują go inne kraje, które wprowadziły ten mechanizm wcześniej od Polski?

Pewne jest, iż ostateczny koszt wprowadzenia rynku mocy poniosą konsumenci, czyli gospodarstwa domowe lub przedsiębiorstwa. Na podstawie dostępnych źródeł można stwierdzić, że rynek mocy zostanie sfinansowany poprzez dodanie nowego elementu do naszego rachunku za prąd. Czy słusznie?

Konsumenci, którzy dokładnie przyglądają się swojemu rachunkowi, z pewnością są zaznajomieni z opłatą przejściową. Jest to opłata, która pokrywa koszty kontraktów długoterminowych z elektrowniami na zakup energii. Kontrakty te były zawierane w połowie lat 90. dwudziestego wieku i miały na celu bezpośrednie finansowanie nowych inwestycji. Ostatni kontrakt wygasa w 2027 roku, jednak pierwsze z nich zostały zamknięte już ponad 10 lat temu, w 2005 roku.

Analizując charakterystykę opłaty przejściowej, trudno nie zauważyć podobieństwa z rynkiem mocy (rynek mocy ma zapewnić stałą dostawę energii, co przekłada się na inwestycje – budowanie nowych lub modernizacja starych bloków, aby mogły wziąć udział w mechanizmie), jednak nigdy nie zostało powiedziane, iż jego realizacja będzie finansowana opłatą przejściową. W ciągu ostatniego tygodnia, rząd ogłosił podwyżkę tej opłaty – nie wiadomo jednak na co zostaną przeznaczone dodatkowe pieniądze. Być może właśnie na rynek mocy.

Wiadome jest natomiast to, iż po wprowadzeniu rynku mocy możemy spodziewać się wyższego rachunku za prąd. I to wyższego nie o kilka groszy, ale nawet o 20% w skali roku (odnawialnezrodlaenergii.pl). Oczywiście może to początkowo wywołać negatywną reakcję, jednak spróbujmy spojrzeć na tę zmianę pod innym kątem.

Rachunek za prąd wyższy o 20% to około 50 złotych różnicy miesięcznie (na podstawie informacji Polskiego Radia, dot. średniego rachunku za energię elektryczną) oraz 580 złotych rocznie. Dużo. Zobaczmy jednak jak zostały przeprowadzone analizy na rynku brytyjskim (który był jednym z rynków „bazowych” dla konstrukcji rodzimego mechanizmu) i czy faktycznie jest to wysoki koszt w odniesieniu do oferowanego serwisu.

Analiza brytyjskiego rynku mocy wykazała, iż jego wdrożenie na początkowych etapach wygeneruje około 1 miliarda funtów kosztów, które będzie musiał ponieść konsument. Nie oznacza to jednak, iż są to pieniądze wyrzucone w błoto – jest to raczej inwestycja, suma pieniężna „blokująca” niższą cenę. 1 miliard funtów zainwestowany w rynek mocy zapewni stabilność cenową, a tym samym może przyczynić się do zaoszczędzenia nawet 11 miliardów funtów, dzięki możliwemu wyeliminowaniu wahań cenowych spowodowanych brakami lub nadwyżką mocy. Dla konsumentów oznacza to rachunek wyższy o około 38 funtów, z możliwym „zyskiem” (oszczędność to forma profitu) mogącym osiągnąć kwotę nawet 408 funtów (w zależności od sytuacji na rynku).

Oczywiście wszystko zależy od rodzaju kontraktu i poziomu konsumpcji jaki ma klient. Dla przykładu we Włoszech (gdzie produkcja energii z odnawialnych źródeł ma ogromny wkład w całkowity miks energetyczny) istnieje całkiem popularna forma kontraktu na dostawę energii elektrycznej opierająca się na wahaniu standardowej ceny krajowej (PUN).

W praktyce oznacza to, iż konsument (np. gospodarstwa domowego) może zaoszczędzić na swoim rachunku, jeżeli zużywa najwięcej prądu w godzinach, które zwykle mają niskie ceny (również dzięki większej produkcji z OZE, czyli w godzinach dziennych). Przy tak elastycznym kontrakcie (który ze względu na swoją specyfikę może równie dobrze kosztować konsumenta bardzo dużo) ewentualne zyski rzeczywiście będą wysokie. Brytyjczycy, mimo swojego surowego klimatu, produkują dużo energii wiatrowej, która też obniża ceny. Jednak czy w polskim klimacie odnotowujemy tak duże wahania cen, aby faktycznie zaoszczędzić wystarczająco dużo?

Summa summarum wdrożenie rynku mocy może okazać się dochodowym przedsięwzięciem bądź workiem bez dna dla inwestycji, które nie zostałyby sfinansowane przez niezależnego inwestora (ze względu na brak gwarancji zwrotu). Pewne jest, że rynek mocy jest konieczny, jednak nie powinien on obciążać wyłącznie konsumentów i z pewnością nie powinien nadwyrężać domowych budżetów.

KOMENTARZ

Magdalena Kuffel

Współpracownik BiznesAlert.pl

Rynek mocy jest tematem kontrowersyjnym. Jest to innowacyjny sposób na zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, głównie przez wsparcie tradycyjnych mocy wytwórczych, które są programowalne i są w stanie produkować energię w momencie jej ewentualnych braków.

Z drugiej strony wiele mówi się o pomocy i tak już nierentownym elektrowniom, faworyzowaniu tylko jednego paliwa (w przypadku Polski – węgla) czy kosztom, które ostatecznie będą „oddelegowane” do konsumentów. Czy rzeczywiście rynek mocy nadszarpnie nasze portfele w nadchodzących latach? Jak finansują go inne kraje, które wprowadziły ten mechanizm wcześniej od Polski?

Pewne jest, iż ostateczny koszt wprowadzenia rynku mocy poniosą konsumenci, czyli gospodarstwa domowe lub przedsiębiorstwa. Na podstawie dostępnych źródeł można stwierdzić, że rynek mocy zostanie sfinansowany poprzez dodanie nowego elementu do naszego rachunku za prąd. Czy słusznie?

Konsumenci, którzy dokładnie przyglądają się swojemu rachunkowi, z pewnością są zaznajomieni z opłatą przejściową. Jest to opłata, która pokrywa koszty kontraktów długoterminowych z elektrowniami na zakup energii. Kontrakty te były zawierane w połowie lat 90. dwudziestego wieku i miały na celu bezpośrednie finansowanie nowych inwestycji. Ostatni kontrakt wygasa w 2027 roku, jednak pierwsze z nich zostały zamknięte już ponad 10 lat temu, w 2005 roku.

Analizując charakterystykę opłaty przejściowej, trudno nie zauważyć podobieństwa z rynkiem mocy (rynek mocy ma zapewnić stałą dostawę energii, co przekłada się na inwestycje – budowanie nowych lub modernizacja starych bloków, aby mogły wziąć udział w mechanizmie), jednak nigdy nie zostało powiedziane, iż jego realizacja będzie finansowana opłatą przejściową. W ciągu ostatniego tygodnia, rząd ogłosił podwyżkę tej opłaty – nie wiadomo jednak na co zostaną przeznaczone dodatkowe pieniądze. Być może właśnie na rynek mocy.

Wiadome jest natomiast to, iż po wprowadzeniu rynku mocy możemy spodziewać się wyższego rachunku za prąd. I to wyższego nie o kilka groszy, ale nawet o 20% w skali roku (odnawialnezrodlaenergii.pl). Oczywiście może to początkowo wywołać negatywną reakcję, jednak spróbujmy spojrzeć na tę zmianę pod innym kątem.

Rachunek za prąd wyższy o 20% to około 50 złotych różnicy miesięcznie (na podstawie informacji Polskiego Radia, dot. średniego rachunku za energię elektryczną) oraz 580 złotych rocznie. Dużo. Zobaczmy jednak jak zostały przeprowadzone analizy na rynku brytyjskim (który był jednym z rynków „bazowych” dla konstrukcji rodzimego mechanizmu) i czy faktycznie jest to wysoki koszt w odniesieniu do oferowanego serwisu.

Analiza brytyjskiego rynku mocy wykazała, iż jego wdrożenie na początkowych etapach wygeneruje około 1 miliarda funtów kosztów, które będzie musiał ponieść konsument. Nie oznacza to jednak, iż są to pieniądze wyrzucone w błoto – jest to raczej inwestycja, suma pieniężna „blokująca” niższą cenę. 1 miliard funtów zainwestowany w rynek mocy zapewni stabilność cenową, a tym samym może przyczynić się do zaoszczędzenia nawet 11 miliardów funtów, dzięki możliwemu wyeliminowaniu wahań cenowych spowodowanych brakami lub nadwyżką mocy. Dla konsumentów oznacza to rachunek wyższy o około 38 funtów, z możliwym „zyskiem” (oszczędność to forma profitu) mogącym osiągnąć kwotę nawet 408 funtów (w zależności od sytuacji na rynku).

Oczywiście wszystko zależy od rodzaju kontraktu i poziomu konsumpcji jaki ma klient. Dla przykładu we Włoszech (gdzie produkcja energii z odnawialnych źródeł ma ogromny wkład w całkowity miks energetyczny) istnieje całkiem popularna forma kontraktu na dostawę energii elektrycznej opierająca się na wahaniu standardowej ceny krajowej (PUN).

W praktyce oznacza to, iż konsument (np. gospodarstwa domowego) może zaoszczędzić na swoim rachunku, jeżeli zużywa najwięcej prądu w godzinach, które zwykle mają niskie ceny (również dzięki większej produkcji z OZE, czyli w godzinach dziennych). Przy tak elastycznym kontrakcie (który ze względu na swoją specyfikę może równie dobrze kosztować konsumenta bardzo dużo) ewentualne zyski rzeczywiście będą wysokie. Brytyjczycy, mimo swojego surowego klimatu, produkują dużo energii wiatrowej, która też obniża ceny. Jednak czy w polskim klimacie odnotowujemy tak duże wahania cen, aby faktycznie zaoszczędzić wystarczająco dużo?

Summa summarum wdrożenie rynku mocy może okazać się dochodowym przedsięwzięciem bądź workiem bez dna dla inwestycji, które nie zostałyby sfinansowane przez niezależnego inwestora (ze względu na brak gwarancji zwrotu). Pewne jest, że rynek mocy jest konieczny, jednak nie powinien on obciążać wyłącznie konsumentów i z pewnością nie powinien nadwyrężać domowych budżetów.

Najnowsze artykuły