Dwie twarze atomu w wojnie rosyjsko-ukraińskiej: Kursk i Zaporoże

21 sierpnia 2024, 07:35 Atom

– Pogłoski o możliwym ataku Ukrainy na Kurską Elektrownie Jądrową i pożar w okupowanej przez Rosjan Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej mają wspólny mianownik są elementem gry Kremla wymierzonej w Ukrainę i Zachód.

Rosyjski żołnierz przed elektrownią jądrową w Zaporożu, 01.05.2022. Fot. Associated Press/East News

Szóstego sierpnia 2024 roku wojska ukraińskie rozpoczęły operację na terytorium Rosji, w obwodzie kurskim. Według analizy Ośrodka Studiów Wschodnich z siódmego sierpnia początkowo siły ukraińskie liczyły kilkudziesięciu żołnierzy i trzy czołgi. Wieczorem tego samego dnia zaangażowano w operacje już około 400 żołnierzy, 11 czołgów i 20 bojowych wozów opancerzonych. Liczbę tę stopniowo zwiększano, angażując również artylerię. O czym warto pamiętać, sytuacja w Kursku ciągle nie jest klarowna. Ukraina minimalizuje przecieki informacji, zwłaszcza w początkowej fazie, a źródła rosyjskie skażone są długotrwałą propagandą. Dobrym przykładem są powielane informacje o dowodzeniu operacją przez Polskę i Niemcy, niektórzy rosyjscy żołnierze w przeszłości twierdzili, że na Ukrainie walczą armie NATO. Zasiany strach zbiera swoje żniwo, gdy Ukraina zaatakowała Rosję na jej własnym terytorium. 

Według szacunków, czołówki sił ukraińskich weszły około 35 kilometrów w głąb Rosji, zbliżając się do elektrowni jądrowej w Kurczatowie na odległość około 20 km. 

Ważny z punktu widzenia bezpieczeństwa infrastruktury jest przekaz, jaki starają się wysłać Ukraińcy, pokazując, że ich działania nie są wymierzone w ludność cywilną i humanitarnie traktują jeńców – przeciwieństwie do Rosjan, którzy własnych żołnierzy traktują jako mięso armatnie. Dobrze ilustruje to historia przytoczona na portalu X przez Marka Meissnera, polskiego dziennikarza i analityka. 

Opisuje on historie młodego poborowego wysłanego do walki w obwodzie kurskim, który poddał się siłom ukraińskim argumentując, że kupił sobie w ten sposób kilka miesięcy życia. Jego dowódca przekazał, że każdy kto podda się żołnierzom ukraińskich będzie traktowany jako dezerter. Co po wymianie jeńców może oznaczać wysłanie do jednostki szturmowej. Rosjanin podsłuchał rozmowę oficerów, gdzie starszy stopniem nakazywał nie oszczędzać żołnierzy i „iść do przodu bez względu na straty, o które ma się nie martwić, bo jak wszystkich ludzi wybiją, to jadą już następni z poboru”. Poborowy uznał, że w obu przypadkach czeka go śmierć, ale poddanie się gwarantuje mu kilka miesięcy życia.

Przestrzeń medialna jest pełna podobnych historii. Pokazanie jak Ukraina traktuje jeńców, ich historie z Rosji (wysyłanie nieprzygotowanych do walki, brak poszanowanie od strony dowódców dla życia podkomendnych) czy pozytywne reakcje cywili. Jest to istotne z punktu widzenia potencjalnego uszkodzenia kurskiej elektrowni jądrowej, co pojawia się w rosyjskich przekazach propagandowych. Odmienną taktykę medialną od początku konfliktu przyjmuje Rosja, której oficerowie wprost mówią o okrucieństwie wobec jeńców i cywili. Przykład opisaliśmy w tekście „Putin wysyła na Ukrainę nazistowskich rzeźników”.

Kurska Elektrownia Jądrowa

Kurska elektrownia jądrowa jest jedną z trzech największych elektrowni tego typu w Rosji i odpowiada za dostarczenie około 50 procent mocy w regionie. Dziewiątego sierpnia bieżącego roku internet obiegły informacje o działającej obronie przeciwlotniczej w Kurczatowie, mieście w którym znajduje się elektrownia jądrowa. Tego samego dnia doszło do uszkodzenia stacji elektroenergetycznej, która wyprowadzała moc z omawianej elektrowni. Spowodowało to przerwę w dostawie energii w części obwodu kurskiego.

Andrzej Wilk i Marcin Jędrysiak, analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich zauważyli w analizie „Ukraińska akcja zbrojna w obwodzie kurskim. Konsekwencje wojskowe i cele Kijowa”, że w rejonie elektrowni Rosjanie przystąpili do budowania umocnień, których postęp można dostrzec z kosmosu. 

Zaangażowanie sił Rosji w rejonie Kurczatowa ułatwia Ukraińcom działanie w innych rejonach. Obrona elektrownia jądrowej, ze względu na swoją rolę w systemie energetycznym, jest rosyjskim priorytetem. Tym samym Rosja musi zaangażować tam znaczne środki. Kijów niewiele jednak zyska na fizycznym zajęciu elektrowni z dwóch przyczyn.

Po pierwsze przez kwestię wizerunkową. Toczenie działań na terenie elektrowni jądrowej spotka się z negatywnym odbiorem części zachodniego społeczeństwa. W ludziach ciągle jest żywy strach po tragedii w Czarnobylu i Fukushimie. Ukraina prowadzi narracje pokazując swoją humanitarną stronę w toczonym konflikcie: dobre traktowanie jeńców i społeczeństwa. Stara się w ten sposób zjednać sobie dalszą pomoc.

– Wydaje się, że uderzenie na obwód kurski ma pokazać Zachodowi, że kraj dysponuje potencjałem do militarnego zwycięstwa w wojnie, a przez to zachęcić do dalszej pomocy finansowej i wojskowej – zauważają Wilk i Jędrysiak we wspomnianej analizie.

Drugą kwestią jest rachunek zysków i strat. Zajęcie elektrowni przeniesie ciężar odpowiedzialności z Rosji na Ukrainę, Kijów w przeciwieństwie od Moskwy nie może sobie pozwolić na blamaż w wyniku uszkodzenia elektrowni. A to mogą zrobić nawet wycofujący się Rosjanie, cedując winę na Ukrainę. Wojska ukraińskie nie potrzebują zająć obiektu by nękać rosyjską energetykę, uderzając w podstacje czy infrastrukturę liniową i zmuszając Rosjan do wyłączenia reaktorów. Pokazuje to, że Ukraina nauczyła się od Rosjan jak uderzyć by zabolało. Kreml konsekwentnie od 2022 roku obiera na cel ukraińską infrastrukturę energetyczną. Teraz to Kijów może zgasić światło Rosjanom.

Elektrownia jądrowa na Zaporożu

Na początku marca 2022 roku Rosjanie zajęli ukraińską elektrownię na Zaporożu. Od początku okupacji dochodziło do niepokojących sytuacji, o czym informowało BiznesAlert.pl. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) zgłaszała brak dostępu do jej elementów, w tym dachu, który według Ukrainy został przez Rosjan zaminowany. Tuż po przejęciu obiektu okupanci detonowali na jego terenie niewybuchy, a MAEA była informowana o składowaniu na terenie obiektu ostrej amunicji. Agencja apelowała o stworzenie na terenie elektrowni terenu zdemilitaryzowanego – bezskutecznie.

11 sierpnia 2024 roku doszło do pożaru na terenie Zaporskiej Elektrowni Jądrowej. Pierwotnie doniesienia medialne mówiły o zapaleniu przez Rosjan opon, zostały jednak zdementowane przez Miedzynarodową Agencję Energii Atomowej (MAEA). Podobnie potwierdziła, że na miejscu zdarzenia nie znaleziono śladów dronów. Do sprawy odnieśli się komentatorzy i eksperci, m.in. profil Napromieniowani na X, skupiający się wokół bezpieczeństwa powiązanego z energetyką jądrową. Autorzy wyjaśniają, że nie ma powodu do paniki, ponieważ chłodnia w której doszło do pożaru nie leży „w jądrowej części obiektu”. Tym samym ogień nie stwarzał zagrożenia reaktorom jądrowym.

Rosja oskarżyła Ukrainę o atak na elektrownię, nie udostępniła jednak materiałów na potwierdzenie tej tezy. Kijów stwierdził, że to odpowiedzialność Moskwy. Faktem jest, że to rosyjscy żołnierza mają kontrolę nad obiektem.

Dwa atomy jedna gra

Biełsat poinformował o słowach rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, które 17 sierpnia przekazało, że Ukraina szykuje się do ataku na elektrownię jądrową w Kursku i wezwało Zachód do reakcji. Warto zaznaczyć, że Rosja od zawsze grała strachem przed atomem, m.in. przed swoim arsenałem nuklearnym, co tłumaczył w rozmowach z BiznesAlert.pl Artur Kacprzyk, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Analogicznie obecnie postępuje z elektrowniami jądrowymi, grożąc ich uszkodzeniem w wyniku ataku Ukrainy, zasiewa swoją propagandę na bardzo żyznej emocji jaką jest strach. Kijów nie ma interesu w zajęciu kurskiej elektrowni jądrowej, jakiekolwiek jej uszkodzeniu po lub w trakcie zajęcia byłoby klęską wizerunkową, która mogłaby przełożyć się bezpośrednio na otrzymywane wsparcie. A bez pomocy Zachodu Ukrainę czekają jeszcze mroczniejsze czasy.

Marcin Karwowski

Kacprzyk: Broń jądrowa USA w Polsce może odstraszyć Rosję (ROZMOWA)